18.

Następnego poranka siedziałam w swoim pokoju i próbowałam rozczesać skołtunione włosy. Nagle drzwi się otworzyły, a w progu stanął Zayn.

- Możemy porozmawiać? - zapytał, opierając się o framugę.

- Skoro już tutaj wlazłeś to chyba możemy. -mruknęłam, szarpiąc swoje końcówki szczotką.

- Ja... chciałem tylko powiedzieć, że powinnaś zapomnieć o tym co powiedziałem Ci wczoraj w samochodzie. - powiedział, przygryzając wargę. Zdążyłam się już zorientować, że robił to gdy był zdenerwowany lub zestresowany. Tak samo z drapaniem po karku.

- Zapomnieć? - odparłam zdziwiona. - Najpierw mi to opowiadasz, a teraz chcesz żebym o tym zapomniała? Ty jesteś normalny? - podniosłam swój głos.

- Miałem chwilę słabości, ale teraz nie chcę żebyś myślała sobie o mnie Bóg wie co i zaczynała okazywać mi współczucie. - prychnął, a ja ze zdziwienia szerzej otworzyłam oczy.

- O czym ty w ogóle mówisz? - zapytałam.

- Nie rusza mnie swoja historia rodzinna. Mam w dupie mojego ojca, który gnije w pierdlu, a swojego brata nie widziałem już rok, więc to też chyba świadczy o tym, że mam na niego wyjebane. Moja matka była słaba psychicznie, a to pokazuje jak bardzo była beznadziejna, a Waliyha? Nie cofnę jej śmierci, ale...nie tęsknię za nią. Przyzwyczaiłem się już do samotności. - wzruszył ramionami.

- To jest żart? - zapytałam poważnie.

- Czy wyglądam jakbym żartował? - prychnął.

- Ty na prawdę jesteś nienormalny! - krzyknęłam, wstając z krzesła.

- Powiedz mi coś czego nie wiem. - szepnął, podchodząc bliżej.

- Nie jestem głupia, Malik! - wrzasnęłam. - Wiem, że kłamiesz! Ty musisz kłamać! Na pewno tak nie uważasz! Gadasz tak tylko po to, żebym po ostatnich wydarzeniach nie miała Cię za potulnego chłopczyka, którego tyle złego już w życiu spotkało. Jeśli chociaż przez chwilę, wydawało Ci się, że tak myślę to byłeś kurwa w błędzie! Owszem, współczuję Ci i w ogóle, ale uwierz mi, że aktualnie mam na głowie więcej spraw, które mnie obchodzą, niż twoja rodzinna historyjka, której i tak już nie zmienisz! Więc teraz proszę Cię do cholery wyjdź stąd bo nie ręczę za siebie! - krzyczałam mu w twarz, wysuwając w jego stronę palec wskazujący.

Zayn był wyraźnie zdziwiony moim wybuchem. W sumie też byłam, ale zadziwiało mnie to, że tak lekko przyszło mi kłamanie. Tylko wy sobie nie pomyślcie, że miałam gdzieś Malika. Oczywiście, że nie! Współczułam mu niewyobrażalnie i gdyby nie jego durna postawa na pewno bym to okazała, bo przecież jestem taką straszną idiotką ,ale skoro on tutaj przyszedł i zaczął wyjeżdżać z tekstami przez które moje serce mało nie stanęło w miejscu - nie mogłam mu pokazać, że jestem słaba. Nie chciałam, żeby Zayn sobie pomyślał, że to tylko on może być tutaj bezuczuciowym chłopaczkiem, który udaje, że nic go na świecie nie obchodzi.

- W ogóle po cholerę tutaj przylazłeś? Żeby popsuć mi samopoczucie, które i tak nie jest zbyt fajne? Kręci cię robienie innym przykrości, co Zayn? Przyznaj to. Twoje drugie imię to czekaj chwilę, a rozpierdolę Ci humor i wszystko naokoło, hm? Jesteś żałosny, Malik. - prychnęłam i odwróciłam się do niego plecami.

- Nie znasz mnie, Kat. - odparł i usiadł na skraju mojego łóżka.

- Powiedziałam żebyś stąd wyszedł. - odparłam już spokojniej.

- Nie wyjdę. - oznajmił.

- Okej, w takim razie ja wyjdę. - powiedziałam, wstając i idąc w stronę drzwi. - Bo po prostu nie mogę wytrzymać z Tobą w jednym pomieszczeniu. Ugh! Jesteś taki.... - nie zdążyłam dokończyć, bo w tamtej chwili poczułam usta Zayna na swoich.

