Rozdział 41


Suzanne udała się na Obronę przed Czarną Magią. Starała się nie pokazywać po sobie niczego, jednak znalezienie Kamienia Wskrzeszenia bardzo ją uszczęśliwiło. Gdy wspólnie z dyrektorem upewnili się, że cząstka duszy Toma Riddle' a nie wpłynęła na moc kamienia, mogli spokojnie cieszyć się tym, że wszystko idzie po ich myśli. Dziewczyna dotarła na lekcję spóźniona. Weszła do sali i po przeproszeniu profesora usiadła na swoim miejscu. Harry patrzył na nią próbując coś wyczytać, na co nastolatka uśmiechnęła się promiennie dając mu do zrozumienia, że wszystko w porządku. Przez całą lekcje Syriusz wydawał się rozkojarzony, popełniał błędy, nie wychodziły mu nie które zaklęcia i mylił pojęcia. Gdy lekcja dobiegła końca Suzanne postanowiła dowiedzieć się co jest przyczyną dziwnego zachowania Black' a. Łapa siedział przy swoim biurku wpatrując się w podłogę, najwyraźniej nie zauważył dziewczyny.

- Khm, khm... - odchrząknęła, żeby zwrócić jego uwagę co podziałało. Profesor spojrzał na nią swoimi smutnymi, szarymi oczami. - Wyglądasz trochę, jak mój dziadek, wtedy gdy odwołali jego zamówienie na cytrynowe dropsy. - powiedziała, to zdanie wywołało salwę śmiechu u Syriusza, któremu humor najwyraźniej się polepszył.

- Mówiłem Ci już, że potrafisz wyciągnąć człowieka z dołka? - zapytał i otarł łzę rozbawienia.

- Kiedyś coś tam wspomniałeś. - odparła już się uspokajając. - No dobrze, a więc co się stało?

- Chyba nie za bardzo rozumiem. - próbował się wywinąć.

- Dziwnie się dziś zachowywałeś. Zawsze jesteś pewny siebie, dzisiaj byłeś przygaszony i często się myliłeś. - wytłumaczyła. - Nie próbuj się wymigać i tak się dowiem prawdy.

- Suzanne, wiesz bardzo przypominasz mi swoją matkę. Jesteś do niej taka podobna, ale tylko z wyglądu. Charakterek masz po tatusiu. - powiedział i zaśmiał się cicho. - Lucas i Mari byli by z Ciebie dumni. Wyrosłaś na niezwykle zdolną czarownice.

- Dobrze znałeś moich rodziców, prawda? - zapytała choć dobrze znała odpowiedź.

- Mógłbym rzec, że bardzo dobrze. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. - zamyślił się chwilę i dodał. - Nie długo jest Noc Duchów. - Mała zrozumiała już, dlaczego Syriusz jest taki przygaszony. Potter' owie zmarli w tę piekielną noc. James był bardzo bliskim przyjacielem Black' a. Musi mu być potwornie ciężko. Dwóch jego przyjaciół nie żyje, jeden okazał się zdrajcą. - Chyba już czas, żebym Ci coś opowiedział.

- Hmm, co takiego? - zapytała ciekawa.

- Kiedy ja, James, Lucas i Remus byliśmy na szóstym roku złożyliśmy sobie przysięgę. Nie wieczystą, była to zwykła obietnica. - mówił dalej z niewielkim  uśmiechem błądzącym mu po ustach. - To było jeszcze przed wytypowaniem zdrajcy. Zawsze byliśmy pewni, że był nim Remus. Myliliśmy się. Ja, Lunatyk, Rogacz i Kieł obiecaliśmy sobie, że będziemy opiekować się potomstwem tego, który polegnie. - Suzanne bardzo się zdziwiła, nie wiedziała o tym. - Każdy z nas miał zająć się dzieckiem innego. W ten sposób ja miałem się zająć dzieckiem James' a, Rogacz dzieckiem Remusa, Lucas moim, a Lunatyk Kła. Gdy Harry się urodził nieźle świętowaliśmy. James i Lily wybrali mnie na ojca chrzestnego. Niecały miesiąc później urodziłaś się ty. Twoim ojcem chrzestnym został Remus. Kiedy zginęli, ty trafiłaś do dziadków. Lunatyk pogodził się z tym, ale było mu ciężko, bo zawsze się tobą zajmował pod nieobecność twoich rodziców, wyjechał z kraju i pracował na rzecz Zakonu za granicą. Szukał Cię, bezskutecznie. Ale po kilku latach wrócił, wiesz dlaczego? - zapytał na co Suzanne zaprzeczyła. - Dumbledore zaproponował mu posadę nauczyciela OPCM. Na początku odmówił, ale Albus nie zamierzał się poddawać. Zagrał nieczysto. Powiedział mu o Harrym, choć to go nie przekonało na tyle by chciał wrócić. Dumbledore złożył mu propozycję nie do odrzucenia, bardzo cenną dla niego informację. A konkretniej miejsce Twojego dotychczasowego pobytu. Remus zgodził się. Gdy zwolnił się, niezwłocznie wyruszył Cię szukać. Z tego co mi opowiadał udało mu się.

