| gdy idziecie do prawdziwego zoo |

good morning!

mały rozdzialik na odstresowanie;

[Tage talks na końcu rozdziału, ale polecam przeczytać, trochę wyjaśnień, trochę pytań; ja odpowiadam, ale i ja zadaję pytania.]

miejsce na piosenkę, którą chcielibyście mi polecić, bo wiem, że każdy ma chociaż jedną taką (nie krępujcie się): --->


- Skipper -

Uśmiechnęłaś się, chwytając mężczyznę pod ramię. Ten szybko więc zrównał z tobą kroku. Słońce piekło cię nieznacznie w ramiona, jednak orzeźwiająca bryza skutecznie łagodziła ewentualny dyskomfort.

— Jedno z zabawniejszych wspólnych wyjść, jakie mieliśmy! — Stwierdziłaś, w głowie dopowiadając mimowolnie, że przede wszystkim nie mieliście ich ogólnie zbyt wielu. Zignorowałaś jednak te złośliwie myśli, chcąc skupić się na chwilowym szczęściu. — Chociaż naprawdę, te zbiegi okoliczności nie dają mi spokoju.

Skręciliście w stronę wybiegu z małpami. Skipper porzucił dzisiaj garnitur, zostając jedynie w ciemnych spodniach i białej koszuli; również i ty założyłaś lekkie ubrania w swoim ulubionym kolorze.

Zerknęłaś na kolorową broszurę ZOO z mapką przybytku, którą obecnie zawzięcie analizował czarnowłosy. Zaraz jednak postanowiłaś przeczytać opis zwierzęcia umieszczony przy samym wybiegu. Już dłuższą chwilę temu rozdzieliliście się z resztą rozdziału, która pociągnięta przez Szeregowego zniknęła na horyzoncie. Nie narzekałaś, bardzo podobała ci się taka niespodziewana randka.

— Patrz, ta małpa ma na imię Mason — mruknęłaś, unosząc wzrok znad tabliczki, wskazując na jedno ze zwierząt, które charakteryzowało się ciemniejszym futerkiem.

— Hm, zauważam pewne podobieństwo w tym człekokształtnym — odrzekł twój partner, w końcu chowając ulotkę do tylnej kieszeni spodni. Kiwnęłaś głową na znak zgody z jego słowami, czując przechodzący cię dreszcz, gdy szympans spojrzał na ciebie. Zdecydowanie znałaś te oczy.

— Co ty na to, by przejść w stronę pingwinów? Są w samym sercu zoo... — nawet nie zauważyłaś, że puściłaś ramię Skippera i wyprzedziłaś go w drodze. On jednak wiernie podążył za tobą, przyspieszając, dla pewności, że nie zgubi cię w tym delikatnym tłumie. Nie czekałaś na jego odpowiedź, a on ci żadnej nie udzielił; naturalnie podążyliście w planowanym przez ciebie kierunku. Gdzieś w tle mogłaś przysiąc, że słyszałaś bełkotanie Rico, ale szybko zanikło ono w gwarze rozmów.

W końcu znaleźliście się w centrum przybytku. Oparłaś się rękoma o barierkę wybiegu, stając na palcach, by móc wychylić się ponad metalowe pręty.

— Nareszcie ktoś znajomy — zachichotałaś, spoglądając znacząco na swojego partnera. On natomiast wyprostował się z nonszalancją. Odwróciłaś się, wywracając oczy i w końcu spoglądając na, jak już zdążyłaś policzyć, cztery stworzonka.

Z zaskoczeniem spostrzegłaś, jak nagle jeden z pingwinów uderza drugiego, wyższego od siebie w dziób. Ten jednak zamiast oddać, potrząsnął tylko głową i godząc się ze swoim losem, odszedł spokojnie. Nie mogłaś zignorować cichego głosiku w głowie, który podpowiadał ci, że już to w życiu widziałaś.

Nagle zwierzak, który stosował przemoc odwrócił się do ciebie i wymieniliście spojrzenia. Nie mogłaś uwierzyć, znajdując w nich znajomą nutę. Nie zdałaś sobie nawet sprawy, że twoje dłonie mocniej zaciskają się na barierce, powodując zbielenie knykci. Twój zacięty wyraz twarzy natomiast przykuł uwagę do tej pory raczej niezbyt pochłoniętego całą sytuacją Skippera.

— [Imię]?

— Ten pingwin — powiedziałaś, nie przerywając kontaktu wzrokowego z tajemniczym nielotem, który teraz jakimś cudem skrzyżował swoje skrzydła. — Ten pingwin przypomina mi ciebie!

— [Imię], nie bądź niepoważna! — Zarzucił z lekkością twój partner. — Ten pingwin nie ma niczego, co mogłoby przypominać tak wyszkolonego agenta jak mnie!

Nieprzekonana spojrzałaś na niego, zdając sobie sprawę, że założył ręce w identyczny sposób, jak zwierzę przed chwilą. Jasne.

— Jak uważasz — dostrzegłaś, jak obiekt twojej obserwacji wykonuje dziwny ruch dziobem, jakby próbował prychnąć. Postanowiłaś jednak odpuścić.

