Rozdział 53
Suzanne wróciła do swoich kwater najszybciej, jak potrafiła. Po drodzę minęła Dracona rozmawiającego z profesorem Snape' em. Nie zważając na ich nawoływania, zamknęła się w swoim pokoju. Ślizgon dobijał się do jej drzwi przez dobre 15 minut, natomiast Mistrz Eliksirów stał na uboczu i starał się tego nie komentować. Pierwsze co zobaczyli, gdy już ich wpuściła była jej poraniona i zapłakana twarz.
- Merlinie... co on Ci zrobił? - zapytał zatroskany blondyn, podszedł do Gryfonki i zamknął ją w żelaznym uścisku, na co ona wtuliła się w niego.
- Ja... ja ich zdradziłam. - wyszeptała i zalała się łzami. Draco wiedział już, że jest bardzo źle, ta dziewczyna nie płacze od tak.
- Co się tam stało? - zapytał tym razem Snape.
- Chcieli, żebym przeszła na ich stronę, powiedziałam im, że nie mogę. - odparła już trochę spokojniej.
- I zrobił Ci to za karę?
- Można tak powiedzieć. Nie chciałam odpowiedzieć na jego pytania, milczałam, a to jest tego efekt. - wskazała na ślady po paznokciach.
- Pokaż to. - powiedział profesor, podszedł do dziewczyny i przyjrzał się raną. Powiedział po cichu jakoś inkantację, a rany się zasklepiły. - Do jutra nie będzie śladu. O co Cię pytał?
- O Braterstwo krwi. - odrzekła.
- Po co się Ciebie o to pytał? - zamyślił się Draco. - Czekaj, złożyłaś przysięgę!? - dziewczyna tylko skinęła głową. - To wiele wyjaśnia.
- Pytał mnie o słowa przysięgi i komu ją składałam. Poczułam się jakbym ich zdradziła.
- Nie masz się o co obwiniać. Z nim nie dałabyś rady długo wytrzymać. Dobrze, że skończyło się tylko na tym. - pocieszał ją chłopak.
- Muszę uczęszczać na wszystkie posiłki od dzisiaj. - dodała.
- Dasz radę, kto jak nie ty. Ałć! - krzyknął i złapał się za lewe przedramie. - Muszę iść. Nie łam się, nie długo wrócę. - pożegnał się z dziewczyną i wyszedł. Suzanne została sama z Mistrzem Eliksirów.
- Ja też już będę się zbierać. Miłego dnia. - chciał wyjść, ale zatrzymał go jej głos.
- Zanim Pan wyjdzie mogłabym profesora o coś zapytać? - zapytała z nadzieją.
- Już to zrobiłaś, ale niech będzie, pytaj.
- Czy słyszał Pan kiedyś o Eliksirze Extremum fato? - zamarł na chwilę, skąd ona o nim wie.
- Coś obiło mi się o uszy.
- Czy mógłby mi Pan coś o nim powiedzieć?
- Niestety nie wiem zbyt wiele, ale postaram się zaspokoić Twoją ciekawość. - powiedział i usiadł na fotelu. - Eliksir Extremum fato to eliksir ostatniej szansy, jeśli on nie uratuje umierającego to nic tego nie zrobi. Jest najsilniejszym eliksirem leczącym na świecie. Jednak, jak do tej pory uwarzyła go tylko jedna osoba, jego stwórca. Salazar Slytherin zaszyfował swoje notatki tak, że nikt nie jest w stanie ich odczytać. Osoby, które podejmują się uwarzenia tego eliksiru tracą zmysły, bo nie są w stanie odgadnąć składników są zaszyfrowane takim szyfrem, którego nikt nie zna.
- To nie jest szyfr. - przerwała mu, a on spojrzał na nią, jak na jednorożca. - Notatki Salazara są zapisane w mowie węży. - wstała i podeszła do regału po księge Slytherin' a. - Dlatego nikt nie mógł tego rozszyfrować. Poza tym nie wszyscy wężouści potrafią czytać wężomowe, tego trzeba się nauczyć.
- Chcesz powiedzieć, że jesteś w stanie przekazać mi sposób na przygotowanie tego eliksiru? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nawet więcej. Ja mogę go uwarzyć. - odparła.
