TOM 2 - Rozdział 7
Albus Dumbledore odpoczywał w swoim gabinecie po wydarzeniach z wczorajszego wesela. Nigdy nie spodziewał się takiego zwieńczenia wieczoru. Z opowieści Suzanne wiedział, że Harry i Pan Malfoy są razem, ale nie sądził, że wszystko rozwinie się tak szybko. Poza tym był dumny ze swojej wnuczki, zdawał sobie sprawę, że miała w tym przedsięwzięciu spory udział. Z uśmiechem na ustach wspominał dalszą część imprezy. Bo było co wspominać! Na pewno na długo zapamięta sobie tańczącego, półnago Horacego. Choć widok nie był zbyt przyjemny, na pewno nadawał się idealnie na materiał do szantażu. W trakcie całej uroczystości zdołał odnowić kontakty ze starymi znajomymi oraz sprostować kilka spraw. On i Minerwa wrócili do Hogwartu koło trzeciej rano. Z tego co pamiętał Suzanne opuściła wesele wcześniej. Ale nie sama. Tak... kiedy zobaczył, jak około pierwszej aportuje się wraz z Mistrzem Eliksirów, przeżył nie małe zaskoczenie. Severus dość nie chętnie przyszedł na ślub byłego ucznia, tym bardziej, że dzień wcześniej był na zebraniu śmierciożerców. Czynnikiem, który spowodował jego pojawienie się w Norze był alkohol. Niestety Snape nie miał co liczyć na swoje prywatne zapasy. Zostały one skonfiskowane przez Minerwe, było to gdzieś w połowie czerwca. Ten argument przekonał go ostatecznie. Oczywiście Albus wiedział, że Severus nie spije się do nieprzytomności, nie po wydarzeniach z Sylwestra. Oj! To była dopiero zabawa! Mistrz Eliksirów odwiedził go w Nowy Rok, gdzieś koło południu. Przyznał się, że nie pamięta nic z tego wieczoru, oprócz momentu przybycia, sięgnięcia po Ognistą i fragmentów jego rozmowy z Suzanne. Mężczyzna niechętnie powiedział mu o tym, że nie pamięta jak wrócił do swoich kwater, ale wiedział, iż na pewno nie był sam. To dało Albusowi do myślenia. Zapytał profesora, dlaczego tak uważa, a on odparł mu, że w swoich kwaterach znalazł dwie puste butelki po winie, które pije tylko w towarzystwie i czerwoną wstążkę, miał ją nawet ze sobą. Kiedy dyrektor dokładnie przyjrzał się przedmiotowi, stwierdził, że może należeć tylko do jednej osoby. Jednak nie wspomniał profesorowi o swoich domysłach. Zrezygnowany nauczyciel opuścił gabinet dyrektora z cichym podziękowaniem, a Albus zaczął opracowywać diabelski plan. Oczywiście, że wiedział do kogo należała ta czerwona wstążka, w końcu sam ją ofiarował swojej wnuczce. Starał się zbliżyć te dwójkę do siebie, plusem była ich wspólna praca nad eliksirami, która pozwalała im się lepiej poznać. Był strasznie wdzięczny przeszłemu sobie za tak genialną decyzję. Jednak przez cały ten czas nic ciekawego się nie działo. Aż do wczoraj kiedy to wspólnie opuścili towarzystwo, Severus nie był pijany, sam widział jak wypija eliksir trzeźwiący. Był w pełni świadomy tego co robi, nie mógł ukryć, że aż korciło go, aby wybrać się do lochów, żeby zobaczyć co tam się dzieje. Niestety powstrzymała go mała sówka, która zaczęła dobijać się do jego okna.