Poluzowałaś uścisk na metalu i odsunęłaś się na krok od wybiegu.

— Może po prostu mam słabość do pingwinów?  zarzuciłaś niewinnym tonem, odwracając wzrok w stronę nieba. — Potworną słabość.

— Określiłbym to jako słabość do mnie — zarumieniłaś się na pewny siebie ton czarnowłosego, który bezwstydnie wypalił, rozglądając się pozornie znudzonymi wzrokiem dookoła. — Nie mieszałbym w to nielotów.

Dobry gust.

— Hm? - Przekrzywiłaś głowę zaskoczona. — To w końcu... co? 

Zmarszczyłaś brwi. Na początku nazwał ich nielotami, potem pochwalił twój gust; naprawdę nie rozumiałaś, o co tym razem chodziło Skipperowi. 

Nie dane jednak było ci się nad tym długo zastanawiać, gdy na horyzoncie na nowo pojawiła się reszta oddziału. Rico, niewzruszony niczym jadł sobie spokojnie popcorn. Kowalski notował coś z notesie, wyraźnie zirytowany z powodu biegającego od wybiegu do wybiegu Szeregowego.

— Rozumiem, że również owocnie spędziliście czas? — Uśmiechnęłaś się promieniście, idąc w ich stronę, aż nie spotkaliście się w połowie drogi, niedaleko budki z preclami. Kowalski kiwnął głową, unosząc brew i przybierając minę wyrażającą zadowolenie.

— Sporządziłem niezbędne notatki na temat nawyków żywieniowych ssak-

— I robiliśmy zdjęcia! Dużo zdjęć, zwłaszcza tym uroczym i puchatym zwierzakom — wtrącił Szeregowy, unosząc rękę, która zaciskała się na materiałowym pasku. Do owego materiału przyczepiony był aparat.

Kowalski westchnął cierpiętniczo, dłoń zaciskając na notatniku. Ledwie powstrzymałaś chichot.

— Tak, i dużo zdjęć — odezwał się z lekka sarkastycznie, po czym bez słowa odłączył się od grupy, mrucząc coś do samego siebie pod nosem.

Mimowolnie sięgnęłaś po dłoń Skippera, ściskając ją delikatnie. Nie odwracałaś nawet wzroku od roześmianego Szeregowego. Pozwoliłaś jednak jakiejś nieokreślonej części napięcia odejść, czując jak kciuk twojego partnera kreślił kółka po wierzchu twojej ręki.

***

— Jak analiza osobnika? — Odezwał się wcześniej obserwowany przez ciebie pingwin, teraz odprowadzając cię wzrokiem, aż nie zniknęłaś z jego pola widzenia. Wtedy odwrócił się do swojego towarzysza.

— Agent organizacji potocznie znanej jako Z.O.O. — odezwał się jego czarno-biały rozmówca, machając skrzydełkiem. — Wiek nieznany, przynależność do podjednostki Central Park.

— Rząd?

— Prywaciarka, ale powiązana z władzami — po chwili w jego skrzydełko znalazł się notes. — Odkryliśmy jednak, że obecnie przebywa, jak to się mówi "nie na służbie".

— Tacy jak on nie bywają "nie na służbie", Kowalski, zapamiętajcie to sobie. — Granatowe tęczówki zwierzęcia błysnęły, gdy wyprostował się, pierś wypinając do przodu. — Nie spuszczać go z oka nawet na chwilę.

Kiwnął swoją główką, gdy wyższy od niego pingwin zasalutował, po czym odszedł przekazać reszcie wieści. Jego przywódca jednak zatrzymał go jeszcze na chwilę.

— A obok niego? Cywil, współpracowniczka? — Spytał, mrużąc oczy. Dlaczego miał wrażenie, że zna tego człowieka? A jednak byłaś mu przecież całkowicie obca. — Ma dobry gust.

— Partnerka, śmiem twierdzić — rzucił nielot Kowalski, usuwając się z widoku. Cztery male pingwinki rozeszły się po swoim wybiegu, po chwili znikając z widoku odwiedzającym.
Mała, metalowa miska zabrzęczała tylko tajemniczo.




- Kowalski -

Przesuwałaś palcem po tabliczce, czytając prędko krótki opis zwierzęcia, które w tym momencie znajdowało się kilka metrów przed tobą, na swoim wybiegu. 

Ogon lemurów stanowi około pięćdziesiąt procent długości ich ciała — przeczytałaś na głos, po czym uniosłaś brew z zaciekawieniem. Rzuciłaś okiem na jedzące owoce zwierzęta, po czym spojrzałaś na stojącego obok ciebie Kowalskiego. Ten jakby wyczuwając twój palący wzrok, uśmiechnął się lekko i zadziornie, po czym spojrzał na ciebie, pozwalając długopisowi zawisnąć w bezruchu kilka milimetrów nad powierzchnią kartki. W końcu jednak rozchylił usta by przemówić.

— Ta tabliczka nie zawiera nawet podstawowych informacji. Jeśli tylko chcesz, jestem w stanie opowiedzieć ci o wiele więcej na temat tego, lub dowolnego, gatunku-

— [Imię]! Oh, jakie urocze lemury! — Dopiero rozpoczynający się wywód naukowca przerwał nie kto inny jak nieświadomy niczego Szeregowy, do którego natychmiastowo się odwróciłaś z uśmiechem.

