TOM 2 - Rozdział 52

10/14
*-*-*-*-*

Draco miał niejasne wrażenie, że coś mu umyka. Odkąd tylko został wypchnięty za drzwi przez swojego ojca chrzestnego wiedziała, że ten coś ukrywa. Możliwe, że miało to związek z jego nieogarnięty wyglądem. Ślizgon był bardzo spostrzegawczy, więc od razu zauważył kilka drobnych rzeczy na które nikt inny nie zwróciłby zbytniej uwagi. Przykładowo, niezapięte trzy górne guziki koszuli, zdecydowanie za dużo, nawet biorąc pod uwagę temperaturę w pomieszczeniu, ledwo widoczne ślady zadrapań na szyi, na pewno po damskich paznokciach, no i mało dostrzegalne dla oka rumieńce. Te ślady naprowadzały chłopaka na tylko jeden wniosek. Snape w tym momencie świetnie się z kimś bawił, a on mu to przerwał. Kiedy dotarło to do niego uśmiechnął się chytrze, lecz po chwili zmarszczył brwi zamyślony. Z kim Severus mógłby się teraz zabawiać, skoro w sali oprócz niego była jeszcze Suzanne... Odpowiedź uderzyła w niego z prędkością Błyskawicy. Zszokowany stanął w miejscu i przez chwilę nie wykazując żadnych oznak życia. Zastanawiał się, jak to możliwe, że coś takiego zostało przez niego niezauważone. Były tylko dwie opcje, albo świetnie się kryli, albo to był szybki numerek pod wpływem chwili. Draco bardziej skłaniał się ku tej pierwszej wersji. Dobrze znał Mistrza Eliksirów, więc wiedział, że nie jest on człowiekiem który tak poprostu porzuca swoją cenną samokontrolę. Nie ważne, jak piękna była Suzanne, Ślizgon wiedział, że jego ojciec chrzestny nie pozwolił by sobie na coś takiego z pierwszą lepszą osobą. Oczywiście Gryfonka nie była pierwszą lepszą, Suzanne była marzeniem nie jednego chłopaka, a nawet mężczyzn, sądząc po wydarzeniu sprzed chwili. Wielu nie raz próbowało się z nią umówić, a jak on i Harry zwykli mówić, dobrać się do jej majtek. Obaj ustawili sobie za punkt honoru zadabanie, żeby nikt przypadkiem jej nie skrzywdził. Dotyczyło to wszystkich, nawet Snape'a.

Kiedy już otrząsnął się z wstępnego szoku ruszył w dalszą drogę do gabinetu dyrektora. Po drodze ciągle zastanawiał się nad rozwiązaniem zaistniałej sytuacji. Nie wiedział za bardzo co powinien zrobić. Suzanne jest dla Harry'ego, jak siostra. On jako narzeczony chłopaka, mógł się uznawać za jej szwagra, dlatego powinien dobrze zadbać o jej szczęście. Choć znał Snape'a, obawiał się, że ten mimo wszystko mógłby ją skrzywdzić, na co nie mógł pozwolić. Ale wtedy pomyślał o Gryfonce. Jest on silna i na pewno nie da sobą pomiatać, piękna i twarda, jak diament, ale jednocześnie delikatna i krucha, jak róża. Zabawne, że tak odbiegające od siebie stwierdzenia mogą być idealny opisem jednej osoby. Ślizgon nigdy nie sądził, że dane mu będzie kiedykolwiek spotkać kogoś takiego, jak Suzanne Dumbledore. A jednak los bywa przewrotny, jednego dnia grzęźniesz w problemach, obracasz się w środowisku, którego nie potrafisz znieść, jest ci pisane zostać mordercą i nagle w mgnieniu oka chmury ustępują, a twoje całe życie zmienia się nieodwracalnie, poznajesz ludzi którzy są gotowi za ciebie umrzeć, zakochujesz się w swoim największym wrogu i zaprzyjaźniasz się z wnuczką ikony jasnej strony. Jednego dnia jesteś po stronie ciemności, gotowy zabić na zawołanie, a już drugiego szpiegujesz dla światłości, żeby nie musieć stawać się mordercą. Przekomiczne. Draco aż prychnął rozbawiony, zdając sobie sprawę z tego, że zaczyna się robić ckliwe sentymentalny.

