TOM 2 - Rozdział 69

Severus i Suzanne w milczeniu zmierzali w stronę gabinetu dyrektora. Od nieprzyjemnego wydarzenia z udziałem Mistrza Eliksirów minął tydzień, a w tym czasie wiele zdąrzyło się już zmienić. Dzień po zebraniu śmierciożerców, Snape złożyć Dumbledore'owi raport ze spotkania, tylko jakimś dziwnym zrządzeniem losu zapomniał wspomnieć o tym, że mało nie zmarł na skutek tortur. Gryfonka dowiedziała się o zatajonym fakcie dopiero dwa dni temu, oczywiście nieomieszkała uświadomić o tym dyrektora, który z tego powodu zapowiedział zebranie Zakonu Feniksa, które jej zdaniem powinno odbyć się już dawno temu. Jednak jej dobre intencje nie zostały miło odebrane przez byłego Ślizgona, który postanowił ukazać swoje niezadowolenie milcząc.

Niezmiernie to denerwowało blondynkę. Od dwóch dni nie zamienili ze sobą normalnie ani jednego zdania, w końcu jeśli wielki Severus Snape, postanowił się na nią wypiąć ona stwierdziła, że zrobi tak samo. Od tamtej pory w kwaterach opiekuna Slytherinu panowały ciche dni. Wspólne mieszkanie było teraz wybitnie męczące. Nie mówiąc już nawet o pracy nad eliksirami. Tak, Suzanne wreszcie została dopuszczona do kociołka. Razem z Severusem starali się uwarzyć, jak najwięcej eliksiru Extremum fato z dostępnych obecnie składników. Chcieli przedstawić efekt swojej pracy na zebraniu, ale teraz wydawało się to niemal niemożliwe.

Dziewczyna od czasu do czasu zerkała w stronę mężczyzny, który także często na nią spoglądał. W końcu nie wytrzymała tego ciągłego milczenia i stanęła na drodze Mistrza Eliksirów patrząc prosto w jego czarne oczy ze złością, ale i determinacją.

- Możesz w końcu przestać zachowywać się, jakby stała ci się niewiadomo jak wielka krzywda.

Sev zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, po czym sam przyjął bojową pozę, krzyżując przy okazji ręce na piersi.

- Ach tak? A więc uważasz, że ty tu nie zawiniłaś? - zapytał. Na twarzy blondynki wykwitły soczyste rumieńce, które bardzo usatysfakcjonowały mężczyznę.

- Tego nie powiedziałam. - zaprzeczyła, po czym westchnęła ciężko i spojrzała przepraszająco na swojego partnera. - Nie przewidziałam, że zareaguje aż tak ostro.

- Wbiegłaś do jego gabinetu krzycząc na niego, że jest skończonym idiotą i przez niego o mało nie umarłem, na dodatek uznałaś, że udało mi się przeżyć tylko dzięki szczęściu. Jak byś się zachowała na jego miejscu? - spytał unosząc brew zaciekawiony jej odpowiedzią.

- No dobra, może trochę przesadziłam... - szepnęła skruszona. Na pewno nie powinna wspominać swojemu dziadkowi o tym, że jej nauczyciel omal nie umarł w jej ramionach, jednak kiedy dowiedziała się, że Severus całkiem zbagatelizował całą sprawę straciła nad sobą panowanie. Przeniosła przepraszający wzrok na mężczyznę i słabym głosem zapytała. - Dalej będziesz się na mnie gniewał?

- Yh... Niech ci już będzie. Wybaczam ci. - powiedział, po czym delikatnie się uśmiechnął i objął dziewczynę ramieniem, prowadząc ją w dalszą drogę do gabinetu.

Na Grimmauld Place 12 zebrał się już spory tłum zakonników. Wielu z nich było w bardzo dobrych humorach, w końcu pozbycie się większości szpiegów z Ministerstwa zasługiwało na świętowanie, nawet Pani Weasley przyjęła tą informację z uśmiechem. Po śmierci Rona wszystkim było ciężko, najgorzej było z Hermioną, ale teraz wszystko wydawało się wracać powoli do normy.

No...tej normy bez Rona.

Harry i Draco rozmawiali przyciszonym głosem razem z przyjaciółką. Starali się wyciągnąć od niej jakiekolwiek informacje, jednak bezskutku. Zdecydowanie Suzanne nie miała w planach im wspominać o ostatnich wydarzeniach. Hermiona siedziała obok nich przyglądając im się z rozbawieniem, podobnie jak Ginny i Neville, Luna wydawała się być w swoim własnym świecie.

- Nie trzymaj nas w tej niepewności! - zawołał zdenerwowany brunet. - Przecież dobrze wiem, że coś ukrywasz.