— Prawda? Zwłaszcza ten malutki, brązowy! — Zachichotałaś rozkosznie, zasłaniając usta dłonią. Po chwili jednak twoje oczy zalśniły i już wiadome było, że masz jakiś pomysł. — Z Kowalskim będziemy iść niedaleko każdego z wybiegów, może chcesz z nami? Zamierzam robić zdjęcia najurokliwszym ze zwierząt!

— Naprawdę? — Pokiwałaś głową, nie dostrzegając, jak twój chłopak zacisnął mocniej palce na długopisie. — Wspaniale!

Szybko więc uniosłaś aparat, który do tej pory wisiał sobie spokojnie na pasku dookoła twojej szyi, i zaczęłaś ustawiać go z intencją zrobienia najlepszych zdjęć.

—Zróbmy najpierw lemurom, skoro już tutaj jesteśmy — po chwili uniosłaś już ustawione urządzenie.

Gdybyś tylko jednak zerknęła kawałek w prawo, z łatwością zauważyłabyś niezadowolony, ale też i zirytowany wzrok Kowalskiego.

— Cóż z tego że jest uroczy, jego zachowanie nie sugeruje dużego stopnia inteligencji — mruknął naukowiec gorzko i cicho, patrząc na brązowego lemura, turlającego po ziemi mango.

***

— Chwilkę, ostatnie zdjęcie i już będziemy iść dalej! Możesz pójść bez nas, dogonimy cię.

Kowalski zagryzł wnętrze policzka, słysząc twoje słowa. Racja, mógłby, iść bez was. Ale wtedy nie byłby z tobą, nawet, jeśli poświęcałaś więcej uwagi uroczym zwierzakom i Szeregowemu. Racja, robiło mu się ciepło na sercu, gdy zerkałaś na niego ze swoim radosnym uśmiechem i zadawałaś mu pytania na temat jego obserwacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez obecność tylu "słodkich" zwierząt i Szeregowego (i przez pewien czas nawet Rico, ale ten, po odrobinie nabijania się z Kowalskiego i zjedzeniu popcornu oddalił się spokojnie w swoim kierunku) nie mógł utrzymać twojej uwagi na sobie przez okres dłuższy niż kilku, może kilkunastu sekund.

Po tym, jak trzeci raz coś lub ktoś przerwał mu, gdy próbował ci coś powiedzieć, odpuścił nawet szczególne rozwodzenie się, i po prostu cicho starał się skupiać na prowadzeniu swoich obserwacji.

Chociaż nie mógł ukryć, że obserwowanie koali nie było tak zajmujące, gdy samo zwierzę wedle wszystkich norm i przypuszczeń oczywiście obecnie spało, a ty się nad nim rozpływałaś zachwycona.

Gdy Kowalski kolejny raz chrząknął poganiająco, bez większego odzewu, pozwolił sobie na uderzenie głową w podkładkę, na której zaczepione miał wszystkie notatki. Przywalił sobie potem jeszcze ze trzy razy, dla dobrego efektu, aż nie poczuł tępego bólu na czole, a ty nie odwróciłaś się powoli, z wzrokiem utkwionym w urządzeniu, wyraźnie przeklikując dotychczasowo wykonane fotografie.

— Chodźmy może już do pingwinów? Później zobaczymy wydrę i słonia, co wy na to? — Słysząc twój głos, Kowalski opuścił prędko tekturę z kartkami w dół, więc gdy uniosłaś lekko wzrok, zerkając na niego, prezentował się całkowicie zwyczajnie, jakby ostatnią minutę nie działo się nic nietypowego.

Naukowiec zakasłał krótko, ukrywając jakiekolwiek ślady niedawnego napadu emocji, po czym kiwnął głową.

— T-tak. Chodźmy. Pingwiny.

***

— Nikt już nie docenia prawdziwego geniuszu.

Gdy tylko stanęliście przed wybiegiem z pingwinami, Szeregowy wcisnął ci w ręce trzymaną do tej pory przez siebie broszurkę i oddalił się, zachęcony widokiem budki z lodami na horyzoncie. Pomachałaś mu więc przyjaźnie, wiedząc, że przez najbliższe chwile się nie zobaczycie, ponieważ zapowiedział, że po słodkiej przekąsce dołączy do swojego szefa.

Gdy tylko błękitnooki zniknął za zakrętem, odwróciłaś głowę w stronę Kowalskiego, który z wyraźnie niezadowoloną miną, ale również z błyskiem smutku w oczach, posępnie zapisywał kolejną kartkę swoim trochę niedbałym, bardzo pochyłym pismem.

Chcąc trochę poprawić mu humor, lub chociażby wybadać, co się stało, podeszłaś do niego, stając tak, że stykaliście się ramionami. Spowodowało to znaczne spowolnienie w ruchu długopisu. Nie przestał jednak pisać całkowicie, więc nie chcąc mu zbytnio przeszkadzać, odeszłaś do barierek, nieświadomie odprowadzona przez jego nieprzeniknione, trochę proszące, a trochę zawiedzione spojrzenie. Oparłaś się brzuchem o chłodny metal, wychylając się do przodu, unosząc apart w intencji zrobienia kilku zdjęć.

