1.09.2020
etto... W ROZDZIALE WYSTĘPUJĄ SCENY 18+, KOCHAM WAS
Dzisiejsza data jest przekleństwem dla większości dzieci i młodzieży, jednak dorosłym właściwie nie robi różnicy. Chyba, że jest on pracownikiem szkoły lub przedszkola. Chuuya dreptał w kółko po pokoju próbując dodzwonić się do pewnego samobójcy, który był ojcem jego dziecka. Kiedy usłyszał głos po drugiej stronie, nie powstrzymał się przed rzuceniem wiązanki przekleństw w jego kierunku.
— Co się tak denerwujesz? — usłyszał kpiący śmiech w słuchawce. Wewnątrz niego gotowała się chęć spełnienia największego marzenia Dazaia - zamordowanie go. Mimo to, opanował się i zignorował zaczepkę młodszego.
— Gdzie jesteś? Miałeś tu być już pół godziny temu — odparł zirytowany, jednak dalej zachowując spokój. Westchnął głęboko. Nie powstrzymywał się z powodu Osamu, tylko z powodu dziecka, które weszło do pokoju, w którym rozmawiał. Nie chciał, aby młody był świadkiem tego wszystkiego.
— Wiesz, Panie Zawsze-Punktualny... Zapomniałem. — Nakahara po prostu widział przed oczami ten niby normalny, ale przepełniony sztucznością i kpiną uśmiech. Nie trzeba wspominać jak bardzo zirytowało to rudzielca.
— SŁUCHAJ NO- — spojrzał na dziecko, które aż podskoczyło przez tak niespodziewany dla niego rozwój wydarzeń. Mężczyzna opamiętał się od zaraz, ponieważ nie chciał słyszeć jeszcze płaczu w domu — Dazai, pragnę ci przypomnieć, że dzisiaj także twój syn rozpoczyna naukę w przedszkolu i wypadłoby zjawić się na rozpoczęciu jako rodzic. Przypomnę, że nie robisz tego dla mnie, bo ja nie mam najmniejszej ochoty znowu cię oglądać, ale pomyśl o małym.
— No już, już, mamusiu — zaakcentował końcówkę, aby jeszcze trochę podburzyć niższego. To było naprawdę ulubione zajęcie Dazaia — Idźcie już, spotkamy się pod przedszkolem. Mogę się trochę spóźnić, ale nie przejmujcie się mną.
— Spokojnie, nie mam nawet takiego zamiaru — zapewnił go niebieskooki. Chłopiec spojrzał na swojego ojca i pytającym wzrokiem wymusił na nim wyjaśnienie sytuacji. Chuuya zrobił to, ale oczywiście przedstawił w bardzo łagodny sposób.
Nakahara złapał swoje dziecko za rękę i poszli do przedpokoju, gdzie pomógł mu ubrać miniaturowe buciki i narzucić polar. Niby wciąż było lato, jednak jak na zawołanie o zakończeniu wakacji pogoda postanowiła zrobić się smutniejsza. Uśmiech słońca zniknął za szarymi chmurami, których nawet chłodny wiatr nie umiał przegonić. Deszczowe chmury poczuły się niechciane przez świat i zaczęły potajemnie ronić łzy pod postacią mżawki, która przez silne podmuchy była rozdmuchiwana na wszystkie strony i wydawała się być o wiele mocniejsza niż tak naprawdę była.
Rudzielec wraz z małym Fumiyą opuścił mieszkanie i po zamknięciu drzwi na klucz wsiedli do windy. Zjechali na sam dół i wyszli z budynku. Nakahara w myślach przeklinał jeszcze swojego niby-wybranka, ale szybko zostąpiła to myśl o synie. Dopiero zaczynał przedszkole, ale zdawał sobie sprawę, że nim się obejrzy, jego synek rozpocznie podstawówkę, potem gimnazjum, szkołę średnią aż w końcu opuści jego mieszkanie. Nie potrafił w to uwierzyć, ale taka była rzeczywistość.
