Rozdział 12
Suzanne obudziła się rano lekko zawiedziona. Wolała zdecydowanie poświęcił więcej czasu swojemu łóżku niż reszcie świata, niestety ta reszta postanowił dać o sobie znać i zmusić ją do wstania. Poprzedni tydzień minął jej na pracy dla Zakonu. Głównie chodzi tu o szyfry, które były czasem wyjątkowo wymyślne. Nie sądziła, że w ciągu tygodnia Śmierciożercy wysyłają sobie aż tyle zakodowanych informacji. W końcu to niebezpieczne dla nich, a dla nas to wielkie ułatwienie. Jednak Snape szybko wyprowadził ją z tego toku myślenia.
- Wiele z tych wiadomości jest dla zmyłki. - powiedział z grymasem spoglądając na ciężki tom przed nim. - Mimo wszystko Czarny Pan, jak i część Śmierciożerców nie są aż tak głupi.
- Wyraźnie zaznaczył Pan, że tylko część. - zauważyła lekko rozbawiona Suzanne, Hermiona w tym czasie starała się ignorować ich konwersację skupiając się jedynie na księgach, w których starała się coś znaleźć.
- Nie mogę ukryć, że niektórzy zamienili się na mózgi z gumochłonem.
To chyba była ostatnia ich w miarę normalna konwersacja.
Kiedy Szalonooki wrócił, Suzanne mogła w całości poświęcić się pracy nad eliksirami. Za tym jednak szła wieczna obecność Snape i brak Hermiony. Gryfonka zaczęła współpracować z profesorem Slughornem kilka dni temu. Z tego co zdołała się dowiedzieć, na razie pomaga mu jedynie w przygotowaniu do wrześniowych zajęć. Och! Suzanne wiele by dała, żeby być na jej miejscu. Uwielbiała profesora Slughorna, a praca z nim to sama przyjemność. Jednak jej kochany dziadek stwierdził, że Hermiona lepiej się tu nada. Uznał, że brunetka będzie w stanie naświetlić profesorowi stan wiedzy uczniów Hogwartu. Nie mogła zaprzeczyć, że nie był to dobry pomysł, zdecydowanie taka pomoc była dla Horacego wybawieniem. Niestety... nie każdy miała szczęście.
Już na początku wiedziała, że Severus Snape nie jest łatwym człowiek. Na zebraniu zdążyła wydedukować, że nie jest on zbyt lubiany, po kilku dniach pracy z nim, nawet odkryła dlaczego, jednak... dopiero kiedy została z nim sam na sam, zrozumiała, jak bardzo jest denerwujący.
Nie rozmawiali ze sobą za wiele, właściwie... nie możne by tego nazwać nawet rozmową. Głównie się kłócili i wyzywali. Tak... Zdecydowanie nie o to chodziło jej dziadkowi.
Suzanne dość poważnie rozważała, czy w ogóle opłaca się dzisiaj wstać z łóżka. Jednak nikt za nią nie będzie pracować. Snape chyba by ją zabił. Dlatego zabrała komplet ubrań i poszła do łazienki przygotować się na dzisiejszy dzień. Kilkanaście minut później wyszła ze swoich kwater i żwawym krokiem ruszyła w stronę Wielkiej Sali na śniadanie. Spóźniona.
Gdy weszła do sali wszystkie spojrzenia padły na nią, zmieszała się delikatnie, po czym westchnęła ciężko i szybko ruszyła w stronę stołu. Jej miejsce znajdowało się zaraz obok dyrektora. Gdy tylko usiadła na krześle wymamrotała ciche przywitanie i zaczęła nakładać sobie jedzenie na talerz.
- Ktoś tu chyba ma gorszy dzień. - odezwała się McGonagall, która wpatrywała się w swoją wnuczkę ze złośliwym uśmiechem.
- Jestem trochę zmęczona. - odparła blondynka. - To wszystko.
- Czytałaś do późna? - zapytał zaintrygowany Dumbledore.
- Ta... chciałabym. - burknęła rzucając przy tym ponure spojrzenie czarnowłosemu nauczycielowi eliksirów, który uśmiechał się złośliwie.
Na tym skończyła się ich konwersacja. Wszyscy zajęli się sobą lub swoim posiłkiem, do czasu aż do Wielkiej Sali wleciała poczta. Kilka sów latało nad głowami czarodziejów zrzucając na adresatów ich paczki. Suzanne patrzyła na to lekko rozbawiona, przynajmniej póki nie poczuła pulsującego bólu palca.