— Pingwiny to moje ulubione zwierzęta — powiedziałaś zaczepnie, zerkając na czarno-białe stworzenia przez wizjer. Początkowo planowałaś zrobić ogólne zdjęcie całej czwórce, może wybranej dwójce, jednak twoją uwagę przyciągnął najwyższy z nielotów, i mogłaś przysiąc, że przypominał on twojego Kowalskiego. Zwłaszcza, gdy spojrzał w obiektyw i jego tęczówki wydały cię się znajomo niebieskie i niosły o wiele inteligentniejsze spojrzenie niż mogłabyś się spodziewać po pingwinie. — A może po prostu od zawsze mam do nich słabość...

Zwierzę nie tańczyło jak jego o wiele niższy i bardziej okrągły kolega. Stało spokojnie, może nawet trochę sztywno, uważnie cię obserwując. Czyżby role się odwróciły? W końcu odsunęłaś twarz od urządzenia i spojrzałaś bezpośrednio na zwierzę, po czym tchnięta fantazją, puściłaś mu oczko. Nie zaobserwowałaś jednak, czy spotkało się to z jakąkolwiek reakcją, ponieważ skupiłaś się na głosie dochodzącym jakieś dwa metry od twojej lewej.

— Pingwiny są jedynymi z ptaków, które zachowują wyprostowaną postawę ciała.

— Mmm? — Mruknęłaś na znak, że słuchasz, jednak gdy kontynuacja nie nadeszła, cisza zaczęła ci trochę ciążyć. Kończenie swojej wypowiedzi na jednym zdaniu, mimo bycia zapytanym (przez ciebie, zwłaszcza!) to zdecydowanie nadzwyczajne zachowanie. — Wiesz, ten najwyższy pingwin... przypomina mi ciebie.

Kiedy jednak nawet to nie spotkało się z odpowiedzią, odwróciłaś się, by całym swoim ciałem być zwróconą w jego stronę.

Uniosłaś brew, podchodząc do niego, stając pomiędzy nim a barierkami wybiegu, w który się wpatrywał. Jego oczy spojrzały w dół, w końcu ścierając się z twoimi w geście wymiany spojrzeń.

— Przepraszam, jeśli nie masz ochoty opowiadać, ale chciałam usłyszeć coś więcej o pingwinach... — uśmiechnęłaś się do niego w sposób dosłownie zniewalający, powodując, że serce czarnowłosego zabiło mocniej, a on sam przełknął ślinę.

— Pingwiny są towarzyskimi zwierzętami. Lubią wchodzić w interakcje ze sobą nawzajem oraz z ludźmi — natychmiast wypłynęło z jego ust, gdy położyłaś rękę na jego ramieniu.

— Oh, czyli będę mogła się zaprzyjaźnić z wysokim panem pingwinem? — Mruknęłaś znacząco, unosząc brew, podczas gdy on przycisnął do piersi swoją podkładkę z długopisem, by nie przeszkadzała ci w zbliżeniu się do niego... to znaczy, odruchowo, zrobił tak z czystego odruchu.

Nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować na twoje słowa, a właściwie przetrawić je by być w stanie powiedzieć więcej niż kilka jąkliwych mruknięć, ty zdjęłaś pasek aparatu z szyi i złapałaś urządzenie odwrotnie niż do tej pory - tak by obiektyw skierowany był w twoją stronę, a nie twojego otoczenia.

— Cóż, mam zdjęcie z "pingwinem Kowalskim", to teraz pora na mojego Kowalskiego, tym razem człowieka — oznajmiłaś radośnie, po czym bez większych ceregieli złapałaś go za krawat, gwałtownie zmuszając go do pochylenia się. Gdy już zrównał się z tobą, szybko przycisnęłaś swoje usta do jego policzka w słodkim, trochę chaotycznym pocałunku.

Klik!

Odsunęłaś się, po czym natychmiast odwróciłaś urządzenie, sprawdzając, jak wyszło zdjęcie. Z zadowoleniem stwierdziłaś że było całkiem nieźle wykadrowane (nawet jeśli nie byliście idealnie po środku, a odrobinkę na lewo) i ostre. Miałaś na nim mocno zaciśnięte oczy, podczas gdy Kowalskiego były wytrzeszczone i lśniące, z ustami lekko rozchylonymi z szoku. Zachichotałaś.

— Skąd to zaskoczenie? — Nie mogłaś powstrzymać się od odrobiny droczenia, gdy ponownie zawiesiłaś aparat na szyi. Spojrzałaś na niego kątem oka, jakby od niechcenia zarzucając. — Mówiłam przecież, że planuję robić zdjęcia najbardziej uroczych... oh, w tym przypadku i przystojnych, nieprawdaż?

Gdyby spojrzeć w błękitne tęczówki mężczyzny, można by niemalże ujrzeć tryby jego umysły, pracujące i przetrawiające powoli twoje słowa.

