6. Dziecięcy strach cz. 2

Następny dzień, motel

Dean przegląda pamiętnik swojego ojca, Sam szuka informacji w internecie, a ja czytam swoje książki.

-Nadal obstawiam czar przyzwania albo robotę wiedźmy.

-Ale nigdzie nie było żadnego ołtarza i kto mógłby być tą wiedźmą? -zapytał blondyn z zrezygnowaniem.

-Wcale nie musi ten ołtarz być w restauracji może znajduje się gdzieś indziej.-dodałam cynicznie uśmiechając się do blondyna.

-To se szukaj tego ołtarza jak chcesz.-prychnął z irytacją.

-Kłótnia niema sensu więc przestańcie, okay!- podniósł głos Sammy. Przez chwilę trwała cisza.-Ktoś musiał zauważyć że rozmawiałem z tym woźnym.

-Myślicie że naszą ''wiedźmą'' jest ktoś z pracowników?- spojrzałam na nich.

-Warto sprawdzić. -rzekł Dean.

-Okay. Wiec ja i Monic będziemy grać złych gliniarzy, spróbujemy ich przycisnąć. A ty Dean gdy sączymy przesłuchać będziesz ich obserwować czy nie zachowują się podejrzanie.- rozkazał Sam zamykając laptopa, pokiwałam głową na zgodę ale Dean nie był zadowolony z tego pomysłu.

-Jasne, gość około trzydziestki sam w Plucky's to chleb powszedni. Czemu Moni nie może ich obserwować mnie mogą wziąć za zboczeńca.- uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu.

-Poradzisz sobie twardzielu. Może wezmą cie za przerośnięte dziecko, którym w sumie jesteś.

Plucky's

Znajduje się z Samem w pomieszczeniu, w tej chwili  przesłuchujemy kierowniczkę tego miejsca.

-Gdzie byłaś wczoraj wieczorem?

-To ja go znalazłam. Byłam przy kasie, jeśli chce możecie obejrzeć nagrania.-rzekła szatynka.

-I nic nie słyszałaś?- przymrużyłam oczy i skrzyżowałam ręce.

-Tylko odkurzacz do piłek.- odpowiedziała.

-Więc taką masz wymówkę, co!- Sam uderzył dłonią w stół, szatynka aż podskoczyła.

-Co....nie, ja wiem że jestem nowa na tym stanowisku ale....

-Nowa?- zapytałam przerywając jej.

-Tak, niedawno miałam awans. Szefowie kazali napisać wypracowanie jak przysłużylibyśmy się dzieciom i wybrali mnie.- mówiła zerkając raz na mnie raz na Sama.

-Dużą miałaś konkurencję?

-Chyba tak, w końcu kto by nie chciał awansu?

Gdy wyszła Sam zadzwonił do brata, który nic dziwnego nie zauważył w zachowaniu kobiety kiedy wyszła z pomieszczenia.
Następny był rozchichotany sprzedawca ze sklepiku. Wydaje mi się podejrzanie dziwny.

-Naprawdę doceniam to co robicie, pomagacie ludziom.

-Jeśli sobie coś przypomnisz daj znać.- rzekł Sam dając mu swoją wizytówkę gdy skończyliśmy go przesłuchiwać.

-Długo jeszcze będziemy ich przesłuchać?

-Co granie złego gliniarza cię nudzi?

-Nie ... ale .... dobra nieważne.

Kolejny był koleś przebrany za maskotkę lwa.

-Dobra gadaj!- podniósł głos Sam.

-Nie wiem o co chodzi.- zaczął chłopak. Widać że coś kręci bo zaczął się kręcić na krzesełku i nerwowo odwracać wzrok.

-Myślę że wiesz.- ciągnął Sam.

-Dobra będę mówił.- rzekł chłopak rzucając w nas głową maskotki i wybiegł z pomieszczenia. 

Ruszyliśmy za nim w pościg, dołączył do nas Dean. Sam raptownie zatrzymał się bo stanął mu na drodze klaun, a ja nie zdążyłam się zatrzymać i wpadłam na plecy Sam'a.

-Co ty wyprawiasz!- krzyknęłam na niego ponawiając pościg.

 Będąc już na zewnątrz Dean skoczył na chłopaka łapiąc go i lądując z nim na oponach.

Okazało się że wcale nie był zamieszany w zabójstwa tylko w jakieś mniejsze przestępstwo, coś z trawką. Dowiedzieliśmy się że restauracja ma piwnicę, którą bardzo łatwo przegapić jeśli nie zna się dobrze tego miejsca. Chłopak powiedział jeszcze że gdy tam chodził słyszał dziwne dźwięki z kotłowni.

Gdy byliśmy z powrotem w lokalu zauważyliśmy jak dziecko skarży się mamie że zniknął mu obrazek. Dean wyjaśnił że ten chłopiec wcześniej był zły na matkę.

