ROZDZIAŁ NIESPODZIANKA - HALLOWEEN SPECIAL! MONSTER!AU
good night, my beautiful creatures from hell.
Tylko dziś zastanówmy się nad sytuacją, gdzie nasze pingwiny to nie tylko ludzie, ale ci ludzie to mroczne, straszne... i bardzo kochające potwory? ! Oh, gdzie jest właściwy scenariusz, pytanie? Gdzie jest jakiś horror! Gdzie groza! Krew!
Cóż, czego się po mnie spodziewaliście. Od komedii i romansu nie uciekniecie, ale mam nadzieję, że i tak będziecie się świetnie bawić.
WAŻNE: czy wszyscy tutaj, w tym akapicie, mogliby napisać "fuck bakery boy"?
Albo jeśli nie chcecie klnąć to po prostu "fuj bakery boy"?
Dziękuje in advance <3
- Skipper -
creature: undead; the fallen high-rank soldier that woke up sure that war is still ongoing event
Był pochmurny, jesienny dzień. Nie widać było słońca, a chmury nie były śnieżnymi obłokami na błękitnym niebem, a szarymi oraz granatowymi kłębami zwiastującymi burze i wichurę. Gdzieś daleko od miasteczka przetaczały się grzmoty, brzmiące niemalże jak dalekie armaty.
Przeglądałaś właśnie swoją biblioteczkę w poszukiwaniu konkretnej lektury na te pół godziny wolnego czasu jakie jeszcze miałaś, jednak twój względny spokój zakłócił ci gwałtowny dźwięk.
Bang.
Wyprostowałaś się, czując jak wszystkie twoje mięśnie się napinają. Racja, znałaś ten charakterystyczny odgłos starej broni, jednak zazwyczaj dobiegał on z dworu, gdzie twój ukochany trenował swoją celność.
Tym razem jednak wyraźnie słyszałaś go z dołu, z wnętrza budynku.
Szybko porzuciłaś dotychczasowe zajęcie poszukiwania poradników krawieckich i, niemalże potykając się o własne nogi, zbiegłaś na parter. Grzmoty nasiliły się; a może było to dudnienie twojego serca, a może twoich stóp o drewniane panele?
Ruszyłaś prędko korytarzem, panicznie zaglądając do każdego z pomieszczeń, jednakże już w trzecim mogłaś się zatrzymać i tak zrobiłaś. Cóż, nie mogłaś zbyt wiele nawet na to poradzić, ponieważ widok, jaki w nim zastałaś, wrył cię w ziemię.
— Dlaczego nasza... — Przekrzywiłaś głowę, a suchość w gardle uniemożliwiła ci płynne dokończenie pytania. Spoglądałaś tylko jak z twojego sprzętu unosi się siwy dym i co jakiś czas iskra przeskakuje po panelu z przyciskami, który wyraźnie miał dziurę na swoim idealnie wymierzonym środku.
— To narzędzie z nowoczesnego piekła rodem nie chciało się mnie słuchać! — Odrzekł Skipper w końcu, chowając swoją broń i bez najmniejszego zawahania w głosie wyprostował się pewny siebie.
— Więc postanowiłeś je zastrzelić?! — Nie mogłaś powstrzymać się od wyższych tonów, gdy zszokowana wykrzyknęłaś pytanie.
Nie od dzisiaj twój partner na bakier był z nowoczesną technologią. Nie mogłaś go jednak winić, ciężko być na czasie, gdy przez jakieś siedemdziesiąt-kilka lat było się martwym. Nie wiedziałaś, czy nazwać go już zombie, czy po prostu nieumarłym. A może czymś innym?
Pewnego dnia znalazłaś go wygrzebującego się z dziury w ziemi na... cmentarzu powojennym, jaki znajdował się tuż obok twojego domu, zaledwie za płotem. Oczywiście podczas zakupu taka lokalizacja nie ostudziła twojego zapału i ekscytacji dość niską ceną rezydencji.
O ironio, gdy powstał ze swojego, jak się później oboje dowiedzieliście, grobu, wcale nie wyglądał na martwego. Nie był zgniły, ani jego ciało nie było nawet w najmniejszym stopniu rozkładu. Mimo przestarzałego ubrania, wyraźnie lekko rozłożonego i przesiąkniętego krwią, błotem i czym tylko się dało, skóra zdawała się żywa, nienaruszona, nawet jeśli lekko ubrudzona ziemią.
Dopiero po czasie dostrzegłaś bandaże dookoła jego ramion i na szyi. I gdy próbowałaś z nim porozmawiać - zaniepokojona, ale jednak otwarta na dialog, odkryłaś jak staromodnych i przedawnionych fraz używał podczas rozmowy.
Święcie przekonany o dalszej wojnie (wtedy nie wiedziałaś, o co chodziło dokładnie, jednak ciężko było nie uznać ci czarnowłosego za wariata gdy ewidentnie miał na myśli druga wojnę światową) kazał ci się schować w bunkrze pod domem. Był też nieprzyjemny moment, gdy dowiedziałaś się, że pod twoim domem zbudowany jest pusty bunkier, a raczej schron na wszelkie wypadki.
