Rozdział 73
Suzanne siedziała na krześle przed bardzo zadowoloną z siebie Umbridge. Uśmiech który gościł na jej twarzy w pewien sposób przerażał dziewczynę. Gryfonka zaraz po napotkaniu Landryny została przez nią zaciągnięta do jej gabinetu na swego rodzaju przesłuchanie.
- A więc, mogę wiedzieć co panienka robiła na piątym piętrze? - zapytała kobieta.
Suzanne zdała sobie sprawę, że nie ma nic na swoją obronę, a na dodatek nie jest w stanie wymyślić żadnego przekonującego kłamstwa. Uznała, że i tak prędzej czy później ropucha dowie się prawdy, więc postanowiła nie kłamać.
- Moje kwatery się tam znajdują, proszę pani.
- Ach tak. - odparła z wyrazem triumfu na twarzy. - Dlaczego nie zostałam o tym poinformowana?
- Tego nie wiem. - powiedziała zupełnie szczerze. - Zostałam umieszczona w prywatnych kwaterach w związku z decyzją dyrektora.
- Rozumiem. - Umbridge zaczęła się dokładnie przyglądać dziewczynie. Suzanne czuła się z tym niekomfortowo, ale starała się tego po sobie nie pokazać.
- Czy ma Pani do mnie jeszcze jakieś pytania? Mam dzisiaj dodatkowe zajęcia z profesorem Snape' em i jestem już spóźniona. - łapała się ostatniej deski ratunku. Miała szczerze dość tej kobiety.
- Dlaczego profesor Snape? - tym pytaniem wyrwała Suzanne z rozmyślań.
- Proszę?
- Dlaczego uczęszczasz na zajęcia dodatkowe z profesorem Snape' em, a nie z profesorem Slughorn' em? Z tego co mi wiadomo nauczycielem uczącym panienki rocznik jest profesor Slughorn. - wytłumaczyła. - Przejrzałam pani dokumentację. Od października otrzymuje panna szlabany tylko od profesora Snape' a.
- Inni nauczyciele rozumieją, że mam bardzo dużo zajęć, więc kiedy zrobię coś nie tak, nie otrzymuję szlabanów tylko tracę punkty. - wtrąciła Gryfonka.
- Tylko, że ty nie popełniasz błędów. - odparła, Suzanne była zdziwiona słowami kobiety, nie za bardzo rozumiała co ma na myśli. - Przyglądałam się tobie odkąd tylko pojawiłam się w szkole. Na wszystkie pytania nauczycieli odpowiadasz bezbłędnie, twoje oceny są bez zarzutów, zachowanie też wzorowe, więc co takiego musiałaś zrobić, żeby profesor Snape dał Ci szlaban?
- Do tego nie potrzeba nic specjalnego, proszę pani. - odpowiedziała podirytowana. - Profesor Snape lubi dawać kary często za coś za co inny profesor odjął by po prostu punkty. Mi najczęściej obrywa się za spóźnienia. - powiedziała. - Jeśli chodzi o to dlaczego uczęszczam na zajęcia do profesora Snape' a, a nie Slughorn' a, to sprawa jest prosta. Profesor Slughorn ma masę innych zajęć, jego lekcje wymagają specjalnych przygotowań na które nie miał by czasu, gdybym miała z nim dodatkowe lekcje. Profesor Snape również ma podobne zadania, jednak w jego przypadku są one znacznie lżejsze. Poza tym profesor Snape musi zaopatrywać Skrzydło Szpitalne w leki, w czym mu pomagam. - wytłumaczyła dokładnie. Umbridge nie wyglądała na zadowoloną. Najwyraźniej chciała coś powiedzieć, ale zamilkła i zatrzymała wzrok na dłoni Suzanne. Dziewczyna też tam spojrzała.
- Ciekawa błyskotka. - powiedziała po chwili ciszy. Kobieta przyglądała się pierścieniowi, na którym obecnie widniał wizerunek lwa.
- Sygnet rodowy. - odrzekła blondynka.
- Na prawdę? - zapytała z lekką kpiną. - Byłam pewna, że to feniks jest godłem Dumbledore' ów.
