37. Nie mogę zapomnieć
Ochlapałam twarz chłodną wodą pochylając się nad umywalką. Wzięłam do ręki i wytarłam w twarz. Spojrzałam w lustro przede mną i zobaczyłam moją zakrwawioną twarzi oraz czerwone oczy. Szybko oskręciłam ponownie kran i już chciałam zacząć zmywać krew, ale jeszcze raz spojrzałam w lustro. Teraz wyglądam normalnie. Zacisnęłam mocno dłonie na krawędziach umywalki. Przymknęłam oczy próbując się uspokoić, tylko mi się przewidziało. Ale prawda jest taka że nie potrafię zapomnieć, zrobiłam i powiedziałam tyle okropnych rzeczy. Całą noc prawie nie spałam, gdy tylko zamknęłam oczy widziałam twarze moich ofiar, krew i czułam chorą satysfakcję z tego. Ta druga ja nadal tam jest, jest na razie zamknięta, ale czuję ją. I nie wiem nawet na jak długo będę mogła ją powstrzymać.
Fizycznie czuję się dobrze, ale psychicznie... jest po prostu źle. Mam zwidy i nie potrafię tego jakoś odrzucić.
Załkałam cicho mrugając szybciej by pozbyć się niechcianych łez, które zdążyły pojawić się w koncikach moich oczu.
Wyszłam z łazienki na korytarz i skierowałam się w stronę kuchni. Weszłam do pomieszczenia i zastałam w nim siedzącego przy stole Dean'a, który kończy jeść śniadanie.
-Hej.- przywitałam się z blondynem, który na mój głos od razu spojrzał w moim kierunku i z delikatnym uśmiechem powiedział:
-Cześć. I jak się spało?
-Bywało lepiej.- usiadłam na przeciw niego.
-Zrobiłem naleśniki, masz ochotę?
-Jasne.
Blondyn wstał i skierował się do kuchennego blatu. Po chwili wrócił z talerzem i kubkem kawy.
-Smacznego.
-Dziękuję.
Zrobiłam pierwszego kęsa, który niemalże od razu rozpuścił się w moich ustach. Zdałam sobie sprawę że od dłuższego czasu nie jadłam nic normalnego. Popiłam jeszcze nadal ciepłą kawą.
-Muszę przyznać że całkiem dobry z ciebie kucharz.
-To oczywiste, jestem mistrzem naleśników.- uśmiechnął się szeroko co również odwzajemniłam.
W ciszy dokończyłam śniadanie. Dean najwyraźniej nie miał zamiaru naciskać na rozmowę bo się nieodzywał.
-Nawet nie wiesz jak się cięszę że nadal z nami jesteś.- przerwał ciszę wpatrując się we mnie.
-Ta.- niezbyt entuzjastycznie odpowiedziałam przez co blondyn spojrzał na mnie zmartwiony.
-Aż tak źle?- zapytał, choć raczej zabrzmiało to jak stwierdzenie. Nawet nie musiałam mu odpowiedzieć, po moim zachowaniu sam już sobie na to odpowiedział.
-Nie potrafię sama się pozbierać.- wzięłam do ręki kubek aby się napisać, ale błyskawicznie go odstawiłam widząc że zamiast kawy jest bordowa ciecz.
-Wszystko gra? Co to było?- zapytał. Schowałam twarz w dłoniach, a następnie przetarłam twarz i spojrzałam na niego.
-To nic takiego. Przejdzie mi.- ta, chyba samą siebie próbuję oszukać.- Chcę cię przeprosić za...
-Nie musisz. To nie byłaś ty.- przerwał mi.
-Ale w tym rzecz, że to właśnie ja. To jest częścią mnie i... Zrobiłam okropne rzeczy. Próbowałam ciebie zabić, Sam'a i Castiela też.
-Wiem. Ale poradzimy sobie z tym, razem. W końcu Śmierć powiedział że jeszcze dużo przed nami.
-Tak, ale to nie znaczy że będzie łatwo.
-Nigdy nie jest łatwo. Choć tu.- Dean wstał i dłońmi pokazał abym do niego podeszła.
-Od kiedy jesteś taki uczuciowy?- zaśmiałam się krótko, a blondyn wywrócił oczami.
-Choć bo zmienię zdanie.
Wstałam i zbliżyłam się do niego, a on mocno mnie przytulił.
-Misio tulisio z ciebie.- zażartowałam.