Cała ta sytuacja jednak miała miejsce już jakiś czas temu, w podobne do dzisiejszego Halloween. Do tej pory nie wiesz czy zagubiłaś się w jego o dziwo wciąż lśniących, granatowych tęczówkach, czy tym uśmiechu, że udało wam się wspólnie zamieszkać, a nawet się zakochać w sobie nawzajem.
Odrywając się od swoich rozmyślań, jeszcze raz spojrzałaś na mikrofalę, którą twój ukochany teraz odłączył jednym, sprawnym ruchem z prądu i odsunął lekko w bok. Przestała się iskrzyć i dymić, teraz stojąc smutno rozbita.
— I co teraz? — Spytałaś dobitnie, opierając dłoń na biodrze, przybierając pozę surowej i niezadowolonej. — Nie planowałam najbliższej premii wydawać na mikrofalówkę.
— Obejdziemy się bez niej! — Uniosłaś brew na pewien ton czarnowłosego. I to nie dlatego, że nie wierzyłaś w to co powiedział... no dobra, to bardziej skomplikowane.
— Ja się obejdę — rzuciłaś, w końcu rozluźniając mięśnie nieznacznie i zręcznie podchodząc do kąta w kuchni, w którym stało urządzenie, oraz nieznacznie dalej twój partner. — Ale to nie ja non stop podgrzewam swoją kawę trzy razy pod rząd w mikrofali, tylko ty.
— Gorąca smakuje lepiej.
— Ty w ogóle czujesz smak czegokolwiek jako nieumarły? — Nim jednak uzyskałaś odpowiedź, rozsądnie uniosłaś dłoń w górę. — Nie, nie odpowiadaj, jestem na tyle mądra by wiedzieć, że wolę nie słyszeć twojej potencjalnej odpowiedzi.
A więc wąskie usta mężczyzny zamknęły się usłużnie, chociaż błąkał się po nich arogancki uśmiech. Westchnęłaś ciężko, po czym kazałaś ukochanemu wyrzucić sprzęt do kosza gdy ten tylko przestanie się tlić.
— Miałam jeszcze poczytać, ale skoro już zdołałeś zadbać o to by mnie rozbudzić, zacznę się przygotowywać do spotkania z [Imię koleżanki].
— Wychodzisz? — Bez problemu rozpoznałaś nutkę, jaka pojawiła się w jego głosie. Skipper nienawidził gdy wychodziłaś, bo mimo, iż sam ze swoim wyglądem byłby bez problemu w stanie poruszać się na zewnątrz, po przebudzeniu pozostał strasznym domatorem.
Lata wyrwania i snu pod ziemią, jakie doprowadziły do braków kulturowych, ale również nieobeznania w wielu dziedzinach. Doświadczenia jako żołnierza, które nie sprzyjały jego już i, jak zrozumiałaś, naturalnej paranoi potrafiły zmienić spacer po parku w pole bitwy.
Jednak z jego małą mobilnością wiązała się również chęć zatrzymania ciebie w domu. Nie było to w żadnym wypadku niezdrowie (no.. z jego paranoją może troszeczkę, ale z tym wiązało się życie z nieumarłym, więc granice bardzo łatwo się zacierają) a wynikało raczej z... samotności jaką czuł gdy nie było dookoła niego nikogo, oraz zmartwienia, że coś może ci się stać gdy nie przebywasz tuż obok.
Jednak obiecałaś swojej koleżance, że się z nią spotkasz!
— Wiesz przecież, że muszę. A raczej, cóż, obiecałam, racja? Zresztą, mam dość, że gdy ostatnio pokazała nam zdjęcie swojego nowego chłopaka, znowu było czarno-białe. [Imię drugiej koleżanki] ma zamiar zmusić ją, by ta pokazała nam normalne!
— Za moich czasów wszystkie zdjęcia były czarno-białe!
— A za moich nie strzela się w mikrofalówki!
Odwróciłaś się na pięcie, jednak w progu powstrzymało cię ciche mruknięcie, w tonie, który słyszałaś rzadko. Był to smutek i żal, który mężczyzna próbował ukryć.
— Akurat dzisiaj? Jest ostatni dzień października...
Zatrzymałaś się w progu, po czym odwróciłaś powoli.
— Czy ma to jakieś znaczenie? — Spytałaś ostrożnie, zastanawiając się, co oznaczała ta uwaga.
Napotkałaś ciszę, gdy granatowooki wyjrzał przez okno, nagle uznając zaczynający padać deszcz za niezwykle ciekawy.
— To tylko trzydziesty pierwszy października... oh.
Nagle oświeciło cię. Minęły dokładnie dwa lata od waszego spotkania. Nawet pogoda była taka sama. A jednak nie spodziewałaś się, że ukochanemu smutno będzie, że nie spędzisz całego dnia z nim. I nie chodzi tu o twoją nieświadomość czy brak przewidywania, że jak każda normalna para będziecie świętować. O nie.
