TOM 2 - Rozdział 32
Za namową BulionZKurczka zmieniłam imiona Harry'ego i Suzanne pod postacią bliźniaków na Evan i Veronica.
*-*-*
Gdy tylko Harry Potter wyszedł z windy i pojawił się w Atrium, został otoczony przez napalonych dziennikarzy. Każdy z nich próbował podejść, jak najbliżej do Chłopca, który jakimś cudem przeżył, żeby zadać mu najbardziej nurtujące ich pytania.
- Panie Potter... tutaj! - krzyczał jeden z dziennikarzy, przepychając się w stronę zielonookiego.
- Panie Potter, czy to prawda, że... - zaczął następny ochotnik.
- Panie Potter, co pan sądzi o tak nagłym aresztowaniu Dolores Umbridge?! - wrzeszczała kobieta najbliżej chłopaka.
- Czy to prawda, że podważył Pan kompetencje Ministra?
- Słyszeliśmy, że skrytykował Pan działania Ministra w sprawie ustawy, czy zechce nam Pan udzielić krótkiego wywiadu? - pytań nie było końca, każdy chciał znać opinie Potter'a na temat dzisiejszych wydarzeń. Jednak kiedy drzwi windy otworzyły się ponownie, a z niej wyszła para złotowłosych bliźniaków, prasa straciła całe swoje zainteresowanie Wybrańcem.
Tłum otoczył dwójkę młodych ludzi, którzy niewzruszeni ignorowali zaciekawionych dziennikarzy, ci jednak nie mieli najmniejszego zamiaru dać się zbyć. Bez względu na niezadowolenie samych zainteresowanych obrzucili ich masą pytań.
- Lordzie Morningstar, czy zechciałby Pan...
- Lady Morningstar, czy nie uważa Pani...
- Lordzie Morningstar, co Pan sądzi o działaniach Ministra?
- Zamierzacie poprzeć jego decyzje?
- Dlaczego ustawa nie przeszła?
- Co z tym wszystkim wspólnego ma Dolores Umbridge?
Tak... Może przydałoby się zacząć od początku. Cofnijmy się o pięć godzin wcześniej.
Suzanne i Harry zajęli wolne miejsca w sali obrad, które znajdowały się zaraz obok Dumbledore i James'a, szybko odstawili małą szopkę, po czym z jakąś dziwną satysfakcją patrzyli na zaskoczoną minę Ministra. Mężczyzna jednak długo w szoku nie pozostał, nie to co inni zebrani, szybko zaczął mówić, jak to wspaniale jest ich wszystkich widzieć i tym podobne bzdety. Suzanne w ogóle go nie słuchała, była zbyt zajęta obserwowaniem zgromadzonych. Najwięcej uwagi przeznaczyła na znalezienie tej jednej osoby. Znalazła ją, siedziała tam, zaraz obok Ministra, w obrzydliwie różowym szaliku i czarnej szacie. Odwróciła wzrok dopiero wtedy kiedy Minister oficjalnie rozpoczął obrady.
- Szesnasty września, zebranie Wizengamotu - zagrzmiał głos Scrimgeour'a, a protokolant, który siedział obok niego zaczął szybko pisać. - w sprawie głosowania na temat wprowadzenia w życie nowej ustawy. Główni pomysłodawcy: Rufus Scrimgeour, Minister Magii, Pius Thicknesse, Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Dolores Jane Umbridge, starszy podsekretarz w biurze ministra. Protokolant: Percy Ignacjus Weasley.
Dopiero po usłyszeniu tego nazwiska Suzanne przypomniała sobie o jeszcze jednym synu państwa Weasley, o Percy'm. Ron wspominał jej kiedyś o nim, podobno wyparł się swojej rodziny, kiedy to Harry stwierdził, że Voldemort powrócił, a Weasley'owie go poparli. Przeniosła swoje spojrzenie na Harry'ego, który siedział obok niej z zaciśniętymi pięściami. Położyła dłoń na jego ramieniu w pocieszającym geście. Wzrok chłopaka od razu padł na dziewczynę. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i nachylił w jej stronę, szepcząc jej na ucho.
- Umbridge odzyskała swoją pozycję...
- Zauważyłam. - odparła równie cicho.
- Pobyt w Mungu nie pozbawił jej przywilejów. Nie dobrze.
- Będą z tego kłopoty. - przyznała mu rację. Po chwili znów wsłuchiwali się w słowa Ministra, który nareszcie poruszył główny zamysł tej całej tajemniczej ustawy.