- To sygnet ojca. - wytłumaczyła. - Przepraszam, ale muszę już udać się na lekcje, profesor Snape na pewno nie jest zadowolony z powodu mojego spóźnienia. Do widzenia. - pożegnała się i szybko wyszła z gabinetu kobiety.
- Ciekawe. - powiedziała do siebie. Mało który ród czarodziejów ma w godle lwa, musiała szczerze przyznać, że nie pamiętała teraz o żadnym. Jednak był prosty sposób by się o tym przekonać. Umbridge wstała od biurka, wzięła garść proszku Fiuu i weszła do kominka. - Ministerstwo Magii, gabinet Dolores Jane Umbridge.
Kobieta pojawiła się w obrzydliwie różowym pomieszczeniu, jednak ją w ogóle to nie ruszyło. Szybko wyszła z gabinetu i udała się do windy. Będąc już w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów ruszyła do gabinetu szefa tego właśnie działu. Pius Thicknesse był wysokim mężczyzną o brązowych oczach i czarnych włosach z domieszką siwizny. Po śmierci Amelii Bones to on został nowym szefem departamentu. Wszyscy zauważyli jego dziwne zachowanie, ale nikt nie miał zamiaru tego komentować. Umbridge jako starsza podsekretarz miała z nim dobre stosunki zawodowe. Często, gdy potrzebowała jakiś dokumentów z archiwum* on jej je chętnie dawał. Dzisiejsza sytuacja nie różniła się niczym od innych.
- Witaj Thicknesse.
- Dzień dobry Umbridge. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał. - Nie powinnaś w tym momencie być w szkole i szukać jakiegoś haka na Dumbledore' a?
- Jestem tutaj, bo wydaje mi się, że właśnie coś znalazłam. - odparła z szerokim uśmiechem. - Potrzebuje akt jednej dziewczyny, od początku roku szkolnego zaczęła uczyć się w Hogwarcie. Mam do niej złe przeczucia.
- O kogo chodzi? - zapytał czarnowłosy, wstał od biurka przy którym wypełniał dokumenty i podszedł do drzwi, które znajdowały się zaraz za nim.
- Suzanne Dumbledore. - Pius razem z Dolores weszli do pomieszczenia. Było tam pełno zakurzonych regałów. Każda półka oraz szuflada zawierała akta innego czarodzieja. Mężczyzna podszedł do jednej z szuflad na której został wygrawerowany herb z feniksem. Po kilku minutach czarodziej odwrócił się do kobiety z dziwnym wyrazem twarzy.
- Ktoś taki, jak Suzanne Dumbledore nie istnieje. - odparł. - Sprawdziłem dokładnie, nie ma mowy o pomyłce.
- Nie możliwe. Przecież rozmawiałam ze Slughorn' em, tylko potwierdził, że dziewczyna jest wnuczką Dumbledore' a. - myślała na głos. Była coraz bardziej wściekła. Dała się oszukać nastolatce i szalonemu starcowi.
- Wspomniałaś, że jest wnuczką dyrektora? - zapytał, Umbridge spojrzała na Thicknesse' a i skinęła na potwierdzenie. - Może to prawda. - dodał po chwili namysłu, odwrócił się tyłem do kobiety i zaczął przeszukiwać inne regały.
- Niby jak. Powiedziałeś, że ktoś taki nie istnieje.
- Pod tym nazwiskiem nie. - wytłumaczył skołowanej kobiecie. - Z tego co pamiętam Dumbledore miał kiedyś wnuczkę.
- Miał? - zapytała nierozumiejąc.
- Zmarła 15 lat temu. Przynajmniej tak wszyscy myślą. - wytłumaczył. - Jej ojciec był Aurorem. Jeśli mnie pamięć nie myli nazywał się Lucas Black.
- Black? Ty sobie ze mnie żartujesz!? - powiedziała oburzona.
- Może on też używał fałszywego nazwiska. - odparł.
- Tylko kim są na prawdę? - w tym momencie przypomniała sobie o sygnecie dziewczyny. - Ile rodów czystej krwi ma lwa w swoim godle?