- Ał! - jęknęła spoglądając ze zdenerwowaniem na winowajcę. Na stole, zaraz obok jej talerza, siedziała mała płomykówka, która do łapki miała przywiązany list. - Och, dziękuję... - odparła lekko zdziwiona i odwiązała kopertę. Zaraz potem sówka odleciała, zostawiając dziewczynę lekko zdezorientowaną.
Suzanne wpatrywała się w list z pieczęcią Ministerstwa, dokładnie wiedząc co on oznacza. Uśmiechnęła się delikatnie, bez wahania przełamała pieczęć i wyciągnęła zawartość.
Szanowna Pani Dumbledore,
Uprzejmie informujemy, iż zdała Pani Standardowe Umiejętności Magiczne z najwyższymi wynikiem od stu dwudziestu trzech lat. Poniżej przedstawiamy wykaz Pani wyników z podziałem na teorie i praktykę.
Wykaz ocen:
Wybitny-W Nędzny-N
Powyżej Oczekiwań-P Okropny-O
Zadowalający-Z Troll-T
Uzyskane wyniki:
TEORIA PRAKTYKA
Transmutacja W (100%) W
Zaklęcia i uroki W (100%) W
Eliksiry W (100%) W
OPCM W (100%) W
ONMS W (100%) W
Astronomia W (100%) W
Numerologia W (100%) ---
Starożytne runy W (100%) ---
Historia magii W (100%) ---
Zielarstwo W (100%) W
Wróżbiarstwo W (100%) W
Mugoloznawstwo W (100%) W
Gratulujemy uzyskania wyników (12/12) i życzymy owocnej pracy w nadchodzących latach nauki.
Przeczytała cały list kilkukrotnie uśmiechając się przy tym szeroko. Oczywiście wiedziała, że dobrze jej poszło, reakcje egzaminatorów mówiły same za siebie, ale żeby aż tak?
- Suzanne, od kogo ten list, że tak się uśmiechasz? - zapytała zaciekawiona McGonagall.
- To z Ministerstwa. - odpowiedziała, odkładając list na stół, a w zamian biorąc do ręki filiżankę z herbatą.
- Wyniki SUM? Tak szybko. - zapytał lekko zaskoczony Dumbledore, jednocześnie nie potrafiąc ukryć swojej ekscytacji. - Mogę zobaczyć?
- Czemu nie. - powiedziała wzruszające ramiona i podała list dyrektorowi.
Przez chwilę Albus całkowicie milczał śledząc wzrokiem treść listu dopóki...
- Ej! Masz lepsze wyniki ode mnie! - oburzył się starszy czarodziej. Było to wyjątkowo zabawne do oglądania, jak wielki Albus Dumbledore spogląda na świstek papieru, jakby ten zrobił mu niewyobrażalną krzywdę. - Same Wybitne. - dodał mrucząc pod nosem.
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona nauczycielka transmutacji i spojrzała przez ramię męża na kartkę z wynikami. - To wspaniale! Zdałaś wszystkie możliwe przedmioty z idealnym wynikiem!
- Tak jakoś wyszło. - mruknęła obojętnie ponownie skupiając się na śniadaniu.
Nie każdy jednak podzielał jej humor. Dyrektor Hogwartu był wyjątkowo obrażony, jego zastępczyni puszyła się z dumy, a reszta nauczycieli, bez wyjątku, wpatrywała się w nastolatkę tępym wzrokiem. W końcu, jaki uczeń byłby w stanie zdać wszystkie możliwe przedmioty z maksymalnym wynikiem. Znali tylko jedną osobę, która mogłaby zrobić coś takiego, ale nawet ona nie zdołała tego dokonać. Tą osobą była Hermiona Granger.
Reszta śniadania toczyła się swoim rytmem. Część nauczycieli już zdążyła się pożegnać i wrócić do siebie, a niektórzy dalej siedzieli przy stole i rozmawiali między sobą. Suzanne zbierała się już do wyjścia, profesor Snape opuści Wielką Salę kilka minut temu, więc zapewne już jej oczekuję w lochach. Westchnęła cierpiętniczo i wstała od stołu.
- Już idziesz? - zapytała Minerwa przerywając swoją rozmowę z Albusem.
- Jak widać. - odparła.
- No tak, eliksiry same się nie uwarzą. - stwierdził z uśmiechem staruszek. - W takim razie życz... - nagle jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. - No nie wierzę! - zawołał. - Prawie bym zapomniał!
Zaczął z zapałem przeszukiwać swoje obszerne kieszenie, aż w końcu z wyrazem triumfu na twarzy wyciągnął z jednej z nich lekko pogniecioną i pożółkłą kopertę.
