| gdy śni mu się koszmar |
good morning!
wiem, że jedna z czytelniczek na niego czekała... dlatego dedykacja dla niej!
"Bo tylko ty umiesz ukoić mój ból psychiczny samą swoją obecnością."
- Skipper -
Nie była to pierwsza noc, podczas której Skipper znalazł się w twoim łóżku. Była to jednak pierwsza noc, podczas której Skipper miał koszmar.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Miła kolacja u ciebie w mieszkaniu, mała lampka wina i odrobina rozmów. Racja, czarnowłosy wydawał się lekko spięty, jakby nie mógł pozbyć się jakiś natrętnych myśli, jednak zrzuciłaś to na stres po tygodniowej misji. W końcu wrócił z niej zaledwie dzień wcześniej.
Gdyby nie twoja czułość na dźwięki podczas snu, może być i nawet nie zauważyła, że coś się dzieje. No przynajmniej na początku, bo z czasem mężczyzna zaczynał mówić coraz głośniej.
— Nie... Manfredi... nie idźcie tam żołnierzu! Johnson! — Odwróciłaś głowę i spojrzałaś na agenta. Jego głowa kiwała się na boki. W końcu zaczął mamrotać coś jeszcze, a wszystko kierował do swoich dawnych sprzymierzeńców, jakby lekko spanikowany. — Manfredi, co wy gadacie? Wyjdziecie z tego!
Po chwili zrozumiałaś co się dzieje. Widać nawet do Skippera potrafią wrócić demony przeszłości, a w tym wypadku utrata byłych przyjaciół. Nigdy nie opowiadał ci, co tak naprawdę się zdarzyło, a nierealne historie o ich wypadkach, którymi raczył oddział, były znane nawet tobie. Koniec końców, czasami zatapiał się we wspomnieniach, a ty domyślałaś się tylko, jak bolesne musiały być...
Czując współczucie, nie mogłaś pozwolić mu dalej śnić czegoś tak smutnego. Chcąc ukrócić jego cierpienie, zaczęłaś wymawiać delikatnie jego imię.
— Skipper, Skipper — powtarzałaś spokojnie, odwracając się w jego stronę i pochylając się nad nim delikatnie. W końcu złapałaś ostrożnie jego ramię.
Pisnęłaś cicho; nagle czarnowłosy wyrwał się ze snu i pochwycił twój nadgarstek, prawie go miażdżąc. Przez chwilę rozglądał się wytrzeszczając oczy, nieświadomy, gdzie się znajduje i co się dzieje. Gdy w końcu spojrzał na ciebie, zrozumiał co się dzieje. Szybko poluźnił uścisk. Zmartwiona spojrzałaś na niego.
— Kochanie?
— [I-imię]? Gdzie ja jestem?
— U mnie w mieszkaniu — starałaś się mówić jak najspokojniej. — U mnie w mieszkaniu.
***
— Skipper, co do dzisiejszej nocy...
— [Imię]! To nic takiego! Zdecydowanie za bardzo się tym przejmujesz. — Spojrzałaś niepewnie na niego.
Był ranek, a on układał właśnie drewniany model jachtu, z miną, jakby nie zdarzyło się nic specyficznego w nocnych ciemnościach. Uśmiechał się lekko, tak jak zwykł w twojej obecności; choć jak przecież mawiał, nienawidził się uśmiechać.
Postanowiłaś odpuścić i wyszłaś z pomieszczenia, mrucząc coś o kawie.
Gdy tylko zamknęły się za tobą drzwi, można było usłyszeć pełne rezygnacji westchnięcie. Czarnowłosy potarł dłonią policzek. Nie był przyzwyczajony, że ktoś budzi go z koszmarów i utula na powrót do snu.
Cóż, musi się chyba do tego przyzwyczaić. Przebijałaś się przez kolejne zastawione przez niego bariery. I bardzo mu to odpowiadało.
- Kowalski -
Kowalskiego często dopadały koszmary i inne mary senne. Jego umysł nieustannie pracował na wyższych obrotach, również w nocy. Nie raz zdarzało się, że zły sen czy pesymistyczna wizja rozbudzały go na dobre. Nim się z tobą wiązał, często nawiedzały go bolesne wspomnienia z Doris. Całe szczęście, te szybko się uspokoiły gdy jego serce zaczęło pałać miłością do ciebie. Zostały jednak inne niezbyt przyjemne wizje - wybuchające wynalazki, naukowe porażki, utrata drużyny lub ciebie. Konfrontacja ze starymi wrogami, porażkami...
Często więc miałaś okazję ujrzeć Kowalskiego śniącego koszmary. Zazwyczaj wystarczyło, że przytulisz go mocniej czy wyszepczesz jego imię. Czasami jednak strach okazywał się wygrywać z naukowcem. Wtedy uciekał on do laboratorium, w nadziei, że obliczenia i eksperymenty wystarczająco zajmą go i odciągną od koszmaru.