— Kiedy w zeszłym roku próbowałam z tobą świętować, powiedziałeś, że nie uważasz by było to potrzebne. Co zmieniło się tej rocznicy?
Ponownie jednak jedyne co usłyszałaś to ciszę od samego mężczyzny, który bez słowa wziął teraz już przestrzeloną mikrofalówkę i skierował się w stronę tylnego wyjścia z mieszkania. A jednak, z jego oczach bez zaskoczenia znalazłaś odpowiedź, która była tak rozbrajająco do niego pasująca, że nawet nie miałaś siły się gniewać.
"Kłamałem."
***
Gdy czarnowłosy zamknął kosz na śmieci, na dobre pozbywając się urządzenia, z łatwością dostrzegł cię stojąca w drzwiach, z łagodnym uśmiechem.
— Chodź.
Gdzieś pomiędzy deszczem błysnął promień słońca, które w ostatnich minutach przed zajściem oświetliło część nieba i ziemi, rzucając ostatnie złociste łuny.
I gdy drzwi zamknęły się na powrót, jedyne co dało się usłyszeć to ciche "Kocham cię".
- Kowalski -
creature: mad scientist; failed lab experiment that transforms into not-so human form under specific circumstances
Rozejrzałaś się po domu, dostrzegając warstwę kurzu zalegającą na wielu szafkach, podkreśloną przez promienie słońca przebijające przez szczeliny między zasłonami.
— Jak zawsze tyle sprzątania... — wymruczałaś, podciągając rękawy swojej bluzki.
Nim jednak zdążyłaś złapać ścierkę, którą zamierzałaś zatrzeć brud, usłyszałaś przepełniony frustracją krzyk dochodzący z piwnicy. Ledwie powstrzymałaś chichot na pozornie agresywny okrzyk i zrezygnowałaś z sięgnięcia po szmatę, zamiast tego opierając się o futrynę w drzwiach i czekając aż ujrzysz osobę, której ciężkie kroki zwiastowały przybycie.
— Agonia! Absolutny żart!
Twoje ciało trzęsło się gdy próbowałaś powstrzymać śmiech, zamiast tego stawiając na zadanie niewinnego pytania kreaturze, która zjawiła się w zdecydowanie za małej dla niej futrynie.
— Coś się stało, futrzasty? — Wymruczałaś, jednak równie dobrze mogłaś to wykrzyczeć patrząc na gwałtowną reakcję naukowca, który w momencie usłyszenia pytania pił akurat wodę i, dość gwałtownie, zakrztusił się nią.
— N-nnieśmieszne — klepnęłaś wyraźnie szersze i większe od normalnych plecy swojego ukochanego. - Nie zauważyłem że jedna z fiolek megafium jest stłuczona i-
— Ah, więc zapewne chcąc po nią sięgnąć, natrafiłeś na potłuczone szkło? — Przerwałaś Kowalskiemu, dokańczając opowieść za niego. Chwilowo brązowowłosy, pokiwał powoli na twoje słowa, ukazując bliznę na przedramieniu, która sama w sobie szybciej zanikała, popędzana jeszcze przez jego przyspieszone zdolności regeneracyjne.
Po krótkim upewnieniu się że, jak zwykle, nic mu się nie stanie, postanowiłaś przyjrzeć się, jaką hybrydą zwierzęcia stał się tym razem. Wyglądał na niedźwiedzia...
— Grizzly? — Spróbowałaś swoich sił w odgadnięciu.
— Niedźwiedź brunatny, ursus arctos — Niemalże od razu odpowiedział ci mężczyzna, przyglądając się swojej zniekształconej dłoni. — Stwierdzam po długości pazurów i tym, że czuję się przygarbiony, co jest charakterystyczne dla gatunku.
— Cóż, i tak jestem pod wrażeniem, że byłeś w stanie utrzymać szklankę z wodą — wskazałaś na lekko porysowane, ale mimo wszyscy całe, naczynie.
Nie byłby to pierwszy raz gdy jego transformacja zniszczyła coś w tym domostwie. Wynikało to głównie z tego, że jego przemianu nie tylko były gwałtowne i wywołane głównie emocjami lub skaleczeniami, ale też i... różne.
Nieudane eksperymenty laboratoryjne zawsze niosły za sobą konsekwencje. Zwłaszcza, gdy przeprowadzasz je na sobie, jak Kowalski. Do końca jeszcze nie zrozumiałaś, co wydarzyło się te wiele lat temu. A jednak, to właśnie to było powodem dla którego zostawiła go jego poprzednia wybranka (której podobno oświadczał się trzykrotnie, a gdy w końcu mieli się pobrać, doszło do wypadku) Doris, oraz odizolował się w dużej mierze od społeczeństwa. Gdyby nie to, że w ówczesnym czasie przeprowadziłaś się dwa domy dalej i chciałaś przedstawić się sąsiadom, a on czekał na kuriera pod drzwiami, pewnie nigdy by nawet nie doszło do waszego, z lekka niezręcznego pierwszego spotkania.