- Zamknij się. - powiedział, nie przerywając pocałunku.

W moim brzuchu latało już stado motyli, a moje kolana były dosłownie zbudowane z waty.

Boże! Tak bardzo go nienawidziłam, ale z drugiej strony ciągnęło mnie do niego jak do nikogo innego przedtem.

- Prz-przestań. - położyłam mu ręce na klatce piersiowej i odepchnęłam go od siebie. - Muszę jechać do szpitala. - powiedziałam krótko i zostawiłam go samego.

~ * ~ * ~ *~

- Cześć tato. - powiedziałam, wchodząc do sali,w której leżał.

Ciągle był nieprzytomny, ale lekarz powiedział, że im więcej będę do niego mówić tym lepiej.

Przysunęłam krzesło bliżej jego łóżka i chwyciłam jego dużą dłoń.

- Nadal nie mogę uwierzyć w to, że tu jesteś.-zaczęłam. - To miał być tylko krótki wypad na ryby, a tu zobacz co się stało.- westchnęłam. - Masz szczęście, że żyjesz. Wiesz, że Franklin nie przeżył, prawda? Całe Batley już huczy o waszym wypadku. Pogrzeb jest za dwa dni i raczej na pewno nie będziesz mógł się na nim pojawić. - powiedziałam. - Sama nie wiem czy na niego pójdę. Nie nadaję się na pogrzeby. Sam wiesz, że zawsze płaczę najwięcej. Nie chcę , żeby ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Przecież Franklin nawet nie był nikim mi bliskim, prawda? Widziałam go może dwa razy. Poza tym to wtorek, więc muszę normalnie być w szkole, a nie powinnam opuszczać zajęć. Mam nadzieję, że niedługo się obudzisz i wrócisz do domu, gdzie się Tobą zaopiekuję, bo dom bez Ciebie jest za pusty. Wiem, że jest Zayn, ale on nie jest osobą, z którą koniecznie chciałabym spędzać czas, sam wiesz, że nie przepadamy za sobą. - wzruszyłam ramionami, mimo że on nie mógł tego zobaczyć. - Zapomniałam Ci powiedzieć, że poznałam ostatnio fajnego chłopaka. Ma na imię Ansel i jest nowy na uniwersytecie. Wydaje się w porządku, często ze sobą rozmawiamy, a kilka razy zaproponował mi nawet podwózkę do domu. To miłe z jego strony, nie sądzisz? Dobrze się czuję z tym, że ktoś w koncu normalnie ze mną rozmawia, a nie tylko patrzy na mnie jak na kosmitkę, którą nie jestem. Przecież ja jestem tylko cicha i nieśmiała, a to nie jest powodem do robienia sobie ze mnie żartów, prawda?

Przez dobre pół godziny mówiłam do swojego ojca o różnych rzeczach, które ostatnio się wydarzyły, wiedząc, że nie może mi on nawet dać krótkiej odpowiedzi. W sumie to dobrze czułam się z tym, że mogłam mu powiedzieć o wszystkim. Czułam jak ciężar ostatnich dni w końcu spada z moich barków.

Po dwóch godzinach postanowiłam się już zbierać. Opuściłam salę taty i poszłam do windy. Kiedy byłam już na parterze uśmiechnęłam się lekko do starszej recepcjonistki, która wcześniej była dla mnie bardzo uprzejma.

Kierując się do wyjścia nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam.

- Przepraszam. - powiedziałam szybko.

- Katherine? - zapytał.

- Ansel? - odparłam z uśmiechem. Naprawdę ucieszyłam się, że go widzę.

- Co tu robisz? - zapytał, przytulając mnie.

- Oh, odwiedzałam ojca. Miał wypadek i...no. - wzruszyłam ramionami.

- Kurczę, współczuję. - zrobił skruszoną minę.

- Lekarz mówi, że już wszystko z nim w porządku. - odparłam. - A Ciebie co tutaj sprowadza? - zapytałam, poprawiając torbę na ramieniu.

- Moja mama ma dzisiaj zmianę, więc wpadłem do niej na chwilę. - odparł,machając w stronę wcześniej wspominanej recepcjonistki.

- To twoja mama? - zapytałam z uśmiechem, na co przytaknął. - Jest bardzo miła. - dodałam.

- Tak, czasem jej się zdarzy. - zaśmiał się. - Jesteś bez brata? - zagadnął, rozglądając się dookoła.