- Ministerstwo Magii zawsze miało problemy z polityką stosowaną wobec wilkołaków. - zaczął mówić Minister, a Harry i Suzanne gwałtownie się spięli, podobnie jak James i Syriusz. Blondynka od razu zrozumiała czego dotyczyć będzie ustawa i była pewna, że to spotkanie nie skończy się za ciekawie.
- W 1637 roku Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami sporządził Kodeks Honorowy Wilkołaków, który dawał wolność wilkołakom pod warunkiem, że raz w miesiącu na czas przemiany będą zamykać się w dobrze zabezpieczonym miejscu. Niestety, nikt nie chciał przyznać się do bycia wilkołakiem i przez lata rejestr ten, na którym każdy wilkołak miał wpisywać swoje dane osobowe, pozostał niekompletny i niewiarygodny, ponieważ wielu nowo ukąszonych starało się ukryć swoją kondycję i uniknąć nieuniknionego wstydu i wygnania. Z powodu niewielkiego zainteresowania i braku podpisów od wilkołaków, rejestr został zamknięty. - przypomniał zgromadzonym. - Dzisiaj, stajemy przed trudnym wyborem. Czasy w jakich żyjemy są niespokojne, wilkołaki są dla nas zbędnym zagrożeniem. Musimy się ich pozbyć, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Wszyscy wiemy, że spora wataha służy Sami-Wiecie-Komu, nie możemy ryzykować, że ktoś jeszcze się do nich przyłączy. Dlatego właśnie, razem z Dolores Umbridge sporządziłem Ustawę o Eksterminacji Wilkołaków.
Po chwili w sali wybuchła niemała wrzawa. Członkowie Wizengamotu zaczęli głośno dyskutować o pozytywnych i negatywnych stronach tej ustawy, wiele osób publicznie zgłosiło swój sprzeciw, w tym James. Mężczyzna w postaci Harry'ego gwałtownie wstał z miejsca, a przedmiotu leżące niedaleko niego zaczęły niebezpiecznie wibrować. Szklane przedmioty popękały, a pergaminy delikatnie się zwęgliły. Syriusz starał się uspokoić mężczyznę, niestety nieskutecznie. James spojrzał z mordem w oczach na Ministra, który delikatnie skulił się pod ostrzałem przeszywających, zielonych tęczówek, które na myśl przywoływały promień zaklęcia uśmiercającego.
- Ty jesteś głupi, czy tylko udajesz? - zapytał na granicy cierpliwości. Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem i lekkim rozbawieniem, no większość, zdecydowanie Umbridge miała w planach go zamordować. - Jesteś skończonym kretynem, jeśli myślisz, że wymordowanie całej rasy sprawi, że twoje problemy z Voldemortem zniknął! - krzyknął wściekły okularnik, a zebrani wzdrygnęli się na dźwięk imienia Czarnego Pana. - Głupotą jest obwinianie całej rasy za błędy pojedynczych jednostek. Nikt nie wybił całej naszej populacji, za błędy czarnoksiężników. Wilkołaki nie mają wpływu na swoją przemianę. Większość z nich woli pozostać neutralna, mają o wiele więcej swoich własnych problemów.
- Są niebezpieczne! - wykrzyknęła Umbridge, cała czerwona na twarzy. - Te obrzydliwe mieszańce, zagrażają nam czarodziejom! Mordują z zimną krwią, nie potrafią się opanować w towarzystwie, to nieokiełznane, mordercze bestie!
- Najwyraźniej miała Pani bardzo przykre doświadczenia z tymi stworzeniami. - stwierdziła "zmartwiona" Suzanne, inni patrzyli na złotowłosą dziewczynę z zaciekawieniem. - Wilkołak Panią zaatakował, Pani podsekretarz? - zapytała z zainteresowaniem i idealnie zagranym współczuciem.
- Och, oczywiście, że nie! - zaprzeczyła kobieta z obrzydzeniem wypisanym na twarzy. - Nigdy nawet nie zbliżyłam się do tych obrzydliwych podludzi.
- A więc stąd bierze się Pani niedoinformowanie. - orzekł Harry, który szybko zrozumiała o co chodzi Suzanne.
- Niedoinformowanie, Lordzie Morningstar? - zapytała zdziwiona kobieta o blond włosach, która siedziała w górnej ławie za Ministrem.
- Tak, Pani podsekretarz. - odpowiedział Harry. - Pani podsekretarz Umbridge jest niedoinformowana. Widzą państwo ja i moja siostra wychowaliśmy się w Ameryce, gdzie żądzą całkiem inne poglądy.