Tym czasem w lochach para geniuszy pracowała nad wzmocnieniem osłony zamku. Suzanne była wdzięczna Mistrzowi Eliksirów za pomoc, gdyby nie on, nie mogła by nawet przeczytać głupiej książki. Wczorajszej nocy wdali się w interesującą dyskusję, na temat prac nad barierą. Mała nie chętnie przyznała, że nie może dostać się do swojego księgozbioru, wtedy Snape zaproponował jej swoją pomoc. Koło pierwszej wrócili do zamku i od razu zabrali się do pracy. Oczywiście nie obeszło się bez kłótni i wyzwisk, ale one dodawały im tylko energii do dalszego działania. Już o dziesiątej mieli wykonaną pełną kombinację. Nie wiedzieli na czym mogli by ją przestestować, dlatego poszli na żywioł.
Albus patrzył prosto w oczy Ministra, który przybył do szkoły zaledwie chwilę temu. List, który otrzymał godzinę temu nie ujawnił powodu wizyty Scrimgeour' a w Hogwarcie. Podejrzliwie spoglądał na mężczyzne wyczekując jego wyjaśnień.
- Może cytrynowego dropsa? - spytał uprzejmie, nie dając po sobie poznać niezadowolenia z wizyty. Nie chciał mieć ponownie Ministerstwa na głowie. Kiedy Rufus odmówił, sam wziął jednego cukierka do buzi nadal nie spószczając wzroku z Ministra. - W swoim liście nie przekazał Pan zbyt wielu informacji. - zaczął.
- Nie chciałem Pana niepokoić, dyrektorze. - odparł, przyglądając się podejrzliwie starcowi. - Przyszedłem tutaj, bo jestem zmuszony poruszyć pewną ważną kwestię. - Dumbledore spoważniał, a z jego oczu zniknęły wesołe iskierki.
- A więc słucham. - powiedział twardo.
- Ostatnio zainteresowałem się jedną uczennicą Hogwartu. - zaczął Minister, a Albus już przeczuwał, że ta wizyta nie skończy się dobrze. - Widziałem się z nią tylko dwa razy, ale wywarła ona na mnie ogromne wrażenie.
- Tak? - wtrącił zirytowany. Chciał to skończyć zanim się jeszcze zaczęło. - O kogo chodzi?
- I tu pojawia się problem. Przedstawiła mi się jako Suzanne Dumbledore, ale mam powód by sądzić, że skłamała.
- Dlaczego tak Pan uważa? - zapytał niby niewinnie.
- Bo ktoś taki nie istnieje. - odparł Minister.
- Przepraszam, ale muszę wyprowadzić Pana Ministra z błędu. Suzanne Dumbledore istnieje i jest nawet tutaj, w zamku. Jest moją wnuczką. - powiedział, używając swojego pobłażliwego tonu. Człowiek czuł się w takiej sytuacji, jak dziecko, które nic nie rozumie, jednak Scrimgeour już od dawna nie był dzieckiem.
- Och, Dumbledore nie pogrywaj ze mną! - krzyknął sfrustrowany. - Obaj wiemy, że to kłamstwo! Według akt twoja wnuczka nie żyje od 16 lat i nawet wtedy nie nazywała się Dumbledore tylko Black. A może jednak Morningstar? - zakpił mężczyzna, a Albus nie miał żadnej drogi ucieczki. - Ile zamierzałeś ukrywać, że ostatnia dziedziczka królewskiego rodu żyje?
- Tyle ile byłoby trzeba. - odpowiedział bezwahania. - Masz rację, Suzanne nie umarła 16 lat temu. Nawet nie było jej wtedy w domu. Ja i Minerwa zabraliśmy ją dzień wcześniej, tu, do Hogwartu. - nie widział sensu już tego ukrywać, w ostateczności wyczyści mu pamięć i usunie akta z Archiwum.
- Czemu nie powiadomiłeś o tym Ministerstwa? - zapytał sztywno Rufus.
