| gdy nie masz dla niego czasu |

good morning!

odbijam się z życiowego angstu, dlatego, trochę niszczenia ich ego w miły sposób. a może trochę zazdrości? 

"Bo chcę spędzić każdą chwilę swojego życia z tobą."

- Skipper -

       Mogłoby się wydawać, że twoje zabieganie nie ruszy w żaden sposób Skippera. Sam w końcu był bardzo zajęty jako członek oraz dowódca oddziału specjalnego. I choć zdawać by się mogło, że niektóre akcje mogłyby odbyć się pokojowo, a nazywanie ich "misją" mijało się z celem, to nie dało się zaprzeczyć temu, że Skipper był zawsze czujny. W końcu, zaraz po tym, potrafiły zdarzyć się długie, nawet wielotygodniowe wyjazdy.

      Ostatnio zresztą taka sytuacja się zdarzyła. Ślad jakiegoś szalonego przestępcy, kiedyś płomiennowłosego. Teraz jednak nie wiadomo, w końcu nie było o nim żadnych wieści od dwudziestu pięciu lat...

      Mężczyźni z dnia na dzień zniknęli, przewidywany czas misji wyznaczając na dwa tygodnie. Przez większość czasu wykonywałaś spokojnie swoje obowiązki, sporadycznie tylko spoglądając na kalendarz, jednak spokojnie i z przyzwyczajeniem. Im jednak bliżej było do ich powrotu, tym mniej o tym pamiętałaś - nie miałaś zresztą czasu, gdyż duża ilość agentów zachorowała i nawet nie nieformalne obowiązki spadły ci na głowę, takie jak choćby znoszenie samotności niektórych współpracowników. I choć czasami wydawało ci się to męczące, to uzależniłaś się od poczucia, że jesteś wszystkim potrzebna, poświęcając im się prawie całkowicie. Dlatego, gdy nastał dzień powrotu czwórki żołnierzy - nawet się nie zjawiłaś w ich mieszkaniu, ani w żadnym z miejsc ich pobytu!

   Skipper, choć delikatnie zaskoczony, był w stanie to zrozumieć. I kolejnego dnia też. Jednak po dwóch dniach o twojej nieobecności nie dało się zapomnieć, bo reszta oddziału również to zauważyła.

— Szefie, dawno nie widziałem [Imię]. Czy coś się stało? — Szeregowy jako pierwszy subtelnie zwrócił uwagę na to zagadnienie, gdy jego dowódca z zaciętą miną składał tekturowy model jakiegoś żeglowca. Ten tylko spojrzał się na młodszego z pewnym siebie wyrazem twarzy.

— Szeregowy! To miło żołnierzu, że się martwicie, ale nie ma takiej potrzeby — czarnowłosy wyprostował się na krześle. — Sądzę, że [Imię] ubolewa nad tym bardziej niż ja!

— To szef nad tym ubole-

— Ale skoro tak się żołnierzu martwicie, to niech wam będzie — mebel zaskrzypiał, gdy czarnowłosy wstał z niego, przechodząc kilka kroków i spoglądając na Szeregowego. — Niech wam będzie żołnierzu, pójdę się z nią zobaczyć.

   Po chwili usłyszeć można było zamykanie drzwi i przyspieszone kroki, oddalające się od bazy. Po chwili błękitnooki zauważył Kowalskiego, który lekko zaskoczony rozglądał się wychylony z laboratorium.

— Coś się stało? — Zapytał, spoglądając na fana bajek. Ten tylko wyjaśnił, co zaszło. Naukowiec uśmiechnął się jedynie pewnie i odpowiedział. — No taak... wzięło naszego szefa na miłość...

— A to ty przypadkiem też nie jesteś sekretnie zakochany? W sensie, w Doris?

— Zamilcz Szeregowy.

***

  Przechodziłaś właśnie korytarzem. Cóż, było to zbyt spokojne określenie. Ty prawie truchtałaś, a twoje [kolor] włosy podskakiwały lekko, gdy stawiałaś w swoich obcasach coraz większe kroki. Tak więc zauważył cię Skipper. Zadowolony, że znalazł cię szybciej niż się spodziewał, przystanął.

