Rozdział 8
Przez ostatnie dziesięć lat gabinet dyrektora nie zmienił się ani trochę. Suzanne z zaskoczeniem stwierdziła, że wszystkie przedmioty stały na tych samych miejscach co w chwili jej wyjazdu. Portrety byłych dyrektorów, jak zawsze przeglądała jej się z zaciekawieniem całkiem ignorując Hermionę, która grzecznie stała z tyłu i czekała na pojawienie się profesora. Księgi i woluminy były schludnie ułożone na półkach i reagałach w towarzystwie srebrnych urządzeń oraz instrumentów, których do tej pory nie potrafiła zrozumieć. Na środku, na podwyższeniu stało to samo dębowe biurko, już lekko zabrudzeniem i zniszczone przez czas. Na blacie nie było żadnych papierów, czy dokumentów, jedynie kilka kolejnych dziwnych urządzeń i kałamarz.
Miło było zobaczyć, że przynajmniej to miejsce pozostało bez zmian. Opuszczając Wielką Brytanię wiedziała, że gdy kiedykolwiek do niej wróci nic już nie będzie takie same. Ludzie się zestarzeją, uczniowie dorosną, szkoła się zmieni nieodwracalnie, bo ludzie którzy w niej mieszkali odejdą. Tak jak ona odeszła wiele lat temu. Będąc zagranicą zastanawiała się czy Hogwart ją pamięta? W końcu nie było jej w zamku od dekady, mógł zapomnieć. Miał do tego prawo.
Jej ponure myśli przerwał radosny trel śpiewany nad jej głową. Zaskoczona próbowała znaleźć źródło tak znajomej pieśń, lecz nim zdążyła cokolwiek wychwycić poczuła miły i pokrzepiający ciężar na swoim prawym ramieniu.
- Fawkes... - szepnęła z uśmiechem. Feniks o pięknym szkarłatno-złotym upierzeniu przyglądał się jej swoimi czarnymi oczami. Patrząc w nie Suzanne czuła spokój i bezpieczeństwo. Nie myśląc zbyt długo zaczęła głaskać go po opierzonej główie, co ten skwitował przyjaznym dziobnięciem w palec. - Też tęskniłam, stary przyjacielu.
- Zawsze zastanawiałem się, jak ty to robisz. - nastolatka spojrzała lekko zmieszana na Dumbledore, który schodził właśnie z górnej części pomieszczenia. - Nigdy nie mogłem rozgryźć, skąd masz tak dobry kontakt z Fawkes'em, niezmiernie mnie to ciekawiło, i ciekawi nadal.
- Dzień dobry, profesorze. - przywitała się uprzejmie Hermiona.
- Miło mi panią widzieć, panno Granger. - odparł dyrektor przenosząc wzrok na Gryfonkę. - Jesteście punktualnie.
Wyciągnął swoją różdżkę i machnął nią w powietrzu bez słowa. Na jego biurku pojawiło się kilka książek, których tytuły wydawały się bardzo interesujące. Nastolatką aż oczy się zaświeciły na widok tych tomów, co nie zostało niezauważone przez Albusa.
- Są do waszej dyspozycji. Na pewno wam się przydadzą. - odparł starzec z delikatnym uśmiechem. Wyciągnął z kieszeni złoty zegarek, który miał dwanaście wskazówek, ale nie miał żadnych cyfr, zamiast tego po obwodzie tarczy krążyły maleńkie planety. - Zaraz powinien się tutaj zjawić. - mruknął do siebie dyrektor, a potem zapytał głośniej. - Cytrynowego Dropsa?
Dziewczęta grzecznie odmówiły i w ciszy czekały na osobę, która miała po nie przyjść. Suzanne dalej głaskała Fawkesa, który powoli zasypiał wtulając się w jej szyję. Jednak feniks nie miał zbytniej okazji, aby się wyspać, ponieważ drzwi do gabinetu otworzyły się i uderzyły z trzaskiem o ścianę.
Do pomieszczenia wszedł wysoki czarnowłosy mężczyzna o orlim nosie i zabójczym, przeszywającym dusze spojrzeniu. Jego oczy wydawały się być, jak dwie bezdenne studnie, w których człowiek może się zagubić i nieświadomy tego utonąć. Ubrany był w czarny surdut i długą do ziemi, również czarną pelerynę.
Suzanne szybko go rozpoznała, trudno byłoby nie zapamiętać takiego człowieka. Severus Snape, nauczyciel eliksirów i najmłodszy Mistrz Eliksirów na świecie, no przynajmniej tak się mówi. A do tego członek Zakonu Feniksa, były śmierciożerca, szpieg. Powód przez który musiała opuścić Hogwart.
Wiedziała o tym człowieku całkiem sporo, ale tylko i wyłącznie z opowieści innych. Przez lata, dużo się nasłuchała o jego dokonaniach w dziedzinie eliksirów, kiedyś wiele by dała za choć krótką rozmowę z nim, tylko po to, żeby zaspokoić swoją ciekawość. No i właśnie nadarzyła się taka okazja.