- Evan, ma rację. - potwierdziła słowa chłopaka, Suzanne. - Wszyscy rdzenni, amerykańscy czarodzieje są bardzo zżyci z naturą, w tym z magicznymi stworzeniami. Wilkołaki nie są tu wyjątkiem. Te stworzenia są niebezpieczne tylko podczas pełni, w inne dni to są normalni ludzie.
- Nasz nauczyciel był wilkołakiem. - wtrącił Neville, wywołując niemały szok u co po niektórych. - Na trzecim roku w Hogwarcie, uczył nas Remus Lupin, który jest wilkołakiem. Był on najlepszym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią od lat, jak dotąd tylko dwóch profesorów mu dorównywało.
- Zgadzam się z Panem Longbottom'em. - odezwał się po raz pierwszy, od rozpoczęcia zebrania Syriusz. - Remus Lupin był nie tylko świetnym nauczycielem, ale jest także wspaniałym człowiekiem.
- Jednak my mówimy tu o ogóle, nie o pojedynczych jednostkach. - przypomniała mu dość dobitnie Różowa Landryna.
- A jednak chcecie osądzać całą rasę za błędy nielicznych. - stwierdziła Suzanne, a na jej twarzy ukazał się uśmiech pełen satysfakcji. Przez chwilę wszyscy rozważali obie tezy próbując wybrać słusznie, jednak nie było to takie proste. Obie strony miały w pewnym sensie rację. Wilkołaki były zagrożeniem, ale przecież nie mogli wybić całej rasy, byłoby to nie zgodne z Kodeksem Honorowym Wilkołaków. Przez najbliższą godzinę trwała zażarta dyskusja na ten temat, aż w końcu musieli wybrać po której stronie się opowiedzieć.
- Dobrze więc. - odezwał się Minister, uciszając wszystkie rozmowy. - Kto jest za zatwierdzeniem Ustawy o Eksterminacji Wilkołaków? - naturalnie Minister, Dolores Umbridge i Percy od razu się zgłosili, a za nim podniosło ręce jeszcze kilka osób. - Kto jest przeciwko ustawie? - w tym przypadku zdecydowana większość uniosła dłonie, Minister rozejrzał się po sali, po czym z niezadowoleniem powiedział. - Ustawa nie przeszła. Zarządzam godzinę przerwy, za nim przejdziemy do następnej sprawy. - mówiąc to patrzył wymownie na złotowłose bliźniaki, po czym odwrócił się w stronę Różowej Ropuchy.
Suzanne i Harry rozmawiali cicho z Dumbledore wymieniając się przypuszczeniami co do dalszej części zebrania. Blondynka cały czas zastanawiała się, po co w ogóle Minister zwołał to zebranie i dlaczego zaprosił na nie akurat ich. Nagle poczuła na sobie czyiś wzrok, zaczęła się dyskretnie rozglądać po sali próbując wyłapać natarczywe spojrzenie. Po minucie natrafiła na zainteresowanego nią mężczyznę. Patrzył wprost na nią dziwnie zamyślony. Po chwili odwrócił wzrok pogrążając się w rozmowie z Ministrem.
- Kim jest ten mężczyzna? - zapytała Albusa, wskazując na ciemnowłosego faceta, który zajmował miejsce zaraz obok Umbridge.
- A, to jest Pius Thicknesse. - odpowiedział Dumbledore.
- Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów? - dopytywała, nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- Tak dokładnie ten.
Suzanne była lekko zdenerwowana. Thicknesse jest nią zainteresowany, a to nie wróży nic dobrego. Z ciekawości przeniosła wzrok na Umbridge. Kobieta patrzyła na nią z obrzydliwym uśmiechem pełnym zadowolenie. W tym momencie wszystko do niej dotarło.
- Dziadku, czy archiwum nie znajduje się przypadkiem w Departamencie Przestrzegania Prawa?
- Tak. Skąd to pytanie? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Można do niego wejść samodzielnie? - spytała, całkiem ignorując jego poprzednie pytanie.
- Jeśli jest się wysoko postawionym urzędnikiem lub za zgodą szefa departamentu, ale i tak większość osób pomimo tego woli iść z kimś kto lepiej zna się na rzeczy. - wyjaśnił, patrząc na nią z zaciekawieniem.
- Kto ma takie kwalifikacje?
- Thicknesse na przykład. O co chodzi? - zapytał zmartwiony mężczyzna widząc jak dziewczyna gwałtownie zbladła.
- To pułapka. - szepnęła przerażona
- Co? - zapytał zbity z tropu.
