55. Pierwsza próba
-Powiesz co tak pysznie pachnie?- zapytał Dean gdy wszedł do kuchni przywołany zmysłowym zapachem czegoś pieczonego.
Monica szybko zapakowała powoli stygnące danie do torby foliowej i zakryła wierzch blaszki pozłotkiem by blondyn nie zobaczył co to jest. Dean zajrzał przez ramie granatowowłosej w idealnym momencie gdy kobiecie udało się zakryć przysmak.
-Pachnie wyśmienicie, daj trochę.- powiedział rozmarzony patrząc na nią prosząco.
-To dla Kevina. I od kiedy lubisz pieczone warzywa z ryżem?- zapytała sprytnie. Prawda jest taka że to pieczone żeberka, ale gdyby powiedziała mu to, wtedy z pewnością nie dowiozła by ich całych do Kevina.
-Warzywa? Eh.- powiedział z niesmakiem i się odsunął.
-Hej, jesteście gotowi?- zapytał Sam stając w progu drzwi.
-Tak.- odpowiedziała mu Monic.
Szatyn podszedł do niej i wziął do reki torebkę foliową zanim zrobiła to Monic.
-Nie musisz mnie wyręczać.
-Wiem. Jak tatuaż?- zapytał uśmiechając się do niej. Kobieta przekręciła oczami.
-Goi się dobrze.- po akcji z tamtym demonem, Rey, chłopcy namówili Monic na zrobienie sobie ochronnego tatuażu przed opętaniem. Granatowowłosa zdecydowała się zrobić tatuaż w podobnym miejscu co bracia, czyli nad sercem.
-Może sam zobaczę czy dobrze się goi.- zaproponował pochylając się w jej stronę.
-Innym razem, teraz jedziemy do Kevina.- Monic poklepała po ramieniu Sam'a i wyminęła go wychodząc z pomieszczenia.
Kevin zadzwonił do Dean'a mówiąc mu że ma coś ważnego dla nich, ale nie chciał mówić tego przez telefon i szybko się rozłączył.
We trojkę weszli na stary statek przy dokach i zeszli pod pokład. Dean pierwszy wszedł otwierając mosiężne drzwi. Zobaczyli istny bałagan w pomieszczeniu, wszędzie pełno papierów i wiele innych śmieci.
-Kevin?- zapytała Monic, a po chwili z drugiego pomieszczenia wyszedł chłopak.
-Rany, wyglądasz jak psu z gardła wyjęty.- Dean skomentował kiepski wygląd chłopaka, który ma wory pod oczami i wygląda niechlujnie.
-Hej.- Monic podeszła do Kevina i przytuliła go na powitanie, chłopak oddał uścisk. Wtedy kobieta poczuła nieprzyjemny zapach od niego, odsunęła się trochę.- Kiedy ty ostatnio się kąpałeś?
-Sam nie wiem tydzień temu, może więcej.- wzruszył ramionami jakby w ogóle się tym nie przejmował.
-Sypiasz w ogóle?- zapytał Sam.
-Nie bardzo.- odpowiedział mu chłopak.
-I zgaduje że z jedzeniem też jest kiepsko. Wiec dobrze że przywiozłam ci żeberka.- granatowowłosa sięgnęła do torebki, którą Sam położył cheilę temu na stole.
-Zaraz, mówiłaś że to warzywa.- powiedział oburzonym tonem Dean.
-A nie tknął byś ich gdybyś o tym wiedział?
-No wiesz...
-Wiem, nic by nawet nie zostało.
-Nie mówiłem przez telefon, ale odczytałem coś.- cała trójka spojrzała jednocześnie na młodego proroka- Wiem jak zamknąć bramy Piekła.- powiedział dumnie.
-Chodź do mnie ty cuchnący sukinkocie.- powiedział radośnie Dean i zcisnął Kevin'a.
-Świetna robota młody.- pochwaliła go Monic.
-To co mamy przed sobą?
Kevin podszedł do tablicy na ścianie pełnej poprzyczepianych kartek z różnymi rysunkami i napisami, wyją z szafki pod spodem kartkę.
-To zaklęcie, kilka słów po enochiańsku. Trzeba je wymówić po zakończeniu każdej z trzech prób. Generalnie Bóg stworzył serie testów, a gdy wykona się wszystkie trzy można zamknąć wrota.- wyjaśnił prorok.
-Czyli że Bóg chce byśmy zdali test kompetencji?- zapytał Sam.
-Chyba tak, niezbadane są jego ścieżki.
-Niezbadane i porąbane. Co jest pierwszą próbą?- zapytał blondyn.
-Jest paskudny. Trzeba zabić ogara piekielnego i wykąpać się w jego krwi.- chłopak skrzywił się.
-Może być.- powiedziała Monic, a reszta się na nią spojrzała.- No co? W Czyśćcu robiłam gorsze rzeczy, i w sumie nie tylko tam, niż wypatroszenie ogara.