Gdy w końcu udało mu się zrozumieć pełne znaczenie twoim słów, uśmiechnął się krzywo, niemalże dusząc się własną śliną.

— O-o-ocz-czywiście, że-e-e p-przysto-oo-ojnym — zaśmiał się nerwowo. Potem jeszcze raz, i kolejny. Powstrzymałaś się od wywrócenia oczami, mimo wszystko widok Kowalskiego, który był w stanie graniczącym pomiędzy nieśmiałością, a arogancją był jednym z twoich ulubionych. Mogłaś przysiąc, że słyszałaś stwierdzenia jak "p-p-przy-y-ysto-o-ojny K-kowalsk-ki-i t-t-o j-j-aaa" lub... oh, znowu pochwalił sam siebie, i dalej się jąkając.

***

Pingwin przyglądał się tajemniczej kobiecie, ignorując jej towarzysza. Przeprowadzał dzisiaj obserwacje na temat ludzi i chociaż nie mógł niczego obecnie notować, ciągle będąc na widoku, to uważnie obserwował jej osobę.

Chociaż nie do końca rozumiał, dlaczego ona zwraca uwagę jego pingwinią osobę, skoro obok tańczył uroczo mały, okrągły pingwinek. Czy przez jego spokojne stanie wydawał się podejrzany?

Nawet po usłyszeniu stwierdzeń jak "Pingwiny to moje ulubione zwierzęta!" czy kolejnego, jakobyś miała do nich słabość, nie rozwiały jego zdziwienia. On. Dosłownie. Stał.

— Człowieki to dziwne stworzenia — padło ze strony jednego z jego towarzyszy, machającego energicznie do wspomnianych ludzi.

W końcu cenne informacje dotarły do pingwinich uszu.

 Mówiłam przecież, że planuję robić zdjęcia najbardziej uroczych...

— Nie rozumiem — wymruczał do siebie wysoki nielot, drapiąc się w dziób. — Cóż, dawno już zaobserwowałem znaczną predylekcję ze strony ludzi do wszystkiego co "słodkie" i "urocze" natomiast zainteresowanie mną w tym wypadku w dalszym ciągu mija się z celem, gdy Szeregowy, naukowo potwierdzony jako bardziej uroczy, jest tuż obok-

Oh, w tym przypadku i przystojnych, nieprawdaż?

— O-o-ooo-h. 

Nielota zmroziło. Mrugnął raz, potem dwa i trzy. Nie mógł powstrzymać się od niezręcznego śmiechu, a jego towarzysz obok, gdyby miał brwi, to na pewno w tym momencie uniósł by je na widok dziwnie zachowującego się kolegi.




- Rico -

— Rico, ja cię proszę, odpuść... — westchnęłaś, starając się opanować swoje nerwy. Właściwie nie nerwy, ponieważ daleka byłaś od uczucia wściekłości. Było to raczej poczucie bezbrzeżnej rezygnacji.

Złapałaś rękaw koszuli, która choć całkowicie rozpięta, to jeszcze spoczywała jakimś cudem naciągnięta na jego ramionach. Twój uścisk przytrzymał mężczyznę, który do tej pory wyrywał się ku bójce, w miejscu. Nie powstrzymało to jednak jego złych pokrzykiwań i bełkotania, które brzmiało jak poważne złorzeczenie. 

Racja, można było przekląć pod nosem i zmarszczyć brwi, jednak wybuch nieokrzesanej wściekłości, w jaki wpadł Rico, wydawał ci się troszeczkę niepotrzebny. W końcu należało pamiętać, że to nie osoba wyrzuciła skórkę z banana na deptak, a zwierzę

Czarnowłosemu jednak nie przeszkadzało to, ponieważ obrzucał goryla swoimi bełkoczącymi bluzgami tak, że powietrze drżało od skumulowanego napięcia.

— Choć dalej, jeszcze tyle wycieczki nam zostało — ponownie spróbowałaś, jednak czarnowłosy zrobił krok do przodu, wyrywając się tym samym z twojego uścisku. Twoja brew wystrzeliła w górę. — Co ty...

Ledwie zdusiłaś pisk, widząc, jak twój partner podchodzi do murku i zaczyna się na niego wspinać. Co on wyrabia! 

Nim zdążył całkowicie wejść na ścianę z cegieł, podbiegłaś i uczepiłaś się jego pleców, palce zaciskając ponownie na materiale koszuli. Próbowałaś pociągnąć go z powrotem do siebie, jednak Rico bym zbyt silny i ciężki - zaledwie zsunęłaś kawałek ubrania tak, że zatrzymał się na bicepsach.

— Rico, zejdź! Ja cię bardzo proszę! — Wydukałaś, walcząc z jego osobą, jednak to tak, jakbyś próbowała ruszyć kolumnę. W końcu jednak materiał wyślizgnął ci się z dłoni i w ten sposób odrzuciło cię lekko do tyłu. Całe szczęście zdążyłaś na czas złapać równowagę.

Jednak gdy miałaś ponownie nawoływać swojego ukochanego, tajemnicza ręka wystrzeliła i złapała Rico za kołnierz, gwałtownie szarpiąc go do tyłu, tak, że wylądował na tyłku.

