29.04.2020

       Mężczyzna odłożył słuchawkę ciesząc się, że otrzymał ten jeden dzień wolnego. Nie zdarzało się to za często ze względu, iż zazwyczaj było pełno pracy i szef nie mógł im na to pozwolić. Dzisiejszy dzień tak naprawdę niczym się nie wyróżniał. Rudowłosy czuł się dobrze i nie miał żadnego powodu, aby odpuścić sobie pracę. Westchnął, gdy usłyszał płacz i poszedł do pokoju dziecka, aby dowiedzieć się co tym razem. Nawet nie pomyślał, że jego trzy i pół roczne dziecko nie zostało jeszcze nakaramione. Wziął chłopca na ręce i udał się z nim do salonu.
     
      Karmiąc chłopca rozmyślał co może zrobić z całym dniem wolnego. Może pójdzie na zakupy? Może pójdzie do klubu lub baru? A może spędzi ten dzień w domu ze swoim jedynym dzieckiem?

      Opcji było wiele, ale Chuuya nie potrafił zdecydować się na nic konkretnego. Myślał najpierw, aby uczcić swoje urodziny bardziej niż zwykle i zaprosić do domu bliskich. Jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. W końcu nie po to brał dzień wolnego, aby użerać się z nimi wszystkimi w mieszkaniu.

      Kiedy dziecko skończyło jeść, Nakahara spojrzał na zegarek. Zbliżała się czternasta, więc najwyższy czas, aby podjąć decyzję. Z jednej strony mógł przeznaczyć ten dzień na odpoczynek, gdyż padał z nóg. Ciężko być samotnym ojcem i w dodatku pracować w organizacji przestępczej. Z drugiej strony, nie chciał marnować dnia.

      — Fumiya, chcesz iść z tatusiem na zakupy? — zapytał syna, na co ten uśmiechnął się uroczo.

      — Za~ku~py! — odparł w dosyć zabawny sposób, gdyż jego umiejętność mówienia nie była za bardzo rozwinięta. Chuuya odwzajemnił uśmiech. Ta mała istotka przyprawiała go o więcej szczęścia niż ktokolwiek, albo cokolwiek innego. Skubany prześcignął nawet wino.

      Rudzielec wyciągnął go z krzesełka i wziął na ręce. Poszedł z nim do pokoju chłopca, gdzie przebrał go w cieplejsze ubrania. Może i był kwiecień, ale pogoda lubiła stroić sobie żarty. Przeczesał miękkie i brązowe włosy swojego syna po czym założył na jego głowę żółty kapelusz
przeciw deszczowy i zawiązał go pod podbródkiem. Sam postanowił nie bawić się w formalności, więc zarzucił na siebie bluzę z kapturem.

      Kiedy przeszli do przedpokoju, założył buty sobie i synowi. Wyszli z mieszkania. Brunet szalał po klatce schodowej śmiejąc się przy tym głośno, a jego tata zamykał właśnie drzwi na zamek. Schował klucz do kieszeni spodni i zawołał swoje energiczne dziecko. Koniec końców zapomniał kapelusza, o którym przypomniał sobie zjeżdżając windą podczas sprawdzania czy na pewnk wziął wszystko. Jednak stwierdził, że nie warto się już po niego wracać i ubolewając wyszedł z kabiny, a następnie z klatki ze swoim synem za rękę.

      Na zewnątrz było czuć intensywny zapach wilgoci, gdyż jeszcze do niedawna okropnie padało. Niebo wciąż było szare, ale nie zapowiadało się na kolejną ulewę. Nawet pogoda tego dnia nie chciała odpuścić i rzucić trochę światła na solenizanta. Mimo wszystko dzień należał do cieplejszych i rudzielec zaczął żałować ubrania jednej z grubszych bluz jakie posiadał. Co prawda, ubierając ją był świadomy temperatury na dworze, jednak nie potrafił jej sobie odmówić szczególnie w dzień urodzin. W końcu należała kiedyś do osoby bliskiej jego sercu. Do drugiego ojca jego dziecka. Czasami miał wrażenie, że pomimo upływu tylu lat ona wciąż pachniała nim. A możw to tylko jego podświadomość kreowała ten zapach z powodu tęsknoty.

      Zaczęli iść w stronę centrum handlowego. Mężczyzna w duchu dziękował sobie, że kazał chłopakowi założyć kalosze widząc jak wskakuje do każdej kolejnej kałuży. Nie obeszło się oczywiście bez upomnień, aby uważał na przechodządzych ludzi i, żeby nie poplamił sobie ubrań. Nakahara - jak zwykle poważny i nerwowy, tak przy swoim synku - spokojny i wesoły. Za każdym razem kiedy Ozaki przychodziła do nich w odwiedziny, to zawsze śmiała się, że Fumiya czyni z niego zupełnie inną osobę. Chuuya tak naprawdę nigdy temu nie zaprzeczył, gdyż sam to doskonale widział. Z jednej strony było to nawet zabawne.

