Rozdział 79

Od dziesięciu minut siedzieli w totalnej ciszy, żadne z nich nie wiedziało, jak zacząć tę rozmowę. Suzanne, gdy tylko weszła do gabinetu zauważyła zmiany nie tylko w pomieszczeniu, ale i w wyglądzie Dumbledore' a. Sińce pod oczami świadczyły o nieprzespanej nocy, może nawet kilku. Gabinet był teraz pełen pustych pudełek, pojemników i fiolek po eliksirach, głownie eliksirze pieprzowym, pergaminy i książki walały się po całym gabinecie, gdzieniegdzie widoczne były plamy po atramencie. Największą uwagę dziewczyny przykuły oczy starca, zawsze wesołe z jasnymi iskierka, teraz matowe i smutne pozbawione świecących drobinek. Zdecydowanie wyglądał o wiele starzej, już w momencie użycia legilimencji zobaczyła tą rażącą różnicę. Szybko dostrzegł swój błąd, przynajmniej tyle.

Nie ważne, jak bardzo Albus się cieszył z powrotu wnuczki, nie był w stanie spojrzeć jej w oczy i normalnie zacząć rozmawiać jednocześnie udając, że nic się nie stało, bo stało się i to dużo. Zniszczył jej zaufanie do niego, przez całe dwa tygodnie nie mógł sobie tego wybaczyć. Szukał jej i to nie sam, był w stanie zrobić wszystko byle tylko mieć szanse ją przeprosić. Jednak teraz kiedy siedzi przed nim, ba w dodatku sama do niego przyszła, nie potrafi wypowiedzieć nawet jednego głupiego słowa. Z rozmyślań wyrwał go jej głos.

- Jeśli nie chcesz mnie widzieć to ja mogę sobie pójść. - powiedziała cicho, już miała wstawać kiedy Fawkes, który siedział do tej pory na żerdzi niespodziewanie podleciał i zasiadł na jej ramieniu jednocześnie dając jej do zrozumienia, że ma zostać.

- Ja... przepraszam... - tylko tyle, nie wiedział co powiedzieć dalej, pierwszy raz zabrakło mu słów.

- Nie uważasz, że to trochę za mało? Spodziewałam się wielkich transparentów i góry prezentów. - wtrącił z lekkim uśmiechem, który dodał mu otuchy, wybaczyła mu. - Babcia wie, że wróciłam?

- Dałem jej znać kilka minut temu. Powinna tu być... - w tym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem, a do pomieszczenia wparowała profesor McGonagall. - ...teraz.

- Suzanne!? - podbiegła zatroskana do dziewczyny i zaczęła ją oglądać ze wszystkich stron, chcąc upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu. - Nic Ci nie jest. - stwierdziła z ulgą, a po chwili "trochę" zdenerwowana zaczęła. - Gdzieś ty była!? Żadnej wiadomości, nic! Nikt nie ma pojęcia gdzie się podziewasz! Szukamy Cię już dwa tygodnie bez efektów, aż tu nagle dostaję wiadomość od Albusa, że siedzisz sobie w jego gabinecie! Jestem absolutnie wkurzona twoim nieodpowiedzialnym zachowaniem! Ta Różowa Ropucha chce wydalić Cię ze szkoły i żaden nauczyciel, a nawet dyrektor nic nie może zrobić. Przez twoje niedorzeczne zachowanie twój dziadek nie pojawiał się na posiłkach, nie było z nim żadnego kontaktu. Nie spał po nocach, praktycznie nie jadł, bo tak bał się o Ciebie. Powiem Ci jeszcze jedno młoda damo nie obejdzie się bez...

- Minerwo wydaje mi się, że jesteś troszeczkę za ostra. - przerwał kobiecie i uśmiechnął się w ten swój unikalny sposób. Tym uśmiechem zawsze doprowadzał babcię do szału, nie koniecznie w złym tego słowa znaczeniu, ale mniejsza. - Nie spałem i nie jadłem przez zżerające mnie poczucie winy. - tu na chwilę przerwał zastanawiając się, jak przekazać kobiecie, że ich wnuczka uciekła przez jego głupotę. - Widzisz... tak jakby w trakcie balu doszło do pewnej sytuacji.

- Jakiej sytuacji? - wtrącił niby spokojnie powoli zbliżając się do mężczyzny.

- Ach to nic poważnego. - powiedział od niechcenia.

- No nie wiem każdy to postrzega inaczej.  - dodała od siebie zwracając uwagę swojej babci.

- Suzanne proszę. - szepnął jej dziadek. - Nie pogrążaj mnie błagam, zrobię wszystko.

- Wszystko? - zapytała z huncwockim uśmiechem. Ten tylko skinął na zgodę głową. - Już milczę.

- A więc? Co się tam wydarzyło? - zapytała już mniej spokojnie kobieta.