— Ah, [Imię]! Jak dawno ci nie widz-

— Przepraszam Skipper, nie mam czasu! — Odpowiedziałaś tylko, nie patrząc nawet w jego stronę. Gdy zniknęłaś za zakrętem, czarnowłosy jakby ocknął się, zszokowany. I choć nie przyznał tego nawet przed samym sobą, to poczuł się bardzo zdeterminowany, by przykuć twoją uwagę.

***

Nie mam czasu!

Przepraszam, ale innym razem!

Może później, na razie muszę pomóc- tak, Eddie?

  Ta sytuacja trwała już trzy dni. Dla Skippera i jego ego, o co najmniej trzy za długo. O ile dawał sobie radę, gdy widział twój śliczny, zbywający go uśmiech przy innych agentach, tak całkowicie załamał się, gdy swój czas wolałaś poświęcić... Julianowi, aniżeli jego osobie! Wtedy reszta oddziału musiała zbierać jego pewność siebie z podłogi, bo roztrzaskała się po tamtym wydarzeniu. Ażeby wariat z czarno-białym, pierzastym boa owiniętym dookoła szyi był lepszy...

— Ale szefie, [Imię] po prostu m-ma dobre serce i...

— Ogoniasty.

— No właśnie, przecież wie szef, że ona po prostu tak dba o innych ludzi, tu wcale nie chodzi o szefa — Kowalski, jakby starając się pomóc Szeregowemu w pocieszeniu ich dowódcy, zaczął tłumaczyć twoją osobę, a Rico energicznie mu potakiwał. Po chwili jednak, jakby zdając sobie sprawę z możliwego wybrzmienia jego słów, zamilkł zawstydzony, a Rico pacnął się dłonią w twarz, mrucząc ciche "Ajaj!" — W każdym razie...

— Przegrałem z ogoniastym! — Skipper uniósł lekko głowę, choć jego szerokie plecy dalej były bardzo zgarbione. Ręce, które wcześniej trzymał wysoko, zakrywając nimi twarz, teraz opadły wzdłuż jego ciała, gdy siedział na krześle Jego głos był łamliwy i wyższy niż zazwyczaj. — Z idiotą! Maniakiem tańca i kompletnym oszołomem!

Jego mina wyrażała całkowity upadek i niedowierzanie. Reszta mężczyzn tylko spojrzała po sobie, czując, że nie ominie ich angażowanie się w ową sprawę.

***

  Nie spodziewałaś się, że odwiedzona zostaniesz przez oddział swojego ukochanego. Cóż, może inaczej, bo rzeczywiście, mogli się zjawić w godzinach pracy. Nie spodziewałaś się jednak ich odwiedzin późną nocą, gdy przeglądałaś właśnie dokumenty, zabrane ze sobą, by dokończyć obowiązki. Dlatego też, stojąc w cienkim szlafroku włosach wilgotnych jeszcze po kąpieli, patrzyłaś zaskoczona na trzech mężczyzn, których z pewnością różniło wiele, ale na ten moment łączyło przede wszystkim jedno - bardzo zdeterminowana mina.

— No więc mogę wiedzieć, po co tu jesteście panowie? — Postanowiłaś odezwać się pierwsza. — Nie chcę być niegrzeczna, ale jest dość późna godzina, a ja mam ostatnio tyle pracy... — Zauważyłaś, że ich zachowanie na te słowa się zmieniło.

— B-bo my właśnie chcieliśmy porozmawiać, o szefie i... — Szeregowy zaczął, mówiąc tajemniczo, zupełnie niepodobnie do siebie. Po chwili widać było jego zagubienie, a Kowalski chrząknął, przejmując pałeczkę.

— O tym, jak podupadł na zdrowiu psychicznym z powodów związanych z tobą — wytrzeszczyłaś oczy, słysząc to. Chyba czekał was długa rozmowa.

***

 Ubrana w mniej oficjalne, jednak wciąż w luźnych ramach praktycznie nieobowiązującego w waszej jednostce dress code'u, do którego byłaś przyzwyczajona, stałaś przed drzwiami do mieszkania agentów oddziału specjalnego. Ponieważ ich szef był w swego rodzaju rozsypce i tak nie mieli żadnych zadań, dlatego też odesłałaś ekipę poza obręb mieszkania. Wolałaś, by Skipper nie musiał trzymać się jakiś ukrytych wzorców zachowań, ze względu na obecność chłopaków.

