Rozdział 76
W końcu nastał ten dzień. To właśnie dzisiaj miał odbyć się wyczekiwany przez wszystkie dziewczęta w zamku bal walentynkowy. W związku z tym wydarzeniem na śniadaniu było potwornie głośno. Jako że była sobota, nikt nie przejmował się lekcjami. Zaraz po posiłku uczniowie udali się do swoich Pokoi Wspólnych, żeby przygotować się na nadchodzący wieczór. Wszędzie było pełno ludzi, głównie dziewcząt, które szalone biegały po korytarzach w poszukiwaniach kogoś bądź czegoś. Z tego względu na obiedzie nie pojawiło się zbyt wiele osób, były to tylko młodsze roczniki, które nie brały udziału w balu i chłopcy, którzy uważali, że zdążą się przygotować na czas. W tym wszystkim była jeszcze czwórka Gryfonów, która nie była zbyt zainteresowana balem, a dwójka z nich nie miała nawet zamiaru na niego iść.
- Harry? Suzanne? - zagadała Hermiona. - A wy idziecie?
- Mamy coś do zrobienia. - odparła blondynka.
- Ale jak zdążymy to przyjdziemy. - dodał zielonooki, przez co oberwał od Małej w żebra. - Ał! Za co?
- Ty wiesz za co. - odwarknęła i wróciła do jedzenia.
- Kobiety...kto je zrozumie. - powiedział Ron czym zasłużył sobie na wściekłe spojrzenie swojej dziewczyny. - Właściwie to powinniśmy już się zbierać, bo w końcu nie zdążymy. Do zobaczenia stary! - para pożegnała się i wyszła z sali. Gdy tylko zniknęli za drzwiami dwójka Gryfonów poderwała się z miejsca i pobiegła w tylko sobie znane miejsce. Kilka minut później stali już przed przejściem do Komnaty Tajemnic.
- Otwórz się. - rozkazała w mowie węży dziewczyna. Umywalka ukazała im przejście przez które pewnie przeszli. Zaledwie chwilę później byli już w Komnacie.
Będąc już w pokojach Salazara zauważyli, że nie ma w nich nikogo oprócz ich samych. Było to trochę dziwne i niepokojące. Zazwyczaj w kwaterach zostawała chociaż jedna osoba, tak dla pewności, że nikt się do nich nie dostanie. Były tylko dwa wyjaśnienie tej sytuacji. Albo Godryk coś sobie zrobił, albo Godryk coś komuś zrobił. Równie dobrze oba, no w skrócie to nie wróży nic dobrego, ale nie mieli na to teraz czasu, eliksir czeka. Szybko ruszyli do laboratorium gdzie dogłębnie przyjrzeli się substancji. Kamień Filozoficzny prawie całkowicie się rozpuścił jeszcze tylko godzina i będzie można przejść do dalszego etapu. W tym czasie wspólnie zaczęli przygotowywać składniki, które będą im potrzebne. W ciszy miło im się pracowało, wszystkie aktualnie wymagane składniki były gotowe na czas. Dokładnie godzinę później kamień całkiem się rozpuścił i można było działać dalej.
W skupieniu dodawali i mieszali ingrediencje, pracowali już ponad dwie godziny. Suzanne miała właśnie dodać krople wody miodowej kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Po dodaniu składnika i zabezpieczeniu kociołka razem z Harrym przeszli do salonu gdzie zastali szeroko uśmiechających się Założycieli Hogwartu.
- Coś się stało? - zapytała Suzanne. Cała czwórka spojrzała na dwójkę Gryfonów że zdumieniem.
- Co wy tu robicie!? - zawołał Godryk ignorując wcześniejsze pytanie dziewczyny.
- Przygotowywaliśmy eliksir. - odpowiedział krótko Harry. - Kamień się rozpuścił, więc mogliśmy przejść dalej, skończymy na dziś za jakieś cztery godziny.
- O nie, nie, nie! - zaprotestowała Helga. - Przecież dzisiaj jest bal.