- Ustawa to jedynie przykrywka, żeby nas tu zwabić. - zaczęła mówić, rozglądając się dyskretnie dookoła, Harry, James, Syriusz i Neville razem z babką przybliżyli się aby jej wysłuchać. - Pomyślcie, to logiczne, że nikt nie zgodzi się na masowe wybicie wilkołaków każdy by to przewidział, nawet Scrimgeour. Oprócz sekretarzy i podsekretarzy wezwał na głosowanie osoby, które zagrażają jego pozycji najbardziej. Syriusz został wtrącony do więzienia bez procesu, okazał się niewinny ministerstwo długo będzie za to pokutować chyba że coś na niego znajdą. Harry sprzeciwił się ministerstwu na czele z Dumbledore'em. Gdy okazało się, że Voldemort naprawdę powrócił stali się jedynym prawdziwym źródłem informacji, ludzie zaczęli wam ufać, popierać was. Longbottom'owie to stara rodzina czystej krwi, a co najważniejsze rozbita przez śmierciożerców, zawsze staną przeciwko Voldemortowi, nie macie powiązań z Zakonem, przynajmniej Minister o nich nie wie. Zakłada, że opowiecie się po stronie Ministerstwa. No i Morningstar'owie, ród królewski, neutralny, nie opowiedzieli się po niczyjej stronie, niebezpieczni, ale za wysoko w hierarchii by ich po prostu usunąć.
- O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony Neville.
- Odbędzie się proces przeciwko mnie i Harry'emu, pewnie jeszcze podciągną pod to dziadka. - wytłumaczyła nadzwyczaj spokojnie.
- Niby jaki proces? Za co. - spytał zdziwiony i zdenerwowany James.
- A czy to ważne za co? - odparła. - Chcą nam pokazać, że nie jesteśmy nietykalni.
- Ale nic na Was nie mają. - stwierdził Neville. - Przecież nikt nie zna waszej prawdziwej tożsamości, a w tej postaci macie czystą kartę.
- Trzy osoby wiedzą o mojej prawdziwej tożsamości. - powiedziała, a reszta spojrzała na nią przerażona. - Scrimgeour, Umbridge i Thicknesse.
- Pius? - zapytał zaskoczony dyrektor.
- Na pewno pomagał im zdobyć akta z archiwum, Umbridge jako pierwsza się dowiedziała, później był Scrimgeour. - wyjaśniła przyglądając się Ministrowi. - Dlatego poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy. Chce nas zwabić. Wie, że nie pójdę sama, oczywiście poszłabym z Harry'm. Miałby nas na tacy.
- Nawet jeśli, nadal nic na was niej mają. - stwierdził Syriusz, jednak widząc ich miny nie był już tego taki pewien. - Bo nie mają, prawda?
- Teoretycznie nie. - odparł blondyn, spuszczając wzrok na podłogę.
- W praktyce, mogą nas posądzić o psychiczne znęcanie się nad "nauczycielką". - dodała Gryfonka.
- Czekaj! Co!? - zawołał zaskoczony Syriusz, troszkę głośniej niż zamierzał. Ludzie spojrzeli na niego dziwnie, po czym zignorowali i wrócili do swoich spraw.
- Oczywiście, nie mogą nam tego udowodnić, poza tym znęcanie się to trochę za mocne słowa. - wyjaśniła. - Umbridge jest niebezpieczna i bez proszku koszmarów.
- Podaliście jej coś!? - zapytał zaskoczony James.
- Proszek na koszmary, oczywiście nie przewidzieliśmy skutków ubocznych. - wytłumaczyła się z bardzo nieodpowiednim w tym momencie uśmiechem.
- Jasne. - mruknęli pod nosem pierwsi Huncwoci.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał zainteresowany Dumbledore.
- Dam naszemu Ministrowi złudne uczucie kontroli, zniszczy sam siebie nawet o tym nie wiedząc. - odparła dziewczyna. Rufus w tym momencie wstał ze swojego miejsca i wyszedł z pomieszczenia, Umbridge ruszyła zaraz za nim. - Już czas. - szepnęła.
Pięć minut później, Suzanne i Harry znajdowali się już w windzie razem z Landryną i pożal się Merlinie, Ministrem Magii. W ciszy słuchali denerwującego głosu oznajmiającego im na którym piętrze się zatrzymują. W końcu po kilku minutach znaleźli się na pierwszym piętrze, gdzie znajdowało się biuro Ministra. W ciszy przeszli przez korytarze, aż dotarli na miejsce. Pomieszczenie było duże i przestronne, na samym środku stało dębowe biurko, a przed nim ustawione zostały dwa wygodne fotele. Minister pozwolił im zająć miejsca, po czym sam zasiadł za biurkiem, Różowa Ropucha stanęła zaraz za nim.