— Rico, co to ma znaczyć! — Zagrzmiał męski głos, w którym natychmiast rozpoznałaś głos Skippera. I rzeczywiście; szef oddziału stał pewnie i prosto nad swoim agentem, z brwią znacząco uniesioną mu górze i dłonią ułożoną na biodrze, ponieważ druga wciąż trzymała Rico za kołnierz.

— Szefie? — Wychrypiał niebieskooki szaleniec, jakby dopiero co wybudził się z amoku. Postawa jego dowódcy była jak zawsze pewna, wyprostowana.

— Wy jesteście na randce, czy na ringu? — Oczy twojego chłopaka wyglądały jak pięciozłotówki. Próbował coś nikle odpowiedzieć, ale gdy jakikolwiek dźwięk wydobył się z jego gardła, został on natychmiast przerwany przez nieznoszącego sprzeciwu Skippera. — Zostawiacie pannę na pastwę obcych? Grozi jej niebezpieczeństwo wśród tylu jednostek!

— Eh? — Rico stęknął, jednak po kilku sekundach jakby ten ukryty od twojego rozumienia sens słów dotarł do jego szalonej osoby i zerwał się gwałtownie na nogi. Po chwili zaczął bełkotać coś desperacko.

— I macie się zachowywać jak na mężczyznę przystało! — Na sam koniec długiej i bardzo emocjonalnej wypowiedzi twojego chłopaka odezwał się Skipper. Po chwili jednak dodał cichszym tonem, na który nie mogłaś powstrzymać się od wywrócenia oczu. — Przemoc zostawcie na godziny pracy. I w bazie.

***

Zachichotałaś, opierając się delikatnie o metalowe barierki. Woda lśniła dzięki gorącemu słońcu, jakie świeciło z góry. Co jakiś czas słychać również było cichy chlupot, gdy któryś z obserwowanych przez ciebie pingwinów zanurzał się lub z niej wychodził.

Po chwili uśmiechnęłaś się z podekscytowaniem, pokazując dyskretnie ręką w stronę jednego ze zwierząt, które klepało się swoim skrzydełkiem po brzuchu.

Rico, spójrz — wyszeptałaś, jednak potem zdałaś sobie sprawę z absurdu szeptania w zoo pełnym ludzi i zwierząt i powtórzyłaś się normalnym głosem. — Rico, spójrz, ten pingwin ma bliznę w podobnym miejscu co ty! Właściwie to w tym samym...

Twój chłopak uniósł wzrok znak pudełka popcornu, jakim do tej pory się zajadał, i zmrużył oczy, by w słońcu lepiej odnaleźć tego tajemniczego ptaka. Pochłonięty poszukiwaniami, automatycznie podszedł do barierek, stając tuż obok ciebie i oparł na nich ramiona, pozwalając pudełkowi z prażoną kukurydzą zawisnąć nad taflą wody, gdy trzymał ją w dłoniach.

— Gdzie? Ekhem. — Wychrypiał w końcu po kilku próbach bełkotu, na chwilę przestając przeżywać dziko przekąskę.

— Tu, no tutaj! — Zaczęłaś, pokazując już bezwstydnie palcem w miejsce na prawo od błyszczącej, metalowej miski. Gdy jednak skupiła sama wzrok w tamtym punkcie, miejsce było puste. — C-co?

Nagle dobiegł się dźwięk przebijania tektury, w stronę którego od razu się odwróciłaś, zauważając, że dobiegło ono z paczku z popcornem twojego chłopaka, która...

Pisnęłaś, łapiąc czarnowłosego za przedramię i zwracając jego uwagę na małego pingwina, który z otwartym dziobem szybko złapał resztę kukurydzy, jaka wysypała się ze spodu tektury.

Miałaś wrażenie, że wszystko zdarzyło się w ułamku sekundy. Tym bardziej więc zdziwiona byłaś, gdy z wielkim detalem dostrzegłaś bliznę na dziobie zwierzęcego złodzieja, a także jego dziwnie zadowoloną postawę, gdy zręcznie wyskoczył z wody po przepłynięciu spokojnego kółka dookoła swojej betonowej wysepki.

Przez chwilę stałaś jak wryta, próbując w pełni przetworzyć całą sytuację. Obudziłaś się jednak na nazbyt znajome warczenie i wściekłe bełkotanie. Chyba miałaś Déjà vu.

— Rico, naprawdę, nie ma się co... kupię nam nowy może, dobrze, naprawdę-

— Przepraszam, co tu się dzieje?! — Z przerażeniem zauważyłaś zbliżającą się do was kobietę z żółtej koszulce, wyraźnie zaaferowaną awanturą, jaką samotnie toczył twój partner na środku deptaka.

Zacisnęłaś oczy, powstrzymując się od westchnienia, gdy krzyk czarnowłosego mieszał się z upomnieniami zirytowanej kobiety.

Chaos.

Cóż, dobrze, że pingwiny były ostatnim ze zwierząt, jakie chciałaś zobaczyć. Co prawda musicie poczekać na resztę chłopaków u bramy, ale cóż - mur ZOO był bardzo elegancki i zjawiskowy nawet od zewnątrz.

