15. Trzy klucze do końca cz.2
Otworzyło się przejście, zobaczyliśmy przesłodki pokój w różowo-białej tonacji i siedzą na łóżku młodą dziewczynę. Ubrana jest w koszulę nocną i w rękach trzyma misia, z przerażeniem patrzy na nas.
- Nie skrzywdzimy cię. Patrz nie mamy kłów.- powoli do niej podeszłam chowając broń, chłopcy też ją schowali.- Chcemy tylko porozmawiać.
~~~~~
Dean przykrył ją swoją kurtką.
- Miałam wtedy 8 lat mama zostawiła mnie na placu zabaw, a sama pobiegła do sklepu. Podszedł do mnie starszy mężczyzna mówił że jestem śliczna i wyjątkowa, zabrał mnie. Od tego czasu mieszkam ... z tymi stworami. Jestem jedną z jego wyjątkowych dziewczyn. Zadaniem reszty było dopilnowanie żebym zawsze była gotowa dla Alfy. Myły mnie i codziennie podawały kroplówki żeby moja krew była czysta.
- Robili tak przez 12 lat?- zapytał Sam.
- Dziewice są przysmakiem. Zawsze ma przynajmniej jedną pod ręką.- bardzo żal mi tej dziewczyny, ten potwór za to zapłaci. Z pewnością w głosie powiedziałam jej:
- Obiecuje że wrócisz do matki.- posłałam jej szczery uśmiech.
- Myślisz że mnie pamięta?
- Na pewno.
-Ci ludzie to twoi przyjaciele?- Dean wskazał na martwe wampiry.
- Dbają o Alfę gdy tu jest. Tydzień temu wrócili z "łatwego polowania". Przyszło troje ludzi i w ogóle nie walczyli. Ale gdy wampiry zaczęły się pożywiać nimi krzyczały z bólu. Ci którzy się pożywili umarli natychmiast. Jeden gdy to zobaczył przerzucił się na zwierzęta.
-Wiesz gdzie teraz jest Alfa?
-Nie. Chodź gdy coś jest nie tak udaje się w jedno miejsce.- wyjełam telefon by móc go znaleść.
-Co to takiego?- przyglądała się urządzeniu.
- To namierzacz palantów.- z odpowiedzią wyprzedził mnie blondyn. Posłałam mu minę typu Serio musiałeś?
- Pomoże znaleźć Alfę. Tylko podaj adres.
- Nie znam go. Gdy mnie tam zabierają mam zawsze zawiązane oczy. Ale pamiętam coś co może pomóc.
- W porządku. Zrób co w twojej mocy.-powiedział Sam.
~~~~~
Następny dzień, sklep
Wyszliśmy ze sklepu powoli kierując się do samochodu. Dean znowu narzeka że te królicze jedzenie jest okropne i że może się od tego pochorować.
-Jeśli mamy powalić Alfę potrzebujemy krwi umarlaka.-rzekł Sam.
-Albo syropu Dicka który zabija wampiry.- zaproponowałam, chłopcy chyba niezbyt zrozumieli o co mi chodzi.
-No tak. Wystarczy się rozejrzeć, pływamy w truciźnie na krwiopijców.- Dean załapał.
-Spójrzcie na tamtego kolesia na ławce, niezbyt kontaktuje z światem.
Podeszliśmy do niego. Sam zaczął mu tłumaczyć że jesteśmy z Czerwonego Krzyża i że mamy braki krwi dla potrzebujących. Niestety on nic nie zrozumiał dlatego Dean po prostu kazał mu wystawić rękę bo potrzebujemy jego krwi. Zdziwiliśmy się że grzecznie wystawił rękę a Sam mógł pobrać mu krew.
~~~~~
Jedziemy teraz szukając kryjówki Alfy. Dziewczyna stara się jak może aby przypomnieć sobie jaką kolwiek informację która by nas poprowadziła w właściwe miejsce.
Po pewnym czasie znaleźliśmy to miejsce. Dziewczyna rozpoznała je, to klasztor.
Wróciliśmy do hotelu. Przygotowaliśmy broń, zostawiliśmy tu dziewczynę a sami pojechaliśmy spowrotem do kryjówki Alfy.
Siedzimy w samochodzie niedaleko budynku, w którym jest Alfa.
- O tej porze większość z nich kima. Nie będą wiedzieć co ich trafiło.- rzekł Dean.
- Poprzednie załatwienie Alfy wymagało dwunastu łowców. A większość i tak nie wyszła z tego żywa.- Sam zaczął wątpić.
-Spokojnie wielkoludzie, wtedy nie mieliście mnie.- uśmiechnęłam się dumnie,a chłopcy się zaśmiali.
Sam zaproponował że może spróbujemy pogadać z Alfą i poprosić go o pomoc.
Weszliśmy do budynku. Ostrożnie przechodzimy przez korytarz. Nagle zaatakowała nas chmara wampirów. Walczyliśmy ale było ich za dużo. Złapali nas i zabrali broń, przynajmniej tą którą widzieli.
Zaprowadzili nas do dużej sali, w której przy długim stole na środku siedzi Alfa, a obok niego stoi Emily, dziewczyna którą zostawiliśmy w hotelu.
-Cześć Sam, Dean, Moni.- zdrobniła moje imię i uśmiechnęła się słodko.
-Niemów tak do mnie gówniaro.- tylko bliscy mogą tak się do mnie zwracać.
-Lepiej zważaj na słowo albo skończysz jako moja przekąska.- odezwał się do mnie Alfa.