Gryfoni spojrzeli po sobie zdziwieni i odparli równo.
- No i?
- Nie zamierzacie na niego iść? - zapytała Rowena, a jej oczy rozwarły się że zdumienia. - O nie! Nie po to naharowaliśmy się jak mrówki, żebyście teraz sobie po prostu nie poszli. Zapomnijcie!
- O co Wam chodzi? - zapytał nic z tego nie rozumiejąc.
- Myślicie, że kto dekoruje Wielką Salę na różne uroczystości? Oczywiście, że my. - wytłumaczył Salazar. - W sensie wszyscy w szkole myślą, że to nauczyciele, a nauczyciele myślą, że to Hogwart i lepiej niech tak zostanie.
- Niesamowite. - tylko tyle był w stanie wydusić z siebie.
- Ale nie możemy iść, przecież...eliksir.
- O to się nie martw. - wtrącił Slytherin. - Ja się nim zajmę. Uwierz wiem co robić.
- No, skoro już uzgodniliśmy, że idziecie to trzeba Was przygotować. - powiedziała Rowena. Gryfoni chcieli zaprzeczyć, ale pod karcącym spojrzeniem całej czwórki zamilkli. - Jako nasi dziedzice musicie nas godnie reprezentować.
Kobieta podeszła do wielkiej szafy w kącie pomieszczenia. Gdy otworzyła hebanowe drzwi ich oczom ukazała się ogromna garderoba. Gryfoni nie pewnie ruszyli za czarnowłosą, pozostała trójka udała się za nimi.
Rowena i Helga zajęły się szukaniem odpowiedniej sukni oraz biżuterii dla Suzanne, natomiast Salazar i Godryk szatą dla Harrego. Poszukiwania zdawały im się dłużyć godzinami, ale naprawdę nie minęło nawet pół godziny. Po przymierzeniu masy sukni i szat udało im się znaleźć te idealne. W ten sposób Mała wylądowała w pięknej, bordowej sukni balowej. Była niezwykle lekka i wygodna, plecy pozostały odkryte, ozdobione złotymi wiązaniami. Koronkowe rękawy trzy czwarte dodawały jej uroku. A wszystkiego dopełniały misterne złote zdobienia i w tym samym kolorze wysokie szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, przez co spływały pięknymi, niemal złotymi falami po jej plecach, a na jej szyi wisiał oczywiście złoty wisiorek do pary z kolczykami. Jeśli chodzi o Harrego, to gdyby Suzanne go nie znała to uznała by, że jest stuprocentowym Ślizgonem. Jego szata była w kolorze butelkowej zieleni, a krawędzie zostały obszyte srebrną nicią. Ten kolor zdecydowanie podkreślał piękne oczy chłopaka. Koszula w białym kolorze idealnie współgrała z czarnymi spodniami chłopaka. A wszystko dopełniała czarna muszka. Godryk, Rowena, Helga i Salazar oglądali swoje dzieło z zadowoleniem. Po dokładnym przyjrzeniu się Gryfoną skinęli sobie głową i podali uczniom coś co wprowadziło ich w prawdziwe zakłopotanie.
- Nie możemy tego przyjąć. - odparł od razu Harry, co Suzanne potwierdziła skinieniem głowy.
- Błagam Was nie rozśmieszajcie nas. - powiedział lekko zirytowany Godryk.
- Należą się Wam. - poparła go Rowena i podała im osiem pierścieni. Cztery z nich to były typowo męskie sygnety. Pozostałe były na pewno kobiece, wydawały się niezwykle delikatne i subtelne. - Jak wspomniałam musicie się prezentować. Dwa na jedną, pozostałe na drugą rękę. - poinstruowała ich. Ci posłusznie założyli sygnety i nagle poczuli przypływ magii.
- Działają, jak świstokliki. - odparł Sal widząc ich zdziwione miny. - Przenoszą Was do powierzonych Wam posiadłości, ale także do krypt u Gringotta, tylko najpierw ustalcie to z Bagrod' em. On zrozumie.
