Królicza łapka - Sabriel.
— Siedź tutaj i nie ruszaj sie. Jest małe prawdopodobieństwo, że zrobisz sobie cokolwiek siedząc – powiedział starszy Winchester i wyszedł pośpiesznie z pokoju motelowego, zanim jego brat był w stanie zaprzeczyć. W zasadzie i tak nie miał wyjścia. Nie chciał stracić życia, wchodząc z pokoju, poprzez dostanie drzwiami w głowę.
Zgubił tą pieprzoną króliczą łapkę, to prawda. I co z tego? Przecież nic się nie stanie, jeśli zrobi jeden malutki kroczek. Poderwał się z krzesła w akompaniamencie głośnego dźwięku dartego materiału. Zaklął pod nosem, przymykając oczy i modlił się, żeby nie stało się właśnie to, o czym myślał. Odwrócił się powoli w stronę siedziska i zaklął ponownie, tym razem głośniej niż zamierzał. Na kawałku drewna leżał brązowy materiał, który chwilę wcześniej robił za jego spodnie. Dokładnie ich tył. Wziął go do ręki, siłując się z ogromną drzazgą, przez którą jego spodnie się podarły.
– Cholera jasna – kopnął krzesło i przewrócił się, upadając na tyłek. Próbował się podnieść, rozglądając się dookoła, czy nic mu nie zagraża i wstał, o dziwo bez żadnego problemu. Ostrożnym krokiem podszedł do okna i odchylił lekko zasłonę, wyglądając na zewnątrz. Nie zauważył niczego podejrzanego, dlatego chciał już odejść od okna, kiedy nagle poczuł smród spalenizny. Pociągnął kilka razy nosem i spojrzał w dół, dopiero wtedy orientując się, że zasłona się pali. Nie pytajcie w jaki sposób. Sam tego nie wiedział. Zaczął próbę gaszenia materiału dłońmi, ale nie za bardzo mu to wychodziło, bo podpalił sam siebie.
Nagle w całym pokoju zrobiło się zimno, ubrania Sam'a zgasły, a na miejscu zasłon pojawiły się palące się złote pióra, które po chwili przestały się żarzyć i zamiast tego świeciły oślepiającym blaskiem. Winchester zaskoczony tą sytuacją zrobił kilka kroków do tyłu i znów się przewrócił. Zaczął rozglądać się dookoła, nie rozumiejąc tego, co się właśnie stało. Obok niego stał średniego wzrostu mężczyzna, ubrany w zwykłe, dżinsowe spodnie, bordową koszulę opinającą jego umięśniony tors. Zmarszczone brwi osłaniały piękne, miodowe oczy, a małe, blade, aczkolwiek piękne usta, wygięte były w grymasie, gdy patrzył na skrzydła, które przed chwilą pochłaniały ogień. Tak. Skrzydła pochłonęły ogień.
– C-co się... – zszokowany Winchester patrzył na mężczyznę stojącego obok niego i kiedy ten na niego spojrzał, poczuł, że gdyby stał, to nogi by się pod nim ugięły.
– Cześć, cukiereczku – mrugnął blondyn i schował skrzydła. — Tak, miło słyszeć słowa podzięki – prychnął, rozglądając się po pokoju. Jego usta wygięły się w ponownym grymasie.
– Dz-dziękuję... K-kim ty jesteś? – zająkał się Winchester, nadal niedowierzając, że przed nim stoi najprawdopodobniej anioł.
– Gabriel, kłaniam się królowej – ukłonił się z szarmanckim uśmiechem.
– To chyba było... Zaraz, Gabriel? Ten Gabriel? Posłaniec Boga?
– Zgadza się, słodziaku.
– Przestań.
– Ale co?
– Przestań używać zdrobnień. Czuję się źle – powiedział i podniósł się, otrzepując się z brudu. — Po co się tu zjawiłeś?
– Oh, Winchesterzy - pokręcił głową miodowowłosy i założył ręce na klatce piersiowej. — Chciałeś się spalić?
– Uh, no tak, jeszcze raz dzięki – potarł niezręcznie dłonią kark i podał drugą dłoń aniołowi. Ten tylko łypnął na nią okiem i spojrzał z powrotem na szatyna.
– Jeszcze się zobaczymy – powiedział i zniknął, zostawiając Sam'a nieźle oszołomionego.
|•••••••••|
Um, nie jest to to, co wam obiecałam,
ale przypomniałam sobie o tym i
postanowiłam dokończyć.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam,
A jedynie zachęciłam, żebyście mnie nie zostawiali,
Bo bez Was pisanie tych one-shotów nie miałoby sensu.
Mam nadzieję, że cierpliwi poczekacie na najlepsze.
Luv u all💚☕🍪
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top