-Ekstra. Jak dla mnie jeśli to oznacza załatwienie wszystkich demonów to nie widzę w tym problemu.- powiedział entuzjastycznie Dean. Sam pokręcił jedynie głową.
-Gdzie jakiegoś znajdziecie?- zapytał Kevin.
-Może Monic pogada z tatuśkiem.- Dean zwrócił się do kobiety.
-Chyba jesteś głupi. Crowley od razu domyśliłby się że coś knujemy, dowiedział by się, a wtedy nici z zamknięcia bram.
-Racja, Crowley pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć.
Dean pojechał załatwić trochę proszku śmierci, czyli odwiedzić cmentarz, i kupić jakąś zdrową żywność dla Kevina. Sam zajął się szukaniem w internecie kogoś komu 10 lat temu przytrafiło się coś niewiarygodnego, zdobył nagle fortunę czy coś w tym stylu, dzięki temu znajdziemy ogara, który będzie chciał zabrać jego dusze.
-To jest przepyszne.- powiedział Kevin robiąc kolejnego gryza żeberka. Monic kazała doprowadzić mu się do porządku, a wtedy będzie mógł spokojnie zjeść.
-Po kąpieli wyglądasz znacznie lepiej.- kobieta zwierzbiła włosy chłopaka opierając się pośladkami o stół obok niego.- Ale powinieneś zwolnić, zrób sobie dzień wolnego, zrelaksuj się trochę. Bo w takim tępię długo nie pociągniesz.
-Nie.- powiedział twardo chłopak. Monic zmarszczyła brwi.
-Kevin...
-Mówiliście, że gdy pomogę wam załatwić Piekło, wrócę wtedy do domu.- przerwał jej i wstał od stołu.
-Tak, ale nie możesz żyć w ten sposób.
-Myślisz że chce tego?! Nienawidzę tego miejsca!- wykrzyknął zbulwersowany.- Nie mogę wyjść bo wszystkie demony świata chcą mi zedrzeć twarz.
-Nie wszystkie.
-Ty się nie liczysz. Moge rozmawiać tylko z Garth'em, z wami albo mamą. A gdy ona dzwoni wciąż płacze. To musi się skończyć.- powiedział bliski łez.
-Wiem. Ale ratowanie świata to nie sprint tylko maraton. Musisz bardziej o siebie dbać, a jeśli tego nie zrobisz ja to zrobię.- Monic podeszła do Kevina i przytuliła go.- Bedzie dobrze, postaram się by tak było.- chłopak schował twarz w zagłębieniu jej szyi, granatowowłosa pogładziła go delikatnie po włosach.- Nie jesteś sam.- powiedziała łagodnie uśmiechając się gdy puściła Kevina, który również się uśmiechnął ale nadal widziała w jego oczach smutek.
-Dzięki że jesteś.
-Nie masz za co mi dziękować.
Drzwi otworzyły się z skrzypnięciem, a przez nie wszedł Dean z reklamowkami.
-Wiedzieliście że jest z 6000 odmian pomidorów? Normalnie przez całe swoje życie nie zdążyłbym spróbować każdego.- postawił reklamówki na stół.- A tu co taka grobowa cisza? Znaleźliście coś?- zapytał spoglądając po kolei na każdego i zatrzymał się na Sam'ie, który siedzi przy laptopie.
-10 lat temu były oznaki demona w Shoshone w Idaho. Potężne zaklęcie oznacza duże anomalie.- zaczął mówić Sam.
-Komuś wepchnięto w tyłek podkowę na szczęście?- zapytał Dean podchodząc do brata i patrząc na ekran laptopa, Monic też poszła w ślady starszego Winchester'a.
-Można tak to ująć. Poznajcie rodzinkę Cassity, drobnych farmerów- szatyn wskazał ekran gdzie wyświetlony jest artykuł o niezwykłym bogactwie, które zdobyła jakaś rodzina.- 10 lat temu odkryli na swojej ziemi ropę. Co jest dziwne bo pomiary geologiczne nic takiego...
-''Dziwne" wystarczy.- przerwał mu Dean odsuwając się, a Sam spojrzał na niego wymownie.- Nie mam ochoty na twoje kujońskie gadanie, tym możesz męczyć Moniy.
-Czyli ktoś z nich zawarł układ?- zapytała Monic.
-To nasz najlepszy trop.
-Dobra odwiedźmy te buraczane Beverly Hills.Ty Kevin pracuj nad drugim krokiem. I jak coś znajdziesz o ogarach, daj cynk. A tu prezent dla ciebie- blondyn sięgnął do reklamówki i wyjął opakowania z tabletkami. Monic spojrzała na niego krytycznie.-Niebieskie na ból głowy, zielone dla wigoru.
-Dean! On nie może faszerować się tabletkami.- granatowowłosa wskazała blondyna palcem, na co przekręcił oczami.
-A co mamusia proponuje?- zapytał z rozbawieniem, na co kobieta westchnęła nieznajdując odpowiedniego argumentu.
-Tylko nie przedawkuj, proszę.- zwróciła się do Kevina, który skinął głową.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top