- A co z Wami? - zapytał Harry. - Nie są Wam potrzebne?
- Nie. - odpowiedział Gryffindor. - My się możemy po prostu aportować. Poza tym od stu lat nie byliśmy nawet w naszych kryptach. Nie są nam potrzebne. Mieszkamy tutaj, mamy Pokój Życzeń i skrzaty na każde wezwanie. Czego chcieć więcej!
- A jak ktoś je zobaczy? - zapytała Gryfonka.
- Są zaklęte tak, że tylko powołani je widzą. - odparła Rowena.
- Dobrze, a teraz już się zmywajcie. Bal już trwa. - wtrącił zniecierpliwiona Helga i pociągnęła ich do drzwi, które nagle pojawiły się w pomieszczeniu, wypchnęła ich przez nie i zatrzasnęła za nimi drzwi. Gryfoni zszokowani stwierdzili, że są w sali wejściowej.
Szybki krokiem ruszyli do wrót Wielkiej Sali, które obecnie były zamknięte, ale i tak wydostawały się przez nie stłumione dźwięki muzyki. Podeszli do drzwi i niepewnie otworzyli je. Musieli przyznać, że założyciele się przyłożyli, bo sala wyglądała wprost przepięknie. Harremu na myśl przyszedł wygląd sali w czasie balu bożonarodzeniowego. Wtedy wyglądała podobnie tylko nie było nigdzie różowych serduszek i w tym samym kolorze obrusów. Gdy tylko przeszli przez próg wszystkie spojrzenia padły na nich. Nie dali po sobie pokazać, że sytuacja jest dla nich stresująca. Harry pewnie zaproponował jej ramię, które z wdzięcznością przyjęła, powoli ruszyli na środek sali, gdzie znajdował się parkiet. Każdy ich krok był obserwowany przez masę wścipskich spojrzeń. Suzanne w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że muszą wyglądać, jak para, co potwierdziły zawistne spojrzenia dziewcząt z różnych domów. Mała roześmiała się w myślach "Gdyby tylko wiedziały... ". Nieświadomie na jej usta wpłyną przepiękny uśmiech. Tak naprawdę Harry w cale nie miał się lepiej, on mało nie wybuchnął śmiechem. Dobrze wiedział, że jego siostrzyczka jest rozchwytywana, ale sam nigdy nie był by w stanie spojrzeć na nią inaczej niż, jak na siostrę. Bardzo ładną i mądrą siostrę.
Gdy dotarli już na środek parkietu, muzyka się zmieniła, ale tylko oni wiedzieli kto jest za to odpowiedzialny. Uśmiechnęli się na samą myśl o tej czwórce, która tak wiele dla nich zrobiła. Utwór, który właśnie się rozpoczął wyraźnie wskazywał na taniec jaki mają zatańczyć. Walc angielski. Tradycjonaliści. Jednak oni nie narzekali, względnie prosty taniec, dzięki któremu Suzanne nie straci wszystkich palców. Niestety Harry nie jest zbyt dobrym tancerzem, ale z tym konkretnym tańcem radzi sobie całkiem nieźle. Było to spowodowane ciężkimi staraniami Salazara. Odkąd poznał Harrego starał się wpoić mu przynajmniej podstawy dobrego zachowania. W tym i taniec.
Harry wydawał się zadowolony, co Suzanne cieszyło. Wiedziała, że Gryfon wolałby pracować nad eliksirem niż siedzieć tutaj, ona tak samo. Jednak z tą czwórką nie należy się kłócić. Gdy już skończyli zostali nagrodzeni gromkimi brawami. Harry były z siebie dumny, bo zatańczył wręcz idealnie, ani razu się nie pomylił. Mała podzielała jego entuzjazm, bo jej palce nie ucierpiały. Chwilę później zaczęła grać żywa muzyka, co ożywiło Gryfonów, którzy zaczęli szukać swoich przyjaciół.