      Doszli w końcu pod gigantyczny budynek, który był ich celem. Chłopiec podbiegł szybko do swojego taty i złapał go za rękę. Może i był wielkim psotnikiem i uwielbiał sprawiać kłopoty, ale zawsze przerażała go myśl, że może zgubić się w takim miejscu. To można nawet nazwać zaletą. Z tą świadomością Chuuya był spokojniejszy. Nie martwił się, że jego jedyne dziecko pójdzie gdzieś i nie będzie mógł go odnaleźć. Oczywiście nie wspominając o zagrożeniu typu porawnie.

      Weszli do galerii i chwilę naradzali się gdzie chcą pójść najpierw. Zdecydowali się na sklep z zabawkamk (tak naprawdę to Fumiya zdecydował, a pan tata po prostu nie był w stanie mu odmówić). Chłopiec biegał między regałami poszukując swojego ideału, co nie było wcale takie łatwe. Kiedy w końcu go znalazł, Nakaharę zabiła cena.

      — A może poszukasz coś tańszego..? — zaproponował, ale doskonale wiedział jak to się skończy. Brunet spojrzał na niego swoimi błyszczącymi, błękitnymi oraz błagającymi oczami, którym nikt nie potrafił się oprzeć. Nawet gdyby ktoś spróbował skończyłoby się wielkim płaczem i awanturą — Eh, w porządku — wziął zabawkę do ręki i udali się do kasy.

      Po wyjściu ze sklepu rudzielec wciąż przyglądał się swojemu portfelowi nie dowierzając, że wydał aż tyle na zwykłą zabawkę. Pomijając fakt, że do końca tygodnia będzie leżeć rzucona w kąt i całkiem zapomniana.

      Przechadzali się razem między sklepami i oglądali wystawy. Porównywali tańsze ubrania do tych droższych i właściwie dobrze się przy tym bawili. Mimo, iż każdy z nich miał na to zupełnie inny pogląd. Fumiya spoglądał na nie w swój dziecinny sposób i po prostu wybirał to "co ładniejsze", a Nakahara w ten bardziej dojrzały - po jakości.

      Poszli do kawiarni, która stanowiła jakby miejsce do wypoczynku w tym wielkim centrum. Mężczyzna zamówił sobie mocną, czarną kawę, gdyż ledwie trzymał się na nogach, a dla swojego syna wziął gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Tak naprawdę chłopiec mógłby ją pić nawet w środku lata, to było jego cudo.

      Siedzieli i rozmawiali ze sobą. Prostując; Fumiya pełen powagi opowiadał tragiczną historię z życia jego zabawek, a Chuuya słuchał tego trzymając w sobie śmiech, aby nie urazić swojego skarbu. Było to niesamowite jak w takiej małej główce mogą powstać takie historie. Zdumiewające.

      — Kiedy się na niego spojrzy, od razu widać kto jest jego drugim ojcem — usłyszeli głos i spojrzeli razem w tamtą stronę. Ujrzeli różowowłosą, uśmiechniętą kobietę.

      — Ciocia Kiyoo! — zawołał chłopiec i szybko wstał z miejsca po czym podbiegł do Kouyou. Niestety wciąż nie potrafił poprawnie wymówić jej nazwiska.

      — Śledzisz nas? — zaśmiał się rudzielec.

      — Zawsze i wszędzie — odpowiedziała mu tym samym żartem — Akurat byłam po prezent dla ciebie, Chuu. Trzymaj — podała mu torbę, która mieściła jedno z jego ulubionych win — Wszystkiego najlepszego — uśmiechnęła się szczerze.

      — Dzięki, Ozaki — odparł. W głębi duszy był w stanie przyznać, że ta sytuacja jakkolwiek poprawiła mu humor.

      Nie rozmawiali ze sobą długo. W końcu każdy był zajęty swoimi sprawami. Poza tym panu rozrabiace zaczęło się potężnie już nudzić i zaczął jak tylko mógł przeszkadzać swojemu biednemu ojcu. Kiedy doczekał się uwagi i końca rozmowy dorosłych poczuł się znowu jak pan życia.

      O godzinie osiemnastej wyszli z budynku. Mieli wracać prosto do domu, jednak nigdy by się nie obyło bez zahaczenia o plac zabaw przed blokiem. Rudowłosy usiadł na ławce kładąc obom swój prezent urodzinowy i zaczął przyglądać się szalejącemu swojemu synkowi. Zawsze kiedy tak spoglądał na niego zawsze szczęśliwego i pełnego energii myślał sobie, jakby to było wrócić do tych czasów? Nakahara nie pamiętał za dobrze swojego dzieciństwa, a może nie chciał pamiętać. Nie interesowało go to za bardzo, nie przejmował się tym. Jednak w takich momentach zaczynał się zastanawiać czy on też tak wyglądał. Uśmiech od ucha do ucha, zero zmartwień i tylko zabawa w głowie.