Z perspektywy czasu musiałaś przyznać, że zręcznie ukrył skrzela ryby które wyrosły mu na szyi ze zdenerwowania (znacznie mu w tym pomógł kołnierz jego koszuli) i choć jego dłoń wydawała się dziwnie... gładka, gdy uścisnęłaś ją podczas przedstawiania się, to nie zauważyłaś niczego niezwykłego. Dowiedziałaś się o jego przypadłości dopiero dobre trzy miesiące później i to już, gdy mieliście się ku sobie.
Jednak, za każdym razem przemieniał się w inne zwierzę. Oczywiście, sporadycznie powtarzały się gatunki, jakby jego ciało miało posiadać kilka ulubionych hybryd, jakimi mógł się stać, jednak zazwyczaj wszystko to było wybitnie losowe. Nie wiesz, ile kartek znalazłaś w laboratorium, które zawierały obliczenia na temat prawdopodobieństwa z każdym ze znanych gatunków (i szacunków na temat tych jeszcze nie znanych i czy, możliwym w ogóle jest, by zmienił się w gatunek wymarły) oraz przypuszczalnych szablonów, wedle jakich jego organizm mógłby podświadomie wybierać. Jednak żadne z tych badań nie zakończyło się sukcesem.
Gdyby istniał jakiś poradnik jak skończyć jako wyrzutek społeczeństwa i przysłowiowy potwór (a może mutant?) jego autorem byłby pewnie Kowalski.
— Może gdybym tym razem odwrócił polaryzację zamiast zmienić pierwiastek z gazu szlachetnego na metal...
Z rozmyślań wyrwał cię głos twojego partnera, który ewidentnie, stukając swoim ciężkim pazurem w zdecydowanie zbyt słabej jakości by to wytrzymać blat, zastanawiał się nad czymś. Nie wiedziałaś, czy myślał o pozbyciu się swojej na wpół zwierzęcej formy, czy o do tej pory przeprowadzanym eksperymencie. wiedziałaś jednak jedno - nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli będzie próbował robić cokolwiek w tym stanie. To znaczy, mając trzy metry wzrostu, plecy szersze od futryny w drzwiach, futro wystające spod koszuli i dłonie z pazurami. I czy to... małe uszka spomiędzy włosów? Najwyraźniej.
— Zastanowisz się nad tym później — odezwałaś się, przyciągając jego uwagę. — Teraz proponuję przerwę. — Wskazałaś dłonią na waszą sofę w salonie wręcz nienaturalnie dużego rozmiaru. Nie ukrywałaś, odrobina przytulania się brzmiała o wiele bardziej kusząco od sprzątania kurzy, a i Kowalski długo by się jeszcze nie uspokoił bez twojej opieki na tyle, by wrócić do swojej w pełni ludzkiej formy.
— Ale-
— Dawaj! Bądź moim pluszowym misiem! — Nie dałaś mu nawet dokończyć, klepiąc go w plecy (nie ruszył się nawet o milimetr) i wyprzedzając go w drodze do mebla, na którym zaraz wygodnie się położyłaś. Zaraz dało się słyszeć ciężkie i powolne kroki, i tuż nad tobą stanął naukowiec.
Widać było, że wahał się od ułożenia się na tobie, jednak po chwili delikatnie ułożył się, drżącymi dłońmi przesuwając cię na tyle, by leżeć głową na twoim brzuchu, a twoje nogi okrążyły jego tors. Chociaż wymagało to kilku poprawek, w końcu ułożyliście się wygodnie. Biło od niego ogromne ciepło, czułaś się więc jakbyś przytuliła się do futrzastego, wyraźnie cięższego od tych dostępnych na rynku, koca. Wplotłaś dłoń w jego włosy, które obecnie były lekko wydłużone i o brązowym odcieniu, co jakiś czas muskając delikatnie palcami jego małe, okrągłe uszka.
— Kocham cię — szepnęłaś do jednego, które tylko drgnęło w reakcji na twój gorący oddech. Po chili poczułaś, jak Kowalski szczelniej oplata cię ramionami, próbując wymruczeć cos, jednak rezygnując po dłuższej chwili z powodu zawstydzenia.
Uśmiechnęłaś się czule i przymknęłaś oczy. Tak, zdecydowanie wolałaś przytulać się ze swoim troszeczkę nietypowym, ale wspaniałym chłopakiem od sprzątania domu.
- Rico -
creature: scary cyborg with a lots of love to give and glowing cybernetic eye
— Ty zapukaj!
— Nie, ty!
Mały chłopiec wystawił język do niewiele wyższej od siebie dziewczynki, robiąc gwałtowny krok do tyłu i chowając się za dużą, plastikową dekoracyjną dynią, wystawioną na werandzie domu.
Dziewczynka tylko westchnęła na to, i stanęła na palcach, z trudem dosięgając dzwonka na drzwi, którego nacisnęła drżącą z nerwów dłonią.
— Myślisz, że odpowiedzą? — Spytał się chłopiec, w mgnieniu oka zjawiając się na powrót obok swojej starszej siostrzyczki. Ta tylko wzruszyła jednak imionami.