- Cieszę się, że zgodził się Pan tu dzisiaj zjawić, Lordzie Morningstar. - zaczął Scrimgeour.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie Ministrze. - odparł Harry. Suzanne miała szczerą ochotę roześmiać się głośno, jednak w ostatniej chwili zdążyła się powstrzymać. Jak na razie lepiej dla nich, żeby unikali kłopotów. - Z tego co mi powiedziała moja droga siostra wynika, że miała to być rozmowa w cztery oczy. - dodał chłopak, patrząc znacząco na Umbridge. Ta jedynie uśmiechnęła się, w jej mniemaniu słodko i piskliwym głosem odpowiedziała.
- Oczywiście miał być to środek zapobiegawczy ujawnieniu państwa prawdziwych tożsamości. Nie mylę się, panno Dumbledore? - zapytał spoglądając wprost w oczy dziewczyny.
- Nie, nie myli się Pani. - odparła nadzwyczaj spokojnie. - Jeśli wszystko jest już jasne...
- Jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy. - przerwał jej Minister. - Znamy Pani tożsamość, ale co z Panem?
- Nie widzę potrzeby, abym miał się ujawnić. Powinno wam wystarczyć tylko to, że jestem prawowitym Lordem Morningstar'em. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Skąd mamy mięć pewność, że to rzeczywiście prawda? Równie dobrze może się Pan pod niego podszywać. - odrzekła Ropucha, a Scrimgeour zgodził się z nią.
- Mogę za niego poręczyć.
- Możecie być w zmowie. - stwierdziła Umbridge, po czym dodała. - Żądam pełnego testu krwi.
- Nie wyrażam na to zgody. - zaprzeczyła od razu Suzanne, a Harry spojrzał na nią lekko zaskoczony. - Nie pozwolę na wyjawienie tajemnic rodzinnych przez Pani głupie pomysły. Nie pozwolę na wykonanie pełnego testu krwi, mogę wyrazić zgodę jedynie na potwierdzenie pokrewieństwa między nami. To moja ostatnia propozycja.
- Niech i tak będzie. - przystał na jej pomysł mężczyzna. - Dolores. - zwrócił się do kobiety. - Czyń honory. - Umbridge skierowała różdżkę na Harry'ego i Suzanne, po czym machnęła różdżką i cicho wypowiedziała jakąś długą formułkę. Po zaledwie kilku minutach w jej dłoni pojawił się zapisany kawałek pergaminu. Kobieta skrzywiła się po przeczytaniu treści kartki, a następnie przekazała ją Ministrowi.
- Kuzynostwo. - przeczytał na głos.
- Nasi pradziadkowie byli rodzeństwem. - wyjaśnił Harry.
- Tylko, które z Was wywodzi się z głównej linii? - zapytała Umbridge, całkiem nie zwracając uwagi na swój brak szacunku.
- Ja. - odparła Suzanne z małym uśmiechem. Widząc szok na ich twarzach, prawie się roześmiała. - Dobrze, to może przejdźmy już do głównego celu spotkania. - zaproponowała.
- Chcemy wiedzieć, po co zostaliśmy tu zaciągnięci. - dodał od siebie Harry. - Chyba nie mamy żadnych problemów z prawem? - "no i brawa dla tego pana" pogratulowała mu w myślach Suzanne.
- Właściwie to... - zaczął Minister, jednak nie dane mu było dokończyć.
- Tak. - wtrąciła Różowa Landryna z mściwym uśmiechem. - Panna Dumbledore została oskarżona o doprowadzenie swojej nauczycielki do szaleństwa i spowodowanie trwałego uszczerbku na jej zdrowiu psychicznym.
- Przepraszam, ale ma Pani jakieś dowody? - zapytał najspokojniej, jak potrafił Harry.
- Och, na pewno coś by się znalazło. Jednak po co przedłużać sprawę skoro można użyć Veritaserum. - stwierdziła, zbliżając się do dziewczyny z fiolką przeźroczystego eliksiru w ręce.
- Nie ma Pani prawa! - zawołał chłopak gwałtownie wstając z miejsca. Został niestety szybko unieszkodliwiony zaklęciem przez Ministra.
- Wiecie, że to się źle dla was skończy. - zaznaczyła blondynka. - Zaatakowaliście bezpodstawnie członków królewskiego rodu.
- Kiedy z wami skończę, będziecie nikim. - powiedziała kobieta i machnięciem różdżki przytwierdziła Suzanne do fotela. - Istnieje spora szansa, że oboje zgnijecie w Azkabanie.