- Wszystkiego najlepszego. - powiedział podając nastolatce list. Ta lekko zaskoczona przyjęła go i z uśmiechem zaczęła mu się dokładnie przyglądać. No tak, dzisiaj kończyła 16 lat, a to oznacza... Uścisnęła dziadka z całej siły, po czym z entuzjazmem złamała czerwoną pieczęć z godłem Hogwartu.
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Dyrektor Hogwartu: Albus Dumbledore
(Kawaler Orderu Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czarownik, Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejskiej)
Szanowna Pani Dumbledore,
Mam zaszczyt poinformować Panią, że została Pani przyjęta na 6 rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Prosimy o zapoznanie się z załączonym listem, wszystkich niezbędnych książek i wyposażeń.
Z poważaniem
Zastępca dyrektora
Profesor Minerwa McGonagall
W kopercie była jeszcze jedna kartka na której zostały wypisane tytuły podręczników i najważniejsze wyposażenie na najbliższy rok szkolny.
- Czyli... muszę się wybrać na Pokątną. - odparła z niepewnym uśmiechem. - Może uda mi się wyrwać w weekend, jak nie będzie nic do...
- Rozmawiałem już z Severusem. - przerwał jej Dumbledore ściągając tym na siebie zaciekawione spojrzenia swojej żony i wnuczki. - Ustaliliśmy, że najlepiej będzie jeśli załatwisz wszystko od razu. Nie ma co odkładać tego na ostatnią chwilę. Do rozpoczęcia roku zostało tylko kilka dni.
- Mam rozumieć, że będę mogła pójść sama? - zapytała z nadzieją. - Ty i babcia macie pełno zajęć, nie chcę wam sprawiać kłopotów. A przecież ja sobie sama świetnie poradzę.
- Nie widzę żadnych przeciw... Ał! - przerwał Albus rozmasowując obolałe ramię. Spojrzał z żalem na McGonagall, jednak kiedy spotkał się z jej zabójczym wzrokiem natychmiast się zreflektował. - Wydaję mi się, że to mogłoby być dla ciebie zbyt niebezpieczne. Jednak masz rację i ani ja, ani twoja babcia nie mamy zbytnio czasu. - starszy czarodziej zamyślił się. - Myślę, że Remus i Syriusz nie będą mieli nic przeciwko towarzyszeniu tobie.
Suzanne usilnie starała się nie roześmiać, dlatego tylko skinęła na zgodę. Nie był to najgorszy pomysł. Zdecydowanie wolała udać się na Pokątną z dwójką Huncwotów, niż którymś z nauczycieli. Mogłoby to być trochę niezręczne.
- Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. W takim razie zaraz wyślę do nich wiadomość. Mam nadzieję, że szybko odpiszą. - mruknął do siebie. - A! No i musisz jeszcze zakupić podstawowe wyposażenie pierwszorocznych.
- W takim razie do list zakupów dochodzi jeszcze cynowy kociołek, różdżka i... - zanim zdążyła dokończyć przerwał jej głośny trzask porcelany.
- Nie masz różdżki!? - wyrwało się nauczycielce transmutacji.
- Nie uczęszczałam do żadnej magicznej szkoły, więc... tak jakby nie wolno mi było mieć własnej różdżki. - zauważyła nastolatka chowając listy do koperty.
- A szkolenie się nie zaliczało? - dopytywała zaskoczona Minerwa. Jednak blondynka jedynie pokręciła głową.
- To... jak udało ci się zaliczyć praktykę na SUM-ach? - zapytał wstrząśnięty profesor Flitwick, który siedział niedaleko dziewczyny. Wszystkie pary oczu spoczęły na niej.
Suzanne chcąc, nie chcąc musiała przyznać, że zastanawiała się nad tym poważnie przed egzaminami. W końcu, posiadanie różdżki było jednym z podstawowych wymogów i przy tym jedynym którego nie spełniała. Na szczęście, udało jej się, mimo tych... dość poważnych komplikacji.
- Użyłam magii bezróżdżkowej. - odpowiedziała na pytanie profesora, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Przecież każdy nastolatek potrafi posługiwać się tak zaawansowanym zakresem magii.
Gdy już upewniła się, że to wszystko, pożegnała się ze zszokowanymi nauczycielami, opuściła Wielką Salę i szybkim krokiem zaczęła wracać do swoich kwater. Musiała jeszcze przygotować się do wyjścia.
Zapowiadało się na naprawdę ciężki dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top