-O nie, wystarczy.- puścił mnie i zaczął czochrać mi włosy.
-Ej, przestań.- powiedziałam śmiejąc się.
-Ale wyglądasz.- zaśmiał się gdy przestał, szturchnęłam go w klatkę piersiową, a on udał jakbym zadała mu okropny ból.
-Lepiej powiedź gdzie jest Sammy.
-Jako nasz kujonek albo czyta w biblotece albo jest w swoim pokoju.
-Dzięki.- posłałam mu delikatny uśmiech i wyszłam z kuchni.
Teraz czeka mnie znacznie trudniejsza rozmowa niż ta z Dean'em. Sam wyznał mi to co do mnie czuje, a ja zmieszałam jego uczucia z błotem. Mam nadzieję że nie uwierzył w to co mówiłam gdy nie byłam sobą. Tak bardzo żałuję tego, on nigdy nie zasłużył na to. Przecież to nie była nigdy jego winna.
Najpierw sprawdziłam w bibliotece, ale go tam nie zastałam. Dlatego z łomoczącym sercem właśnie stoję przed drzwiami jego pokoju i wacham się nad wejściem tam. Jeśli zmienił zdanie? Wczoraj normalnie popłakał się gdy wróciłam do żywych, przez cały czas ze mną był. Dzisiaj może po przemyśleniu wszystkiego i po ochłonięciu z emocji...
Nie dowiem się tego jeśli z nim nie porozmawiam.
Zapukałam w drzwi, a po drugiej stronie usłyszałam głos Sam'a:
-Proszę.
Weszłam powoli i zamknęłam za sobą drzwi będąc w środku. Sam siedzi na łóżku i przegląda coś na laptopie.
-Daruj sobie Dean. Nie mam...
Nie odrywając spojrzenia od monitoru zaczął mówić, ale gdy usłyszał mój krótki śmiech spowodowany tym że pomylił mnie z swoim bratem zaciął się i w końcu spojrzał zaskoczony na mnie.
-Przepraszam... sądziłem że to Dean.- podrapał się zakłopotany po karku. Zdją laptopa z kolan i położył go na półkę. Usiadł na brzegu łóżka.
Uśmiech zniknął mi z twarzy gdy przypomniałam sobie po co tu przyszłam. Sam chyba wyczuł że coś jest na rzeczy.
Podeszłam i usiadłam na łóżku obok niego, on obserwował uważnie każdy mój ruch.
-Przyszłam cię przeprosić.- spojrzałam na niego niepewnie czując jak w gardle robi mi się sucho. Nie sądziłam że może to być takie trudne.
-Nie masz za co przepraszać. Miałaś rację. Przynoszę tylko cierpienie innym. Przeze mnie nie żyje Jessica, a twoje serce się zatrzymało, przez nas poznałaś Crowleya i trafiłaś do Czyścca...
-Przestań.- przerwałam mu niewierząc w to co mówi, złapałam go za dłoń i spojrzałam głęboko w jego cudne zielone oczy z domieszką brązu, które zaszkliły się.- Nie mów tak, to nie była twoja wina. Takie właśnie jest życie, nie zawsze jest sprawiedliwe, często okrutne, ale obwinianie się nic nie pomorze.
-Ale gdyby nie ja...- położyłam dłonie na jego policzkach i zmusiłam tym by spojrzał na mnie.
-Razem z Dean'em powstrzymałeś Apokalipsę, załatwiliśmy leviatany, uratowałeś mnóstwo ludzi Sammy. Jesteś najwspalniajszym człowiekiem, którego kiedykolwiek poznałam.- oplotłam rękoma jego kark przyciągając go do siebie. Objął mnie w pasie oddając i pogłębiając uścisk. Zaczęłam głaskać go po włosach.
-Nigdy nie żałowałam, że cię poznałam. Kocham cię Sam'ie Winchester.- odsunęłam się trochę by móc spojrzeć mu w oczy, które błysnęły tajemniczym blaskiem.
-Ja ciebie też kocham Monico Salvatore.
Zbliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który zmięnił się w bardziej namiętny gdy go odwzajemniłam. Sam przyciągnął mnie, jeżeli to możliwe, jeszcze bliżej siebie i włożył jedną dłoń w moje włosy. Pchnął mnie delikatnie do tyłu tak że opadłam plecami na łóżko nie przerywając mnie całować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top