| gdy zostałaś porwana |
good morning!
tym razem, dla równowagi, to Reader jest mniej, chłopaków (i to dosłownie wszystkich) więcej. jak zwykle, Skipper nie wyszedł, a ja miałam problem z dialogami. chociaż, może to kwestia angstu, którego dawno już nie pisałam. nieważne, mam nadzieję, że się spodoba. geez, nie umiem w angst.
"Bo dzieje Ci się krzywda, a ja nie mogę temu zaradzić."
- Skipper -
To stało się tydzień temu. Siedem dni. Przez jeden, niby długi, wieczór zniknęłaś praktycznie z powierzchni ziemi, a jedynym dowodem, że żyjesz, krótkie nagrania z tobą wysyłane przez porywaczy do agencji. A to tylko dlatego, że agencja zrobiła z ciebie pośrednika między obiema organizacjami.
Przez ten czas granatowooki praktycznie oszalał. Jego paranoja osiągnęła apogeum, a podejrzani byli nawet towarzysze z oddziału. Nikt nigdy go takiego nie widział. Przekrwione oczy, trzydniowy zrost, lekko wymięta koszula. I wzrok szaleńca. Przez pierwsze trzy dni próbował jeszcze zachowywać się profesjonalnie, z zimną krwią. Jednak na nic się to nie zdało. Gdy czwartego dnia porywacze wysłali nagranie, na którym uderzyli cię w policzek, Kowalski z Rico musieli rzucić się na swojego szefa, by ten nie strzelił w ekran.
W końcu jednak analizy Kowalskiego przyniosły rezultat i oddział specjalny poznał twoją lokalizację. Akcja była natychmiastowa, a nastawienie brutalne. Współczujące przemowy Szeregowego nie były w stanie ostudzić wściekłości Skippera.
— S-szefie, wszystko będzie dobrze — błękitnooki dotknął delikatnie "przełożonego" w ramię, na co ten, do tej pory rozkojarzony, odwrócił się gwałtownie.
— Dokładnie, ma Szeregowy rację proszę szefa. Może szef na nas liczyć, w końcu nie zostawia się braci na polu walki — wysoki naukowiec wyprostował się na tyle, na ile mógł na siedzeniu samochodowym i spojrzał pewnie na resztę. Każdy wiedział, że to przecież słowa samego Skippera, który teraz siedział wzruszony i pociągał nosem, jakby całe ciągnące się za nim napięcie ulotniło się właśnie podczas tego małego ruchu.
— Panowie, nie wiem, czy owa misja zakończy się powodzeniem, ale wiem, że z wami mam przynajmniej nadzieję.
Gdy czwórka mężczyzn dotarła na miejsce, nawet nie było mowy o rozkojarzeniu czy litości. Skipper nawet nie próbował się zatrzymywać. Ogłuszał, ciągle idąc na przód, w głąb potężnego magazynu. Po kwadransie, gdy kilku amatorów uzbrojonych w sztylety lub przestarzałą broń padło na ziemię, odnalazłaś się ty. Zmęczona, z potarganymi i tłustymi włosami i w poszarpanych ciuchach, ale żywa, a to było najważniejsze. Gdy zauważyłaś swojego wybawcę, uśmiechnęłaś się słabo, choć w twoich oczach perliły się łzy, gotowe popłynąć po policzkach w każdej chwili.
— Miło mi c-cię widzieć, kochanie — wyszeptałaś, czując, że towarzysząca ci przez ostatnie dni i rozrywająca bólem głowę adrenalina w końcu cię opuszcza. — Czekałam.
***
Obudziłaś się bardzo wyczerpana. Na początku przerażona pomyślałaś, że to porywacze przenieśli cię, gdy zemdlałaś. Potem jednak spojrzałaś w bok, gdzie ujrzałaś zgarbionego Skippera i przypomniałaś sobie o ratunku.
Skippera ze stanu półsnu wybudził twój płacz. Lekko zaspany, zaczął gorączkowo wstawać i rozglądać się, gotowy do walki, jednak ty powstrzymałaś go, delikatnie łapiąc czarnowłosego za dłoń. Łykałaś łzy, mówiąc.
— Skipper, ja się tak bardzo bałam..
— [I-imię]?
— Jestem taka zmęczona. Ale gdy zobaczyłam ciebie... gdy przyszedłeś na mój ratunek. Wiedziałam, że w końcu jestem bezpieczna.