— Nie mam pojęcia. Widać światła, więc raczej tak? Ciężko powiedzieć...
Nim jednak zdążyła dokończyć zdanie, sztuczna pajęczyna zamachała nad ich głowami gdy drzwi wejściowe otworzyły się ze cichym skrzypnięciem, a w nich pojawiła się ogromna, masywna sylwetka, o kształcie względnie przypominającym ludzki.
— Cukierek... albo psikus? — Przemówiły malce chórkiem, lekko przestraszone widokiem. Po chwili jednak ze względnej ciemności przed nimi wyłoniła się srebrna dłoń, na której leżało kilka cukierków, oraz dało się słyszeć coś w stylu przyjaznego pomruku z góry.
Widząc słodycze, chłopczyk wyskoczył na przód podekscytowany.
— Woah! Super, moje ulubione! Ale co to za srebrna ręka? Czyżby przebrał się pan za robota? — Wypowiedź dziecka zmieniła się w słowotok, gdy jego drobna rączka zaczęła sięgać po łakocie. — Super, a to rękawiczka, czy farba? Ja sam-
Zamarł jednak w połowie zbierania zdobyczy, czując, jak metal pod jego palcami jest wyraźnie prawdziwy. W końcu wie, co to metal! Zwłaszcza po tym jak biegnąc za piłką wbiegł w metalowy płot w zeszłym tygodniu...
Chłopak wydał przestraszony pisk godny swojego wieku i odsunął się prędko, niemalże potykając się o swoją czarną pelerynkę wampira. Nagle nad jego głową słychać było zwierzęcy, niski bełkot. Powoli uniósł wraz ze swoją siostra głowę w górę, a postać w końcu schyliła się w przód, wychodząc z półmroku i dając oświetlić się promieniom żarówki zawieszonej pod sufitem werandy.
Dwójkę dzieci przywitał kawałek metalowego policzka i wyraźnie jedno zwykłe i jedno mechaniczne oko, lśniące czerwoną diodą wyraźnie spod dziko zmarszczonych brwi.
Mamusiu!
Nim tajemnicza postać zrobiło cokolwiek więcej poza rozchyleniem ust by ponownie spróbować przemówić, dzieci już zdążyły zeskoczyć z werandy i rzucić się biegiem ku otwartej udekorowanej uroczymi naklejkami czarnych kotów i dyń furtce. W międzyczasie krzyczały coś również o potworze, jednak szybko i to znikło, ponieważ maluchy wcale nie zwalniały, ewidentnie starając się uciec jak najdalej od całej tej sytuacji i jak były zapewne święcie przekonane, od potwora, którego widziały wczoraj wieczorem w telewizji, gdy ich tata oglądał jakiś stary film.
W samym domu natomiast w końcu w korytarzu zapaliło się światło.
— I co, kto dzwonił do drzwi? — Z jednego z pokoju wyszłaś ty, ewidentnie ubrana dość wyjściowo, w ładną, krótką sukienkę i pomalowana tak, by dopasować się do ogólnego, halloweenowego klimatu. A jednak, na nogach zamiast obcasów miałaś kapcie, a w dłoni dzierżyłaś kubek z nadrukiem kwiatków.
Przyglądałaś się stojącemu w zbyt małej dla niego futrynie mężczyźnie, który powoli odwrócił się i ze smutnym uśmiechem pokazał leżące na swojej dłoni cukierki, a drugą zrobił uniwersalny znak oznaczający coś małego.
— Ah, dzieci zbierają cukierki? — Zgadłaś na podstawie kontekstu, co tylko potwierdziło potakiwanie głowy twojego ukochanego. — Ale w takim razie po co trzymasz dalej je w ręce? Może minąć dobre kilka minut nim zjawią się kolejne... oh.
Z lekkim opóźnieniem, ale zgadłaś co się stało, zwłaszcza gdy na twoje słowa czarnowłosy rzucił kilka te kilka łakoci na komódkę przy wejściu, ze smutnym pomrukiem i zmarszczonymi z żalu brwiami.
Odstawiłaś ostrożnie kubek, słysząc jak mężczyzna zamyka drzwi i ociężale porusza się w twoim kierunku.
— Czy... przestraszyły się ciebie?
I znowu, niestety, trafiłaś w dziesiątkę.
Chciałabyś być na maluchy zła i określić je niegrzecznymi, ale naprawdę nie mogłaś. Są małe i nie wszystko rozumieją, i nie dziwiłaś im się że mógł troszeczkę przestraszyć je... cóż, prawdziwy cyborg, jakim był Rico.
Już naturalnie, bez żadnych dodatków jego posiana bliznami twarz, wysoka sylwetka i góra mięśni jakimi dysponował mogły onieśmielać. A stąd krótka droga do przerażenia, zwłaszcza, gdy osobnik ma mechaniczne protezy ręki i nogi, metalową płytkę zamiast policzka, lśniące w ciemności oko i kable idące wzdłuż prawej strony jego szyi. Oraz mechaniczny kręgosłup, ale o tym już nikt nie musiał wiedzieć.