Po długiej trasie, podczas której musieli pokonywać zdziczałe niedźwiedzie w dżungli podrużując na swoich tygrysach-... Wróć. To nie jest historia twojego starego o tym jak wyglądała jego droga do szkoły. Po niedługiej drodze, ponieważ przedszkole znajdowało się stosunkowo blisko, byli na miejscu. Weszli do środka, tata pomógł Fumiyi ściągnąć buciki i ruszyli na salkę. Tam chłopiec miał zostać przydzielomy do swojej grupy, a dyrektorka miała powiedzieć kilka słów na przywitanie. Namahara nie ufał im za grosz i bał się, że teraz popełnia wielki błąd. W końcu w każdej chwili ktoś może porwać jego jedyne dziecko dla okupu, albo chociażby, aby poznęcać się fizycznie nad zdenerwowanym mafiozo.
Kiedy zamiast skupić się na uroczystości odpływał myślami, nagle ktoś bardzo mu znajimy zawitał spóźnony na salę. Tak, był to znienawidzony ojciec jego syna. Jak to Dazai musiał zrobić (za przeproszeniem) rozpierdol podczas przemówienia dyrektorki i dopiero po chwili usiąść obok swojego niskiego alkoholika.
— W jakiej grupie jest nasz syn? — szepnął do ukochanego, mimo iż doskonale znał odpowiedź. Oczywiście na tyle głośno, aby wszyscy dookoła słyszeli. Po prostu chciał się nad nim trochę poznęcać, ponieważ wiedział, że po swoim cudownym wejściu nie będzie chciał się do niego przynzawać.
— Aghhr! Zamknij się, jeszcze nie wiadomo! — był to tak zwany szept krzyczany, który wypadł z ust niebieskookiego. Dotknął policzka wyższego i niedelikatnie odepchnął go od siebie.
Osamu ulitował się nad niestabilnym emocjonalnie kochankiem i milczał przez resztę rozpoczęcia. Spoglądał jak jego syn, o którego istnieniu do niedawna nie wiedział jest wybierany do grupy w przedszkolu. Spoglądał jak jego syn uśmiecha się rozmawiając z nowymi dziećmi i zdobywając nowe znajomości, które mogą wytrzymać bardzo długo i bardzo wiele. W tym momencie jego sumienie, które jednak gdzieś tam istnieje odezwało się do niego z pretensją; "Gdzie ty byłeś przez te lata, w których twój syn był wychowywany samotnie przez jednego ojca i to w dodatku alkoholika? Sam sobie odebrałeś przyjemność doglądania jak twoje dziecko się rozwija, a ukochanemu sprawiłeś tylko więcej problemu". Fakt, jego sumienie wcale się nie myliło. Przez jego głowę przeleciały myśli, które podsuwały pomysły jak mógłby wynagrodzić to starszemu. Jednak wszystkie były beznadziejne i na nic się nie zdecydował. W końcu zaświtała mu jedna myśl, która tak naprawdę wyjdzie dopiero w praniu.
Opiekunka zebrała dzieci w pary. Rodzice żegnali się z nimi jeszcze chwilę. Po odprowadzeniu dzieci do sal w odpowiednich grupach dorośli opuścili budynek. Niedługo później w okolicach przedszkola można było usłyszeć płacz jednego z dzieci, któremu nagle przypomniało się o istnieniu rodziców.
Rudzielec wraz z mumią w ciszy szli obok siebie. Ich celem było mieszkanie Nakahary. Co prawda gospodarz nie wiedział o tym, że osoba, która go odprowadza zostanie jego gościem, ale niestety średnio ma na to wpływ.
Stanęli pod budynkiem, a Chuuya zaczął wpisywać kod do domofonu. Po chwili odezwała się z niego irytująca muzyczka, a drzwi do wieżowca otworzyły się.
— To cześć — rzucił niższy na odchodne, jednak ktoś zabrał mu drzwi spod ręki rozchylając je bardziej. Oczywiście wszyscy wiemy kim była ta osoba, ponieważ nikt inny to nie mógł być — Co ty robisz? — warknął, niczym ostrzegający kundel.
— Nie zaprosisz swojego kochanka do środka? — zapytał w pół dowcipnie, a w pół poważnie. Jednak specjalnie wypiwiedział to w taki sposób, aby dokuczyć niższemu.