- Kowalski -
— Szeregowy, na nic nie zdadzą mi się twoje pozytywnie naiwne półsłówka i cytaty! Czy ty nie rozumiesz, że ją porwali?!
— Żołnierzu, przywołuję cię do porządku!
— Głupcy, niczego nie rozumiecie! Zgodnie z moimi obliczeniami...
Tak od czterech dni wyglądała sytuacja w mieszkaniu oddziału. Ciągłe kłótnie z rozjuszonym Kowalskim, który jedyne co robił to namierzał twoją lokalizację. Był w gorszym stanie, niż gdy wpadał w swój "naukowy szał". Wiedział, że gdyby nie jego ostatni wynalazek, to by się nie zdarzyło. I choć zazwyczaj unikał odpowiedzialności, teraz nie dawał rady. Wszystko to go przytłaczało, a te krótkie nerwowe drzemki pomiędzy pracą dodatkowo pogarszały jego stan psychiczny. Dlaczego? Bo śniłaś mu się ty...
W końcu jednak miarka się przebrała i cierpliwość jego kompanów wyparowała. Gdy po raz kolejny zbył Szeregowego brutalnym tekstem, Skipper nie zmierzał tego ignorować. Kowalski nawet nie zorientował się, gdy przełożony podszedł. Zdążył dopiero poczuć uderzenie w policzek, przez co położył na nim dłoń i syknął.
— Kowalski, jesteście niepoważni! Ja rozumiem, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki, a kobieta zakręciła wam w głowie, ale opanujcie się! — czarnowłosy nie patrzył na swojego "szefa", mrucząc coś pod nosem. Po chwili jednak spojrzał zaskoczony, słysząc kolejne słowa mężczyzny. — Przecież możecie na nas liczyć i chcemy dla ciebie jak najlepiej.
— Sz-szefie, j-ja...
— Nie chcecie chyba skończyć jak Manfredi i Johnson, pochłonięci przez rozpacz tak głęboką, by nie zauważyć działka za zakrętem chińskich okopów bojowych. Czy chcecie?
***
Nadszedł dzień twojego ratunku. Słabo strzeżona baza, do której łatwo było się dostać. Dla oddziału - całe szczęście.
Poobijaną i nieprzytomną ciebie znalazł Szeregowy, który szybko zwołał walczącą resztę. Leżałaś na łóżku podobnym do szpitalnego; wyglądałaś żałośnie, a to było po zaledwie czterech dniach. Co by było, gdyby nie znaleźli cię tak szybko?
Przez swój półsen, spowodowany zmęczeniem, poczułaś, jak ktoś bierze cię na ręce. Na początku zadrżałaś, ale po chwili poczułaś, że skądś znasz te szczupłe ramiona. Delikatnie poruszyłaś się, jednak nie byłaś w stanie zrobić zbyt wiele. Nim na powrót zemdlałaś, zdążyłaś się tylko uśmiechnąć i wymamrotać coś o przewrotnym losie.
***
Gdy odzyskałaś przytomność, z zaskoczeniem odkryłaś, że leżysz w skrzydle szpitalnym agencji, a obok ciebie spokojnie siedzi Szeregowy, czytając Shakespeare'a. Ten, zauważając twoje przebudzenie, uśmiechnął się delikatnie.
— [Imię], witaj! Jak się czujesz? Może zawołam pielęgniarkę... — błękitnooki już wstawał, jednak ty machnęłaś zaaferowana ręką, więc z powrotem opadł na krzesło. — Coś się stało?
— Gdzie Kowalski? — Od razu przeszłaś do sedna sprawy, zwłaszcza, że sytuacja i tak była już delikatnie... niecodzienna. On jednak, ku twojemu zdziwieniu, uśmiechnął się tylko i zachichotał nerwowo.
— Szef się nim zaopiekował — widać było, że chciał uniknąć dalszych wyjaśnień, ale twoje zmarszczone brwi zmusiły jego kruchą asertywność do kontynuacji. — Był dość... pobudzony i chciał tu zostać, ale Szef wyraził sprzeciw... i Kowalski, musiał przymusowo zostać w bazie po interwencji Szefa...
Przełknęłaś głośno ślinę. Nie zdziwiłabyś się, gdyby policzek naukowca był piekący, a oko podbite... z rozmyślań wyrwał cię jednak Szeregowy. Szelestem papierka.