- Nie byłabym tego taka pewna. - odparła dziewczyna z tajemniczym uśmiechem. W tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Harry'emu udało się przezwyciężyć moc zaklęcia, przez co zdołał szybko obezwładnić Scrimgeour'a. Suzanne cofnęła czar, który rzuciła na nią Różowa Ropucha i za nim ta zdążyła jakkolwiek zareagować leżała już nieprzytomna na ziemi przez celną Drętwotę w wykonaniu Harry'ego. - Mówiłam.
- Co teraz? - zapytał Harry, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Musimy zmienić ich wspomnienia. - odpowiedziała Suzanne, zbliżając się powoli w stronę Ministra.
- Okej, a jak chcesz to zrobić? - spytała, a ona spojrzała na niego, jak na ostatniego kretyna.
- Serio? Czego uczył cię Sal przez kilka miesięcy?
- Eee... A! - zawołał już rozumiejąc. - Oklumencja.
- Brawo, Sherlocku. - mruknęła pod nosem. - Lepiej ja to zrobię, jeszcze namieszasz im w głowie.
- Przyznaj, że nie byłoby ci jej szkoda. - powiedział wskazując na Ropuchę.
- A czy ja coś takiego powiedziałam? - zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź weszła do umysłu mężczyzny. Uznała, że najlepiej będzie pozmieniać nie tylko dzisiejsze wydarzenia, ale także fakty związane z jej prawdziwą tożsamością. Po kilku minutach wyszła z umysłu Ministra zadowolona.
- Co konkretnie zmieniłaś?
- Od teraz nie będzie wiedział, że Suzanne Dumbledore i Veronica Morningstar to ta sama osoba. - odparła. - Trzymałam się historii Salazara. Przyjechaliśmy tutaj z Ameryki, Scrimgeour szybko się o tym dowiedział i poprosił nas o spotkanie zaraz po dzisiejszym głosowaniu. Wyłapałam w jego umyśle kilka ciekawych informacji.
- Konkretnie? - dopytywał.
- Chciał nas przesłuchać i tak, jak podejrzewałam postawić przed Wizengamotem. - wytłumaczyła, idąc w stronę nieprzytomnej kobiety. - Większość członków w Wizengamocie wie o nadchodzącej rozprawie.
- Cholera, co teraz? - zapytał przestraszony.
- Nie ma co się tak denerwować. Minister najwyraźniej jest idiotą, bo nie powiedział kogo będzie owa rozprawa dotyczyć, najwyraźniej chciał to zachować w tajemnicy, jak najdłużej. Żeby ktoś nas przypadkiem nie ostrzegł.
- No dobrze. To ułatwia sprawę, ale skąd wytrzaśniesz nam teraz jakiegoś kryminalistę? - chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym przenieśli wzrok na Umbridge.
- Najwyraźniej gwiazdka będzie w tym roku wcześniej.
Rufus Scrimgeour poczuł jak jakaś siła próbuje go postawić do pionu. Ból głowy zdecydowanie utrudniał mu logiczne myślenie, jednak gdy poczuł delikatną dłoń na swoim policzku szybko się ocknął. Powoli otworzył oczy i spojrzał na śliczną blondwłosą dziewczynę stojącą koło niego i delikatnie pochylającą się w jego stronę, dzięki temu miał idealny widok na jej obszerny z dekolt. Dziewczyna coś mówiła, jednak nic do niego nie docierało. Dopiero po około minucie zdołał zrozumieć słowa blondynki.
- Panie Ministrze, słyszy mnie Pan? - zapytał spokojnie.
- Tak. - odparł lekko ochrypłym głosem. Na twarzy dziewczyny ukazał się przepiękny uśmiech, który był niesamowicie urzekający. Blondwłosa piękność podała mu szklankę wody, którą przyjął z wdzięcznością.
- Już Panu lepiej?
- Tak, ale co się stało? - spytał niemrawo.
- Och, nie pamięta Pan? Ta kobieta, Dolores Umbridge, Pana zaatakowała. - wyjaśniła, jednak on nie mógł sobie niczego przypomnieć. Ostatnie co pamiętał to, jak wchodził do swojego gabinetu z dwójką bardzo podobnych do siebie osób i Umbridge. Nagle podniósł głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dolores siedziała związana i nieprzytomna w rogu gabinetu, niedaleko niej stał blondwłosy chłopak, niebywale podobny do dziewczyny. - Może Pan teraz nie pamiętać, ale prosił nas Pan o spotkanie. Jestem Veronica Morningstar, a to mój brat Evan. Mieliśmy porozmawiać o jakiejś bardzo ważnej sprawie, ale nie zdążyliśmy, ponieważ Pani Umbridge wpadła tutaj i rzuciła na Pana Ministra jakieś zaklęcie. Niestety nie za dobrze znam się na czarach, od tego jest Evan. Ja zdecydowanie lepiej sobie radzę z eliksirami. Mój brat obezwładnił ją, a ja próbowałam Pana obudzić.