- Profesor Snape pomoże wam w rozwiązaniu pewnego szyfru, który został przechwycony kilka dni temu przez naszych. - wyjaśnił Dumbledore podchodząc do biurka i otwierając jedną z szuflad. Wyciąnął z niej mały kawałek pergaminu zapisany dziwnymi symbolami. Położył go na blacie obok stosu książek. - Postarajcie się go rozwiązać jeszcze dzisiaj. - widząc, że jego wnuczka chce coś powiedzieć, dodał. - Wiem, że to mało czasu, ale nie mamy zbytnio wyboru. Nie wiemy co zostało zawarte w tym tekście. Nie chce ryzykować, że coś przeoczymy i ktoś z tego powodu zginie.
Suzanne zamilkła. Rozumiała powagę sprawy, więc skinęła głową ze zrozumieniem i podeszła do biurka chwytając z zaszyfrowaną wiadomość i książki.
- Możemy już iść? - spytał zdenerwowany Snape. Hermiona ledwo zauważalnie się skrzywiła. - Straciliśmy już wystarczająco dużo czasu.
Całą trójką opuścili gabinet dyrektora i w całkowitej ciszy ruszyli w stronę zejścia do lochów. Blondynka starała się dyskretnie rozejrzeć, żeby wyłapać wszystkie różnice jakie zaszły w Hogwarcie na przestrzeni lat. Jednak ku jej zdziwieniu wszystko wydawało się takie same. Portrety, które mijali wisiały w tych samych miejscach co dziesięć lat temu, ławki i pochodnie również nie zmieniły swojego położenia. Wszystko było takie jak zapamiętała.
Jednak zaciekawiło ją czy ktoś odkrył wszystkie tajne przejścia w zamku. Czy ktoś ich używa? Wykrada się do Hogsmeade, ułatwia sobie drogę do klas? A Pokój Życzeń? Czy jeszcze działa? Było tyle pytań ma które nie znała odpowiedzi.
Zamyślona nie zwróciła uwagi na to, że dotarli na miejsce. Profesor dość niechętnie wpuścił je do swojego gabinetu, gdy tylko znalazły się w środku zabezpieczył drzwi zaklęciem i poprowadził je w stronę swojego biurka.
- Wiecie co macie zrobić. - warknął i zajął się uzupełnieniem jakiś dokumentów.
Suzanne i Hermiona spojrzały po sobie, po czym wzruszyły ramionami i usiadły na fotelach pogrążając się w pracy. Szyfr wydał się blondynce stosunkowo prosty. Na początku, zanim mu się przyjrzała wyglądał, jak jakieś bazgroły i pewnie taki był zamysł twórcy. Nikt by się tym niezainteresował. Przynajmniej oprócz osoby, do której była skierowana wiadomość. Dziewczyny szybko rozgryzły w czym rzecz, przez co nieźle się zdziwiły. Szyfr został zaczerpnięty ze świata mugoli. Jak na śmierciożerców było to coś niespotykanego. Jednak ich zdaniem było go rozwiązać, a nie się nad nim rozwodzić. Jako że obie, Suzanne i Hermiona, znają się na świecie mugoli bez problemu rozszyfrowały krótką wiadomość. Trochę im to zajęło, przez to, że w niektórych momentach miały odmienne zdanie, ale w końcu po kilku godzinach pracy doszły do zrozumienia i poprawnego rozwiązania. List był skierowany do kogoś kto miał pomóc Voldemort w nawiązaniu kontaktu z pewnym człowiekiem, który może mu pomóc w osiągnięciu jego celu. Jednak nie zostało wyjaśnione o jaki cel chodzi, ani kim jest ten tajemniczy czarodziej.
- Skończyłyśmy. - powiedziała Gryfonka, podając profesorowi kartkę z rozwiązaniem. Ten spojrzał na nią beznamiętnie, a następnie przeniósł wzrok na zapisany schludnym pismem pergamin.
- Granger, zanieść to do dyrektora. Zaraz potem wróć tutaj. - zarządził profesor na nowo zajmując się dokumentami.
Nastolatka skinęła głową na potwierdzenie. Rzuciła współczujące spojrzenie nowej znajomej i szybko opuściła gabinet Mistrza Eliksirów.
- Znasz się na eliksirach? - spytał Snape, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów.
- Trochę. - odparła spokojnie. Jako że nauczyciel już się nie odezwał, Suzanne postanowiła się rozejrzeć.
Gabinet był nieduży, przez co było tu trochę klaustrofobiczne. Fotele był obite w czarną skórę, a ściany zostały zastawione półkami z ingrediencjami. Niedaleko biurka stał kamienny kominek, a na nim zostało ustawionych kilka słoików z dość niezachęcającą zawartością. Biurko profesora było całkiem zawalone papierami, jednak można w nim było odnaleźć jakiś pożądek. Dla niewprawnego oka wyglądało by to, jak zwykły bałagan, ale dla dobrego obserwatora jest to świetny układ.