- Jakiego bra... - zaczęłam, ale zaraz ugryzłam się w język przypominając sobie o moim kłamstwie, które sprzedałam Anselowi przy naszym pierwszym spotkaniu. - On...został w domu. - odparłam, chcąc brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.

- I tłukłaś się tutaj pociągiem? - zdziwił się.

- Uh, no tak. - odparłam.

- Poczekaj chwilę to Cię odwiozę, chyba że masz jeszcze jakieś inne plany? - zapytał.

- Nie, nie. Chciałam iść na dworzec. - odparłam szybko.

- Już nie musisz. Usiądź tutaj, a ja tylko pogadam o czymś z mamą i jestem z powrotem. - powiedział i odszedł w stronę recepcji.

Po chwili był już obok mnie i ramię w ramię zmierzaliśmy w stronę jego auta.

- Gdzie się wybierasz? - usłyszałam za swoimi plecami, dobrze znany mi głos.

Powoli odwróciłam się, widząc co, a raczej kogo, zobaczę przed sobą.

- Co tu robisz? - wysyczałam przez zęby.

- Przyjechałem po Ciebie. - powiedział, podchodząc bliżej. - Nie przedstawisz mnie? - zapytał, patrząc na Ansela ze sztucznym uśmiechem, który mówił mniej więcej tyle: Tylko ją dotkniesz, a twoja samochodowa tapicerka będzie wysmarowana twoją krwią.

- Ansel to Zayn, mój starszy brat. - powiedziałam. - Zayn to jest Ansel, mój kolega ze studiów. - dodałam i patrzyłam na nich jak w wyraźnym niezadowoleniu podają sobie dłonie.

Zayn sprzedał mi wzrok, który wyrażał coś jak: Co ty pieprzych Kat? Jaki brat?

- Miło mi Cię poznać. Kat mówiła, że jesteś bardzo opiekuńczy. - powiedział Ansel, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Tak, szczególnie jak chodzi o nią. - odparł Mulat, patrząc na mnie przelotnie. - Miło sie gada, ale musimy już jechać Kat. - Zayn odwrócił się w moją stronę.

- Ale ja jadę z Anselem. - oznajmiłam pewnie.

- Nie wydaje mi się. - odparł Malik.

- Weź jej może pozwól decydować za siebie, stary. - powiedział Ansel odważnie.

- Tak? A ty kim do kurwy jesteś żeby mnie pouczać? - prychnął Zayn, który był wyraźnie zdenerwowany.

- Przestań. - syknęłam w jego stronę. - Przepraszam Ansel, może innym razem. Do zobaczenia jutro. - uśmiechnęłam się w stronę bruneta i pociągnęłam za nadgarstek Malika, któremu para prawie wychodziła uszami.

Stanęliśmy przy naszym aucie, które znajdowało się znacznie dalej niż samochód Ansela. Żadne z nas się nie odzywało.

- Otwieraj. - poleciłam, a Zayn tylko pokręcił przecząco głową i chwycił moje nadgarstki w swoje dłonie. - Co ty robisz? - zapytałam zdezorientowana.

- Przepraszam. - szepnął i wtulił swoją głowę w zagłębienie mojej szyi. Oparł mnie o drzwi do auta i położył swoje duże ręce na moich biodrach.

- Z-za co? - wydukałam zdziwiona jego reakcją. Było mnie stać tylko na to, aby położyć palce na jego karku.

- Za to, że Cię denerwuję i za to, że pieprzę wszystko naokoło i za to, że przeze mnie masz zły humor. - powiedział, nadal trzymając mnie ramionach.

- Jest...okej. - powiedziałam tylko.

- Czyli... już nie jesteś zła? - zapytał z nutką radości.

- Powiedzmy, że przemyślałam kilka rzeczy i.... nie, już nie jestem zła. - westchnęłam.

- Uff, to dobrze. Nawet nie wiesz ile mnie kosztowało powiedzenie tego jednego słowa. - odparł, wywołując u mnie śmiech. - Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytał.

- Em, zależy jaką. - odparłam.

- Taką żebyś trzymała się z dala od tego cwela? - zagadnął.

- Po pierwsze to on ma na imię Ansel, a po drugie to nie możesz mnie o to prosić. - powiedziałam zdecydowanie.

- Dlaczego? - zapytał jak trzyletnie dziecko.

- Bo nie jestem twoją własnością, Zayn. - odparłam.

- Ale chcę żebyś nią była.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top