Rozdział 44


Gdy była już na korytarzu na piątym piętrze naszła ją ochota, żeby pograć na fortepianie. Dziewczyna postanowiła udać się do Pokoju Życzeń. Nieświadoma pary czarnych oczu przyglądających się jej poczynanią, weszła do tajnego pokoju na siódmym piętrze.

Po wejściu do środka ujrzała piękny, czarny fortepian. Dawno nie miała możliwości zagrać na czymkolwiek, głównie przez powrót do Anglii. Nie miała swoich instrumentów, zawsze wyporzyczała akurat ten, na którym uczyła się grać. Kiedyś dostała skrzypce po swojej mamie, zabrała je ze sobą do Ameryki. Niestety uległy zniszczeniu podczas jednego z wybuchów eliksiru. Podeszła do instrumentu, usiadła na stołku i zaczęła grać pierwszą piosenkę, jaka wpadła jej do głowy, chwilę potem zaczęła także śpiewać.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła

Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Gdy już skończyła, starła łzy, które nie wiadomo kiedy pojawiły się na jej policzkach. Z tą kołysanką wiązały się bolesne dla Suzanne wspomnienia. Matka Gryfonki zawsze śpiewała jej ją na dobranoc. Miała równo rok, gdy straciła rodziców, tylko przez zrządzenie losu jeszcze żyje. Mari i Lucas zginęli w pojedynku z Voldemortem. Było to dokładnie 22 sierpnia 1981 roku, w pierwsze urodziny dziewczyny. Gryfonka była wtedy w Hogwarcie, bo tam mieli się spotkać z rodziną i przyjaciółmi. Niestety nie wszyscy dotarli na miejsce. Suzanne tak naprawdę mało wiedziała o swoich rodzicach. Tylko tyle ile wyczytała z książek lub ktoś raczył jej powiedzieć. Nigdy nie pytała dziadków o nich, ponieważ wiedziała, że jest to dla nich trudny temat. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w ciągu tego tygodnia dowiedziała się o rodzicach, więcej niż przez całe swoje życie. Suzanne cicho szlochała, nie robiła tego często, ale teraz coś w niej pękło.

Całej tej sytuacji przyglądał się mężczyzna o czarnych oczach. Pierwszy raz widział Gryfonkę w rozsypce. Podziwiał jej talent muzyczny, jak i jej zdolności magiczne, ale nigdy by się do tego nie przyznał. Nie mógł dużej patrzeć na płaczącą dziewczynę, więc podszedł do niej bezszelestnie i położył delikatnie dłoń na jej ramieniu. Spięła się nieznacznie i spojrzała na mężczyzne swoimi smutnymi, niebieskimi oczami.

- Pro... Profesor S... Snape? - patrzyła na niego jednocześnie zdziwiona i lekko przestraszona. Była na siebie wściekła, że pokazała swoją słabość i straciła kontrolę. - Co Pan tu robi?

- Mógłbym zapytać o to samo. - odparł. - Nie powinna być panienka w swoich komnatach, już jest dawno po ciszy nocnej.

- Dzisiaj odbyło się spotkanie u profesora Slughorn' a. Zostałam dłużej by porozmawiać z profesorem. - wytłumaczyła.

- Co nie wyjaśnia, dlaczego jesteś w Pokoju Życzeń, a nie w swoich kwaterach. - powiedział i zaczął się jej przyglądać. Miała spuchnięte oczy, a na policzkach widniały ślady po łzach. - Czy coś się stało? - zapytał nadzwyczaj łagodnie.

- Nie profesorze. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Potrzebowałam się odstresować po miesiącu ciężkiej pracy.

- Ach tak. - odparł i spojrzał na instrument. Sam kiedyś grał na fortepianie, jak i na skrzypcach. Jego matka zadbała o jego wykształcenie muzyczne. - Mogę? - zapytał.

- Oczywiście. - odpowiedziała i odsunęła się kawałek, by zrobić miejsce profesorowi. Ten od razu usiadł i zaczął grać. - Nie wiedziałam, że potrafi Pan tak wspaniale grać, profesorze.

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Dumbledore. - odparł. Chwilę potem zakończył utwór i zwrócił się do dziewczyny. - Grasz tylko na fortepianie?

- Nie. - odpowiedziała od razu. - Od małego gram na skrzypcach. Gdy wyjechałam z kraju, brakowało mi tego. Dopiero w Europie wróciłam do muzyki. Pierwszym krajem w jakim zamieszkałam była Francja, tam nauczyłam się grać na instrumentach dęte i podszkoliłam się w grze na skrzypcach, z każdym następnym krajem szedł do pary inny instrument. Dopiero dwa lata temu zaczęłam grać na fortepianie.

- Czyli rozumiem, że jesteś wykształcona muzycznie. Mari też świetnie sobie radziła. - powiedział, na co Suzanne spojrzała na niego zdziwiona.

- Znał Pan moją mamę? - zapytała nie kryjąc zdziwienia.

- Tak, przyjaźniliśmy się. - odpowiedział. - Ja, Lily i Mari zawsze trzymaliśmy się razem. Były niezwykle wspaniałymi kobietami, ale i przyjaciółkami. Mogłem im powiedzieć wszystko i liczyć na dobrą radę. Tak naprawdę, gdyby nie one już dawno pogrążyłbym się w mroku.

- Mógłby mi Pan coś o niej opowiedzieć? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Nie dzisiaj. - odparł, na co ona posmutniała. - To jest rozmowa na którą muszę się przygotować, ale obiecuję, że opowiem Ci o Mari. Jest już późno, wracaj do siebie. - dziewczyna skinęła i ruszyła do wyjścia, ale zatrzymał ją głos profesora. - Szlaban za przebywanie poza kwaterami po ciszy nocnej. Jutro po lekcjach. - dodał i uśmiechnął się mściwe.

- Dobranoc, profesorze Snape. - pożegnała się z życzliwym uśmiechem i wyszła z pomieszczenia.

- Dobranoc, panienko Dumbledore. - powiedział cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top