Okazało się, że Hermiona i Ron zajęli im miejsca przy stoliku, gdzieś pod ścianą za co było im wdzięczni. Ron miał na sobie zwykłą czarną szatę, ale jednak muszka odpowiadał kolorowi sukni Hermiony. Miona postawiła na róż i trzeba było jej to przyznać, bardzo jej pasował. Włosy upięła w koka i ozdobiła srebrnymi spinkami. Gdy zobaczyła Suzanne oczy rozszerzyły się jej w szoku.
- Skąd ty wzięłaś tą suknię!? - zapytała. - Mówiłaś, że nawet nie planujesz iść na ten bal. Więc skąd?
- Należała do mojej babci. - odpowiedziała krótko. Nawet nie skłamała. Suknia należała do Roweny, tylko kolory zostały zmienione, wszyscy wspólnie stwierdzili, że w tych kolorach jej lepiej.
- Ale zrobiliście wejście! - wtrącił Ron ratując nieświadomie sytuację. - Przyznam, że się Was nie spodziewałem. Byłem pewien, że nie przyjdziecie.
- A jednak. - dodał Harry. Później już rozmawiali na luźne tematy, śmiali i żartowali z min różnych uczniów, jak i nauczycieli. Gdzieś w oczy rzucił się Suzanne Draco. Z tego co słyszała przyszedł na bal z Pansy Parkinson. Nie znała tej dziewczyny osobiście, ale z opowieści chłopaka dowiedziała się, że ciągle się za nim ugania. Zauważyła, że brunetka niebezpiecznie zbliża się do chłopaka.
- Słuchajcie...- zwróciła się do przyjaciół. - idę ratować Draco.
Szybko udała się w stronę chłopaka. Udało się jej do niego dotrzeć przed Ślizgonką.
- Hej Draco. Zatańczysz? - chłopak staną na równe nogi i pociągnął dziewczynę na parkiet.
- Wiesz, że ratujesz mi życie? I to nie pierwszy raz.
- Naprawdę? - zapytała z ironią.
- Dziękuję i gratuluję wielkiego wejścia. - chłopak lekko posmutniał. Próbował to ukryć, ale niestety Gryfonka to zauważyła.
- Chodzi o Harrego? - zapytała. Draco potknął się, ale nie przewrócił. Spojrzał na nią zdziwiony, a ona tylko się uśmiechnęła. - Wiem, że Ci na nim zależy. On jest dla mnie jak brat, a jego szczęście to mój priorytet. Wolałabym, żeby z nikim się nie spotykał, nie chce, żeby ktoś go zranił. - blondyn wyglądał na zrezygnowanego. - Ale nie mogę pozwolić, żeby mój przyjaciel czuł się nieszczęśliwy. Dlatego Ci powiedziałam, że Harry jest gejem, dlatego Ci pomagam, bo wiem, że i ty, i on będziecie szczęśliwi razem. - chłopak była zaskoczony tym co usłyszał. Lekko się zarumienił i uśmiechnął. Suzanne zbliżyła się i szepnęła mu na ucho. - Idź do niego i powiedz co czujesz. Nie wolno Ci tego zpieprzyć, bo ja nie mam zamiaru Cię znowu ratować. - oderwała się do niego i ruszyła do stołu z napojami. Gdzieś w tłumie zobaczyła blondyna w towarzystwie Pottera. Teraz wszystko powinno się ułożyć. Nagle zauważyła koło siebie niewielki ruch kiedy spojrzała w tamtą stronę ujrzała bliźniacze, niebieskie tęczówki.
- Witaj dziadku. - przywitała starca z uśmiechem.
- Witaj moja droga. Wspaniałe wejście. - powiedział, po czym roześmiał się wesoło.
- Dziękuję, jestem zaszczycona. Pochwały od samego dyrektora. - uśmiechnęła się i napiła pączu, którego nalała sobie zaledwie chwilę temu. Jak dla niej brakowało tu trochę alkoholu, ale nie ma co narzekać.