***

— Rico, i jak manewr przechwytywania popcornu? — Do ponownie klepiącego się po brzuchu pingwina z blizną podszedł inny, niższy. 

Po chwili rozległ się na wybiegu krótki bełkot, pełen leniwego przeciągania ledwie zrozumiałych samogłosek.

— Rozumiem. No nic, czekamy w takim razie na następny karton, w którym będzie jej więcej niż kilka marnych okruchów — odpowiedział niski nielot, drapiąc się skrzydełkiem pod dziobem. — Nie spocznę, dopóki nie dostanę tej obskurnie tłustej, prażonej kukurydzy podanej mi na talerzu!

Wyższy pingwin zachichotał tylko na to chrypliwie, chociaż mało przekonująco, i pokiwał tylko głową.

— Salut!



- Szeregowy -

Pstryk!

Wstałaś z ziemi, czując jak przez twoje mięśnie nóg przechodzi lekki skurcz, zemsta za kucanie przez tak długi okres czasu. A jednak, twój uśmiech nawet na chwilę nie zmalał.

— Zobacz, udało mi się uchwycić króliczka gdy je posiłek! — Zachichotałaś przyglądając się zdjęciu, które wyświetlało się na małym ekranie twojego aparatu, a przedstawiało uroczą, białą, pluszową kulkę z uszkami.

— Naprawdę? Mogę zobaczyć? — Dobiegł cię podekscytowany głos Szeregowego. Kiwnęłaś tylko głową, przesuwając urządzenie, by czarnowłosy miał lepszy widok. — Oh, jakie to urocze i słodkie i puchate! Musimy potem pokazać to szefowi!

Twój chłopak zaczął wspólnie z tobą zachwycać się uroczą fotografią. Nieważne, że była jedną z kilkudziesięciu, jaką udało wam się zrobić dzisiejszego dnia; każdą z nich docenialiście tak samo mocno.

— Co powiesz, żeby iść w stronę głównych wybiegów? — Zaproponowałaś, wypuszczając aparat delikatnie z dłoni, pozwalając mu wisieć na pasku dookoła twojej szyi. — Podobno tam... też jest trochę fajnych zwierząt! 

Zdążyłaś się ugryźć w język, nim rzuciłaś "Podobno tam są pingwiny!". W końcu, po co zapowiadać gwóźdź programu niepotrzebnie wcześnie!

***

Gdy tylko udało wam się dostać do wybiegu dla czarno-białych nielotów, odpłynęłaś.

Twoje oczy zalśniły na widok lśniących, monochromatycznych nielotów. To jest to, na co czekałaś całą swoją wizytę w Zoo, nieważne, jak piękne były inne zwierzęta.

Nawet nie dostrzegłaś, gdy złapałaś za dłoń Szeregowego, ściskając ją mocno i ciągnąc go delikatnie bliżej barierek. Gdy stanęłaś, bujałaś się delikatnie z podekscytowania. Poprawiłaś ustawienia w aparacie i uniosłaś go, by móc zrobić czwórce małych ptaków dosłownie sesję.

Rozmawiałaś roztargniona ze swoim ukochanym, pstrykając ogólne zdjęcia całej czwórki, która wyraźnie była dzisiaj w humorze do zabawiania gości, bo kiwali się uroczo na boki i wysyłali piękne, podbijające spojrzenia. Nawet mimo oślepiającego słońca byłaś w stanie stwierdzić, że mają błękitne oczy. A może po prostu zauważyłaś to, bo przeczytałaś o tym wcześniej na broszurze?

"Nie, to zdecydowanie nie to." Pomyślałaś, zoomując obiektywem na najmniejszego z pingwinów, który jakimś cudem, a twoim szczęściem spojrzał się prosto w kamerę, a ty miałaś wrażenie, jak znajome błękitne oczy wręcz emanują dziwnym komfortem i delikatnością. Nie zauważyłaś nawet, kiedy ucichłaś, urywając mimowolnie rozmowę ze swoim chłopakiem, i wstrzymałaś oddech.

Klik!

— [Imię]? — Miękki, ciepły głos wyrwał cię z transu. W końcu przestałaś robić zdjęcia zwierzęciu. Poczułaś natomiast, jak płoną ci policzki z zawstydzenia.

— T-tak?

— Czy coś się stało? — Ewidentnie zmartwienie w jego głosie kontrastowało z sielankową atmosferą miejsca.

— Cóż... — Westchnęłaś cicho i nierówno, po czym palcem, którym do tej pory drapałaś się po policzku, wskazałaś na obiekt twojej fascynacji, teraz stąpający uroczo dookoła metalowej miski. — Ten pingwinek, jest straszliwie uroczy! No i przypomina mi ciebie... jest taki uroczy!

— Racja, jest przesłodki! — Szeregowy powiedział, z początku radośnie, jednak kątem oka dostrzegłaś, jak jego brwi marszczą się delikatnie. — A-ale... jak słodki?

Na kilka sekund zapadła cisza, podczas której jedyne co dało się usłyszeć to szum wody z wybiegu, gdy inny pingwin zaczął pływać, oraz rozczulone chichoty dzieci.