— Czy życzysz sobie może masłoorzechowego cuksa [Imię]? Swoją drogą - powiem Kowalskiemu, że czujesz się już lepiej. M-może to złagodzi konflikt między nim a szefem — zaśmiałaś się na te słowa.
— Tak... racja. Mogłoby załagodzić.
-Rico -
Twoje porwanie. Oh, jakim głupcem trzeba było być, by tak rozjuszyć Rico.
Nie minęły nawet dwa dni, a już nawet Skipper nie był w stanie zapanować nad czarnowłosym. Jego ciągły bełkot, który z czasem zmieniał się w krzyk, związywanie go, by w szale wydostawał się nie dbając o poranione nadgarstki i szał destrukcji to zaledwie przedsmak prób, jakie musiał przetrwać oddział. W skrócie - Rico tracił hamulce.
Całe szczęście, porywacz był kompletnym idiotą i już trzeciego dnia agenci mogli stanąć przed hangarem, w którym byłaś przetrzymywana.
Chyba każdy był zmęczony oprócz Rico. Zresztą, najlepszym tego dowodem był Skipper, który nie próbując nawet powstrzymywać swojego żołnierza dał po prostu znak do ataku. Mały ładunek wybuchowy pod ogromne metalowe wrota. Nim ktokolwiek się zorientował, już ich nie było, a po zgliszczach wszedł oddział specjalny.
To co się tam działo, można było spokojnie porównać do rzezi. Inni członkowie grupy szybko zostali z tyłu, gdy czarnowłosy, przypominający teraz groźne i dzikie zwierzę, parł uzbrojony na przód. Przechodził po ciałach nieprzytomnych, a tych jeszcze przebywających w świecie rzeczywistym bił i pytał bełkotliwie "Gdzie Lala?!".
Gdy w końcu dotarł do miejsca, w którym przebywałaś, musiałaś krzyknąć, by i ciebie nie zaatakował oraz wybudził się z passy. Czułaś, że jeszcze trochę, a przekroczyłby cienką granicę względnej normalności. Całe szczęście, miałaś na niego większy wpływ niż myślałaś, a do tego chwilę później przybiegł Skipper, który dzięki odnalezieniu ciebie odzyskał względną władzę nad swoim żołnierzem.
Już myślałaś, że wszystko skończy się dobrze. Kowalski podszedł od tyłu i rozwiązał więzy, a Rico pochylił głowę po gradem upomnień swojego szefa pomieszanych z uznaniem dla czystej agresji. Gdy zaczęłaś przecierać nadgarstki, znikąd pojawił się niedobitek. Nikt nie zdążył zareagować. Zdążyłaś tylko pisnąć, nim zemdlałaś, trafiona pustą butelką w głowę.
***
Obudziłaś się z tak potwornym bólem głowy, że przez pierwsze kilka minut nie mogłaś robić nic ponad zaciskaniem powiek. Dopiero po dłuższym czasie zaczęły docierać do ciebie odgłosy z zewnątrz, a ty sama dałaś radę ruszyć się jakkolwiek i otworzyć oczy.
Przy łóżku zobaczyłaś Szeregowego, wpatrującego się w okno. Wydał ci się lekko blady, ale zrzuciłaś to na swój stan i jego wrażliwość. Po chwili najmłodszy członek oddziału zauważył twoje przebudzenie. Poruszył się nerwowo na krześle.
— O-o [Imię], wstałaś już! — Widać było, że starał się brzmieć radośnie. — P-przebudziłaś się. Przekażę Rico. Na pewno się ucieszy. S-szef i Kowalski zresztą też...
Spojrzałaś z niezrozumieniem na mężczyznę, po chwili przypominając sobie wypadek. Z powrotem zamknęłaś oczy, a twoje ciało oblał zimny pot.
— Szeregowy? — wystękałaś, a czarnowłosy wyprostował się na krześle. — Co z Rico?
Przez dłuższą chwilę nie słyszałaś odpowiedzi. Błękitnooki dopierał odpowiednie słowa.
— Szef z Kowalskim zamknęli do w pomieszczeniu w bazie, bo był nie d-do zatrzymania... — gdy tylko te słowa wybrzmiały, usłyszeliście z bardzo daleka wybuch, a po chwili alarm pożarowy. Zamknęłaś oczy, wzdychając ciężko.