- Co niemożliwe!? - wtrąciła. - Poznałabym go!

- Użył Wielosokowego. - wytłumaczył. - Wytropił Cię dwa lata temu w Austrii. Niestety musiał wrócić rok temu.

- Całkiem możliwe. Poznałam takiego jednego faceta. Uczył mnie grać na fortepianie. Jego zniknięcie wydało mi się dziwne, więc zwiałam. - powiedziała.

- To na pewno Lunatyk. Jest niezwykle uzdolniony muzycznie. - odparł i zaśmiał się serdecznie. - Gdy wrócił ciągle zachwycał się twoim talentem. Z tego co mi wiadomo, Mari grała na skrzypcach. Wiedziałaś?

- Tak. Babcia mi mówiła. Skrzypce były pierwszym instrumentem na którym uczyłam się grać. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Jej początki był dość marne, ale z czasem była coraz lepsza. Na samym początku tego nie lubiła, później uzależniła się od tego. Suzanne potrafi grać na około dziesięciu instrumentach. Skrzypce, fortepian, gitara, wiolonczela, flet poprzeczny, harfa, saksofon, ksylofon, perkusja i jeszcze kilka innych. - Miałam 5 lat.

- Czyli jesteś uzdolniona nie dość, że magicznie to i artystycznie. Wspaniale. - Syriusz chciał coś jeszcze dodać, ale przerwał mu dzwonek na lekcje. - No nic, leć bo się jeszcze spóźnisz. Do widzenia, Suzanne.

- Do widzenia, Syriuszu. - powiedziała i wręcz wybiegła z klasy. Jej następną lekcją były eliksiry. Weszła spóźniona do klasy, znowu.

- Dzień dobry profesorze i przepraszam za spóźnienie. Profesor Black mnie zatrzymał. - powiedziała ze skruchą.

- Dobrze panno Dumbledore, proszę usiąść na swoim miejscu. - odparł, po czym wrócił do prowadzenia lekcji. Gdy zajęcia zbliżały się już ku końcowi, coś zwróciło uwagę blondynki. Slughorn wydawał się bardzo szczęśliwy co ją trochę zaniepokoiło, ale postanowiła tego po sobie nie pokazać. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. - Pamiętajcie o zaległych esejach. Wszystkie mają się znaleźć na moim biurku pojutrze. Suzanne, Harry zostańcie na chwilę. - gdy już wszyscy wyszli, a w sali zostały tylko porządane osoby, profesor zaczął mówić. - Moi drodzy, muszę przyznać, że oboje macie talent do eliksirów. Z racji tego chciałbym, żebyście wstąpili do Klubu Ślimaka. To garstka uczniów, których sam wytypowałem, są to osoby z talentem do warzenia eliksirów. Spotykamy się co tydzień i rozmawiamy na różne tematy, często organizuję też przyjęcia. Co wy na to, zgodzicie się? - zapytał z nadzieją. Kieł dobrze wiedziała, że musi się zgodzić.

- Oczywiście, panie profesorze. - odpowiedzieli równo, po czym spojrzeli po sobie zdziwieni. Jednak Slughorn był wyraźnie usatysfakcjonowany tą odpowiedzią i uśmiechnął się do nich szeroko.

- Świetnie. W niedzielę odbędzie się mały podwieczorek. Serdecznie Was na niego zapraszam. No to uciekajcie, bo tobie Suzanne spóźnianie weszło w nawyk. - pożegnał ich z uśmiecham. Gdy szli już na ostatnią lekcję Mała zabrała Harrego na stronę.

- Dlaczego się zgodziłeś? - zapytała. - Dobrze wiem, że nie kręci Cię robienie z siebie błazna.

- Mógłbym zapytać o to samo. - węstchnął i odpowiedział. - Dumbledore mnie o to poprosił. Mam wyciągnąć z profesora jakąś informację.

- To tak samo, jak ja. - odpowiedziała. - Mamy większe szanse współpracując. - stwierdziła. - No braciszku, mamy przed sobą masę roboty.

- Jak zawsze masz rację, siostrzyczko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top