Gdyby nie całkowicie komicznie trywialne okoliczności, w jakich po raz pierwszy się spotkaliście, może sama wspominałabyś wasze pierwsze spotkanie zupełnie inaczej.
A jednak - nie możesz przypomnieć sobie być czuła jakąkolwiek emocję tamtego dnia (no, właściwie tamtego świtu) poza zaskoczeniem i może lekkim zirytowaniem. Zwłaszcza, że ty spotkałaś czarnowłosego nim on spotkał ciebie.
I wynikało to z faktu, że spał on na twoim trawniku, na kilka metrów przed wejściem, skulony niedaleko kwietnika.
Tamtego poranka jego ciężka ubiór ukrywał większość... elementów, i jedyne co udało ci się ujrzeć to rękawiczka, którą z jakiegoś powodu miał założoną na jedną z dłoni mimo braku drugiej, oraz ogólnie ciepłych nocy.
Nie pachniało od niego zbytnio alkoholem, mimo iż jak później się dowiedziałaś to właśnie w jego wyniku zdecydował się uciąć drzemkę na trawniku. Gdyby tak było inaczej wyglądałaby twoje reakcja. Dodatkowo coś w twoim sercu podkusiło cię, by najpierw postarać się obudzić nieznajomego, nim podejmiesz jakąkolwiek dodatkową akcję.
Od tamtego czasu minęły już trzy lata, a ty dalej czasami zastanawiałaś się co właściwie zdecydowało tamtego dnia o twoim przyjaznym i przychylnym nastawieniu do wyraźnie skołowanego nieznajomego. Który, jak potem przyznał, planował zasnąć na trawniku opuszczonego, podobno nawiedzanego przez ducha domu w sąsiedztwie, myśląc, że nikomu to nie będzie przeszkadzało.
Może to i lepiej że trafił na twój, ponieważ kilka tygodni później do owego budynku wprowadziła się wasza nowa sąsiadka.
Teraz jednak jest to tylko odległym wspomnieniem, a ty i twój na wpół-mechaniczny ukochany żyjecie w związku.
***
Ogólną ciszę w domu zakłócało skrzypienie i jęki buntującej się protezy nogi Rico, gdy ten próbował podejść do ciebie sprawnie. Nie reagowałaś jednak zbytnio na to, przyzwyczajona do małych awarii jego metalowych zamienników. Ba, to właśnie przez to co słyszysz nie wybraliście się do baru z okazji waszej rocznicy - naprawa tłoku znajdującego się w udzie czarnowłosego trwałaby kilka godzin, a zdarzyła się tuż przed samym wyjściem, stąd byłaś ubrana tak elegancko. Dodatkowo od rana bolała go zabliźniona skóra karku, gdzie wszczepione były czujniki potrzebne do operowania ręki mężczyzny.
Zawsze zastanawiało cię, jak dokładnie doszło do przemiany Rico w cyborga. Oczywiście poznałaś mętną historię spomiędzy bełkotania i chrypliwych opowieści, która zarysowała obraz przyjaciela-naukowca, pracującego pieczołowicie na utrzymaniu swojego umierającego przyjaciela przy życiu budując jego ciało od nowa z użyciem swojej wiedzy technicznej. Wiedziałaś również że do samej katastrofy, której wszystko co teraz widzisz jest konsekwencją, doszło w trakcie jakiejś walki. Jawiły się nawet jakeś niewyraźne imiona, jakie wspominał z pewną nostalgią, jakby żałował, że są tylko elementem przeszłości i nie towarzysza mu do tej pory.
A jednak twoje kochające serce chciałoby dokładnie poznać każdy szczegół, który zaowocował ilością blizn na ciele mężczyzny zakrawającą o przerażającą, bólom, przez jakie budził się w nocy, i sytuacjom gdzie kilka godzin rozkręcał i składał od nowa swoje protezy, próbując utrzymać je w sprawności, czasami tylko wspominając o tym, że żaden wynalazek jego przyjaciela nie działał idealnie. Jak zresztą dziś, gdy jego własny, sztuczny stał kolanowy zawiódł go.
Jak się więc można było domyślić, mimo rocznicowej okazji humor niebieskookiego już mu nie dopisywał. Tym gorzej miał się on po całej sytuacji z dziećmi.
Uśmiechnęłaś się delikatnie, gdy mężczyzna rozłożył ręce i schylił się niezgrabnie, zgarniając cię w swoje ramiona. Widać, że wydarzenia tego wieczoru znacznie go przybiły, gdy poczułaś jak mocno ściska twoją postać i próbuje schować się w twoich ramionach.
Czułaś jednak również, jak jego prawdziwa noga drży ze zmęczenia, ponieważ ukochany od dłuższego czasu utrzymuje na niej pełen ciężar swojego ciała (a jest on o wiele większy od przeciętnego ze względu na jego cybernetyczną budowę) i nie naruszać niestałego mechanizmu drugiej.