W końcu postanowił zostawić to wszystko w rękach Suzanne, jest dorosła, więc może sama za siebie decydować. Zdecydował też, że przemilczy tą sprawę. Harry byłby wściekły, gdyby się dowiedział, a on nie chciał, żeby pomiędzy Gryfonami doszło do niepotrzebnej kłótni. Skoro do tej pory Suzanne nie szepnęła o tym ani słówka, oznacza to, że nie chce tego rozgłaszać. Wybór należy do niej.

Wszedł do gabinetu Dumbledore i od razu skierował się w stronę swoich przyjaciół. Usiadł obok Neville'a. Właściwie, kiedy ten niski, pyzowaty chłopak, stał się dla niego Neville'em, a nie po prostu Longbottom'em. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo jego życie uległo zmianie. Nie musi już słuchać ojca, nie zabił nikogo z rozkazu Czarnego Pana, tak naprawdę nie jest już nawet śmierciozercą! Zaczął przyjaźnić się z Gryfonami, z większością ma całkiem dobre kontakty. Gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś by mu powiedział, że oświadczy się TEMU Potter'owi, to wysłałby go na leczenie do św. Munga. A teraz wszystko tak bardzo się zmieniło. Przez swoje zamyślenie nie usłyszał pytania Neville'a, dlatego ten zaniepokojony zachowaniem Draco potrząsnął jego ramieniem.

- Wszystko gra? - zapytał lekko przestraszony.

- Tak, nic mi nie jest, po prostu się zamyśliłem. - odparł Ślizgon z uśmiechem. Od kiedy tak często się uśmiecha? Zazwyczaj na jego twarzy znajdowała się kamienna maska opanowania. - O co pytałeś?

- Pytałem czy widziałeś Suzanne. - powiedział Gryfon, czym zwrócił na siebie uwagę Złotej Trójcy. - Po obiedzie, jakby zapadła się pod ziemię.

- Racja, nigdzie nie mogłem jej znaleźć. - przyznał Harry. - Chciałem z nią pogadać o... czymś. - dokończył, po chwili zastanowienia.

- Suzanne musiała dokończyć eliksir Wielosokowy. - wytłumaczyła im Hermiona. - Podobno razem ze Snape'em muszą uwarzyć kilkadziesiąt eliksirów do końca tego tygodnia.

- To ja się nie dziwię, że nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć. - stwierdził Ron. - Pewnie nawet nie wychodzi z lochów.

- Mają tylko pięć dni, dziwisz im się? - spytała Hermiona, opierając się o ramię rudzielca.

- Współczuję jej, tyle czasu w towarzystwie Nietoperza. - powiedział Harry kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdyby nie samokontrola Dracona, to ten roześmiał by się głośno. Hermiona też ledwo powstrzymała się od parsknięcia, co nie umknęło uwadze Malfoy'a. "Czyżby Granger coś wiedziała?" - pomyślał. To było całkiem możliwe, w końcu nie bez powodu wszyscy uważają Hermionę za najbystrzejszą czarownicę naszych czasów.

- Nie wygląda jakby coś jej się nie podobało. - usłyszeli lekko nieobecny głos obok siebie.

- Cześć, Luna. Ginny. - przywitał ich Złoty Chłopiec. - Co masz na myśli, Luna?

- Sam zobacz. - odparła Ginny, wskazując palcem w kierunku wejścia do gabinetu. Wszyscy, jak na zawołanie spojrzeli w tamtą stronę, i aż otworzyli szerzej oczy ze zdziwienia.