- No więc okazało się, że w szkole przebywał śmierciożerca pod postacią Severusa. Suzanne udało się go złapać, my w sensie ja, Severus i Horacy wezwaliśmy Ministra. Odbyło się przesłuchanie, po czym zabrali go ze sobą. W gabinecie zostałem tylko ja, Suzanne i Severus. - tu przerwał. Zastanawiał się, jak przekazać kobiecie najgorsze.

- I?

- Chcieliśmy się dowiedzieć co Suzanne robiła w miejscu gdzie znaleźliśmy tego śmierciożerce. - po minie kobiety można było wnioskować, że powoli domyśla się o co chodzi. - Ale nic nie chciała powiedzieć, więc...

- Więc? - zapytała na pozór spokojnie.

- Więc użyłem na niej legilimencji. - McGonagall przez chwilę stała całkowicie zszokowana. Spodziewała się wszystkiego tylko nie tego.

- Co... co zrobiłeś?

- Użyłem legilimencji. Jednak nie udało mi się dostać do jej umysłu. - dodał. Kobieta spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. - Ma za mocne bariery, gdy tylko je zobaczyłem wycofałem się.

- To Cię nie usprawiedliwia! - wydarła się na niego. - Nie dziwie się jej, że uciekła. Ja na jej miejscu nawet bym nie wróciła.

- Planowałam pozostać w ukryciu jeszcze trochę, jednak dowiedziałam się, że ta stara landryna chce mnie wyrzucić z Hogwartu. - wtrąciła. Szczerze nie chciało jej się słuchać ich kłótni.

- Jak się dowiedziałaś? - zapytała Minerwa.

- Podsłuchałam rozmowę twoją i Slughorn' a. - odparła jakby to była najzwyklejszy rzecz na świecie.

- Czyli byłaś wtedy w bibliotece. - bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Ja byłam tam cały czas. - powiedziała. Po chwili spojrzała na ich zszokowane twarze. - No co, a wy myśleliście, że ucieknę z zamku. Po co? Tu mam wszystko czego chce, poza tym to mój dom. Mogłabym równie dobrze udać się do którejś z rezydencji, ale wtedy nie wiedziałabym co tu się dzieje. Mogłam być pod wpływem silnych emocji, ale to nie zwalnia mnie z racjonalnego myślenia.

- Dzięki Merlinowi! Chociaż jedna rozsądna w rodzinie. - powiedziała Minerwa i przytuliła się do wnuczki. - Nie wiesz nawet, jak mi Cię brakowało.

- Mi też babciu. - odparła. - Ale co z Umbridge?

- Musisz jutro udać się do jej gabinetu na rozmowę. - odrzekł Dumbledore. - Gorzej z lekcjami. Pewnie będzie wymagać od Ciebie wszystkich zadań.

- Wszystkie są zrobione i czekają na oddanie. - powiedziała z uśmiechem.

- Ale jak?

- Po coś w tej bibliotece byłam. Nie chciałam nałapać za dużo zaległości, dlatego codziennie sprawdzałam ci mamy zadane. Jeszcze dziś oddam zaległe eseje i zadania. Sprawdziany mogę pisać choćby w poniedziałek.

- Jesteś niesamowita. - stwierdził Albus.

- Wiem w końcu jestem waszą wnuczką.

Godzinę później, kiedy już wszystko ustalili Suzanne udała się do Wieży Gryffindoru, chciała porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi o wydarzeniach z balu. Gdy tylko weszła do Pokoju Wspólnego od razu zauważyła Rona i Hermionę. Nie zważając na nic podbiegła do nich i przytuliła ich. Przez dobrą chwilę stali, jak spetryfikowani, a gdy tylko rozpoznali osobę, która się do nich przytuliła odpowiedzieli jej tym samym.

- Suzanne! - powiedzieli wspólnie, a w ich głosie można było wyczuć ulgę.

- Gdzieś ty się podziewała? - zapytała Herm.

- Byłam w bibliotece. - oni spojrzeli na nią, jak na jednorożca.

- Całe dwa tygodnie przesiedziałaś w bibliotece!? - wydarł się Ron. - Przecież sprawdzaliśmy ją chyba pięćdziesiąt razy!

- Chyba nie myślisz, że tak po prostu tam sobie siedziała. - wtrąciła Hermiona. - Na pewno była pod jakimś zaklęciem.

- Punkt dla Hermiony. - powiedziała Suzanne.

- Wiesz ile będziesz miała zaległości? Nauczyciele nas nie oszczędzali.

- Wiem, już wszystko mam zrobione. - powiedziała.

- Zawsze krok przed nami. - stwierdził Ron i jeszcze raz przytulił przyjaciółkę co ona chętnie odwzajemniła.

- Widzieliście gdzieś Harrego? Mam do niego sprawę. - w tym momencie przez obraz weszła dwójka uczniów, Gryfon i Ślizgon. Czyli wszystko potoczyło się tak jak trzeba. Chłopców wmurowało, gdy tylko zauważyli swoją zaginioną przyjaciółkę. Jak na komendę pobiegli do niej i mocno ją przytulili. Stali tak dobre pięć minut i nic nie wskazywało na to, że szybko się to zmieni.
Zapowiadała się długa rozmowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top