  Gdy weszłaś bez słowa, czarnowłosy patrzył się w telewizor, na którym leciały wiadomości. Nie patrząc się w miejsce, w którym stałaś, odezwał się, przedtem biorąc łyk kawy.

— Kowalski, jak myślicie, czy- — Nagle odwrócił się, a jego mina z przygnębionej zmieniła się w zagubioną. — [I-imię]?

 Widząc jego stan, wzdrygnęłaś się. Rzeczywiście, nie było z nim najlepiej, a ta mina najlepiej to potwierdzała, dając też wyczuwalną nutkę smutku w jego oczach. Postanowiłaś jednak zignorować to i uśmiechnęłaś się najsłodziej jak umiałaś.

— Witaj kochanie — postanowiłaś nazwać go czule, mając nadzieję, że uspokoi to jego umysł. — Postanowiłam odwiedzić swojego ulubionego agenta!

— A-ale przecież miałaś tyle do zrobienia — szukałaś w jego głosie ironii, jednak zauważyłaś tylko ogromną niepewność, która bardziej kojarzyć by się mogła raczej z Kowalskim. Dodatkowo starał nie patrzyć się na ciebie, uciekając granatowymi oczami ścianę obok. — I jeszcze... ogoniasty...

Westchnęłaś tylko, rozumiejąc sedno sprawy. Podeszłaś do niego, przytulając się do ramienia stojącego czarnowłosego i posłałaś mu wyzywające spojrzenie.

— Aż tak lubisz Juliana, że będziesz mi o nim przypominać? — Jak się spodziewałaś, aura granatowookiego zmieniła się na pewną siebie. Ułomny tancerz zawsze był dla niego stabilnym tematem (nawet jeśli w okrutnym tego stwierdzenia znaczeniu) — A ja chciałam opowiedzieć ci, jak tęskniłam za tobą...

***

   Twoja "terapia" trwała cały dzień, by miłymi słówkami, drażnieniem i komplementami przywrócić dowódcę oddziału specjalnego do normalnego stanu. Oczywiście, gdy chłopcy wrócili, musieli zwrócić na to uwagę. Dlatego też, gdy właśnie uśmiechałaś się miło do swojego partnera, Szeregowy odezwał się niespokojnie, ale tez z lekką ulgą.

— O, to szef się już normalnie zachowuje? Myślałem, że szef-

— To źle myśleliście żołnierzu! Ze mną od początku wszystko było dobrze! — Wywróciłaś na to stwierdzenie oczami, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Kowalskim. Gdy czarnowłosy zaczął jedną ze swoich przemów do młodszego agenta, z uśmiechem stwierdziłaś jednak, że miło było usłyszeć tego pewnego siebie Skippera z odrobinkę przerośniętym ego i nadmuchaną dumą.

— Ja nie jestem Kowalskim! Litości, nie oszalałbym z powodu dziewczyny! Panowie!

 Westchnęłaś ponownie, słysząc klasyczny, niezręczny śmiech granatowookiego i naukowca, który chciał zacząć się bronić. Zdecydowanie, wrócił Skipper.

- Kowalski -

   Raczej byliście z Kowalskim zgraną parą pod względem przeznaczania czasu na siebie nawzajem. Każde z was miało własne pasje, którym poświęcało czas i własne zajęcia. Do tej pory pamiętasz jednak, że gdy zbliżyliście się do siebie, okazało się, że Kowalski potrzebuje mnóstwo uwagi jako zduszony naukowiec-geniusz, często nierozumiany przez resztę oddziału. Widząc jego, niejednokrotnie, rozpacz, wywołaną często przez brak jakiegokolwiek podziwu lub zaciekawienia odkryciem, czułaś się w obowiązku wsparcia go. Zawsze więc potrafiłaś użyczyć odrobinkę swojego czasu dla jego tłumaczeń istoty naukowej. Niestety, zdawałaś się być czasami jego ostatnią deską ratunku. Ale od tego chyba jest funkcja "dziewczyny", prawda?