***
Dlatego tej nocy, gdy nie znalazłaś niebieskookiego u swojego boku w łóżku, od razu skierowałaś się do pracowni. Stanęłaś w drzwiach delikatnie wypowiadając jego imię.
— Kowalski. — Słysząc to, mężczyzna szybko wyprostował się znad blatu pokrytego zapiskami. Spojrzał się na ciebie, opartą delikatnie o framugę, lekko zaspaną. Spałaś w jego koszuli, z podwiniętymi rękawami. Zawsze czuł się niezręcznie, nakładając potem na siebie tę część odzieży, ale nie umiał ci odmówić.
Tym razem jednak nie zwracał uwagi na ubiór, a na twoje oczy, które spoglądały na niego zmartwione. Przełknął ślinę, czując swego rodzaju poczucie winy. Nie chciał, byś czuła taką troskę. Nie wiedział jednak, co w tej sytuacji zrobić, dlatego patrzył się tylko swoim zagubionym wzrokiem na ciebie.
Westchnęłaś widząc to i podeszłaś do niego. Wtuliłaś się w jego klatkę piersiową. On oddał niezdarnie przytulasa.
— Zimno mi — mruknęłaś, po czym złapałaś go za rękę.
— Temperatura w bazie wynosi dwadzieścia trzy... — zaczął czarnowłosy swoim naukowym tonem, jednak szybko zamilkł pod wpływem twojego wymownego spojrzenia.
— Chodź, trzeba się wyspać — powiedziałaś to takim tonem, jakbyś mówiła do dziecka, które zapomniało się oglądając telewizję. — Zresztą, chcę się mieć do kogo przytulić.
Uśmiechnęłaś się, widząc kątem oka zmieszaną minę Kowalskiego. Nie mogłaś się powstrzymać.
Niestety, nie mogłaś powstrzymać jego koszmarów. Mogłaś jednak pomóc mu na powrót zasnąć - i to właśnie starałaś się robić.
- Rico -
Spałaś spokojnie, lekko odsunięta na kraniec łóżka, a w rękach trzymałaś kraniec kołdry, robiąc sobie z niego dodatkową poduszkę. Następnego dnia była sobota, a ty starałaś się nadrobić stracone w ciągu tygodnia godziny snu.
Nie było ci to jednak dane. Na początku czułaś, jak coś za tobą się wierci, lekko cię rozbudzając. Po chwili przypomniałaś sobie jednak, że przecież gościsz tej nocy Rico, dlatego, myśląc że jest mu po prostu niewygodnie i się oprawia, zaczęłaś z powrotem odpływać...
Po czym podskoczyłaś w ciemnościach, gdy usłyszałaś krzyki. Odwróciłaś się przerażona, dostrzegając Rico. Czarnowłosy szamotał się na łóżku, a ty byłaś pewna, że sąsiedzi na spokojnie mogli usłyszeć jego bełkot. Jego twarz była napięta, a gdy przestał mówić, zacisnął zęby. Pięściami bił w kołdrę. Przybliżyłaś się do niego.
Nie za bardzo wiedziałaś, co zrobić. Od razu domyśliłaś się, że stoi za jego zachowaniem koszmar, dlatego czułaś potrzebę obudzenia go. Co jednak, jeśli zdezorientowany zrobi ci krzywdę? To Rico, jego pierwszą reakcją zawsze jest atak. Mając jednak wyrzuty sumienia, postanowiłaś zaryzykować. Potrząsnęłaś mocno jego ramieniem po czym szybko zabrałaś swoją rękę, by nie zdążył jej złapać. Całe szczęście byłaś wystarczająco prędka i ominęła cię mocna dłoń niebieskookiego.
Po kolejnych kilku sekundach szamotania się z pościelą agenty sturlał się na podłogę. W sypialni rozległ się głuchy huk, gdy jego ciało zetknęło się panelami.
Nim pochyliłaś się nad granicą łózka, czarnowłosy już wstał - lekko bujając się sennie, przybrał bojową postawę i rozglądał się po pomieszczeniu. Szybko jednak dotarło do niego, gdzie się znajduje i z kim. Od razu stanął normalnie, opuszczając pięści i rozluźniając się nieznacznie. Postanowiłaś spytać się go jak się czuje, jednak nim zdążyłaś, czarnowłosy zabełkotał.
— Ekhem. Sorry — rozejrzał się jeszcze raz po sypialni, po czym z lekkim poczuciem winy spojrzał ci w oczy. Przekręciłaś głowę na znak niezrozumienia.
