31. Bank
Sallow, stan Arizona
Dean zaparkował Impalę po drugiej stronie ulicy na przeciw której stoi duży budynek z dwiema wysokimi kolumnami. Większość drogi spędziliśmy w milczeniu, jedynie Dean kilka razy się odezwał i żeby cisza w samochodzie nie była uciążliwa włączył radio, i wielkie dzięki mu za ten pomysł.
Wysiadłam z samochodu, chłopcy również. We troje przeszliśmy przez mało ruchliwą ulicę. Idąc po kamiennych schodach dotarliśmy do szerokich szklanych drzwi banku. Pchnęłam je i jako pierwsza podeszłam do marmurowego blatu, za którym przy kilku stanowiskach siedzą ludzie. Usiadłam na drewnianym krześle, które jako jedyne nie jest tu zajęte. Niby ten bank nie jest duży, a ruch tu jest olbrzymi. Uprzejmie się przywitałam z pracowniczą, ma pewnie z 50 lat, a przynajmniej na tyle wygląda.
-W czym mogę pomóc?- zapytała typowo biznesowym tonem przyglądając mi się i chłopcom, którzy stanęli za mną.
-Chciałabym otworzyć skrytkę należącą do mojej matki Viktori Salvatore.
-Rozumiem.- kobieta przeniosła wzrok na ekran monitoru i zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze komputera, następnie podała mi kwadratowe pudełeczko i kazała zostawić na nim odcisk mojego kciuka. Sprawdziła jeszcze raz coś na komputerze, a następnie wręczyła klucz i powiedziała gdzie mamy się udać.
Do pomieszczenia z skrytkami wprowadził nas krągły mężczyzna w stroju ochroniarza, otworzył skrytkę mojej mamy, a następnie wyszedł z pomieszczenia pełnego metalowych i wysokich skrytek wbudowanych w ściany. Wyjęłam z skrytki pudełko, a gdy je otworzyłam wstrzymałam powietrze upuszczając na podłogę trzymany przed chwilą w dłoniach przedmiot, który z cichym brzdękiem uderzył o wyłożoną szarymi płytkami posadzkę.
-Monic, czemu to opuściłaś?- zapytał Sam podchodząc do mnie.
-Nie ma.- powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Czego nie ma?- zapytał Dean, który jeszcze chwilę temu krążył po pomieszczeniu oglądając je dokładnie.
-Ktoś zabrał list.- odpowiedziałam na leżącą na podłodze rzecz. Gdy otworzyłam pudełko ono okazało się puste, a powiniena w nim być koperta z moim imieniem. Sam schylił się po pudełko i włożył do niego rękę, a gdy ją wyją zauważyłam że na dwóch jego palcach jest coś czarnego.
-To siarka.- powiedział szatyn.
-Czemu demony chciały ten list?- zapytał blondyn. Wściekła zacisnęłam pięści. Czego te czrnookie skurwysyny chcą?
Nie zwracając na nic uwagi w szybkim tępie wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z banku. Tą samą drogą co przyszłam wróciłam na parking i podchodząc do Impali oparłam się o nią głęboko oddychając aby uspokoić się. Po chwili również przyszli bracia.
-Hej, wszystko w porządku?- zapytał Dean.
-Durne pytanie, oczywiście że nie.- prychnęłam przenosząc na niego wzrok.
-Ej, na pewno odzyskamy ten list, a demony odpowiedzialne za to wyślemy w głąb zasranego Piekła.- powiedział pocieszająco Sam.
-Wracajmy już.- powiedziałam zrezygnowanym głosem i pośpiesznie nieczekając na ich odpowiedź wsiadłam do samochodu.
~
Weszłam do biblioteki, gdzie jak zwykle przesiadują chłopcy gdy mają wolny czas, tak samo jak ja. Usiadłam na krześle obok Sam'a, który na mój widok zamknął laptopa i posłał mi promienny uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam.
-Sammy ciebie ciężko odciągnąć od twojego kochanego laptopa- siedzący na przeciw nas Dean skrzyżował na piersi ręce uśmiechając się chytrze- ale jednak wystarczy, że Monic zjawi się, a ty nie ważne co robiłeś przestajesz i skupiasz się na niej. Sammy powiedz co Moni takiego w sobie ma? A może chodzi o coś innego? Coś w rodzaju ...- Dean zatrzymał się w połowie zdania udając że zastanawia się nad czymś. Uśmiechnął się złośliwie do szatyna, którego wzrok gdyby mógł zabijać to blondyn byłby martwy i miał już dokończyć to co zaczął ale Sam mu przerwał.