- To akurat głupie pytanie. - odparł, na co mężczyzna przewrócił oczami. Zrezygnowany zaczął tłumaczyć. - To było dla jej bezpieczeństwa, Voldemort dalej infiltrował Ministerstwo, nikomu nie można było ufać. Zatajniliśmy fakt o przeżyciu Suzanne i ukrywaliśmy ją w szkole. Gdy Pan Potter pokonał Voldemorta mogliśmy odetchnąć swobodnie, jednak uznałem, że i tak zachowam jej istnienie w tajemnicy.
- Przecież było już bezpiecznie...
- Bezpiecznie! - przerwał mu wzburzony. - Nie, nie było bezpiecznie. Wtedy dopiero stało się groźnie. Śmierciożercy byli zdesperowani i zdeterminowani, żeby pomścić swojego Pana. Suzanne od swoich narodzin, aż do teraz jest na ich celowniku. Nic się nie zmieniło, nawet wtedy gdy Voldemort zniknął. Jego wierni słudzy dalej jej szukali. Nie zraził ich nawet akt zgonu. - furia w jego głosie była aż nazbyt wyczuwalna.
- Co się z nią działo przez ostatnie 16 lat? - spytał Minister w ogóle nie zrażony wybuchem dyrektora.
- Pierwsze pięć lat spędziła w szkole, następne pięć w Ameryce, a kolejne w różnych krajach Europy. - wyjaśnił krótko. - W tamtym roku zaczęła uczęszczać na szósty rok. Jej wyniki są wzorowe, a zachowanie, no... znośne.
- Chce z nią porozmawiać. - nie była to prośba, tylko rozkaz, który bardzo nie spodobał się Dumbledore' owi.
- Nie wyrażam na to swojej zgody.
- Nie możesz! - wykrzyknął zdenerwowany.
- Mogę. Jestem jej prawnym opiekunem, aż do czasu kiedy uzyska pełnoletność, a do tego zostało jeszcze trochę czasu. A teraz jeśli to wszystko to...
Niestety nie dane mu było dokończyć, ponieważ usłyszał donośny huk i poczuł mocny wstrząs. Przestraszony wybiegł z gabinetu nie zważając na krzyki Ministra, po czym udał się do źródła wybuchu. Wszedł do Wielkiej Sali i stanął w miejscu zaskoczony oraz ciutkę rozbawiony. Na końcu pomieszczenia siedzieli Mistrz Eliksirów i Suzanne. Byli dalej w niezłym szoku, dopiero widok dyrektora otrzeźwił ich na tyle, że byli w stanie wszcząć kłótnie.
- Ty idiotko! - wykrzyknął w jej stronę czarnooki. - Mówiłem, że to ja naniosę runy! Najwyraźniej ręka Ci się trzęsła i zapisałaś je niepoprawnie!
- Ja idiotką!? - spytała zdenerwowana. - To Pan uważa, że Runa Łącząca będzie poprawnie działać tylko po środku układu!
- Nie! To była twoja arogancja i poczucie wyższości! - kłócił się dalej. - Mówiłem, żebyśmy najpierw to przetestowali, a nie bez żadnej pewności. Ze szczęściem jako kompanem, jak to wszyscy Gryfoni. - ostatnie słowo wypowiedział tak, jakby było najgorszą obelgą.
- No oczywiście! Wszystko wina Gryfonów, bo przecież Ślizgoni nigdy się nie mylą! - dodała z ironią.
- A żebyś wiedziała, Dumbledore. - odparł z triumfem w głosie.
- Mam przypomnieć kto zapomniał dodać soku z ciemiernika, przez co cały jego eliksir wybuchł? - zapytała ze zwycięskim uśmiechem, na co Snape spojrzał na nią z mordem w oczach.
- Khm, khm... - dwójka awanturników spojrzała w stronę dyrektora i drugiego mężczyzny. Od razu wstali na równe nogi i nie było nawet po nich widać, że przed sekundą skakali sobie do gardeł. - Mogę wiedzieć o co poszło tym razem?
- Ten idiota...
- Zważaj na język, Dumbledore. Nadal jestem twoim profesorem. - syknał do niej Snape przez zaciśnięte usta.