— A od kiedy to jesteśmy "kochankami"? Ten czas się skończył po tym jak spierdoliłeś cztery lata temu. — Co najbardziej zaskoczyło Osamu był fakt, że Nakahara nie powiedział tego z irytacjá i byle by odgryźć się młodszemu. Wypowiedział to ze smutkiem i zmarnowaniem, oraz cierpieniem gdzieś głęboko w jego duszy —Jeżeli już musisz, to właź — odparł bez zastanowienia.
— Co ty gadasz, ślimolu? Myślałem, że już do siebie wróciliśmy! — Nagle niebezpiecznie zbliżył się do ucha niższego, czego ten się nie spodziewał — A utrwalały mnie w tym przekonaniu te wszystkie noce, które razem spędziliśmy — wyszeptał wyzywająco i przygryzł płatek ucha rudzielca. Czego by się można było spodziewać - oberwał. Dostał z łokcia w brzuch.
— Nie na klatce, gnido. To, że się z tobą kilka razy przespałem, nie znaczy, że od razu do siebie wróciliśmy, mój drogi. Spędzam z tobą aktualnie tyle czasu, tylko dlatego, że też jesteś ojcem Fumiyi. A to ty zawsze doprowadzasz do tego jak to się kończy — odparł bez wzruszenia i udał się w stronę windy. Osamu stał jeszcze chwilę w miejscu i uśmiechnął się kpiąco. "Zobaczymy...", pomyślał i ruszył za Nakaharą.
Wjechali windą na odpowiednie piętro. Niebieskooki przekręcił klucz w zamku i wpuścił samobójcę do swojego domu. Zaraz po nim sam wszedł do środka. Zdjął buty i rzucił je gdzieś na bok. Skoro nie ma dziecka, to może sobie pozwolić na odrobinę niechlujstwa. Dazai zrzucił z siebie płaszcz i w porównaniu do starszego kulturalnie odłożył buty na miejsce. Udał się do salonu, gdzie siedział na fotelu jego "ukochany" z nogą założonę na nogę. Po drodze musiał zgarnąć z półki popielniczkę, ponieważ teraz leżała na stole, a on palił w środku pokoju.
— Przy Fumiyi też tak robisz? — zapytał brunet spoglądając na niego. Nigdy nie podobało mu się to, że jego kochany niszczy sobie w ten sposób zdrowie, ale jednocześnie uważał to za w jakiś sposób seksowne. Sam nie rozumiał siebie, ponieważ nienawidził tego zapachu i w ogóle istnienia papierosów, jednak nic nie potrafił poradzić na swoje dziwne fantazje.
— Chyba cię pojebało. Pewnie, że nie — odpowiedział z powagą i zaciągnął się. Po chwili wolno wypuścił dym z płuc — Zazwyczaj palę w pracy, albo jak małego nie ma w domu. Jedynie jak mam ogromny głód nikotynowy, albo potrzebę, aby zapalić, to zamykam go w pokoju i idę na balkon.
— Mhm... — Nakahara po skończeniu zdania powtórzył czynność, jednak kiedy tym razem dym był wypuszczany między jego wargami, powstała przeszkoda. Usta Osamu zetknęły się z tymi niższego i zabrały dym, który w nim siedział. Wtedy odsunął się i lekko się krztusząc wypuścił dym ze swooch płuc — Jak ty możesz to palić? — spojrzał na niego z politowaniem. Chuuya miał lekko rozchylone oczy, ponieważ jeszcze nie przyjął do siebie tego co się stało, ale po chwili jego brwi się zmarszczyły i wrócił do normalności.
— Nie pozwalaj sobie za bardzo, co? — warknął zaciągając się ponownie, jednak tym razem bacznie obserwując wyższego.