-Zamknij się.- powiedział wkurzony ale nadal panujący nad sobą Sam. Nigdy jeszcze nie widziałam żeby konśliwy komentarz Dean'a tak na niego podziałał jak czerwona płachta na byka. Blondyn podniósł do góry ręce w obronnym geście, a następnie puścił do mnie oczko.
-Yyy- wydałam z siebie jedynie zdezorientowany pomruk, ale po chwili ogarnęłam się i zaczęłam mówić- Chciałam wam powiedzieć że nie musimy szukać tego listu.
-Jak to?- zapytał szatyn.
-Przypomniało mi się, że moja mama zawsze na wszelki wypadek robiła zapasowe kopie. I wspomniała mi też, że jakby coś poszło nie tak to drugi list jest w moim rodzinnym domu. Dzwoniłam już do Any i powiedziałam że przyjadę.
-Że raczej my przyjedziemy.- powiedział Dean.
-Nie. Chcę to zrobić sama.- powiedziałam dobitnie.
~
Ustałam przy samochodzie, który zabrałam z bunkra. Pomysł że sama mam jechać nie spodobał się braciom wręcz nachalnie próbowali zmienić moje zdanie, w końcu martwią się o mnie, więc nie dziwię się czemu tak się zachowują. Dla nich gotowa byłabym pójść za nimi do Piekła, a szczególnie za takim jednym wielkoludem. Moim pomysłem jednak najbardziej Sam nie jest tym zachwycony. Odkąd wróciłam z Czyśćca zauważyłam w nim zmianę w stosunku do mnie. Tak długo jak go znam wiem że jest opiekuńczy, ale teraz to czasami przesadza, choć akurat w tej sprawie mu się nie dziwię.
-Jesteś pewna?- zapytał długowłosy z miną zbitego szczeniaczka.
-Tak, i nie rób tych słodkich oczek bo nie zmienię swojego zdania.- Szatyn westchnął zrezygnowany.
-Ale ty jesteś uparta.- burknął.
-Spokojnie, Moni to duża dziewczynka.- Dean poklepał pociesznie brata po ramieniu i posłał mi lekki uśmiech.
-Ale masz zadzwonić gdy już dojedziesz.- powiedział stanowczo Sam zatrzymując mnie przed otworzeniem drzwi od samochodu.
-Tak mamusiu, obiecuję że zadzwonię.- zażartowałam. W przeciwieństwie do Dean'a, który krótko się zaśmiał Sam zrobił poważną minę.
-Na pewno zadzwonię, okay?
-Ale na pewno?- on chyba specjalnie to robi żeby jak najdłużej mnie tu zatrzymać.
-Tak.- cmoknęłam go w policzek i z uśmiechem na ustach pożegnałam się z nimi.- Tylko nie zróbcie czegoś głupiego pod moją nieobecność.
-Ciebie też to tyczy.- Dean wskazał mnie palcem. Wsiadłam do samochodu i odpalając silnik ruszyłam przed siebie wzdłuż drogi.
Na moment zerknęłame w lusterko gdzie zobaczyłam odbicie Sam'a, który dotyka policzka w który go pocałowałam, uśmiechnęłam się pod nosem. Włączyłam radio by zrelaksować się i odciągnąć myśli od tego cholernego głodu.
~
Po trzy godzinnej jeździe zatrzymałam się na stancji paliwowej, której przydałby się remont, aby zatankować samochód i kupić sobie jakiejś jedzenie na drogę bo czeka mnie jeszcze jakieś cztery godziny ciągłej jazdy.
Napełniłam bak samochodu, a następnie weszłam do sklepu by zapłacić, a po drodze wzięłam z półki, którą minęłam przekąski. Po zapłaceniu wyszłam i to co kupiłam położyłam na tylnie siedzenie pojazdu. Gdy chciałam siąść za kierownicą poczułam czyjeś nieprzyjemne spojrzenie na sobie, a gdy się odwróciłam zauważyłam znikający za sklepem cień. Poszłam to sprawdzić. Gdy ledwo zdążyłam ustać w miejscu gdzie zobaczyłam ten cień oberwałam mocno w głowę. Poleciałam na ścianę, o którą się podparłam żeby wstać. Nade mną ustał mężczyzna, a gdy dokładniej mu się przyjżałam zdałam sobie sprawę że to demon.
-Król czeka na ciebie.- powiedział czarnooki i wyją coś z kieszeni. Upadłam na chłodną ziemię, a następnie wszystko pochłonęła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top