- Może zatańczysz ze mną moja droga? Twoja babcia gdzieś mi zniknęła z oczu, a nie wypada tak stać przez cały czas. - zapytał wyciągając dłoń w jej stronę, którą ona po chwili przyjęła. Ruszyli na parkiet gdzie tańczyli do spokojniejszego utworu.
- Udało się Wam zdobyć to wspomnienie? - zapytał nagle.
- Nie, ale jesteśmy coraz bliżej. - odparła ciszej.
- Zauważyłem, że ciągle gdzieś znikasz. Nie można Cię nigdzie złapać. - powiedział i uśmiechnął się tajemniczo. - Często z panem Potter' em. - po tym Suzanne się potknęła i gdyby nie ramię jej dziadka na pewno wylądowała by na podłodze.
- Dziadku! - starcia go. - Harry jest dla mnie, jak brat. Poza tym... - spojrzała w stronę drzwi gdzie właśnie Draco zbliżył się i pocałował Harrego. - mój kochany brat chyba właśnie się zakochał. - spojrzenie Dumbledore' a padło na scenę pod drzwiami przez co się szeroko uśmiechnął.
- Chyba masz rację.
- Odbijamy. - usłyszała gdzieś z prawej strony głos swojej babci i już chwilę później zamiast tańczyć ze swoim dziadkiem, znalazła się w ramionach Nietoperza z Lochów. Nauczyciel eliksirów, jak zawsze ubrany był w swoje nieśmiertelne czarne szaty.
- Dobry wieczór, profesorze Snape. Niesamowity bal nieprawdaż. - przywitała się uprzejmie.
- Dobry wieczór, panienko Dumbledore. Jeśli chodzi o bal, bywałem na lepszych. - odparł zgryźliwie. To wszystko przez Minerwę wzięła go podstępem. Nie powinien jej ufać. Przez swoją nieuwagę skończył tańcząc z wnerwiającą Gryfonką. Choć musiał przyznać, że nie odstraszała swoim wyglądem, jak co po niektóre panie, na przykład taka Umbridge. Jeśli chodzi o taniec to równie dobrze jej to wychodzi, jak śpiewanie i granie na fortepianie.
- I ja także, jednak trzeba się cieszyć z tego co jest, nie sądzi Pan profesorze? - odparła. No i się wyjaśniło skąd te umiejętności. Jednak zaciekawiło go, może i brała udział w innych balach tylko gdzie i kiedy, skoro się ukrywała.
- Może. Jednak, jak wspomniałem bywałem na lepszych. - odparł.
- Tak, bankiety i zloty Mistrzów Eliksirów to zdecydowanie inny poziom. - powiedziała nieświadoma tego, że wprawiła profesora w prawdziwe zdumienie.
- Była panienka na zlocie? - zapytał niby zdawkowo.
- Na każdym odkąd skończyłam siedem lat aż do teraz. Przez szkołę nie mogłam się pojawić na tegorocznym. Szkoda. Dawno nie widziałam się z Nicholas' em.
- Chodzi panience o Nicholas' a Flamel' a? - przecież to całkowita elita. Mistrzowie Eliksirów są dzieleni na sekcje. Najniżej są praktykanci i uczniowie, później zwykli Mistrzowie no i na końcu tak zwani Arcymistrzowie, ale nikt się tak nie tytułuje. To takie bardziej określenie na tą elitę, która dokonała największych odkryć. Właśnie takim Arcymistrzami są Nicholas Flamel i Alexander God. Sam słyszał o jeszcze jednym, ale nigdy nikt go nie spotkał, nikt nie zna jego tożsamości oprócz pozostałych dwóch. Obecnie są jedynymi żyjącymi Arcymistrzami. On wiele razy starał się osiągnąć coś dzięki czemu trafi do tej elity i będzie mógł porozmawiać z nimi jak równy z równym, a ta niby zwyczajna nastolatka mówi po imieniu jednemu z największych Alchemików wszechczasów.
