TOM 2 - Rozdział 41
Suzanne, Severus i Dan szli właśnie w stronę gabinetu dyrektora. Cortez tak naprawdę to ledwo mógł stać prosto, a jego dłonie samoistnie wędrowały na piekące pośladki, za każdym razem pocierając je w próbie złagodzenia bólu. Gryfonka widząc grymas niezadowolenia na jego twarzy miała szczerą ochotę roześmiać się głośno, podobnie jak Snape, który pomimo swojej żelaznej samokontroli, delikatnie się uśmiechał.
Wspomnienie
- No dobrze, na trzy. - odezwał się Cortez. - Raz...
- Dwa...
- Trzy! - krzyknęła Suzanne.
Kiedy ostatnie słowo opuściło usta dziewczyny, w tym samym momencie, poleciały w jej stronę dwa różne zaklęcia. Zręcznie je wyminęła i ustawiła się przodem do swoich przeciwników. Gryfonka znała, mniej więcej styl walki każdego z nich. Sev zawsze na początku starał się zdekoncentrować wroga, zwykłe zaklęcia odpychające i wybuchające załatwiało całą sprawę. Kiedy przeciwnik był zbyt zajęty unikaniem klątw, atakował go bardziej agresywnie, zazwyczaj ofiara nie miała wtedy szans. Dan działał całkiem inaczej. Starał się za wszelką cenę obezwładnić przeciwnika, nie ważne jakim kosztem. Gdyby zaczęli współpracować, Suzanne przegrała by już na starcie. Na szczęście, byli zbyt zajęci sobą, żeby rozważyć inne opcje.
Blondynka postanowiła to wykorzystać.
Jej przeciwnicy byli zbyt skupieni na sobie, nie interesowali się tym drugim, co dawało jej ogromne pole do popisu. Skoro nie może wygrać swoją znajomością zaklęć, to musi użyć podstępu.
Po kilku minutach usilnych starań nauczycieli, Gryfonka dalej pozostała nietknięta. Tak naprawdę ten pojedynek mógłby trwać jeszcze przez, przynajmniej dwie godziny, ale to nie ma sensu skoro wynik może być tylko jeden.
Suzanne postanowiła to zakończyć. Ustawiła się naprzeciwko Severusa, mając pewność, że Dan stoi za nią. Czekała aż któryś z nich wykona jakiś ruch. Oni, jak i wszyscy zebrani byli pewni, że jest na przegranej pozycji. Jak bardzo się mylili. Kiedy tylko zarejestrowała ruch różdżki Snape'a odsunęła się na bok odsłaniając zaskoczonego Corteza, który nie zdąrzył zareagować i poleciał do tyłu, przy okazji spadając z platformy. Nie czekając dłużej przygotowała się na kolejny atak ze strony Mistrza Eliksirów. Ten, myśląc, że dziewczyna jest rozproszona rzucił zwykły oszałamiacz. Niestety nie docenił umiejętności swojej partnerki. Suzanne postawiła przed sobą tarczę, która odbiła promień prosto w Seva, po chwili mężczyzna upadł na ziemię nieprzytomny.
- No, to już koniec. - stwierdziła Gryfonka rozglądając się po Wielkiej Sali. Uczniowie stali, jak spetryfikowani. W końcu nie codziennie można zobaczyć, jak uczennica obezwładnia dwójkę wykwalifikowanych czarodziejów, używając jedynie zaklęć obronnych. - Jak widzicie, nawet z użyciem najzwyklejszego Protego można coś zdziałać. Macie jakieś pytania?
- Mamy ich tak zostawić? - zapytał jakiś Krukon z piątego roku, wskazując na pokonanych profesorów.
- Och, no tak. Przydałoby się ich pozbierać. - mruknęła do siebie, po czym podeszła do oszołomionego Snape'a, kucnęła przy nim i obudziła go zaklęciem. Mistrz Eliksirów szybko się ocknął i lekko nieprzytomnie rozejrzał się po otoczeniu. - Wstajemy, Śpiąca Królewno... - kilka osób stojących na tyle blisko, żeby usłyszeć jej słowa głośniej wciągnęło powietrze, a co poniektórzy odważniejsi nawet się zaśmiali.