-Czyli może być kolejną ofiarą?- zapytałam.

-Prawdopodobnie, Sammy pilnuj ją a my- spojrzał na mnie blondyn.- idziemy sprawdzić piwnicę.

Weszliśmy do piwnicy, która jest wypełniona różnymi dziwnymi przedmiotami, zabawkami i obrazkami. Przy ścianie stoi ołtarzyk oraz metalowa taca, w której płonie ogień.

-O patrz Dean jednak jest ołtarzyk. -na te słowa blondyn przewrócił oczami.

-Rzucie broń!-krzyknął ktoś za nami. Obróciliśmy się i zobaczyliśmy tego dziwnego sklepikarza. Czułam że coś z nim nie tak.

Ostrożnie odłożyliśmy broń. Postanowiliśmy go jakoś zagadać by zyskać na czasie i coś wymyślić.

-Po co to w ogóle robisz?- zapytał Dean.

-Po co? Ich w ogóle nie obchodzą dzieci, lepiej im będzie bez rodziców.

-Naprawdę tak uważasz.-zadrwił blondyn.

-W strachu tkwi moc. -rzekł dziwak.

-Dlatego są potrzebne ci ich rysunki.- ciągnął Dean.

-I jeszcze jakaś rzecz rodzica.

Wykorzystałam to że zajął się rozmową z blondynem i porwałam rysunek chłopca, który mówił do swojej mamy że mu zniknął, na co sklepikarz zaśmiał się.

-Jeszcze dorwę tego babsztyla, teraz zajmę się kimś innym.

-Zastrzelisz nas?- zapytałam.

-Bez obaw mogę zająć się łobuzami na wiele innych sposobów. Na przykład tym gościem z FBI. To wasz kumpel, co?- gdy to mówił spoważniałam i zaczęłam rozglądać się za czymś co by pomogło. - 5 minut temu spaliłem jego wizytówkę. Wybrałem dla niego coś wyjątkowego. Od razu było to widać. Gapił się na każdego klauna jakby miał go zaraz ugodzić nożem.

-Naprawdę ładne lalki, sam je robiłeś?- Dean wziął do ręki małego klauna zmieniając temat.

-Zawsze chciałem pomagać dzieciom ale szefostwo moich starań o posadę kierownika nie doceniało, naprawdę mi na tym zależało.

-Dlatego zaczęłaś zabijać?- dopytywał Dean.

-Robiłem co muszę.- na ścianie zauważyłam rysunki na których ktoś tonie i zdjęcie, a na nich dwóch uśmiechniętych chłopców. Domyśliłam się że to może być ktoś bliski dla tego sprzedawcy, który utonął, a przynajmniej na to wskazują rysunki obok.

-Czy ten chłopiec na zdjęciu to twój brat? Wydaje mi się że na obrazkach obok też jest tyle że tonie. Zginął tak, prawda?- zaczęłam rozmowę.

-To ich wina. Krzyczałem, a oni nie słuchali tak jak zawsze.- widać że ciężko mu o tym mówić.

-To był wypadek.-dołączył do rozmowy Dean.

-Pozwolili mu umrzeć!!

Szybkim ruchem zerwałam jeden z rysunków i z figurką, którą miał Dean wrzuciłam do ognia.

-Nie!!- krzyknął i zaczął strzelać. Blondyn pchnął mnie na ziemię. Gdy leżeliśmy na ziemi przed sprzedawcą pojawił się mały i mokry chłopiec, który chwycił go za nadgarstek, a ten zaczął dławić się wodą i po chwili upadł na ziemie martwy.

Plucky's, noc

Czekamy przed lokalem na Sama. Gdy się zjawił o mało co nie popłaczę się razem z Dean'em ze śmiechu, jego wygląd jest naprawdę komiczny. Jest cały oblepiony przypominającym pył brokatem.

-Wyglądasz jak po ataku rozszalałych striptizerek.- zakpił blondyn.

-Jeden z klaunów spryskał mnie wodą sodową z kwiatka.- rzekł Sam z lekkim uśmiechem.

-Pomogła ci ta konfrontacja?- zapytałam.

-Szczerze? Niezabardzo.

-Naprawdę przepraszam że cię psychicznie okaleczyłem.- rzekł blondyn klepiąc brata po ramieniu.

-Za którym razem?- zaśmiał się Sam.

-Mówię serio.- spoważniał trochę blondyn.

-A żeby uczcić koniec tego cyrku mam coś dla was. -rzekł z uśmiechem Sammy wyciągając kolorową sprężynę dla brata, a dla mnie pluszową panterę, blondyn ucieszył się jak małe dziecko.

-Oh, też coś dla ciebie mam.-powiedział radosny Dean podając bratu szmacianego klauna. Sam skrzywił się gdy wziął zabawkę do reki. Oczywiście że nie jest zadowolony z prezentu ale i tak go przyjął. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.

________________________________
Jak się podobało?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top