Do pomieszczenia wszedł właśnie Snape, który wydawał się być bardzo z czegoś zadowolony, obok niego szła Suzanne, która miała równie dobry humor. Zawzięcie o czymś dyskutowali, całkiem ignorując ludzi dookoła. Draco od razu zauważył delikatne rumieńce na twarzy dziewczyny i... czy to jest malinka?

Gryfonka po chwili zakończyła rozmowę z Mistrzem Eliksirów i ruszyła w ich stronę. Wszyscy patrzyli na nią, jak na jednorożca. Suzanne usiadła obok Draco, patrząc na ich pełne niedowierzania miny z zaciekawieniem.

- Coś się stało? - zapytał.

- Czy ty... nie, czy wy... czy ty i Snape... - próbował coś powiedzieć Potter.

- Co, ja i profesor Snape? - spytała zaintrygowana. Ślizgon stwierdził, że wprost idealnie panuje nad emocjami, ani jeden mięsień na jej twarzy nawet nie dragnął.

- Czy wy się...spotykacie? - wydusił w końcu z siebie zielonooki. Przez chwilę panował całkowita cisza, a następnie Suzanne roześmiała się głośno. W duszy cieszyła się, że jest tak dobrą aktorką. Gdy już się uspokoiła z bardzo widocznym rozbawieniem odparła.

- Harry... Mnie i profesora Snape'a nic nie łączy. Jest moim nauczycielem.

- To dlaczego tak się przy nim uśmiechałaś? - zapytał podejrzliwie Ron.

- Skutki uboczne eliksiru. - powiedział spokojnie. - Opary nam trochę namieszały w głowie.

- To o czym tak zażarcie dyskutowaliście?

- O eliksirze, który będziemy jutro warzyć. - odpowiedział lekko marszcząc brwi. - Skąd wam w ogóle do głowy przyszedł tak absurdalny pomysł. Ja i Snape!?

- No niby tak. - powiedziała zamyślona Ginny. - Ale pasowalibyście do siebie.

Harry aż zachłysną się śliną, Ron patrzył na siostrę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu, Luna delikatnie się uśmiechnęła, a Hermiona roześmiała głośno. Draco starał się za wszelką cenę nie pokazywać żadnych emocji, ale nadal było to dla niego naprawdę zabawne.

- Zaczynasz bredzić Ginny. - stwierdziła blondynka. - Niby jak do siebie pasujemy?

- Macie podobne zainteresowania, charaktery. Potrafisz mu się postawić, a on mimo to jeszcze cię nie zabił. Na swój własny, dziwny sposób dogadujecie się. Oboje wolicie przebywać w towarzystwie osób inteligentnych, dochodzi do tego jeszcze wasza słabość do alkoholu. Chyba wszyscy pamiętamy tego pamiętnego Sylwestra? - zapytała, ale nikt jej nieodpowiedział. W końcu nikt tak do końca nie wie co się wydarzyło. - To chyba wystarczająco dużo argumentów.

- Zapominasz o tym, że on jest moim nauczycielem.

- Nie uczy cię. - przypomniała jej.

- Ale uczy w tej szkole. - zaznaczyła Suzanne. - To wystarczający powód, żeby skreślić go z listy potencjalnych kandydatów.

- To twój ostatni rok tutaj, po szkole zawsze moglibyście spróbować. - stwierdziła Ginny, przyglądając się reakcji Gryfonki.

- Jeśli w ogóle przeżyjemy do końca szkoły. Poza tym on nie jest w moim typie. - odparła.

- To kto w takim razie jest? - zapytała Hermiona, postanawiając trochę podręcznik przyjaciółkę.

- Zostawię do dla siebie. - odpowiedziała lekko się rumieniąc.

- Czyli jednak ci się podoba! - krzyknęła z triumfem Weasley.

- Nic takiego nie powiedziałam.

- Zarumieniłaś się.

- To nie jest żadne wytłumaczenie!

Niestety musiały zakończyć swoją jakże interesującą wymianę zdań, ponieważ dyrektor wszedł już do swojego gabinetu rozpoczynając zebranie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top