- Składniki są trudne do zdobycia?
- Mmm... nie bardzo, wszystkie są w Pana składziku.
- Skąd wiesz co mam w składziku? - zaytał unosząc jedną brew do góry. Suzanne lekko się zarumieniła.
- Nie ważne. Jeden składnik może sprawić problemy, ale to zależy od wyboru.
- Wyboru?
- W eliksirze jest potrzebna krew jednorożca oddana dobrowolnie lub...
- Z tym mogą być problemy. - wtrącił.
- ... dobrowolnie oddana krew dziewicy.
- O, to już jest trochę prostsze. Ile? - na to Suzanne lekko zbladła.
- Na jeden kociołek 250 ml. - odpowiedziała.
- Sporo, ale da się załatwić. - zamyślił się chwilę i w głowie układał plan. - Pilnuj tego przepisu, nikt nie może się dowiedzieć. Teraz wybacz, ale muszę wracać. Do widzenia.
- Do widzenia, profesorze.
Gdy profesor opuścił kwatery nastolatki było już przed kolacją. Niechętnie przygotowała się na posiłek i udała się do jadalni. Przy stole siedzieli Malfoy' owie wraz z Draco, Bellatrix, Rudolf i Rabastan Lestrange, jak i Gellert Grindelwald, no i oczywiście Lord Voldemort, który od wejścia dziewczyny lustrował ją wzrokiem. Niezbyt zadowolona usiadła po lewej stronie Riddle' a. Chwilę później skrzaty podały kolację. Kiedy wszyscy pogrążyli się w rozmowie, Suzanne rozmyślała o tym co będzie dalej. Nie może zostać w dworze na wieki, nie długo święta. Myśla ta uświadomiła jej, że Boże Narodzenie spędzi w Malfoy Manor, już zdecydowanie wolała siedzieć na spotkaniach u Slughorn' a. Poczuła na sobie czyiś wzrok, dyskretnie się rozejrzała i natrafiła na szkarłatne tęczówki Voldemorta. Poczuła się bardzo niekomfortowo. Gdyby nie to, że obowiązywały ją zasady czarodziei czystej krwi już dawno by jej tam nie było. Spóściła wzrok wpatrując się w pusty talerz. Nic nie zjadła, nie była w stanie. Zżerało ją poczucie winy.
- Moja droga, - na dźwięk jego głos niezauważalnie się wzdrgnęła. - powinnaś coś zjeść. Nie wypada odmawiać posiłku, gdy jest się w gościnie.
Nic nie odpowiadając próbowała nałożyć sobie trochę pieczeni, ale nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami. Straciła kontrolę nad ciałem, zemdlała i spadła z krzesła. Zaliczyła by nie miłe spotkanie z podłogą, gdyby nie refleks Voldemorta. Podniósł dziewczynę zaklęciem i zabrał do jej kwater. Położył nastolatkę na łóżku, przykrył kołdrą i wezwał do siebie Severusa. Tylko on jest w stanie jej pomóc.
Po kilkunastu minutach pojawił się Mistrz Eliksirów. Rzucił zaklęcie diagnostyczne, które nic wykryło. Lekko wystraszony sprawdził kilka innych rzeczy, gdy uznał, że wszystko w porządku wrócił do siebie. W tym czasie Lord bardzo się niepokoił stanem dziewczyny. Zdrowi ludzie nie mdleją od tak. Wpadła mu do głowy pewna myśl, którą musiał niezwłocznie sprawdzić.
Przez kilka następnych godzin dziewczyna była nieprzytomna. Obudziła się grubo po północy, jednak wciąż była zmęczona. Nie mogąc zasnąć zaczęła przeglądać księgę o eliksirach. Zaciekawiła ją wzmianka o działaniu krwi dziwicy, która w eliksirach miała podobne działanie do krwi jednorożca. Po kilku godzinach zasnęła.
*-*-*
Całkowicie wypadło mi coś z głowy. W oryginale Albus Dumbledore, jak i Minerwa McGonagall są czarodziejami półkrwi. Z tego wynika, że Suzanne też jest półkrwi. Jednak na rzecz opowiadania wszyscy ww są czarodziejami czystej krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top