- No dobrze. - jęknęła. - Profesor Snape pomagał mi w ułożeniu poprawnej kombinacji, jednak bezskutecznie, ponieważ Runa Łącząca powinna być na końcu.
- Po prostu nie potrafisz narysować prosto zwyczajnych run. - wtrącił profesor.
- Wcale nie... - zaprzeczyła rozdrażniona.
- Wcale tak...
- Nie!
- Tak!
- Dość! - krzyknął dyrektor ucinając wszystkie ich kłótnie. - Suzanne, - zwrócił się do wnuczki. - z tego co wiem miałaś odpoczywać, od teraz chce Cię widzieć na każdym posiłku i od godziny 14 do kolacji będziesz spędzać czas w moim gabinecie. Nie wolno Ci nawet dotknąć książki czy kociołka.
- Ale...
- To moje ostatnie słowo. - powiedział surowo.
- Tak, dziadku. - odparła potulnie, w tej sytuacji nie miała szans.
- Severusie, prosiłbym Cię, żebyś nie udostępniał Suzanne żadnych materiałów, ani składników aż do odwołania. To wszystko. - czarnowłosy profesor skinął ze zrozumieniem, po czym z triumfem na twarzy opuścił pomieszczenie, przy wyjściu posłał swojej uczennicy złośliwy uśmiech. - Suzanne, może wyjaśnisz mi na spokojnie co spowodowało ten wybuch?
- Hogwart wyczuł niezamierzone zmiany w strukturze bariery i je usuną, stąd ten wstrząs. Gdyby nie zareagował... starcilibyśmy wszystkie osłony. - stwierdziła ponuro i zwiesiła głowę zrezygnowana. - Byłam głupia twierdząc, że to od razu zadziała. Mogłam narazić nas wszystkich na ogromne niebezpieczeństwo.
- Suzanne... - zaczął spokojnie starzec. - Wszyscy popełniamy błędy, bo nikt z nas nie jest doskonały. Gdybyś była nieomylna i wszystko wychodziłoby Ci za pierwszym razem byłabyś idealna, a idealni ludzie nie istnieją. Wtedy po prostu nie byłabyś człowiekiem. *
Suzanne przybliżyła się do Albusa i mocno go przytuliła, cicho szepcząc podziękowania.
- Już lepiej? - spytał z delikatnym uśmiechem.
- Teraz już tak. - powiedziała i oderwała się od dyrektora.
- Khm, khm... - spojrzeli na zniecierpliwionego Ministra. - Chyba musimy porozmawiać panno Dumbledore, czy może raczej panienko Morningstar?
Po ciężkiej rozmowie z Ministrem Suzanne została w gabinecie dziadka. Udało im się sprostować kilka spraw. Scrimgeour złożył Przysięgę Milczenia, przyrzekł, że nie wyjawi prawdziwej tożsamości dziewczyny, jednak nie za darmo. Mała została zobowiązana do brania udziału w spotkaniach Wizengamotu od momentu otrzymania tytułu Lady. Miała się stawiać na nich wraz z Lordem, a ich tożsamość miała pozostać tajemnicą, do czasu aż postanowią się ujawnić. Ludzie będą jedynie wiedzieć, że reprezentują ród Morningstar' ów. Suzanne niezbyt się to podobało, jednak nie chciała być na pierwszych stronach gazet, dlatego przestała na tą propozycję. Albus obiecał ją wspierać oraz poprawnie doedukować, na co chętnie się zgodziła. Została w gabinecie aż do kolacji, po której spokojnie udała się do swoich kwatery, gdzie nieświadoma nadchodzących wydarzeń zasnęła.
*-*-*
Przepraszam za błędy, ale rozdział pisany późno w nocy. Pewnie go poprawie... kiedyś tam.
*cytacik mój oryginalny, wymyślony podczas kilku godzin siedzenia nad matmą. 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top