      Dwie godziny. Był skazany na dwie godziny siedzenia na tej ławce. Jeszcze chwila i zasnąłby na niej. Był tego pewien. Dopiero kiedy minęła dwudziesta weszli do klatki i podeszki do windy. Mały uparł się, aby wcisnąć guzik, bo przecież było to takie zabawne. Odczekali chwilę, aż kabina zjedzie i weszli do niej. Niestety, żeby kliknąć guzik z numerkiem dziewięć potrzebował pomocy tatusia. Wzrost jeszcze mu nie mógł pozwolić na taką samowystarczalność.

      Stanęli przed drzwiami mieszkania, a już dwudziesto-dwulatek wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył drzwi do mieszkania. Chłopiec usiadł na podłodze i ściągnął swoje żółte kalosze. Pomimo całego dnia wygłupów on wciąż miał energię i mógł szaleć do woli.

      — Taaatoo! — zawołał i usiadł w salonie na dywanie po turecku — Zdjencia — powiedział poważnym tonem, który śmiesznie kontrastował z jego niepoprawną wymową — Chcę zdjencia.

      — W porządku — zaśmiał się w duchu i wszedł do salonu. Podszedł do regału i wybrał jeden z albumów, po czym usiadł koło syna w ten sam sposób. Otworzył na pierwszej stronie i zaczął opowiadać o tym co ukazywały fotografie. Raczej o tym jakie historie były z nimi związane. Chłopiec oparł głowę o ojca i szybko znużył go sen. Przecież przed chwilą miał jeszcze tyle energii...

      Chuuya delikatnie wziął chłopca na ręce i zaniósł do jego pokoju. Przebrał go najszybciej i najdelikatniej jak potrafił po czym położył do w łóżeczku. Zamknął drzwi i wrócił do salonu, w którym zostawił prezent od Kouyou. Stwierdził, iż to dobra pora, aby napić się kieliszek, mimo, iż na kieliszku się nie skończy.

      Wyciągnął z barku swój ulubiony kieliszek i postawił go na stole. Nalał pierwszą lampkę wina i sięgnął po leżący na dywanie album. Podniósł go i razem z nim usiadł na kanapie. Oparł go o kolana i popijając winem przeglądał zdjęcia przypominając wszysyko. Czuł jak się łamał oglądając fotografie przedstawiające go z nim. A było ich tutaj naprawdę bardzo wiele. Niedługi czas minął kiedy po policzku spłynęła mu pierwsza łza.

      Minęło pół godziny od momentu kiedy Fumiya zasnął. Ku zdziwieniu wszystkim przez bycie pochłoniętym albumem zdążył wypić dopiero dwie lampki. Właśnie zaczynał trzecią kiedy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Zdezorientowany sięgnął po broń schowaną pod poduszką i przylegając do ściany podbiegł pod pustą przestrzeń, w której powinny stać drzwi między salonem a przedpokojem. Ktoś ściągał buty i kiedy zorientował się kto to broń sama wypadła mu z rąk.

      — Wróciłem — uśmiechnął się do niego ciepło. Nakahara nie miał pojęcia co odpowiedzieć, więc zdołał wydusić z siebie tylko:

      — A gdzie mleko? — i rzucili się w swoje objęcia. Chuuya przypłakał cicho ze szczęścia, ale i jednocześnie ze złości. Nie widział się ze swoim ukochanym już cztery lata, który zniknął bez pożegnania i bez wyjaśnień. Aktualnie doskonale wiedział gdzie pracuje i jak wielkim zdrajcą jest. Jednak nawet to nie zagłuszało jego uczuć do niego.

      — Wszystkiego najlepszego, kochanie — powiedział ocierając kciukami łzy z policzków niższego, po czym schylił się i musnął jwgo wargi prosząc jakby o pozwolenie. Długo czekać nie musiał, bo rudzielec złapał za jego kołnierzyk i agresywnie przyciągnął do siebie łączac ich usta w namiętnym i przepełnionym tęsknotą pocałunku.

      Resztę wieczoru spędzili przy albumie rozmawiając, wspominając i popijając wino. Błękitnookiemu wcale nie przeszkadzało, że rano obudził się wtulony do ciepłego, nagiego ciała swojego mężczyzny nie bardzo pamiętając co działo się potem. Jednak stwierdzić mógł jedno - dawno nie miał tak cudownych urodzin. Spędzonych z najbliższymi osobami jego serca.





××××
00:45 to prawie wczoraj, wiec zalozmy, ze jeszcze jest 29
przepraszam, za sponienie, ale nie mialam telefonu,
wszystkiego najlepszego chuu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top