10. Prorokuj nam.
Nie!! Co się stało? Poczułam jak jakaś siła zepchnęła mnie z krzesełka na którym siedziałam.
-Co do jasnej cholery!!- krzyknęłam otrząsając się. Zobaczyłam jakiegoś chłopaka zabierającego moją torbę, w której jest tabliczka i wybiegł z pokoju. Wstałam z ziemi i ruszyłam pędem za nim.
Biegłam przez korytarz krzycząc żeby się zatrzymał, ale jak można się spodziewać nie posłuchał mnie. Złapałam go dopiero przy zakręcie gdzie nie wyrobił się i wpadł na ścianę. Siłą pociągnęłam go za koszulę i pchnęłam do pustego pomieszczenia. Przewrócił się na plecy, a ja zamknęłam drzwi na zamek. Przyjrzałam mu się dokładniej.
-Ani demon ani paszczak. Gadaj coś ty za jeden!- powiedziałam gdy miałam pewność że nie jest żadnym nadprzyrodzonym potworem.
-Jestem Kevin Tran ... licealista, poziom rozszerzony ... błagam nie zabijaj mnie ... proszę.- zaczął panikować i jęczeć przyciskając jeszcze bardziej torbę do klatki piersiowej. W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić, jego zachowanie mnie zdezorientowało. Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać z podłogi.
-Okay młody, spokojnie nie mam zamiaru cię zabić, a przynajmniej jeszcze nie.- gdy wstał na równe nogi próbowałam zabrać mu torbę, ale on zawzięcie nie chciał jej puścić.- Może łaskawie oddasz mi moją torbę, no dalej.
-Nie mogę.
-Jak to nie możesz?
-Coś nie pozwala mi tego oddać komukolwiek. -przetarłam dłonią twarz już podirytowana.
-No dobrze zacznijmy od początku. Opowiedz wszystko oczywiście co jest związane z tą dziwną sytuacją. Dasz radę?- zapytałam, a azjata potwierdził głową.
Powiedział mi skąd jest oraz że jest uczniem liceum, a raczej był nim do tej pory oraz że ma 17 lat. Najciekawsze jednak było to co zaczął tłumacz później, że w nocy zaczęła boleć go głowa i nie wiadomo skąd uderzył w niego piorun kiedy był w swoim pokoju, który został zniszczony. Jakaś siła powiedziała że musi znaleźć tabliczkę i podała dokładne miejsce gdzie musi przyjechać aby ją przejąć więc ukradł samochód swojej mamy.
-Ciekawe przeżycia. Bolało jak dostałeś piorunem?- zapytałam próbując zabrzmieć zabawnie żeby trochę rozluźnić atmosferę.
-Tak i to bardzo.
Opowiedziałam mu tak w skrócie o potworach i nadprzyrodzonym świecie żeby wiedział w co został właśnie wplątany. Nie był zadowolony z tego co mu przekazałam.
-Czyli potwory istnieją?
-Tak i nie tylko one istnieją są jeszcze na przykład anioły.
-Anioły? Takie ze skrzydłami?
-W pewnym sensie tak.
-Za dużo tego na dziś.- powiedział poddenerwowany. Położyłam mu rękę na ramieniu aby dodać mu trochę otuchy.
-Wydaje mi się że to jeszcze nie koniec niespodzianek na dziś. Skoro coś ci każe chronić tą tabliczkę to może potrafisz ją przeczytać? Weź ją i spróbuj.- zaproponowałam mając nadzieję że się uda. Wyją ją z torby i wziął do ręki, zaczął przyglądać się co na niej pisze.
-Co to są lewiatany?
-Zaraz, to jest o lewiatanach?
-Tak, konkretnie to o tym jak powstały i jeszcze o czymś.
-Jest tam napisane jak ich się pozbyć?- o rany, to świetna wiadomość. Teraz może dowiemy się jak ich się pozbyć.
-Nie wiem, ciężko jest się skupić by cokolwiek przeczytać. Co to są w końcu te lewiatany?
Wyjaśniłam mu czym są, a on aż zbladł ze strachu.
-Spokojnie przy mnie włos z głowy ci nie spadnie.
-Obiecujesz, że nic mi się nie stanie?
-Obiecać ci mogę, że zrobię wszystko co w mojej mocy aby nic ci się nie stało.-uśmiechnęłam się do niego serdecznie, a on niepewnie to odwzajemnił.
-Umiesz czytać tę tabliczkę, coś ci każę ją chronić itp, wnioskując, może jesteś no nie wiem ... może prorokiem.
-Ja prorokiem. O nie, nie pisałem się na to. Chcę dostać się na super studia, chcę zostać pierwszym w historii prezydentem USA, który ma azjatyckie korzenia! Nie mogę być prorokiem i co to w ogóle znaczy?
-Przykro mi ale twoje plany szlak jasny trafił.
-Nie! Chcę wrócić do domu!
-Uspokój się krzykami i paniką niczego nie wskórasz. I nie możesz teraz wrócić do domu bo na pewno będą cię szukać.
-Co? Kto niby?
-Lewiatany, a może nawet i demony. Takie wieści szybko się rozchodzą.
-To co teraz ze mną będzie?
-Zabiorę cię do siebie i coś wymyślimy. Pomożesz nam pozbyć się lewiatanów.
-Ale ja nie umiem walczyć.
-Nie musisz, przetłumaczysz tyko tabliczkę. Nie mam zamiaru mieszać cię w to wszystko.
-Dzięki. Zmieniając temat jak zostałaś łowcą?
-To nie jest przyjemny temat do rozmowy.
-Przepraszam, nie chciałem.
-Nic nie szkodzi, już się przyzwyczaiłam. Chodzi o to że dla ciebie może być nieprzyjemne.
-Czyli opowiesz?
-Jasne.- opowiedziałam mu w skrócie o swojej historii. Jego mina wyrażała niedowierzanie.
-Miałaś rację nieprzyjemne się tego słucha.-zaśmiałam się, a on razem ze mną.
-Co właściwie robisz w szpitalu?
-Moi przyjaciele mieli wypadek. Jeden z nich czyli Sam ... on możliwe że ... nie dożyje do końca tygodnia.- aż zabolało mnie serce gdy mówiłam te słowa.
-Przykro mi.- uśmiechnął się smutno i dotknął mojego ramienia aby trochę mnie wesprzeć.
-Jest szansa, jego starszy brat Dean znalazł kogoś kto może pomóc.- mam nadzieję że wszystko potoczy się po naszej myśli.
Trwającą ciszę w pomieszczeniu przerwała piosenka z mojego telefonu " What's up " wykonawcy 4 Non Blondes. Na wyświetlaczu zobaczyłam imię Deana, natychmiast odebrałam połączenie. Bałam się co może mi powiedzieć.
-Cześć, i jak?-zapytałam podenerwowana.
-Hej, chodź do sali, a sama się przekonasz.- mimo, że nie widzę go to dałabym głowę że teraz szczerzy się jak głupek.
-Kto to był?- zapytał z zainteresowaniem Kevin.
-Dean, udało się. - teraz sama szczerzę się jak wariatka. Ruszyliśmy do pokoju Sama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top