Czy byłaś tylko wymówką, czy jednak na prawdę jego przepustką do normalności i powodem do jej utraty?
Już nie widziałaś.
- Szeregowy -
Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, na początku Szeregowy nawet nie wiedział, że zaginęłaś.
Twoje porwanie było jedną wielką farsą, do której doprowadziła pułapka Skippera na jakiś przestępców, a w której to ty byłaś wystawiona w postaci przynęty. Teoretycznie niewinne spotkanie, które miało skoczyć się złapaniem przestępcy. Nic nie powinno się stać, racja?
A jednak skończyłaś w pace ciężarówki, porwana w formie karty przetargowej do ucieczki owego wyrzutka społeczeństwa. Związana i posiniaczona, ze wspomnieniem zimnego ostrza na gardle. To nie miało się tak skończyć.
Gdy tylko zaczęło nie iść po myśli Skippera, ten od razu zaczął widzieć najczarniejsze scenariusze. Niestety, nie odnośnie twojego losu (przecież w końcu Rico śledzący pojazd w zupełności zapewnia powodzenie misji ratunkowej), ale o reakcję swojego błękitnookiego żołnierza. Dlatego też razem z Kowalskim, przygotowując się do pomocy twojej osobie, starali się zarazem utrzymać to w tajemnicy. A tak przynajmniej mogłoby się Skipperowi wydawać.
— Szefie, wie szef gdzie [Imię]? Od czasu gdy szef wziął ją z Kowalskim i Rico na misję, nie dałem rady się z nią porozumieć — widać było, że najmłodszy agent oddziału delikatnie zmartwiony. Jego dowódca przełknął głośno ślinę, słysząc to. — Czy c-coś jej się stało?
— Nie... nie, skądże Szeregowy! — Granatowooki zaśmiał się nerwowo i spojrzał w bok. — Ona, ten no... dokończcie Kowalski!
— Zagraża jej śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony psychopaty, który jak zwierzę zapędzone w kąt, gotowy jest atakować w imię ostatniego aktu agresji-
— KOWALSKI! — uciszył swojego żołnierza Skipper, jednak na nic się to nie zdało. Mina Szeregowego była straszna. Nie wiadomo było, jak przerażony był. — Eeee... Kowalski przesadza, Szeregowy! Po prostu... ekhem, akcja uległa przedłużeniu!
***
Akcja była względnie szybka i spokojna. Byłaś co prawda delikatnie poturbowana, ale było to bardziej wina Rico, który wjechał autem w tył ciężarówki, aniżeli przez samego porywacza.
Jednak nawet najmniejsze uszkodzenia fizyczne nie zrekompensują ci strachu, jakiego doświadczyłaś. Cała dygotałaś, byłaś bardzo blada, a w brzuchu skręcało cię z nerwów. W takim więc stanie zastali cię i uratowali mężczyźni.
Gdy w końcu trochę się uspokoiłaś, usłyszałaś Skippera.
— Owe zdarzenie jest najlepszym przykładem — czarnowłosy odetchnął głęboko, patrząc w przestrzeń. — Aby nie słuchać się planów Kowalskiego!
— A-ale Szefie! Przecież to był Szefa-
— Oj żołnierzu, nie wykręcajcie się od odpowiedzialności!
Ich zażarta dyskusja trwałaby pewnie jeszcze długo, gdybyście nie usłyszeli syren policyjnych, wyraźnie coraz bliżej was . Był to najlepszy znak, że wybuch oraz kraksa zainicjowana przez Rico nie uszła uwadze nielicznych cywili. Wstałaś więc, by skierować się do wozu, jakim mieliście się stąd oddalić. Nim jednak wsiadłaś, zatrzymał cię Szeregowy, tym samym delikatnie izolując waszą dwójkę od reszty oddziału. Gdy spojrzałaś na niego pytająco, ten tylko się uśmiechnął.
— Cieszę się, że wszystko dobrze [Imię]. Gdyby coś się stało, mógłbym tego nie wybaczyć nawet szefowi.
-----------------
geez, serio, serio, serio nie umiem a angst. albo to pingwiny są zbyt light thing, by robić z tego jednocześnie romans i angst.
w każdym razie, rzucam wam to i idę się chować ze wstydu, a wy proponujcie, który temat mam napisać jako kolejny!!!
help (bo wystarczy być i rozmawiać): istigatora, Spiesel21
bye, tagehaya bullshit™ żegna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top