Dlatego też, gdy Skipper ukrócił jego tłumaczenia po raz kolejny,  on czuł się zbyt energiczny by wyjątkowo zamknąć się z powrotem w laboratorium, jego długie nogi same powiodły go w stronę twojego gabinetu. Ze ściśniętym w dłoniach notesem i ołówkiem wystającym ostrzem ze spodni, skręcił więc do korytarza, w którym mieściło się twoje stanowisko pracy. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, a złe wrażenie po, jak to ujął, ignorancji swojego dowódcy znikało w odmętach, zatarte przez poczucie, że będzie mógł ci po raz kolejny zaimponować. Jeju, on naprawdę potrafił zachowywać się jak dziecko.

 Właśnie wychodziłaś z biura, gdy podszedł do ciebie czarnowłosy. W rękach trzymałaś spory plik dokumentów, jednak z radością zadarłaś głowę, by spojrzeć ukochanemu w oczy i przywitać go uśmiechem.

— [Imię], stoisz właśnie obok geniusza! Udało mi się w końcu... — Mina Kowalskiego była pewna siebie i dumna, jakby raczej zachwycał się sam sobą, niż oczekiwał zachwytu od innych. Wiedziałaś jednak, jaka jest prawda, oraz co zaraz nastąpi, dlatego przerwałaś zawczasu, choć jego entuzjazm zaczął już wzrastać.

— Kowalski?

— Hm? — Z zamkniętymi oczami i uśmieszkiem oczekiwał jakiejś pochwały, a entuzjazm wylewał się z niego strumieniem.

— Może innym razem mi o tym opowiesz? Jestem zajęta. — Te słowa odbiły się brutalnym echem w jego głowie, burząc mu idealny scenariusz, jaki miał nadejść. Szybko odwrócił głowę w twoją stronę, wytrzeszczając oczy i spoglądając na ciebie zagubioną miną. Czułaś się, jakbyś ukarała niewinne dziecko. Jakim cudem ten na co dzień poważny, dwumetrowy geniusz potrafił wykrzesać z siebie tą rozbrajającą nutkę dziecinności?

— Oh. — Tak był jedyna, całkowicie rozbrajająca, reakcja niebieskookiego. Uśmiechnęłaś się więc do niego słodko i przepraszająco.

— Mam za chwilę ważne spotkanie.

— Ro... rozumiem. — Kowalski, nie patrzył już na ciebie, a gdzieś w bok. Westchnęłaś cicho i rzuciłaś krótkie pożegnanie, odchodząc. Nienawidziłaś tego robić, zresztą, zdarzyło ci się to może dopiero drugi lub trzeci raz. Wiedziałaś jednak, że skutki tego będą długo się za tobą ciągnęły, a naukowiec będzie przygaszony.

Wytrzymaj do popołudnia, aż skończę pracę — pomyślałaś, zaciskając delikatnie usta i dając ponieść się swoim nogom do sali konferencyjnej. Nie odwracałaś się, a kroku zwolniłaś dopiero po trzecim zakręcie, gdy drzwi pomieszczenia docelowego pojawiły się na horyzoncie.

***

      Gdy skończyło się, i tak o wiele przedłużone, czterogodzinne spotkanie, nawet nie bawiłaś się w zachowanie pozorów spokoju. Szybko wrzuciłaś reporty i inne, już mniej wartościowe zwitki do szuflady, zatrzaskując ją z hukiem. Sama byłaś sobą zdziwiona, ale wiedziałaś, że twój partner nie może czekać. A raczej ty nie chciałaś pozwolić by czekał chociaż chwilę dłużej. Gdy już skierowałaś się do wyjścia, wyrósł przed tobą Joey, zapewne z jakąś niecierpiącą zwłoki sprawą, jednak ty jedynie zmierzyłaś go morderczym spojrzeniem i sprawnie wyminęłaś, ignorując jego pretensjonalny głos, noszący się na korytarzu. Nie miałaś czasu na ukochanego, to na tego półmózgiego Australijczyka tym bardziej.

     Kiedy stałaś przed drzwiami ich bazy, dotarło do ciebie, że nie wiesz właściwie, co powiedzieć, oraz, czy Kowalski będzie mieć dla ciebie czas. A może teraz uznał, że jednak poradzi sobie sam i nie będzie chciał z tobą rozmawiać? Teoretycznie, nigdy się jeszcze nic takiego nie zdarzyło, ale...

  Przełknęłaś zestresowana ślinę. Nie, musisz być dobrej myśli.