- Dumbledore... - szepnął zdezorientowany, po chwili dotarło do niego gdzie się znajduje i szybko stanął na nogi. Zaproponował dłoń blondynce, z której ona chętnie skorzystała, kiedy już podniosła się z ziemi, skinęła głową z wdzięcznością. Po chwili zeszła z podwyższenia i stanęła obok obolałego nauczyciela obrony, który obecnie leżał, jak długi na podłodze.
- No i co ja mam z tobą zrobić? - zapytała, udając, że się nad czymś głęboko zastanawia.
- Może pomogłabyś mi wstać? - zasugerował rozdrażniony.
- No dobrze, znaj moje dobre serce. - odparła, pomogła podnieść się z ziemi Cortezowi, a po chwili razem z nim znów weszła na platformę.
- Myslę...że na dzisiaj to tyle. - powiedział Dan w stronę zebranych z niemałym trudem. - Chętnych proszę o wpisanie się na listę do następnego spotkania, a teraz żegnam.
Koniec wspomnienia
Suzanne całkiem nieświadomie uśmiechała się szeroko na myśl o wydarzeniu z przed kilku minut. Dan widząc jej dobry humor, burknął niezadowolony.
- Widzę, że bawi cię moja porażka.
- Oczywiście. - stwierdziła zuchwale. - Nie codziennie można zobaczyć swojego nauczyciela, który wręcz płaszczy się przed tobą. - Cortez spojrzał na nią oburzony, ale Suzanne jedynie roześmiała się rozbawiona.
- Nie musiałeś rzucać tak silnej Bombardy, Sev. - dodał z wyrzutem, starając się zignorować denerwującą Gryfonkę.
- Nie narzekaj. Zachowujesz się, jak jakaś księżniczka, a oboje wiemy, że to nie twoja rola. - odrzekł z małym uśmiechem samozadowolenia.
- Ej! - zawołała oburzona blondynka, szybko pojmując aluzje. Ich dalsze sprzeczki przerwał gargulec, który odsłonił im przejście do siedziby dyrektora. Dziewczyna ruszyła przodem i już po chwili znalazła się w gabinecie Dumbledore. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z ulgą przyjęła obecność swojej babci. Po raz pierwszy cieszyła się, że kobieta będzie wiedzieć o jej misji. Mimo wszystko Minerwa nigdy nie pozwoliłaby, żeby jej wnuczce coś się stało. Jeśli nie wróciła by w wyznaczonym czasie, Suzanne mogła się założyć, że sama by tam po nią przyjechała. To było dość pocieszające. Nauczycielka, gdy tylko zobaczyła Gryfonkę podeszła do niej i zamknęła ją w żelaznym uścisku, który został odwzajemniony.
- Uważaj na siebie. - szepnęła jej na ucho. - Chce cię jeszcze zobaczyć w jednym kawałku.
- Nie martw się. Nie zmierzam dać się zabić jakiemuś przerośniętemu gadowi. - dodała próbując uspokoić kobietę. Odsunęła się od niej i uśmiechnęła pocieszająco.
- Nie to zaprząta moje myśli. - odparła. - Boję się co zrobi God, gdy cię znowu zobaczy.
- Nie przejmuj się, nie zabije mnie. - powiedziała całkiem pewna swego.
- Jesteś taka pewna? - zapytał z powątpieniem Severus.
- Pewnie. - odpowiedziała, po czym dodała z powagą. - Alex jest o wiele bardziej wyrafinowany. Gdyby tak po prostu mnie zabił nie dałoby mu to pożądanej satysfakcji. On najpewniej zmusiłby mnie do jakiejś syzyfowej pracy. Nie torturował, to nie przyniosłoby mu pożytku.
Niestety jej marne próby pocieszenia wywarły całkiem odwrotny efekt, wszyscy w pomieszczeniu byli śmiertelnie bladzi.