- Świetnie, że do tego doszedłeś, ale i tak nie mam zamiaru nic na ten temat powiedzieć. Poczekaj jeszcze kilka minut, aż wszyscy się zejdą. - stwierdziła, po czym potrząsnęła głową niedowierzając w dziecinność swojego przybranego brata. Zielonooki ułożył się wygodniej na jej kolanach i spojrzał swoim błyszczącymi oczyskami wprost na nią.

- Naprawdę nie powiesz, ani słowa? - zapytał z miną zbitego szczeniaczka. Suzanne musiała się nieźle namęczyć, aby nie ulec temu spojrzeniu, ale po chwili ochłonęła i z dumą powiedziała.

- Snape został poważnie ranny na zebraniu, wrócił ledwo żywy, udało mi się go odratować dzięki eliksirowi nad którym od dawna pracujemy. Dzisiaj mamy go zaprezentować.

- Ten eliksir Salazara o którym kiedyś wspomniałaś? - spytała zaintrygowana Miona.

- Tak, dokładnie ten. - potwierdziła jej przypuszczenia.

- Mówiłaś, że mieliście z nim spore problemy. - przypomniał jej Draco, a Neville skinął głową zgadzając się ze Ślizgonem. Longbottom słyszał już o miksturze, która podobno była w stanie uleczyć wszystkie rany i uratować kogoś choćby był cal od śmierci. Mało tego, blondynka już kilkukrotnie pytała go o różne rośliny, którymi można by zastąpić co poniektóre trudniejsze do zdobycia ingrediencje.

- Racja, na szczęście to nie ja musiałam się z tym męczyć. - odparła z iście diabelskim uśmiechem.

- Chyba zaczęłam współczuć Snape'owi. - mruknęła Ginny. - Ale... - zmarszczyła brwi w konsternacji. - dlaczego ty się tym nie zajęłaś?

- Dużo rzeczy miało z tym związek. - przyznała. - Uwierz, że z wielką chęcią siedziałabym nad przepisem i rozpracowywała ten eliksir, ale przez to, że jeden składnik został pobrany prosto ode mnie nie czułam się na tyle dobrze, żeby pomóc przy warzeniu. Na dodatek, tego dnia wypadło głosowanie. No i jeszcze cały ten bałagan w Ministerstwie. Później już po prostu nie było na to czasu. Snape sam uwarzył eliksir, a przez ostatni tydzień udało nam się stworzyć jego mały zapas.

- Jak mały? - zapytał z powątpiewaniem Złoty Chłopiec, zbyt dobrze znał swoją przyjaciółkę, żeby nie wiedzieć, że ona ma trochę inne pojęcie o rzeczach małych i dużych.

- Tylko kilkadziesiąt fiolek, około trzydziestu, czterdziestu. - wyjaśniła niezadowolona. - Nawet nie starczy dla wszystkich z Zakonu.

- Dajcie eliksir tym, którzy biorą udział w akcjach lub szpiegom, reszta raczej ich aż tak bardzo nie potrzebuje. - uznała Hermiona z czym reszta ochoczo się zgodziła.

- W takim razie... - Suzanne wyciągnęła sześć fiolek ze swojej kieszeni i podała je swoim przyjaciołom, którzy jedynie patrzyli na nią ze zdziwieniem. - Kto, jak kto, ale wy to zawsze wpakujecie się w jakieś kłopoty.

- A ty? - spytał zaciekawiony Malfoy.

- Ja nie mogę opuszczać szkoły bez zgody dyrektora. - odparła.

- Dlaczego ten argument w ogóle mnie nie przekonuję? - zapytał z uniesioną brwią Potter.

- Ach... Moja sygnatura została zablokowana. Nie mogę wyjść poza obręb barier póki na nowo nie zostanie aktywowana. Tak w skrócie jestem uwięziona w Hogwarcie, aż do odwołania.

- A teraz? - zapytał z niezrozumieniem Neville.

- Dziadek musiał ja aktywować, żebym mogła udać się na zebranie. - odpowiedziała. - Jak tylko wrócę znowu ją zablokuje.

- Trochę to dziwne. - stwierdziła Hermiona.

- Dlaczego tak uważasz?

- W końcu Hogwart jest twój, bariery nałożyłaś ty sama, więc niby dlaczego...

- Hogwart na pierwszym miejscu podlega założycielom, póki ci nie zrzekną się swojej własności. Później jestem ja i na końcu dyrektor. - wyjaśniła. - Mogłabym znieść zakaz dyrektora, gdyby nie fakt, że nasza kochana czwórka staruszków jest po jego stronie.

- Jaka czwórka staruszków? - zapytał zaskoczony Neville.