— Cześć chłopcy — otworzyłaś drzwi i powolutku wkroczyłaś do pomieszczenia, uśmiechem witając się z oddziałem. Rozejrzałaś się, zauważając, że nie ma Kowalskiego. — A gdzie nasz naukowiec?

— O. Kowalski jest w laboratorium — odpowiedział ci radosny Szeregowy, zajęty najwyraźniej opowiadaniem Skipperowi fabuły ostatniego odcinka programu. — Dziwnie się zachowuje, od kiedy wrócił.

  Przygryzłaś wargę, słysząc to.

— Ojejku! No to idę, może może uda mi się go pocieszyć — zachichotałaś nerwowo, szybko kierując się w stronę pracowni naukowej, po czym weszłaś do niej, pośpiesznie zamykając za sobą drzwi.

   Kowalskiego nie trudno było znaleźć. Stał i chyba przyglądał się leżącym na blacie notatkom, wyglądając, jakby nie wiedział co z nimi zrobić. Po chwili jednak zauważył cię, a jego zagubiona mina stała się jeszcze wyraźniejsza.

— Witaj kochanie. To co tam nowego wymyśliłeś? — Rozejrzałaś się, doszukując się jakiś nowych, do tej pory nieznanych ci sprzętów. — W końcu coś chciałeś mi opowiedzieć.

— Ah, tak. — Nigdy nie wiedziałaś, jak opisać tą minę. Przypominała ona oszołomienie, delikatne zagubienie, pozbawione jednak większych emocji.  — No więc...

— No? — Przybliżyłaś się już delikatnie rozluźniona, pochyliłaś się, opierając ręce na stole i zadzierając delikatnie głowę i słuchałaś go z uśmiechem. Widziałaś, że milczy jakby do swobodnego słowotoku dzieliła go niewidzialna bariera. W końcu jednak przemógł się, nawet jeśli nie było to jeszcze to, czego oczekiwałaś. — Powiedz.

— Promień zamrażający. — Odrzekł niepewnie, a ty rozchyliłaś usta zaskoczona. Mogłabyś przysiąc, że oczy ci się w tym momencie zaświeciły.

— Naprawdę? Wspaniale! W końcu ci się udało, prawda? Mimo wszystko, już długo nad tym myślałeś... — Uradowana jego sukcesem. podeszłaś szybko po czym stanęłaś na palcach/podskoczyłaś, składając mu milisekundowego całusa na policzku i przytuliłaś się do jego ramienia. Mogłabyś przysiąc, że gdyby czarnowłosy nosił okulary, poprawiałby jej w tym momencie nerwowo.

   Gdy niebieskooki chrząknął, czułaś, że sprawa nie jest jeszcze zamknięta.

— Jesteś geniuszem kochanie — rzuciłaś szybko, po czym usłyszałaś ponowne chrząknięcie. Tak, o to chodziło, dwumetrowa przytulanko.

— N-na-naprawdę tak sądzisz? — Słyszałaś, jak ton jego głosu ulega typowej zmianie. Wywróciłaś delikatnie oczami, jednak nie z powodu irytacji.

— Całkowicie! — Odparłaś z pewnością w głosie. — W końcu cię kocham, wiem, co mówię!

  Zapadła chwila milczenia, po czym Kowalski wyprostował się, czerwieniąc się delikatnie i spoglądając w bok.

— N-n-no o-o-oczywiście, w-w k-końcu jestem tym g-genialnym Kowalskim — zaśmiał się na swój niezręczny, nerwowy sposób, wpadając w stan samouwielbienia, a ty czułaś, że jego ego wzrasta. Przeczuwałaś, że zaraz może być jeszcze gorzej. Zażenowana westchnęłaś, postanawiając, że pora ukrócić tę sytuację. Szybko więc stanęłaś przed nim, i przyciągając go za krawat, uciszyłaś go pocałunkiem, po raz kolejny dzisiejszego dnia szokując czarnowłosego...

***

— Szefie, myśli szef, że Reader pocieszy Kowalskiego? — Spytał się błękitnooki swojego dowódcy, odrywając się od bajki.

— Co za pytanie! Kowalski wpadł w sidła [Imię] po uszy... — Odezwał się granatowooki, czytając gazetę, a Rico pokiwał głową z kąta, zgadzając się z czarnowłosym i mrucząc coś o "cmok Kowalski". Skipper skinął na to głową. — Słuszna uwaga żołnierzu. Szeregowy, w najbliższym czasie nie zbliżajcie się do laboratorium. To rozkaz.