- Tak, właśnie o tego. Poznałam go na moim pierwszym zlocie. Alex zabrał mnie na niego dopiero kiedy był pewny mojego talentu. Nie chciał się ośmieszyć przed Flamel' em. - powiedziała i roześmiała się, a on musiał przyznać, że ma piękny śmiech. - Zawsze zakładali się o to, który z nich przyprowadzi najzdolniejszego ucznia. Po raz pierwszy to Alex wygrał. - uśmiechnęła się, jakby wspominała ten dzień i tak w istocie było.
- Słyszałem, że jest trzech Arcymistrzów. - musiał się tego dowiedzieć, po prostu musiał. - Nie wie panienka kto jest tym trzecim?
- Może i wiem. A może nie wiem. - odpowiedziała i uśmiechnęła się tajemniczo, całkiem, jak Albus. To go zdenerwowało jeśli choć trochę go przypomina to on się niczego nie dowie. - Jest to tajemnica nie bez powodu. Znam dobrze tę osobę, ale jak wspomniałam tożsamość tej osoby nie bez powodu pozostaje tajemnicą od wielu lat. Mistrzowie nie zaufali by tej osoby, bo uznali by ją za niedoświadczoną. - nagle urwała. W tym samym momencie piosenka się zakończyła. - Miło mi było z Panem tańczyć profesorze Snape. Jest Pan wspaniałym tancerzem i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane z Panem zatańczyć. - uśmiechnęła się i odeszła bez pożegnania. Zauważył, jak udaje się w stronę Gryfonów i... Draco? Ten widok nim wstrząsnął, ponieważ jego "kochany" chrześniak siedział na kolanach Potter' a. Przetarł oczy, ale obraz pozostał bez zmian. Zrozumiał wtedy jedno. Dziś w nocy nieźle popije.
Suzanne zaczęła rozmawiać z nowo upieczoną parą. Na to zapowiadało się już od dawna i w sumie nie było w tym nic dziwnego. Już z daleka widać, że są szczęśliwi. Na twarzy Harrego dalej można było zobaczyć rumieńce po całkiem niedawnym pocałunku, jeśli chodzi o Draco to ten wydawał się nic sobie z tego nie robić. Wygodnie rozsiadł się na kolanach swojego nowego chłopaka lekko się w niego wtulając.
- Co powiecie na Ognistą? - zapytał nagle Ron, a w jego ręce znajdowała się butelka bursztynowego napoju. Wszyscy chętnie zgodzili się na kolejkę, i następną, i następną, i jeszcze jedną, i tak jeszcze sześć do drugiej butelki. Kiedy skończyła się Whiskey naszła ich ochota, żeby potańczyć. Suzanne jako, że nie czuła się na siłach postanowiła już wracać.
Kiedy opuściła Wielką Salę wypiła eliksir trzeźwiący, od razu pozbywając się alkoholu z krwi i żołądka. Nieświadoma pary czarnych oczu ruszyła do łazienki Jęczącej Marty. Co ciekawe Gryfonka zauważyła, że od dawna nie widziała nigdzie ducha. Chociaż to może sprawka Irytka. Poltergeist dobrze wie o tym, że Suzanne często udaję się do Komnaty, ale jako, że jest jej dobrym przyjacielem nikt o tym nie wie. Przynajmniej tak myślała do tej pory. Kiedy miała wysyczeć hasło usłyszała za sobą aksamitny głos profesora z którym nie tak dawno miała przyjemność tańczyć.
- Czyżby się panienka zgubiła? - zapytał z ironią.
- Dlaczego tak Pan uważa, profesorze? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Pokój Wspólny Gryfonów jest pięć pięter wyżej. Poza tym jakby zamierzała by panienka skorzystać z toalety to zdecydowanie nie z tej, więc zapytam jeszcze raz. Zgubiła się panna?
- Nie profesorze. Nie zgubiłam się. - odparła pokornie, coś jej tu nie pasowało.