- Nie ważne. - odparli zgodnie Huncwoci.

- Więc widzicie, jestem uziemiona aż mojemu dziadkowi się nieodwidzi.

Zebranie trwało już od jakiegoś czasu. Przebiegało tak, jak zwykle, raporty, sprawozdania, kilka nowych informacji i zadania. Wszystko wydawało się zmierzać ku końcowi kiedy to Dumbledore oddał głos Snape'owi.

- Proszę Was o ciszę, to już ostatni punkt, który musimy omówić. - odezwał się z niezwykłą dla siebie powagą Albus. W jego oczach na próżno było szukać radosnych iskierek, dopiero teraz można było zobaczyć jak potężnym był on czarodziejem. W takich momentach ludzie uświadamiacie sobie dlaczego ten niepozorny staruszek jest przywódcą jasnej strony. - Severusie, możesz zacząć.

- Od roku ja i panna Dumbledore, próbujemy uwarzyć pewien wyjątkowo skomplikowany eliksir, który może nam znacznie ułatwić życie. - zaczął profesor. Machnął różdżką, a na stole przed nim pojawiła się mała skrzyneczka z zawartością. - To co tu widzicie to eliksir Extremum fato. Panno Dumbledore, jeśli łaska. - powiedział patrząc na Gryfonkę, ta skinęła głową ze zrozumieniem i wstała ze swojego miejsca.

- Rok temu, kiedy byłam w niewoli u Voldemorta - wielu wzdrygnęło się na dźwięk tego imienia. - miałam okazję natrafić na bardzo interesującą lekturę. Książka o której mówię została spisana w wężomowie przez Salazara Slytherina. - członkowie Zakonu patrzyli na nią ze zdziwieniem, ale i wyczekiwaniem. - Ta niepozorna książeczka zawierała masę przepisów na eliksiry oraz kilka bardzo przydatnych zaklęć. Wydaję mi się, że Voldemort nie mógł jej rozczytać, dlatego nie użył, żadnego z nich. Niektóre były wyjątkowo okrutne.

- Przepraszam, że ci przerwę, - wtrącił się nagle jeden z uczniów Hogwartu, Ernie Macmillan. - ale byłem pewien, że Sam - Wiesz - Kto jest wężousty. Chyba powienien być w stanie odczytać coś co zostało zapisane w mowie węży, popraw mnie jeśli się mylę.

- Mowa węży jest o wiele bardziej skomplikowana niż mogłoby się to wydawać. - odparła Dumbledore, a Harry jej przytaknął.

- Suzanne ma rację. Oboje jesteśmy wężouści, ale tylko ona potrafi czytać w mowie węży. - wytłumaczył, ściągając na siebie uwagę zebranych. - To nie jest umiejętność wrodzona, tego trzeba się po prostu nauczyć, mam do tego predyspozycje, ale nie za bardzo mi to wychodzi.

- I Voldemort tego nie potrafi? - zapytała zdziwiona Ginny.

- Nie miał możliwości się tego nauczyć. - stwierdziła Gryfonów wzruszając ramionami. - Ja nauczyłam się tego dopiero w wieku ośmiu lat. Tylko fakt, że miałam dostęp do dzieł spisanych w mowie węży, mi to umożliwił. Im jest się starszym tym jest trudniej zdobyć tą umiejętność, dlatego Harry'emu jest tak ciężko. W szkole nie ma zbyt wielu tekstów w wężomowie. - tu Huncwoci parsknęli rozbawieni, czym zasłużyli sobie na mordercze i pełne niezrozumienia spojrzenia zebranych. Chyba każdy wie kto mordował ich wzrokiem. - Voldemort nie miał do nich dostępu przez bardzo długi czas. Teraz jest już zwyczajnie za stary.

- I zbyt szalony. - dodał rozbawiony Potter.

- Zboczyliśmy z tematu. - warknął Mistrz Eliksirów.

- No tak. - przyznała lekko rozproszona. - A więc po znalezieniu owej książki zaczęłam ją czytać i coraz bardziej zagłębiać się w jej treść, aż w końcu natknęłam się na pewną interesującą nazwę Extremum fato.

Widząc niezrozumienie na twarzach zebranych Albus Dumbledore pośpieszył z wytłumaczeniem.

- To legendarny eliksir, który został uwarzony tylko przez Slytherina, ludzie tracili zmysły próbując rozczytać przepis. Teraz wiemy dlaczego.

- Wężomowa pisana wygląda, jak szlaczki narysowane przez przedszkolaka. - wyjaśnił Harry z szerokim usmiechem, wiedząc, że nikt nie rozumie w czym rzecz. - Kiedy pierwszy raz je zobaczyłem, byłem pewien, że Suzanne robi sobie ze mnie żarty.