Thicknesse wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem i rzeczywiście tak było.
- Powinnaś to wiedzieć. - powiedział, Umbridge spojrzała na niego dając mu do zrozumienia, żeby kontynuował. - Jest tylko jeden. Gryffindor.
- Nie możliwe. - szepnęła. Nie chciała w to uwierzyć. Wszyscy przecież wiedzą, że oni nie żyją, po prostu ich już nie ma. Mężczyzna w tym czasie podszedł do szuflady z godłem Hogwartu. Przekładał dokumenty, teczki i pergaminy z miejsca na miejsce, aż nie znalazł tego konkretnego. Pius podał Dolores pożółkłą teczkę. Była bardzo cienka i lekka, a na jej przodzie znajdowało się godło szkoły magii. Kiedy Dolores ją otworzyła jej oczom ukazał się krótki tekst.
IMIONA: Suzanne Godryka Rowena Helga
NAZWISKO: Black
DATA URODZENIA: 22 sierpnia 1980
DATA ŚMIERCI: 22 sierpnia 1981
STATUS KRWI: czysta krew
PRZYDOMEK RODOWY: Morningstar
OJCIEC: Lucas Godryk Salazar Black (zmarły)
MATKA: Marianna Black z domu Dumbledore (zmarła)
OJCIEC CHRZESTNY: Remus John Lupin
MATKA CHRZESTNA: Lily Potter (zmarła)
NAJBLIŻSZA ŻYJĄCA RODZINA: Minerwa McGonagall, Albus Dumbledore, Syriusz Black, Harry Potter.
- Myślisz, że to ona? - zapytała niepewnie Umbridge. Zazwyczaj dokumenty w archiwum się nie mylą, ale jeśli Dumbledore sam zadbał o to, żeby jego wnuczka została uznana za martwą to nic nie jest pewne.
- Ja nie myślę. Ja to wiem. - odparł Thicknesse. - Pomyśl, to by miało sens. Morningstar' owie to wysoko postawiona rodzina, Sam-Wiesz-Kto zabił Lorda i jego rodzinę to chyba jasne, że jeśli jakikolwiek spadkobierca przeżył to na pewno się ukrywa. Dumbledore był cenionym człowiekiem w tamtych czasach, miał ogromne wpływy. Lucas był Aurorem, jego śmierci nie pozostała bez odzewu. Posłuchaj, ciała jego córki nigdy nie odnaleziono.
- Więc ona nadal żyje. - stwierdziła. - Dumbledore może być szalony, ale nie jest głupi. Zdaje sobie sprawę, że jego wnuczka jest bezpieczniejsza w szkole.
- Wiesz co to oznacza? - zapytał mężczyzna, jednak kobieta nie za bardzo rozumiała o co może mu chodzić. - Ma ogromne wpływy w Ministerstwie. Pamiętaj, że Morningstar' owie to ród królewski. Nie mieszają się w politykę, ale mają władzę większą od Ministra. Jeśli by tylko zechciała mogła by nas zesłać do Azkabanu i nie musiała by nawet podać powodu. - teraz zrozumiała. Lepiej mieć w tej dziewczynie przyjaciela, a nie wroga.
- To co teraz?
*-*-*
*Z tego co udało mi się dowiedzieć, coś takiego nie istnieje lub nigdzie nie zostały podane takie informacje.
Jeśli chodzi o akta, te w ministerstwie różnią się od tych z Gringotta jest tak nie bez powodu. Te z ministerstwa są wypełnianie przez magię jednak bardzo łatwo można je sfałszować, nie tak jak w przypadku banku, gdzie z pomocą krwi otrzymuje się całkowicie wiarygodne informację. Dlatego w tych aktach pojawia się nazwisko Black i w żyjących krewnych nie figurują założyciele. Dumbledore sfałszował dokumentację jednak przydomek rodowy pozostawił, po to żeby zwolennicy Voldemorta, którzy ukrywali się w ministerstwie byli pewni, że Morningstar' ów już nie ma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top