- Rico -

       Był to bardzo ciężki dzień, przepełniony pracą przy wymagającymi dokumentami. Dlatego też od razu powiedziałaś Rico z rana, że nie może do ciebie przyjść, gdyż prawie na pewno nie będziesz miała dla niego czasu. Jednak, swoją pracę robiłaś zaskakująco szybko,  w dodatku sumiennie. I chyba tylko dlatego, skończyłaś obowiązki na chwilę przed końcem swoich godzin. Zadowolona z obrotu spraw, postanowiłaś wybrać się do swojego ukochanego osobiście.

      Gdy tylko jednak wyszłaś uśmiechnięta z pomieszczenia, zostałaś "napadnięta" przez nietypowych gości.

— Julian? Maurice? — Spojrzałaś zaskoczona na mężczyzn. Pojawiali się oni u ciebie raczej bardzo sporadycznie, nawet, jeśli jako jedna z niewielu miałaś z nimi raczej przyjacielską relację. — A co wy tu robicie?

— Król zakupił nowe stroje taneczne i nie wie, które założyć na najbliższy występ. — Wyjaśnił uprzejmie niższy z dwójki, uśmiechając do ciebie prawie niezauważalnie. — Dlatego więc, przyszliśmy spytać się ciebie o opinię. — Wytrzeszczyłaś oczy słysząc to, jednak postanowiłaś dostosować się do niecodziennej sytuacji. Cofnęłaś się, otwierając drzwi do swojego gabinetu. W międzyczasie wystukałaś na telefonie szybką wiadomość do ukochanego, że naprawdę możesz się dzisiaj nie zjawić.

— W takim razie zapraszam.

***

   Gdy tylko zamknęły się drzwi do twojego gabinetu (w międzyczasie wślizgnął się przez nie Mort), od razu zostały pokazane ci dwa plakaty białowłosego w różnych pozach i strojach.

— Nie wiem, który lepiej podkreśl moją wspaniałołość — rozpoczął wywód wysoki mężczyzna w żółtych lenonkach, a ty podrapałaś się po policzku, słysząc dziwnie przekręcony przez niego wyraz.

— A nie wspaniałość? — Mruknęłaś cicho, jednak zostałaś zignorowana.

— Problem, wiesz, polega na tym, że moja najważniejsza, tylna część lepiej prezentuje się w złotym — tu zostałaś obdarowana tanecznym ruchem, ukazującym tyłek Juliana w pełnej okazałości. Zaczerwieniłaś się, przyglądając się jego atletycznej sylwetce.

      Była całkowicie odmienna od twojego partnera, chociaż byli podobnego wzrostu. Rico był o wiele bardziej umięśniony, szerszy w barkach i wręcz zwierzęcy. Podkreślały to blizny na całym ciele,  także jego charakterystyczna blizna na twarzy oraz nietypowa fryzura. Tancerz (a również agent) był natomiast zupełnie inny - smukły, szczupły, o wąskich ramionach, wyrzeźbiony na kształt greckiego herosa, z delikatnym zarysem mięśni. Wymuskany wręcz. Tak inny, a zarazem miał swój urok mimo debilizmu i niezrównoważenia, dlatego dłuższą chwilę analizowałaś widok, rumieniąc się. Po chwili jednak postanowiłaś pozbyć się swojej nieśmiałości, przybierając profesjonalną pozę. Dzięki tobie będzie wyglądać zjawiskowo!

— A co z tym drugim? - Spojrzałaś na płachtę papieru, przyglądając się ubraniom. — Tym srebrno-zielonym?

— Król wygląda z nim szczuplej! — Wykrzyczał Mort radośnie. Przyjrzałaś się zdjęciu, po czym kazałaś, jak go Skipper nazwał, ogoniastemu, zrobić podobną pozę. Julian wyciągnął więc ręce w górę i wygiął plecy, a jego nieodłączny, pierzasty boa w paski lekko zsunął się z szyi.

— Hm...

***

   Rico właśnie stał pod drzwiami twojego gabinetu, nucąc pod nosem chrypliwie jakąś melodię. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi i zawołał, omiatając chaotycznym spojrzeniem pomieszczenie.

— Lalaaa! — Chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował, widząc... no właśnie.