-Niezła z ciebie aktorka jak na dziewczynę wychowaną w piwnicy. Wygrałaś nagrodę w kategorii "syndrom sztokholmski".- zażartował Dean.
-Chcieliście skrzywdzić mojego tatę.- zrobiło mi się trochę niedobrze gdy go tak nazwała.
-Musisz być nieźle stuknięta aby swojego porywacza tak nazywać, który do tego cię wykorzystuje i jesteś jego suczką.- ostatnie słowa powiedziałam z obrzydzeniem, Alfa pokazał coś w stronę wampira obok mnie, a ten złapał mnie za włosy i uderzył moją twarzą o stół przy którym stoimy. Aż zakręciło mi się w głowie, a z nosa poleciało trochę krwi.
-Monic w porządku?- z troską zapytał Sam, pokazałam mu jedynie kciuk w górę. Wytarłam rękawem krew z twarzy.- Przyszliśmy tylko pogadać.- rzekł szatyn.
-Teraz gdy moi ludzie zabrali wam ostrza i strzykawki?- prychnął Alfa - Jesteście zabawni.
-Myśleliśmy że chowasz urazę.-powiedział blondyn.
-Bo mnie schwytaliście, torturowaliście i sprzedaliście królowi Piekła?
-To raczej nasz dziadek to zrobił.- zaśmiał się kpiąco Dean za co spotkało go to samo co mnie.
- Dzięki to było super.- blondyn wytarł cieknącą krew rękawem.
-Mam zamiar zedrzeć wam twarze i pić powoli waszą krew.
- Potrzebujesz nas. Wiemy czym jest zaraza. Co wiesz o lewiatanach?- Sam zaczął przekonywać Alfę.
-Co nieco.
-Wiesz że zatruwają zapasy żywności co powoduje że ludzka krew jest trująca?
-Roman nie wspominał o tym gdy jakiś czas temu jedliśmy kolację. Jesteśmy w doskonałych stosunkach.
-A wspominał że ma zamiar naćpać całą ludzką populację?- Sam nadal próbuje go przekonać.
-Twierdził że schwytanie przekąski będzie łatwiejsze niż kiedykolwiek.
-W tej formule jest pestycyd! Myślisz że Dick ma zamiar się dzielić? To jesteś w ogromnym błędzie. Twoje dzieci nie umierają bez przyczyny. Lewiatany są zachłanne, pozbywają się konkurencji.- może to go przekona. Chwilę się zastanawiał.
-To by wam pasowało. Potrzebujecie mnie po swojej stronie.
-Zrozum, nie macie żadnego układu. Wiemy jak powstrzymać Dicka i resztę. Potrzebujemy tylko twojej krwi do broni.- powiedział Dean.
-Nagle chcecie zapobiec zagładzie wampirów?
- Ale to lepsze niż umrzeć razem z wami.
Do Alfy podszedł mały chłopiec oznajmiając że Edgar przyszedł, lewiatan i zaufany pomocnik Dicka.
-Zabawny zbieg okoliczności.-rzekł Sam.
-Zaprowadzcie ich do gabinetu.- wampiry złapały nas i zaczeły ciągnąć w jakimś kierunku.
-Popełniasz błąd!
Zaprowadzili nas do jakiegoś pokoju i zamknęli.
- Myślicie że Edgar jest tu z tego samego powodu co my?- zapytał blondyn krążąc po pokoju.
-Jeśli wiedzą po co tu jesteśmy to na pewno Edgar nie przyszedł tu na pogaduszki.- powiedziałam.
-Pożre go żywcem.- stwierdził Sam.
Wyciągnęłam z płaszcza dodatkową maczetę, którą dałam Sam'owi i dwie strzykawki z wamptonitem, jedną dałam Deanowi oraz nóż którym mam zamiar otworzyć zamek w drzwiach.
-Jak ty wogóle to wszystko mieścisz?
- Mam swoje sztuczki.
Otworzyłam drzwi, wyszliśmy na korytarz. Zaszliśmy jeszcze do pomieszczenia, które jest chyba kuchnią i wzięliśmy wszystko co zawiera boraks.
Weszliśmy do pokoju w którym jest Alfa z lewiatanem.
Na podłodze leżą martwe wampiry, a Edgar zbliża się do Alfy który leży na ziemi. Oblałam go boraksem, a Sam odciął mu głowę. Dean chciał siłą zabrać trochę krwi wampirowi ale ten go odrzucił. Alfa wstał i usiadł przy stole. Wziął kielich i wlał do niego swojej krwi z nadgarstka.
- To za załatwienie Edgara. Teraz idźcie.- przesunął kielich w naszą stronę, wzięłam go.
-A co z chłopcem?- przypomiało mi się o nim, na pewno go tu niezostawie, spojrzałam na Sama.
-Ile masz tu jeszcze dzieci dziwolągu?
-W tej chwili tylko jedno. Emily pomóż Allanowi się ubrać. Wychodzi z nimi. Żadnego podziękowania? Nie podoba wam się że nie możecie teraz mnie zabić tylko później.
-Mniej więcej.- rzekł gburowato Dean.
Bracia zabrali chłopca i wyszli pierwsi, ja zostałam chwilę.
-Jeszcze czegoś chcesz?
-Podziękować, nie musiałeś nam pomagać, mogłeś pozwolić abyśmy zginęli.- zdziwił się moją wypowiedzią.
-Ale wtedy i moje dzieci by ucierpiały.
Zawieźliśmy chłopca na komisariat aby mógł wrócić do rodziców.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top