- Więc co panienka tu robi? - zapytał, a następnie uśmiechnął się iście diabelsko, to zaczęło ją przerażać. - Czyżby próbowała panna wejść do Komnaty Tajemnic? - Suzanne spięła się, co Snape od razu zauważył. - Biorę to za potwierdzenie. Tylko po co? - podszedł do niej bliżej, próbował coś wyczytać z jej oczu lub twarzy, ale jak na złość znajdowała się tam tylko kamienna maska.
- Myśli Pan, że coś powiem? - odparła z czystą kpiną. - Obiecał Pan, że przestanie węszyć.
- Może tak, jednak muszę przyznać, że zżera mnie ciekawość. - powiedział. - Nikt oprócz Potter' a, panny Weasley i teraz panienki nie wie jak wygląda Komnata. Dla prawdziwego Ślizgona to zaszczyt zobaczyć wnętrze czegoś tak wspaniałego, a tu jak na złość sami Gryfoni.
- Zapomniał Pan o Voldemorcie.
- Nie wypowiadaj tego imienia! - warknął. Ale po chwili wrócił do tematu. - Może mnie panienka oprowadzi?
- Przykro mi, ale nie mogę. - odpowiedziała zbyt szybko. - Jeśli to wszystko to chciałabym już iść. - nie zdążyła zrobić nawet trzech kroków kiedy poczuła jak jego dłoń zaciska się na jej ramieniu. Dziwne, było to całkiem inne uczucie niż wtedy, gdy tańczyli, coś tu się nie zgadzało.
- Nie tak szybko. Nie ładnie tak odchodzić bez pożegnania. - zaczął się niebezpiecznie zbliżać, Suzanne próbowała się wyrwać, ale bez skutecznie. Była na jego łasce. Zauważyła, że jego twarz zbliża się coraz bardziej, próbowała odwrócić głowę tak by nie mógł jej dosięgnąć, ale i te starania poszły na nic. Złapał ją za podbródek, pociągnął w swoją stronę i gwałtownie pocałował. Nie było to nic miłego, ani przyjemnego próbował się dostać dalej, ale mu na to nie pozwoliła. Kiedy próbował wedrzeć się językiem do jej ust ugryzła go przez co ten stracił kontrolę. Suzanne udało się wyrwać z jego uścisku, wyciągnęła różdżkę i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej na myśl.
- Drętwota. - czarodziej poleciał prosto na ścianę, po czym upad na ziemię nieprzytomny. Po chwili na korytarzu usłyszała odgłosy rozmów oraz kroki. Do łazienki weszła trójka starszych czarodziejów. Dumbledore przyglądał się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami, Slughorn wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego, a jego wzrok skakał od czarodzieja leżącego pod ścianą do Severusa Snape' a, który przyszedł razem z nimi.
- Ten idiota...- warknęła Mała wskazując na "Snape' a" leżącego pod ścianą. - mnie pocałował. - dokończyła. Czarodzieje wyglądali na jeszcze bardziej zdziwionych, natomiast Snape patrzył na dziewczynę z jawną kpiną.
- Co tu się stało? - zapytał zdezorientowany Slughorn.
- Proponuje się wstrzymać z rozmową i przejść do mojego gabinetu tam sobie wszystko wyjaśnimy. - zaproponował dyrektor. Cała trójka przestała na tą propozycję. Zabrali nieprzytomnego czarodzieja i ruszyli za Dumbledore' em.
*-*-*
No i jest. Udało mi się wreszcie za niego zabrać. Co prawda zakończenie nie jest takie, jak pewnie większość by chciała, ale na to przyjdzie jeszcze czas. 😉
Od razu też przepraszam za błędy, mam nadzieję, że nie są one rażące.
Jest to najdłuższy rozdział jaki do tej pory napisałam (3248 słowa) i wątpię, żeby jeszcze kiedyś taki miał miejsce. Zdecydowanie ciężko mi się takie piszę, ale nie chciałam dzielić balu na części, więc jest. Trzy dni przerwy i będzie następny rozdział.
Pozdrawiam!
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top