- I ty to tak łatwo przyjmujesz? - spytał zaskoczony Dan.
- A czemu miało by być inaczej? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Spędziłam z nim tyle czasu, że zdążyłam przywyknąć do jego ekscesów.
- On cię torturował!? - zawołał Snape, był już na granicy cierpliwości. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego partnerka przyjmuje to tak spokojnie. A Albus? Dlaczego nic nie mówi? Severus spojrzał na starszego czarodzieja i aż zamrugał zaskoczony. Dumbledore siedział na krześle ukrywając głowę pod biurkiem, skąd można było usłyszeć zduszony chichot.
- Och, nie dosłownie. - usłyszał odpowiedź. - Sprzątanie jego szpargałów na pewno można uznać za tortury, ale na innym poziomie. Oddziaływały bardziej na psychikę. Jego denerwujące i nużące monologi też można do tego zaliczyć.
- Ale nigdy cię nie uderzył, prawda? - zapytała dla pewności McGonagall.
- Oczywiście, że nie! - krzyknęła rozbawiona. - Jeszcze zrobił by sobie krzywdę. Mało co się nie rozleciał, jak wysadziliśmy Eliksir Zapomnienia.
- W jakim sensie rozleciał?
- Normalnie. - odparła, wzruszając ramionami. - Nie jest już taki młody, na pewno stracił już kilka palców, ale z tego co wiem z rękami mu nie śpieszno.
- Tego nie musiałem wiedzieć! - zawołał obrzydzony Cortez.
- Khm, khm... - usłyszeli chrząknięcie od strony biurka. Dyrektor najwyraźniej postanowił wyjąć głowę spod blatu, jednak nie udało mu się ukryć swojego rozbawienia. Oczy Albusa błyszczały nienaturalnie jasno, a usta wygięte były w szeroki uśmiech. - Myślę, że nie ma sensu tracić więcej czasu. - próbował powiedzieć z powagą. Minerwa jedynie pokręciła głową z dezaprobatą i podeszła do Suzanne. W dłoni trzymała jakąś małą, pocerowaną torebeczkę, którą podała dziewczynie.
- Rzuciłam na nią zaklęcie zminejszająco-zwiększające. - wyjaśniła, widząc niezrozumienie na twarzy Gryfonki. - Znajdziecie tam wszystkie potrzebne wam rzeczy od ubrań po eliksiry i książki o magicznych stworzeniach. Eliksir dla God'a jest już w środku, w specjalnej przedziałce. Na pewno szybko się połapiesz.
- Dziękuję. - odparła z wdzięcznością. Przytuliła się do swojej babci, a po chwili pożegnała się z dziadkiem. Wróciła później na miejsce obok dwójki profesorów.
- Tu macie świstoklik. Aktywuje się za dwie minuty, aby przenieść was do Nowego Jorku. - zaczął tłumaczyć, podając im stare wydanie proroka codziennego. - Tam będziecie musieli poradzić sobie sami. Nie znam dokładnego adresu Newt'a. Utrzymywaliśmy kontakt tylko przez listy. W jednym z nich przyznał, że boi się o bezpieczeństwo rodziny, dlatego nie namawiałem go. Macie mało czasu. Hasło aktywujące świstoklik ponownie to "Cytrynowe Dropsy", powinien was przenieść spowrotem do Hogwartu. - powiedział przyglądając im się po raz ostatni. - Jak tylko załatwicie sprawę z Newtonem udajcie się do Alexandra, Suzanne zna adres. Powodzenia.
Sekundę później świstoklik aktywował się, a trójka czarodziei zniknęła z gabinetu dyrektora, pozostawiając dwójkę profesorów w głębokim zamyśleniu.
- Myślisz, że nic im nie będzie?
- Nie, Minerwo, ja wiem, że nic im nie będzie.
*-*-*
Okej, powoli wracam do Was spowrotem. Rozdział trochę krótszy niż zwykle, ale wyszłam z wprawy przez ten tydzień i teraz muszę na nowo przywyknąć. Niedługo pojawi się kolejny, a niebawem podam wam datę maratonu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top