Chyba nie był to widok, który dałoby się mu jakoś logicznie wytłumaczyć. Zdecydowanie bardziej wyobrażał sobie, że zastanie cię pochyloną nad dokumentami.

— Witaj Rico — uśmiechnęłaś się do niego promiennie odwracając wzrok od białowłosego, robiącego różne pozy ukazujące jego atuty. — Mówiłam ci, że mogę dzisiaj nie znaleźć dla ciebie czasu.

  Ten tylko spojrzał się, to w twoje oczy, to na  twoich gości. Po chwili zaczął agresywnie bełkotać, wyrzucając ręce w górę. Wyglądał na równie złego, co zszokowanego.

— Co to ma znaczyć?! — Wykrzyczał w końcu chrapliwie, podchodząc szybko do ciebie i odgradzając cię od mężczyzn. Zauważyłaś, że Julian próbował coś powiedzieć, ale nagle nie wiadomo skąd twój ukochany wyciągnął laskę dynamitu, co skłoniło trzech ekscentryków do zgodzenia się na wszystkie warunki czarnowłosego. A jakie to były warunki?

No cóż, ten, bełkocząc krzykliwie, zarzucił sobie ciebie na ramię i dalej grożąc Julianowi i reszcie, wyszedł naburmuszony z pokoju. Próbowałaś się mu wyrywać, jednak nie dałaś rady.

Nagle na korytarzu rozległ się zdenerwowany głos, co dla przechodniów wydawać by się mogło bełkotem. Ty w odpowiedzi uderzyłaś go w plecy.

— Nie miałam to nie miałam, bez różnicy przez co! Przesadzasz, mówiąc takie rzeczy! — Wydusiłaś z siebie, dalej bijąc go, choć dawało to poczucie, jakbyś trafiała w ścianę. Nagle on gwałtownie się zatrzymał. Zdjął cię gwałtownie, stawiając na ziemi, choć dalej trzymając dłonie zaciśnięte na talii. Spojrzałaś się na niego z niezrozumieniem. Ten tylko spojrzał ci głęboko w oczy z lekko rozchylonymi ustami.

— Mówiąc? — Wydusił, wcześniej chrząkając. Chwilę ci zajęło pojęcie, o co mu chodzi. Pi chwili rzuciłaś mu się na szyję, piszcząc radośnie.

— O mój Boże. Rico, ja cię rozumiem! Rozumiem! — Zauważyłaś podniesionym głosem. — Powiedz, to znaczy zabełkocz, to znaczy, powiedz coś!

  Gdy usłyszałaś, co powiedział ci w ramach testu, zaczerwieniłaś się, na co czarnowłosy zareagował śmiechem.

— Rock and roll, kochanie — szepnęłaś w odpowiedzi, kryjąc twarz w jego ramieniu. Jeju, ten wariat był naprawdę okropny.

- Szeregowy -

   Był to ogromny pech, jakiego oboje nie mogliście przeżyć. W czasie, gdy on nie miał żadnych długich misji, a nawet te krótkie były niewymagające, w czasie, gdy nawet Skipper ulżył im odrobinę w ich codziennych treningach - tobie wszystko zwaliło się na głowę!

   Miałaś ochotę rozpłakać się, gdy po raz kolejny musiałaś przełożyć wasze spotkanie, by jego kosztem zająć się raportami i filtrowaniem informacji o ataku jakiegoś beznadziejnego przestępcy. Gdy w jednym z plików znalazłaś jego zdjęcie, miałaś ochotę podpalić je z wściekłości. Czy naprawdę te krzywe zęby, rude włosy i opaska na oku musiały odbierać ci czas w ukochanym?

 Gdy fala złości minęła, opadłaś głową na biurko, wywołując głuchy odgłos uderzenie, który poniósł się po całym pomieszczeniu. Syknęłaś. Ciekawe, jak radził sobie błękitnooki?

***

  Szeregowy radził sobie z twoją niedyspozycyjnością całkiem dobrze.

  Do czasu, aż nie porozmawiał o tym z oddziałem.