— Nie wysadziłeś niczego, nie zrobiłeś mi krzywdy. Nie ma za co przepraszać — uśmiechnęłaś się do niego ciepło. Przez roletę wpadały do was smugi światła księżycowego i jaśniejących okolicznych latarni. — A teraz podejdź, zobaczę, czy nie masz nigdzie siniaków.
Mówiąc to, obróciłaś się i zapaliłaś lampkę nocną. Gdy z powrotem odwróciłaś się w stronę Rico, ten już siedział przodem do ciebie, czekając na twój ruch. Ty natomiast delikatnie przeczesałaś jego włosy, starając się wyczuć po palcami jakiegoś guza. Gdy nie znalazłaś, obejrzałaś dokładnie jego szczękę, a na sam koniec plecy.
***
— Będziesz mieć siniaka na plecach, ale nic więcej ci nie będzie — oznajmiłaś, uśmiechając się delikatnie. Zgasiłaś lampkę i pocałowałaś ukochanego w policzek. — A teraz chodź spać, całe szczęście jutro jest weekend.
Po chwili ułożyłaś się wygodnie w łóżku, nakrywając kołdrą. W mig zasnęłaś, a twoja twarz przybrała spokojny wyraz.
Rico natomiast jeszcze przez chwilę nie spał. Czuł się trochę zagubiony. Nie znał osoby, która tak bardzo przejmowała się jego stanem. Każdy twój ruch był czuły i subtelny, a troska o jego zdrowie zawsze potężna.
Nie wiedział co w takim przypadku robić, bo to zupełnie inny rodzaj bliskości - taki, którego jeszcze nigdy nie doświadczył.
Mimo wszystko, sprawiło to, że przez długi czas nie śniły mu się już koszmary, a jego przywiązanie do twojej osoby tylko się pogłębiło.
- Szeregowy -
Szeregowemu rzadko kiedy śniły się koszmary. Kiedy jednak miało to już miejsce, błękitnooki bardzo to przeżywał. Robił to jednak w ciszy, nie kręcił się, nie mówił przez sen, a jego przyspieszony oddech możnaby usłyszeć tylko gdy było się nietoperzem.
Była jednak jedna, bardzo charakterystyczna rzecz, którą Szeregowy robił gdy budził się z koszmaru - mocno się w ciebie wtulał i oplatał ramiona dookoła twojej talii tak, że budziłaś się przez problemy z oddychaniem.
Więc gdy poczułaś uścisk dookoła swojego brzucha od razu odwróciłaś się ciałem w stronę czarnowłosego. Odchyliłaś niesforne kosmyki z jego czoła i pocałowałaś go delikatnie.
— Koszmar? — Spytałaś, starając się nie brzmieć na zbyt zaspaną. Agent kiwnął głową, zaciskając oczy. Po chwili jednak otworzył je o spojrzał na ciebie smutno.
— Śniło mi się, że straciłem was wszystkich... oddział, ciebie, przyjaciół... — czarnowłosy chciał chyba dopowiedzieć coś jeszcze, ale szybko przerwałaś mu, wtulając się w niego i całując jego policzek.
— Nie martw się. Nie stracisz nas. Zawsze będziemy, z tobą i dla ciebie — odrzekłaś spokojnie. Twoje opanowanie wydało się błękitnookiemu bardzo kojące, dlatego odetchnął głęboko i uśmiechnął się delikatnie. — A teraz spróbuj zasnąć, dobrze?
Usłyszałaś zgodny pomruk. Spletliście razem nogi, zostając odwróceni twarzami do siebie, by w razie czego móc się nawzajem obserwować.
Cieszyłaś się, że Szeregowy nie bał się powiedzieć ci o swoich zmartwieniach czy koszmarach. Mimo wszystko, wymaga to pewnego zaufania i nawet tak otwarta osoba jak czarnowłosy mogła mieć problem z wyznaniem tego. Utwierdziło cię to w przekonaniu, jak dobrą parę tworzycie.
Zadowolona tą myślą, potarłaś policzkiem o ramię Szeregowego i układając się wygodniej, zasnęłaś. Przy kimś takim jak błękitnooki agent oddziału specjalnego czułaś się kochana i cieszyłaś się, że dałaś radę sprawić, by poczuł się tak samo.
-------
cóż, długo mnie tu nie było... miałam pewien zastój, ale cóż, w końcu!
boję się kolejnego semestru i nowych wyzwań związanych ze szkołą, ale każdy dzień coraz bardziej zbliża mnie do, alleluja, wakacji. znienawidzona pora roku, ale ukochany okres samotności i wolnego czasu...
w każdym razie, życzę wam, byście się nie bali tak bardzo jak ja.
tymczasem jednak czekam na opinie o rozdziale, który ewidentnie zapowiadałam już od dłuższego czasu.
co chcielibyście jako następne? piszcie!
xoxo, tagehaya
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top