- Ile byłem nieprzytomny?
- Około półgodziny. Niedługo kończy się przerwa. - uświadomiła mu dziewczyna.
- No tak, rozprawa. - przypomniał sobie. - Mieliśmy osądzić Dolores za jej zbrodnie z czasów, gdy uczyła w Hogwarcie.
- Jakie zbrodnie? - zapytała zaciekawiona.
- Używała na uczniach Krwawego Pióra, znęcała się nad nimi fizycznie i psychicznie. - wytłumaczył, Veronica spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Teraz możemy jeszcze doliczyć ten atak. Mam nadzieję, że Pani nic się nie stało.
- Och, ze mną wszystko w porządku. - odparła delikatnie zarumieniona. - Jednak ciekawi mnie, dlaczego nie była w zamknięciu?
- Nikt nie wiedział, obawiałem się, że ktoś mógłby ją ostrzec.
- Wybaczy Pan Ministrze - zaczął Evan. - musiałem wezwać aurorów, to chyba nie problem?
- Ależ oczywiście, że nie! - odparł mężczyzna. - Tak będzie najlepiej.
- Może my już udamy się na salę, nie chcielibyśmy się spóźnić.
- Naturalnie. - powiedział Scrimgeour, bliźniaki wyszły z pomieszczenia, po czym w ciszy zaczęli zmierzać w stronę windy. Po drodze minęli trójkę aurorów, którzy już chwilę później weszli do gabinetu Ministra. Kiedy byli już w windzie roześmiali się głośno.
- To było genialne! - stwierdził Harry rozbawiony.
- Wiem o tym. Nie wierzę, że to się udało.
- A twoja gra aktorska! - zawołał chłopak. - To był majstersztyk!
- Tobie też poszło całkiem nieźle. - przyznała Suzanne.
- Wreszcie pozbędziemy się Umbridge. Przynajmniej na kilka lat.
- Jeśli przeżyje kilka lat w Azkabanie, to i tak pewnie będzie chora na głowę. Nawet bez dementorów to miejsce oddziałowuje mocno na psychikę. Ona i tak ma resztki zdrowego rozsądku.
- Czyli szykujemy dla niej miejsce w Św Mungu?
- Tak, najlepiej zaraz obok Lockhart'a. - stwierdziła Suzanne, po czym znowu roześmiali się głośno.
Severus Snape siedział w swoich komnatach razem z Danem, wspólnie wspominali dawne czasy przy szklance Ognistej Whiskey. Mistrz Eliksirów już dawno odkrył, że Dan Cortez jest wrzodem na dupie, wkurza wszystkich dookoła samym swoim istnieniem. Jednak mężczyzna ten miał pewną wyjątkową zdolność zjednywanie sobie ludzi, nie ważne jak bardzo byś go nienawidził i jak bardzo by cię denerwował, to i tak w końcu przyjdziesz do niego po radę. W tym przypominał mu trochę Albusa. W sumie nie tylko w tym, był jeszcze jedna taka cechą, która go nadmiernie irytowała. Dan był niesamowicie dobrym obserwatorem, a na dodatek zawsze wiedział więcej niż powinien. Tak też było i w tej sytuacji.
- Powiedz mi, co cię łączy z Suzanne? - Snape zakrztusił się Whiskey, kiedy usłyszał tak bezpośrednie pytanie.
- Przecież wiesz. - odparł mężczyzna. Widząc spojrzenie przyjaciela westchnął zrezygnowany. - Nic, kompletnie nic.
- Ale czujecie coś do siebie. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Skąd ten wniosek? Nie wydaje mi się, że cokolwiek jest między mną, a tą dziewuchą. - powiedział, natomiast Dan patrzył na niego, jak na kretyna.
- Wiesz, że mnie nie okłamiesz? - przypomniał mu dość dobitnie.
- Ja nie kłamie.
- Jasne...
- Nie w takich sprawach. - sprostował.
- Sev, mnie nie nabierzesz. Dobrze wiesz, że ja i Minerwa cały czas wymieniamy się informacjami.
- No i co takiego powiedziała ci ta stara pl... nasza droga przyjaciółka? - spytał.
- Opowiedziała mi co nie co o waszej poprzedniej rozmowie. - odparł.
- Której? - zgrywał głupiego.