— Co ty na to, by usiąść i obejrzeć coś? — Zagaiłaś, głaszcząc lśniące, czarne kosmyki włosów Rico. — Chwila relaksu, tylko dla nas. W końcu noc jeszcze młoda...
Na to twój partner zdawał się ożywić zaciekawiony, z uniesiona brwią spoglądając prosto w twoje oczy. Zawadiacki uśmiech rósł na jego twarzy, na co zareagowałaś chichotem, nie kryjąc nawet rozbawienia.
— No co? W końcu to Halloween! Wszystko może się zdarzyć!
Odpowiedział ci jednak tylko pełen zaskakującego entuzjazmu bełkot, który niósł w sobie niepoprawne uwagi, żarty, oraz dużo, dużo ekscytacji na nadchodzące godziny; na twoim nadgarstku delikatnie zacisnęła się również duża dłoń, która powolnym, ociężałym tempem zaczęła prowadzić cię w stronę salonu i najprawdopodobniej waszej dużej, miękkiej kanapy.
Po chwili usłyszałaś wypowiedziane z lekkim trudem, chrypliwe dwa słowa.
— Wesołego Halloween!
Nie miałaś czasu jednak odpowiedzieć.
Lepiej będzie zgasić światła, by na pewno nikt już nie zadzwonił do drzwi.
W końcu jak sama powiedziałaś, noc była jeszcze młoda, a Rico nie miał z zwyczaju tracić czasu na cierpliwe czekanie.
- Szeregowy -
creature: very polite ghost that loves reading and is more scared of you than you are scared of him
Ogień delikatnie strzelał w kominku gdy próbowałaś zwalczyć senność, która ogarniała cię coraz bardziej z każdą przeczytaną stroną. Za oknem było już ciemno, a gałęzie okolicznych drzew uderzały niekiedy w okna, wytwarzając nieprzyjemne dla ucha, nierytmiczne stukanie.
Na chwilę z twojego czytelniczego transu rozbudził cię głośny grzmot, który spowodował mignięcie świateł w całym domu. Wiatr nasilił się, świszcząc złowrogo przez nieszczelne okiennice, którymi do tej pory nie miałaś czasu się zająć.
Przecierałaś właśnie oczy, gdy poczułaś chłodną, lodowatą dłoń opierającą się na twoim ramieniu. Wzdrygnęłaś się na to momentalnie, jednakże nie zdążyła nawet porządnie upłynąć od tego sekunda, a już dało się nad uchem usłyszeć kojący, delikatny, męski głos.
— Wybacz mi, nie chciałem cię przestraszyć — łagodny ton, z jakim Szeregowy zawsze mawiał pozwolił ci się na nowo zrelaksować, nawet pomimo uczucia lodowatego chłodu na ramieniu.
— Nic się nie stało — uspokoiłaś swojego ukochanego, kładąc swoją znacznie cieplejszą odpowiedniczkę na jego dłoni; uśmiechnęłaś się lekko pod nosem. — Po prostu trochę przysnęłam. Chłodny dotyk zawsze zaskakuje.
— Chciałem tylko powiedzieć, że już północ — wcisnęłaś zakładkę w książkę i odłożyłaś zgrabny tomik na stolik kawowy. Już miałaś podnieść się ze swojej kanapy, jednak strzelanie ognia przypomniało ci ostatnie Halloween. Ponownie więc oparłaś się na pluszowym siedzeniu. —Coś się stało?
— Dzisiaj rocznica naszej znajomości — odparłaś wesoło, w końcu zwracając się w stronę jego białej twarzy i lśniących oczu. Jego na wpół przezroczysta muszka była przekrzywiona, jednak tylko dodawało mu to uroku.
Czasami żałowałaś tylko, że przez jego formę nie mogłaś widzieć rumieńca, jaki pewnie, gdyby Szeregowy żył, pięknie wykwitał na jego twarzy. Cóż jednak mogłaś poradzić na to, że twój ukochany był duchem - o formie również i fizycznej, o wielkim zamiłowaniu do książek i ogromnej tęsknocie za smakiem słodyczy, ale jednak istnieniem nadnaturalnym.
Jego na wpół przezroczysta forma pierwszy raz zamajaczyła ci się z okna sypialni tego domu, który jako "porzucony i nawiedzony budynek" został wystawiony za niegodnie niską cenę. Sąsiedztwo było nienajgorsze, lokalizacja sama w sobie korzystna a cena miodem na serce. Kilka walizek i umów później, dokładnie 31 października, weszłaś przez frontowe drzwi, które chociaż zaskrzypiały paskudnie, to bez większego problemu ukazały przestarzałe, jednak słodko urządzone mieszkanie.
Do tej pory nie byłabyś w stanie stwierdzić, kto bardziej bał się waszej pierwszej interakcji. Ty, która po zobaczeniu na wpół przezroczystej postaci odsunęła się o krok i niemalże przewróciła się o dywan, jednak ku twojemu ówczesnemu przerażeniu postać była w stanie złapać cię i powstrzymać od upadku, czy Szeregowy, któremu do domu wtargnęła obca osoba po czym prawie wepchnęła go w regał z książkami, gdy ją uratował.