- Extremum fato to eliksir ostatniej szansy, potrafi uleczyć wszelakie rany i uratować ludzi na granicy śmierci. - dodała blondwłosa Gryfonka. - Dlatego jest tak dla nas ważny. Kilka kropel może uratować życie.

- Niestety, do uwarzenia go potrzebne są trudne do zdobycia składniki. To co dzisiaj mamy kosztowało nas praktycznie wszystkie dostępne szkole zapasy. - przyznał Snape, wyciągając ze skrzynki fiolkę z błękitnym eliksirem i pokazując ją zgromadzonym. - Tyle powinno wystarczyć na uratowanie dziesięciu osób.

Na twarzach członków Zakonu ukazały się wyrazy podziwu i szerokie uśmiechy, które zniknęły z następnymi słowami nauczyciela.

- Nie starczy ich dla wszystkich. Musimy zrobić o wiele większy zapas, jednak nie mamy najważniejszego składnika.

- A mianowicie? - zapytała Tonks spogladając po parze Mistrzów Eliksirów z zaciekawieniem.

*-*-*

Suzanne biegła ile sił w nogach próbując uciec, jak najdalej od rorozdrażnionego stada Akromantul. Gdzieś po drodze rozdzieliła się z Severusem. Obecnie w Zakazanym Lesie było wyjątkowo niebezpieczne, a wejście na terytorium Akromantul, było najzwyczajniej w świecie głupie. Jednak mogła z czystym sercem powiedzieć, że to nie ona zawiniła.

Gryfonka ukryła się za jednym z drzew dokładnie wsłuchując się w ciszę, jaka panowała w tej części puszczy. Z trudem udało jej się uciec. Teraz bała się o Snape'a, mogła mieć tylko nadzieję, że mężczyzna żyje.

Nagle usłyszała za sobą szelest liści, odwróciła się gwałtownie z różdżką w ręku w stronę dźwięku. Jej błękitne oczy spotkały się z tajemniczymi, czarnymi tęczówkami profesora. Opuściła różdżkę.

- To ostatni raz, kiedy dałam ci się namówić na polowanie na jednorożce. - warknęła, po czym ruszyła w stronę ścieżki zostawiając otępiałego czarodzieja za sobą.

- Wiesz dobrze, że cena za krew jednorożca jest wprost niewyobrażalna. - zawołał idąc w jej ślady. - To zwykłe zdzierstwo!

- Ale przynajmniej nie ryzykujesz życia. - mruknęła będąc już na skraju lasu.

Od dwóch tygodni pracowali nad zdobyciem potrzebnych ingrediencji do eliksiru Extremum fato. Większość mogła im zagwarantować szkoła, ale niektóre, takie jak krew jednorożca, czy choćby włosy testrala musieli zdobyć sami. Co nie podobało się dziewczynie. Ona wolała znaleźć inne źródło, ale Snape jak zwykle musiał postawić na swoim, dzięki temu cali upaprani w błocie błądzili po lesie. Znalezienie śladów jednorożców było teraz prawie awykonalne. Zbliżała się zima, klimat się oziębił, a kilka dni temu spadł pierwszy śnieg. Większość stworzeń ukryła się w sercu lasu, gdzie nie docierał śnieg i było znacznie cieplej.

Jednak to nie był ich jedyny problem. Nie mogli tak po prostu zabić jednorożca, to byłoby niewybaczalne. Ich jedyną nadzieją było to, że znajdą jakiegoś rannego, którego będą mogli opatrzyć i przy odrobinie szczęścia pobrać od niego trochę krwi, albo chociaż znaleźć jakieś ślady po drodze. Niestety, nie udało im się, jedyne na co trafili w puszczy to stado Akromantul.

Suzanne z uśmiechem rozglądał się po zaśnieżonych błoniach, powoli zbliżał się grudzień, a wraz z nim Boże Narodzenie. Nie potrafiła ukryć swojej radości na samą myśl o tym. W tamtym roku nie miała okazji zjeść kolacji wigilijnej z rodziną z dość jasnych powodów. Jak tak wszystko przemyślała to nawet nie dała nikomu żadnego prezentu w zeszłym roku. I tu w jej głowie zaświatała pewna myśl, która na stałe ugrzęzła w jej umyśle.

Co ona da Severusowi na święta?

*-*-*
No, wreszcie zbliżamy się do momentu na który wszyscy czekali. Już pewnie większość z was wie jaki prezent Suzanne da Severusowi😏, ale żeby się upewnić czekajcie na 01.06. następny rozdział pojawi się dopiero w Dzień Dziecka.

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top