Wystarczyła chwila nieuwagi, a papieros wypadł mu z ręki. On sam natomiast został przerzucony przez ramię niczym worek ziemniaków i był uprowadzany do pokoju obok. Osamu agresywnie rzucił go na łóżko i opierając się na rękach pochylił się nad nim. Starzy jeszcze nie wiedział co się właściwie stało i z rozchylonymi wargami spoglądał na bruneta. To był kolejny jego błąd, ponieważ młodszy skorzystał z okazji i wbił się namiętnie w jego wargi od razu używając języka. Co dziwne, chociaż może jednak nie, rudzielec nie opierał się, ale z chęcią oddał pocałunek zarzucając znienawidzonemu kochankowi ręce na kark. Dazai włożył rękę pod koszulę Chuu i zaczął drażnić ciepłe ciało niższego swoją lodowatą dłonią. Jednak to nie powodowało irytacji, tylko powiększało płomień między nimi. Po chwili oderwali się od siebie, aby złapać tlenu, jednak nie marnowali czasu. Dazai zaczął rozpinać koszulę Nakahary pozbywając się jej całkowicie, po czym zrobił to samo ze swoją. Z powrotem wrócili do pocałunku, jednak ręka bruneta powędrowała w niższe tereny alkoholika. Szybko i niespodziewanie wsunęła się pod jego spodnie jak i bokserki, a usta zaczęły delikatnie muskać jego szyję. Kiedy wargi zaczęły się zasysać w przeróżnych miejscach, dłoń zaczęła działać i poruszać się. Z ust Chuuyi natomiast wydobywały się słodkie pojękiwania, które tylko pobudzały zmysły Osamu. On sam zaczynał robić się twardy, a coraz mniejszy luz w spodniach zaczął mu naprawdę przeszkadzać. Wiedział, że nie może zaatakować z zaskoczenie, więc rozpoczął przygotowania w dosłownym trybie ekspresowym. Najpierw jeden palec, zaraz drugi i po chwili trzeci. W końcu sam nie będąc pewnym czy robi to z irytacji czy podniecenia, ściągnął Nakaharze jak i sobie spodnie wraz z bokserkami. Sięgnął tylko po prezerwatywę, którą trzymał w tylnej kieszeni i otworzył ją za pomocą zębów. Szybko założył ją na swojego "kolegę" i wszedł w Chuuyę. Rudzielec wydał z siebie tak pięlny według Osamu dźwięk, że ten zaczynał wariować. Powoli zaczął poruszać się w swoim ukochanym, co chwilę wymieniając się językami w wargach. Brunet przyśpieszył, tak samo jak jęki niższego przybrały na sile. On sam postękiwał czasem, bo tak to już bywa. Przyśpieszył jeszcze bardziej, trzymając swojemu ukochanemu ręce nad głową. Od zawsze miał dziwne upodobania, jednak niebieskookiemu nie przeszkadzało to. W końcu Chuuya nke wytrzymał i doszedł, a niedługo po nim zrobił to samo Dazai. Bezsilnie, ale jednak szczęśliwie opadł na łóżko obok Nakahary. Ten tylko przechylił się w jego stronę i przytulił go.
— I co? Wciąż będziesz utrzymywał, że nie jesteśmy razem? — zagadnął, głaskając spokojnie starszego po głowie. Tak mu brakowało tego spokoju i zwykłej czułości między nimi. No tak, ale ktoś musiał mu wsadzić palce pod żebra — Ała, a to za co!? — wykrzyczał — Ty to zawsze zepsujesz moment.
— Zamknknij się już — powiedział karzełek przysypiając na klatce piersiowej swojego kochanego. Nastała między nimi cisza, podczas której oboje odpłynęli myślamj gdzie indziej. I to w bardzo różnych kierunkach. Kiedy Osamu rozmyślał o tym, jak dobrze mu z tym, że znowu jest u jego boku i ile rzeczy będą mogli razem zrobić, padło zdanie — Kto odbierze Fumiyę? — W odpowiedzi natomiast usłyszał głośne stęknięcie.
— Wyślij go do Ozaki. Niech spędzi trochę czasu z ciotką — burknął niezadowolony Dazai. Usłyszał śmiech ze strony rudzielca.
— Później do niej zadzwonię — wtulili się w siebie i leżeli tak do późnego wieczora. Czasem coś zaczynali, jednak były to już niewinne zabawy, które miały zbliżyć ich do siebie jeszcze bardziej.
××××
i jak zwykle nie wyrobilam sie przed polnoca, ale takie zycie
sorki, jezeli w rozdziale pojawi sie duza bledow, ale zarwalam dwie nocki pod rzad, a teraz zamiast spac przed szkola pisze to dla was
i sorki za cringe, ale sami tego chcieliscie no
nie umiem pisac takich rzeczy, ale staralm sie 🥺🥺🥺
i wgl to jest najdluzszy ze wszystkich aktualnych shotow XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top