- Tej po pijaku. W wakacje. - dodał, wiedząc, że takich rozmów mieli wiele w ostatnim czasie. - Możesz okłamywać mnie i Minerwę, ale nie okłamuj siebie.
- Ja jestem ze sobą w zupełności szczery. - powiedział pewnie. - Nic nie czuję do Suzanne Dumbledore, jest ona jedynie moją uczennicą, nie łączą mnie z nią żadne inne relacje. Nie mam zamiaru...
Jego niesamowitą wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. Było już sporo po ciszy nocnej, więc Snape nie spodziewał się żadnego gościa. Podszedł niepewnie do drzwi i otworzył je z dozą ostrożności. W przejściu stał właśnie obiekt ich rozmowy.
- Dobry wieczór, profesorze! - przywitała go z ogromnym uśmiechem Suzanne, nauczyciel od razu poczuł od niej delikatną woń alkoholu.
- Jesteś pijana? - zapytał, dobrze znając odpowiedź. Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa, po czym wślizgnęła się do jego kwater. Snape mruknął pod nosem ciche przekleństwo i zamknął drzwi do swoich komnat. Odwrócił się powoli w jej stronę. Stała przed nim lekko zgarbiona, patrzyła mu prosto w oczy. - Doczekam się odpowiedzi?
- No, trochę wypiłam. - powiedział niechętnie wbijając spojrzenie w podłogę.
- Nie powinnaś. Pamiętasz, jak to się skończyło ostatnio?
- Och, tym razem nie piłam ze Slughorn'em! - odrzekła. - Harry chciał uczcić dzisiejszy sukces. Zrobiliśmy małą imprezę w Pokoju Wspólnym.
- To dlaczego jesteś tutaj?
- Żeby świętować. - powiedziała, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie.
- Nie mam powodu do świętowania. - odparł profesor patrząc na dziewczynę zmęczonym wzrokiem. Nie miał ochoty męczyć się z pijaną uczennicą, tym bardziej tą konkretną, nie kiedy Dan siedzi za ścianą. Nagle przerwał swoje rozmyślania, kiedy usłyszał głos Gryfonki zdecydowanie za blisko siebie.
- To trzeba owy powód stworzyć. - szepnęła mu na ucho. Zanim Snape zdążył zrozumieć o co chodzi, poczuł ciepłe wargi dziewczyny na swoich ustach. Zaskoczony nie wiedział, jak zareagować z początku stał w miejscu, jak kołek, jednak kiedy poczuł język dziewczyny na swoich wargach od razu zareagował. Przysunął się do niej bliżej, położył dłoń na jej policzku i pogłębił pocałunek. Całowali się namiętnie z takim samym zaangażowaniem, żadne z nich nie chciało tego przerywać. Suzanne zarzuciła mu ręce na ramiona, splotła swoje dłonie na jego karku i przysunęła się jeszcze bliżej. Severus czuł teraz wyraźnie jędrne piersi dziewczyny na swojej klatce piersiowej, coraz trudniej było mu się opanować. Patrzył na dziewczynę z pod przymrużonych powiek i nie mógł nie przyznać, że wygląda przepięknie. Jej długie, czarne rzęsy rzucały delikatny cień na jej zarumienione policzki, a jej usta były niebywale delikatne. Nagle poczuł, że jego członek sztywnieje, to pozwoliło mu się lekko opamiętać. Dan dalej był w jego salonie. Po chwili przyjemne ciepło drugiego ciała zniknęło, zastąpione zimną pustką i rozczarowaniem. Snape otworzył oczy i od razu trafił na błękitne tęczówki Suzanne. Gryfonka uśmiechnęła się szeroko, po czym powiedziała. - Mam nadzieję, że to wystarczający powód do świętowania.
Zmierzyła go wzrokiem, a następnie odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi. Kiedy jej ręka dotknęła klamki spojrzała na jakiś punkt za nim i uśmiechnęła się szerzej.
- Cześć, Dan! - krzyknęła i wyszła z jego kwater. Severus zaskoczony stał w miejscu, po minucie tępego patrzenia się w drzwi, odwrócił się w stronę przyjaciela który stał w przejściu i patrzył na niego z pełnym satysfakcji uśmiechem.
- "Nic nie czuję do Suzanne Dumbledore", tak?
*-*-*
Aaaaa!
Jezu, PISZCZĘ!!!
Powiem szczerze, ta ostatnia sytuacja zaświtała mi dopiero wczoraj, dlatego też tak długo nie było rozdziału, bo chciałam, żeby taka sytuacja miała miejsce, ale nie wiedziałam jak to napisać. A wam jak się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top