— Co?

Temat waszej rozmowy przysunął się bliżej was, jakby zastanawiał się, o czym rozmawiacie, dalej utrzymując bezpieczny dystans stworzony przez barierki i wodę.

— A-a czy jest najsłodszym co... widziałaś w życiu? Tak, kiedykolwiek?

Nie mogłaś powstrzymać wybuchu śmiechu, jaki potem nadszedł. W mgnieniu oka rzuciłaś się na swojego chłopaka, obejmując go za szyję, by potrzeć swoim policzkiem o jego. Nie przeszkadzała ci nawet kamera, która wbijała ci się w klatkę piersiową, boleśnie dzieląc was na wzór bariery od prawdziwego przytulania się.

— Oh głupiutki Szeregowy! Ty jesteś najbardziej uroczy!

— Naprawdę tak myślisz?! — Jego głos niósł w sobie nutkę nerwowej wesołości, gdy odruchowo otoczył cię w talii, powstrzymując cię od przedwczesnego odsunięcia się.

— No jasne — uśmiechnęłaś się słodko, po czym odchyliłaś się na tyle, by musnąć ustami jego nos, co wywołało uroczy rumieniec na waszych twarzach.

Romantyczną chwilę przerwał jednak głośny gwizd, przecinający powietrze i, mogłabyś przysiąc, że znajomy. Twoje głowa natychmiastowo wystrzeliła w bok, by uchwycić widok oddziału, który szybkim (narzuconym przez Skippera zresztą) tempem zbliżał się w waszą stronę.

Odsunęłaś się prędko od swojego ukochanego, niemalże wyrywając się z jego uścisku, a twoje policzki piekły niemiłosiernie pod wpływem znaczącego spojrzenia ze strony trójki agentów. Oszczędziłaś sobie nawet szybkiego rzucenia okiem na Szeregowego; doskonale wiedziałaś, że jest równie czerwony co ty.

— C-chodźmy z-z-zobaczyć wybieg z wydrami — pisnęłaś, po czym ruszyłaś do przodu, nie czekając na resztę, który zresztą po poklepaniu zawstydzonego błękitnookiego, pośpieszył za tobą.

Uroczy?

***

— Szefie? Czy ja jestem uroczy? — Spytał się mały, niebieskooki pingwinek swojego towarzysza, który podnosił rzuconą przez pracownika Zoo rybę. Ten spojrzał na niego.

— Nasz test z uroczomierzalnikiem chyba to potwierdził, jakby by to Kowalski powiedział, "z naukowego punktu widzenia" — określony mianem szefa przybrał rozgrymaszoną minę, ale szybko dał niezadowoleniu zniknąć.

—  A-ale jestem tym najbardziej uroczym, prawda? — Mały pingwinek spojrzał niepewnie, z lekką nutą desperacji w swoich pięknych jasnych oczach na drugiego zwierzaka, który mimowolnie dał się zaczarować, jak każdy, słodyczy jaka emanowała z jego towarzysza. Zamachał skrzydełkiem, nim poklepał młodszego po głowie.

— Głupiutki Szeregowy, oczywiście, że jesteście! — Po chwili metalowa miska odsunęła się, a "Szef" podszedł do otworu znajdującego się teraz z betonie, jakby planował tam wskoczyć. Nim jednak to zrobił, lekkim tonem oznajmił. — Gdybyście nie byli, nie robilibyście zawsze za przynętę na misjach!


=====

hehe, no cześć. wakacje!

miejsce na wyrazy tęsknoty, miłości, nienawiści, krytykę i opier**anie mnie: -->

kiedy będzie następny? zwłaszcza, że teraz zakończył się rok szkolny i przestałam umierać z powodu matematyki jakieś... cztery tygodnie temu (czyli przestałam płakać nad czymś, co uniemożliwiało mi życie społecznie w pewnym stopniu, i wattpadowe również) nie wiem, zabijcie mnie, nie wiem.

a tak na poważnie: pingwiny są czymś co kocham (nie, to nie jest syndrom "minęła mi faza" bo pingwiny nie są sympatią, która mi mija) ale przez to strasznie wjeżdżają mi na ambicję. tak bardzo, że jeśli ogólny pomysł nie jest "tym czymś" to w ogóle go nie zaczynam. potem zaczynam i potrafię pisać coś od nowa, po akapicie, usuwać, dodawać, usuwać, dodawać, i tak w kółko... 

koniec końców nadchodzi publikacja i nigdy nie jestem zadowolona z rozdziału w pełni; ale cóż, tego już nie pokonam xd

bardzo wyszłam z wprawy? troszeczkę na pewno, sama to czuję, ale może było zdatne do czytania.

co chcecie następne? [ja marzę o "pierwszej kłótni" ale powód kłótni u Skippera jest bardzo niepewny, a na powód i Rico i Szeregowego to całkowicie nie mam pomysłu.] --->

tymczasem kochani moi - też tęskniłam. nie wiem czy wracam w pełni, ale na pewno nie porzucam niczego ani nie zawieszam. mam tylko nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest!

tymczasem żegnam, z wyrazami wiecznej miłości <3

-tage-


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top