19.Rozumiem

Iowa, południe

Pojechaliśmy na komisariat. Mordercą okazał się być Arthur Swenson, gliniarz z górnej półki. Siedzimy teraz w biurze szeryfa.

-Arthur był świetnym gliną, służył 20 lat. Zamówił pizzę, którą dostarczyła mu ofiara.- powiedział policjant.

-I co dalej?

-Ofiara nie dojechała do następnego klienta. Ciało znaleziono na chodniku przed domem Swensona.

-Nie miał serca?- zapytałam.

-Nie.

-A co ze Swensonem?-dopytał Dean.

-Padł na werandzie. Był cały we krwi i płakał jak dziecko. Jak na ironię, cały tydzień spędził na zeznaniach w sądzie.

Poszliśmy do pomieszczenia, w którym możemy przesłuchać Arthur'a.

-Więc nie mógł to być on w Mineapolis.- powiedział Sam idąc przez korytarz.

-Za każdym razem ofiara nie ma serca ale sprawcy są najwyraźniej inni.- powiedziałam gdy Sam otworzył drzwi do pokoju i wpuścił mnie jako pierwszą. Przy stoliku siedzi Arthur i patrzy na blat mamrocząc coś pod nosem. Ustaliśmy przednim, a Dean zerknął do dokumentów z zeznaniami.

-Masz jego zeznania?- zapytałam zerkając na papiery.

-Tak jakby. Okazuje się że chyba ześwirował bo nie ma tu nic oprócz tego że coś w kółko mamrocze.- odpowiedział blondyn podając akta Sam'owi.

-Czyli mamy problem.- usiadłam na przeciw mężczyzny.- Zrobiłeś to sam? Albo jakieś niewidoczny głos nakazał ci zabić?- mężczyzna jeszcze szybciej i głośniej zaczął mówić nie zrozumiałe słowa, jeśli w ogóle to są słowa.

-Wkurzyłaś go.- powiedział Dean. Spojrzałam na niego zirytowana.

-Brzmi, jakby to powtarzał. Mogę Ci mówić Art, okay?- Sam pochylił się do niego z butelką wody święconej- Pokropię ci rękę, dobrze?- polał mu rękę ale nic się nie wydarzyło.

-Nie opętał go demon. Nic nie kumam.- odezwał się Dean krzyżując ręce.

-Spójrzcie na jego oczy. Są innego koloru.- patrząc w jego oczy dostrzegłam to samo co w Paulu, coś dziwnego.

-Chodźmy, nic porzytecznego się nie dowiemy od niego.- blondyn zaczął kierować się do wyjścia.

-Powtórz ale powoli.- zwróciłam się do Arthur'a, ten o dziwo mnie się posłuchał, dokładnie się przysłuchałam.

-I co, zrozumiałaś cokolwiek z jego paplaniny?-zapytał drwiąco blondyn stojąc przy drzwiach, zaprzeczyłam głową.- Nie, więc idziemy.

~~~~~

Wynajęliśmy pokój w motelu.

-Mi to brzmi na gaworzenie.- rzekł Dean odsłuchując nagranie, na którym zostało nagrane mamroczenie Arthura.

-Może to jakiś starożytny język.- zaproponowałam.

-Może ale jaki?- dopytał blondyn.

W pomieszczeniu rozbrzmiał telefon Sam'a. Odebrał go.

-Agent Sambora ... rozumiem ... dziękuję za telefon.-skączył rozmowę.

-Co jest?

-Arthur jest w szpitalu, wydłubał sobie oko. Ktoś musi tam pojechać.

-Dobra, ja to zrobię.- Dean wstał z krzesełka, założył kurtkę i wyszedł zostawiając nas samych. Atmosfera zrobiła się trochę niezręczna. Poprawiłam się na krzesełku i włączyłam swojego laptopa. Sam wstał z łóżka i usiadł naprzeciw mnie.

-Możemy porozmawiać?

-Już rozmawiamy.- zaśmiał się, ale po chwili spoważniał co oznacza prawdopodobnie niewygodną dla mnie wymianę zdań.

-Chodzi mi ...

-Wiem, o to co wydarzyło się w Czyśćcu.

Wspomnienie

Zaatakowała nas grupka wampirów. Odciełam kolejnemu głowę, jest ich strasznie dużo.

-Monic!- odwróciłam się w stronę głosu. Benny nie radzi sobie najlepiej, złapali go i jeżeli nic nie zrobię zabiją go. Wściekłam się, poczułam rozpalający się we mnie ogień. Dłonie przybrały kolor ognia tak samo moje oczy. Wbiłam rękę w wampira, który chciał zamachnąć się by zabić mojego przyjaciela, zmienił się w kupkę prochu. To samo zrobiłam z trzema kolejnymi, następnemu oderwałam głowę, a ostatniego podniosłam za szyję do góry. Nie wiem skąd ogień się wziął ale zaczął unosić się po moim ciele zaczynając od stup. Mimo to czuję jedynie jego przyjemne ciepło i to że w jakiś sposób mnie chroni. Ścisnęłam szyję wampira tak mocno że głowa odpadła od ciała i prysnęła krwią brudząc moją twarz. Odsunęłam się od zwłok odzyskując świadomość.

-Monic?- wszystko wróciło do normy. Spojrzałam na zaskoczonego Benny'ego. Gdy się do niego odwróciłam zrobiło mi się słabo, upadłam na kolana. Przyjaciel podbiegł do mnie i ukucnął przede mną. Obiema dłońmi złapał moje policzki, w ten sposób nakazał na siebie patrzeć. Ale niestety powieki zrobiły się takie ciężkie, że nie mogę się skupić na czymkolwiek.

-Monic? Słyszysz mnie? Monic?... - dalej nic nie usłyszałam bo straciłam przytomność.

-Rozumiem że to ciężkie. Ale może jak porozmawiasz z kimś to zdejmiesz z siebie trochę ciężaru.- zamknęłam laptopa i przetarłam dłonią twarz.

-Wolałabym jednak o tym zapomnieć.

-Przerabiałem kiedyś coś podobnego i uwierz mi trzymanie tego w sobie tylko utrudni wszystko.

-Nawet nie wiem od czego zacząć.- spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się swoimi palcami. Może Sam ma rację, może mi jakoś pomogą.

-Spokojnie, nie musisz się śpieszyć.- uśmiechnął się lekko. Cholera. Telefon Sama zadzwonił.- Co jest Dean? Okay ... jasne.

-Co się stało?

-Paul i Arthur przeszli rok temu operację przeszczepu organów. Oboje od tego samego dawcy. Dean ma sprawdzić kim jest ten dawca i ile osób jeszcze dostało jego cząstkę.

-To by pasowało.

-Niby co?

-Od każdego z nich czułam coś dziwnego, mrocznego. Wychodzi że dostali organy prawdopodobnie od jakiejś nadprzyrodzonej istoty.

~~~~~

Dean'owi udało się dowiedzieć kim jest dawca, Brick Holms. Jedziemy teraz do jego domu.

-Ile organów oddał?- zapytałam blondyna.

-Łącznie osiem.

-Nie wiarygodne że chodzi o tego słynnego sportowca.- zafascynował się Sam.

-Chyba mało słynnego bo go nie znam?

-Serio? Zawodowy futbolista. Gość był u szczytu formy przez milion lat. Rok temu miał wypadek samochodowy, zjechał z mostu. Nadal nic ci nie świra?- spojrzał na mnie Sam.

-Niestety nie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top