Chwilę później drzwi otworzyły się, a do gabinetu weszła Hermiona, które lekko niepewnie wróciła na swoje wcześniejsze miejsce. Profesor Snape w tym czasie podniósł się z miejsca i odłożył papiery na bok. Przeniósł spojrzenie na dwie nastolatki, po czym westchnął ciężko i poprowadził je w stronę wyjścia.
Ruszyli korytarzem w stronę sali od eliksirów. W Suzanne narodziło się pewne podekscytowanie, które pojawiało się za każdym razem, gdy miała coś uwarzyć, a teraz miało ono związek z tym, że sala do której zmierzali była jej pierwszym laboratorium. Jednak kiedy weszli do środka, blondynka lekko się zawiodła. Tylko dlaczego? Przecież wiedziała, że skoro Slughorna nie ma już w szkole, nowy nauczyciel na pewno zmieni wystrój. Ale nawet wtedy miała nadzieję.
- Dobrze, w takim razie już zaczniemy. - zaczął nauczyciel zmierzają w stronę biurka. - Granger. Zajmiesz się bazą do Eliksiru Wielosokowego. Przepis masz w tej książce. - machnął różdżką, która w niewiadomy sposób pojawiła się w jego dłoni. Po chwili w jego stronę poleciała gruba księga o tytule "Najsilniejsze Eliskiry", podał ją Gryfonce, a ta jakby lekko się zarumieniła. Suzanne nie wiedziała, dlaczego więc postanowiła to zignorować. Kiedy Hermiona zajęła się zbieraniem składników na eliksir, Snape spojrzał na nią i przez chwilę mocno się nad czymś zastanawiał. - Dumbledore, jako, że nie wiem jakie są twoje kwalifikacje wolę nie ryzykować, że nas wszystkich zabijesz, więc zaczniesz od czegoś prostego. - zamyślił się przez chwilę, a następnie odparł z kpiącym uśmiechem, albo bardziej jego imitacją. - Eliksir na katar.
Suzanne przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, była pewna, że sobie z niej żartował. Przecież to był eliksir na poziomie pierwszej może drugiej klasy! Jednak widząc całkiem poważne spojrzenie profesora zrozumiała, że ten mówi całkiem poważnie.
- Niech będzie. - westchnęła z bezsilności.
- Przepis masz w... - zaczął, ale ona nie dała mu dokończyć.
- Znam przepis, profesorze. - wtrąciła rozdrażniona. Po czym udała się do składziku po potrzebne ingrediencje.
Snape siedział za biurkiem dyskretnie przyglądając się poczynanią nastolatek. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć wręcz rażącą różnice w sposobie ich warzenia. Granger, chociaż robiła wszystko dobrze, zbyt bardzo polegała na książce, w jej pracy czegoś brakowało.
Dumbledore miała to coś. Intuicję. Było to po niej widać, nawet kiedy warzyła tak prosty eliskir wydawało się jakby tworzyła jakąś niesamowicie skomplikowaną miksturę, w dobrym tego zdania znaczeniu. Była całkowicie skupiona na tym co robi, jej ruchy były naturalne, płynne i bezbłędne. Wszystkie składniki były idealnie przygotowywane i dodane w odpowiednim momencie, co do sekundy. Miała zadatki na bardzo dobrą Mistrzynię Eliksirów, z chęcią udzieliłby jej praktyk, gdyby tylko go o to poprosiła.
Był tak zafascynowany dziewczyną, że nie zwrócił uwagi na to, że od przeszło kilku minut się na nią gapi. Szybko się otrząsnął i zaczął czytać jakąś losową książkę, która wpadła mu w ręce, aby zająć czymś swoje myśli. Jednak nie był w stanie skupić się na tekście, bo jego spojrzenie co jakiś czas uciekało w stronę blondwłosej dziewczyny.
Pół godziny później, Suzanne z zadowolenie stwierdziła, że już skończyła. Przelała eliksir do fiolki i oddała go profesorowi, po czym szybko żegnając się z zestresowaną Hermioną wyszła z sali.
Snape zaciekawiony sprawdził eliksir i tak, jak się spodziewał wyszedł on idealnie. Przez chwilę nawet pomyślał, że został wykonany lepiej od eliksirów jego roboty. Od razu starał się pozbyć tej myśli z głowy, ale nieskutecznie. "Przecież to niemożliwe, żeby jakaś małolata uwarzyła lepszy eliksir od niego!" - pomyślał zdenerwowany.
Kiedy Snape walczył ze swoimi myślami, Suzanne udała się do gabinetu dyrektora. Gdy była na korytarzu, przy chimerze natknęła się na pewną osobę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top