— Szefie, a jak szef myśli, kiedy [Imię] będzie miała dla mnie czas? — Spytał się pewnego pięknego poranka czarnowłosy, podczas przerwy od wszelkich zajęć, gdy wszyscy krzątali się po głównym pomieszczeniu. Był zmartwiony twoim stanem (ostatni raz pokazałaś mu się w pomiętej koszuli i z cieniami pod oczami, bo zasnęłaś na biurku) i choć cierpliwe czekał, aż znajdziesz dla niego czas... najzwyczajniej w świecie tęsknił. I jak się okazało, szef wcale nie poprawił mu humoru.

— Kto wie Szeregowy, może już nigdy! Kobiety czasami starają się zniknąć z czyjegoś życia — powiedział jakby od niechcenia dowódca. — Kowalski?

— Dokładnie. Na początku niewinnie, wypierając się obowiązkami w pracy - tu naukowiec rozrysował coś, co miało przypominając ilustrację jego słów. — Potem jednak skończą się powody, a ona będzie dalej odmawiać... i dalej...

— Albo po prostu, skończy pracę i przyjdzie odwiedzić ukochanego — rozległ się kobiecy głos w bazie. Wszyscy odwrócili się w jego stronę. Stałaś tam ty, lekko zarumieniona i... lekko zirytowana. Usłyszałaś chrząknięcie Kowalskiego.

— B-było to czysto hipotetyczne! — Westchnęłaś bezradnie. Przecież wiedzieli, że Szeregowy w to uwierzy... widziałaś oczami wyobraźni jego przerażoną minę, gdy to usłyszał z ust starszego od niego agenta.

— Pan, panie Skipper, też powinien to zrozumieć — ofuknęłaś granatowookiego,  ten zachłysnął się kawą. Rico zachichotał, jednak szybko umilkł, obdarzony morderczym spojrzeniem dowódcy.

— T-to my może wyjdziemy już — sytuację postanowił uratować sam zainteresowany, który czerwienic się, w pośpiechu złapał cię z rękę i narzucając tempo truchtu waszym ruchom, wyprowadził cię z bazy. — D-do zobaczenia szefie!

Dałaś prowadzić się za rękę, jednak i tak po chwili błękitnooki zwolnił, równając się z tobą. Po chwili szliście w ciszy. Zauważyłaś, że czarnowłosy idzie w stronę twojego mieszkania. Spojrzałaś na niego dyskretnie i z zaskoczeniem zauważyłaś, że delikatnie się uśmiecha.

***

 Siedzieliście u ciebie w mieszkanku, pijąc ciepłą herbatę. Między wami dalej panowało milczenie, jednak z niezręcznego przemieniło się w pełne miłości i spokoju. Małe filiżanki ogrzewały wasze dłonie, a za oknem szumiał deszcz. Nie była to twoja ulubiona pogoda, dlatego też ze znudzeniem wpatrywałaś się w krople wody uderzające w okno. Wszystko ostatnio było takie frustrujące...

— Mam nadzieję, że im nie uwierzyłeś — twój głos był łagodny. Starałaś się, by nie wybrzmiała w nim jakakolwiek opryskliwość lub pretensja, której w końcu nie odczuwałaś. Chodziło tutaj jedynie o upewnienie się.

— M-może trochę — Szeregowy odpowiedział z uśmiechem. — A-ale szybko rozwiałaś moje wątpliwości... szef z Kowalskim po prostu potrafią być zbyt przekonujący.

— Wiem. - Odpowiedziałaś krótko, po czym wstałaś od stołu, idąc w stronę swojego małego, przytulnego salonu. — Czasami aż im tego zazdroszczę! — Zachichotaliście oboje. — Co powiesz na wspólny wieczór? Ominęło mnie chyba pół sezonu piątego i nie chcę tego nadrabiać bez ciebie.

Odpowiedział ci rumieniec i szybkie kiwnięcie głową. Czasami Szeregowy zachowywał się zupełnie jak nie on przy tobie. Czy to kwestia miłości? Jeśli tak, to musiał cię kochać naprawdę mocno.

--------

koniec. 4k słów, miłość, zepsuty charakter, słaby rozdział. nic mi nie wyszło, ale nie poddajemy się, kiedyś będzie lepiej.

help(bo nawet rozmowa działa cuda): istigatora;

zabijcie, nie wiem już co robić. albo to mi się wszystko nie podoba, albo wszystko mi po prostu ostatnio nie wychodzi a jak wasze odczucia?

miłego dnia!

tagehaya™

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top