Gdyby nie jego umiejętności dyplomatyczne i całkowicie niegroźna aparycja nie zgodziłabyś się porozmawiać na zakurzonej, pluszowej kanapie, zamiast od razu uciec z tego domu. A jednak, dałaś się namówić, nawet jeśli dalej byłaś czujna i niepewna.
Po długiej rozmowie, nadeszła konkluzja - wspólne mieszkanie, porządne odnowienie wnętrza (nawet jeśli, chociaż trochę nieśmiało, Szeregowy był przeciwny zdjęciu uroczej tapety w kwiaty z korytarza) i dzielenie życia.
Nie spodziewałaś się wtedy, że zakochasz się w nieśmiałym duchu z wzajemnością. Racja, ciężko było powiedzieć twojej koleżance dlaczego zdjęcie twojego chłopaka wygląda tak dziwnie ("Dlaczego mam wrażenie, że prześwituje lampa z tyłu?") i tylko w czarnobiałym filtrze (nie miałaś odwagi powiedzieć jej, że wcale nie ma założonego filtru, po prostu zrobiłaś mu zdjęcie na tle białej ściany), ale nie zamieniłabyś tej relacji na nic innego.
— Idealny rok! — Szeregowy okrążył mebel i usiadł obok ciebie, podnosząc delikatnie z twojego ciała koc i wsuwając się pod niego, kuląc się tuż obok twojej osoby. Z biegiem miesięcy przyzwyczaiłaś się do wiecznie chłodnej prezencji tuż obok ciebie. W końcu, ważne było, że dało się do niego przytulić, nawet, jeśli był lekko specyficzny w dotyku. — Ah, co by szef powiedział...
— Nie znam go, ale — dokładnie opatuliłaś waszą dójkę i oparłaś głowę na jego ramieniu. — Że jego młody Szeregowy zaczyna dorastać?
Po wielu historiach zaczynał ci się jawić zarys oddziału, do jakiego mężczyzna należał i przede wszystkim tajemniczego Skippera, który wydawał się być czymś na pograniczu dowódcy, a surowej, jednak ojcowskiej figury dla młodzieńca.
— M-możliwe - wymamrotał twój partner. — Nie wiedziałem, że skończę jako duch.
Nie zaskoczyło cię to przemyślenie. Zazwyczaj takie sytuacje kojarzą się z ludźmi, którzy mieli niedokończone sprawy, niespokojne życia, zemsty do zrobienia. Tymczasem Szeregowy zawsze mówił, że był pogodzony ze swoją nadchodzącą śmiercią, o której wiedział. Przynajmniej w większości.
— Czy bardzo tego nienawidzisz? — Wymruczałaś, obserwując kominek przed sobą i lśniącą ramę obrazu, która nad nim wisiała. To z niego mogłaś dowiedzieć się, że jego oczy naturalnie były w pięknym odcieniu błękitu, nie teraźniejszej szarości, a policzki miał lekko różowe, nie blade jak kartka papieru.
— Kiedyś, czasami — wymruczał, a ty poczułaś, jak szuka twojej dłoni. Podałaś mu więc ją, a on ją ścisnął z miłością. — Myślałem, że to dlatego, że nigdy nie kochałem. Ja... strasznie chciałem się zakochać, tak jak on.
Tutaj pokazał na leżącą spokojnie książkę, którą dzisiaj czytałaś. Był to romans z protagonistą o delikatnym sercu, znajdującym szczęście i miłość od pięknej szlachcianki.
— Mmm, ale teraz masz mnie. Zakochałeś się, nieprawdaż?
— Tak, ale teraz mam dzięki temu nowy powód, żeby nie odchodzić. — Ton czarnowłosego wkraczał na zawstydzone tony.
— Jaki? — Nie mogłaś powstrzymać się od rozbawionej, ale też i pełnej czułości, nuty w twoim pytaniu.
— Cóż, żeby z tobą być, na zawsze.
Poczułaś, jak robi ci się gorąco, a na usta ciśnie się szeroki uśmiech zrodzony ze wzruszenia radości. Nie myśląc za wiele, uniosłaś głowę, a twoje usta szybko odnalazły chłodną twarz mężczyzny, by złożyć na niej wiele, dość chaotycznych, pocałunków.
— Kocham cię! — Dałaś radę tylko wymruczeć pomiędzy obdarzaniem swojej miłości czułością. I tylko ledwie usłyszałaś nieśmiałe "Ja ciebie też".
Gdy niecałe pół godziny później zasypiałaś na kanapie, przytulając się do białej formy Szeregowego, na twoich ustach dalej widniał delikatny uśmiech. I wszystko, od świszczących okien, przez grzmoty burzy i strzelanie w kominku aż po stuletnie romansidło leżące na stoliku, wydawało się idealne.
*******
here comes the unexpected, here goes nothing, here passes the obvious.
to jak tam? coś mnie ominęło?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top