III
Obudziło ją mocne kopnięcie w bok. Zaskoczona otworzyła oczy wyciągając powietrze w płuca. Zamrugała parę razy. Z jednej strony rażące słońce, z drugiej mroczki. Dopiero po chwili obraz się ''ustabilizował''.
- Witamy Śpiącą Królewnę.
Uniosła zaskoczona głowę słysząc nieznajomy głos.
Przed nią stało trzech rosłych mężczyzn. Najwyższy z nich wysunął się naprzód z rozłożonymi szeroko ramionami. Hannah miała niejasne uczucie, że gdzieś go już wcześniej widziała. Ale musiało to być tak dawno, że wspomnienie było niejasne.
- Och, no nie mów, że mnie nie pamiętasz - szatyn złapał się teatralnie za serce i zrobił bokejącą minę.
Cóż, przynajmniej teraz miała pewność, że na pewno go zna.
- A powinnam cię pamiętać?
- Przypomnę ci. Bal absolwentów, korona no i... - uśmiechnął się szeroko i zaśmiał. -Łazienka.
Hannah zrobiło się niedobrze.
Doskonale pamiętała tamten wieczór, mimo, że przez te wszystkie lata starała się wykmazać je z pamięci.
- Jason.
- Witaj skarbie.
______________
Po czasie, który wydawał jej się wiecznością, dobiegła do motelu. Kiedy w końcu dopadła do drzwi, zawahała się. A jeżeli porywacz nadal jest w środku i czeka tylko aby ją zaatakować? Zwykle tak było.
- Niech tylko frajer spróbuje - mruknęła do siebie i zza paska od spodenek wyciągnęła złoto-brązowy pistolet.
Trzymając broń w zanadrzu otworzyła powoli drzwi. Weszła do środka i poobracała się parę razy w koło. Kiedy nie zauważyła nic - i nikogo - podejrzanego, ruszyła do kolejnych pomieszczeń.
Łazienka również okazała się pusta, tak samo jak niewielka kuchnia. Już miała zamiar z niej wyjść, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi wejściowych. Jak najciszej przywarła plecami do ściany i czekała tylko aż domniemany porywacz do niej podejdzie.
Tylko jaki porywacz wraca drugi raz na miejsce "zbrodni"?
Zanim zdążyła to rozmyślić, do pomieszczenia wkroczyła jakaś postać.
Niko wycelowała w niego pistoletem i warknęła:
- Nawet nie waż się drgnąć.
Przybysz odwrócił się powoli trzymając recę w obronnym geście. W jednej dłoni trzymał srebrny pistolet. Gdy w końcu postać odwróciła się do niej twarzą, otworzyła szerzej oczy.
- Dean?
- Cześć, mała. Jak miło, że zapamiętałaś moje imię - zaśmiał się nerwowo.
Niko przekrzywiła głowę. Zwykle gdy tak robiła, Hannah śmiała się z niej, że wygląda wtedy jak ptak.
- Odłóż broń - rozkazała.
- Spokojnie. Ja nigdy bym nie...
- Powiedziałam, odłóż tą cholerną broń.
Dean spojrzał na nią. Gdy uświadomił sobie, że nie żartuje odłożył broń na ziemię. Cały czas patrzył w jej oczy. W końcu wyprostował się i skinął głową na pistolet w jej ręce.
- Teraz twoja kolej - powiedział.
Niko parsknęła śmiechem i potrząsnęła bronią. Naboje zagrzechtały lekko. Jak dobrze, że przed wyjściem z motelu naładowała magazynek.
- Pieprz się. Mam wielką ochotę wsadzić ci jedną kulkę między oczy, za to, że mnie śledziłeś!
- Nie zrobisz tego - nagle ktoś przyłożył jej spluwę do tyłu głowy.
Znała ten głos. I pomyśleć, że jeszcze jakieś 10 minut temu okazywał jej wsparcie oraz zrozumienie.
- Zrobię - odpowiedziała i przyłożyła drugi pistolet do serca Sama. Zawsze miała przy sobie więcej niż jedną broń.
Przez chwilę panowała upiorna cisza, podczas której odwróciła się w stronę Sama i spojrzała na niego wrogo.
Celowali w siebie pistoletami nie okazując strachu ani niepewności. Niko nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. A powinna przyzwyczaić się do ciągłego zawodzenia od strony innych ludzi. Tych bliższych, jak i dopiero poznanych. Więc dlaczego to nadal bolało?
- Niko, podsłuchaj. Nie jesteśmy twoimi wrogami - w końcu Sam przerwał ciszę.
- Skąd mam mieć pewność? Ledwo was poznałam, a ktoś porywa moją przyjaciółkę. Wiesz jak to wygląda?
- Jakbyśmy specjalnie cię zatrzymali, a potem nasłali na twoją przyjaciółkę naszego wspólnika? - na słowa Deana, Niko wywróciła oczami. Chociaż właśnie to chodziło jej po głowie.
- Zamknij się, Dean - odpowiedziała równo z Samem.
Dean wyrzucił ręce w górę i odwrócił się w stronę drzwi.
- Nagle się zgadzacie? - mruknął pod nosem.
- Hej - Sam zwrócił się do Niko.
Skinął na swoją broń, po czym odłożył ją na blat niedaleko jej ręki. Obserwowała go z uwagą. Chyba posługiwał się bronią wystarczająco długo, aby stanowiła przedłużenie jego ramienia. Zupełnie jak ona.
- Widzisz, nie mamy złych zamiarów. Chcemy ci pomóc - spojrzał nad jej ramieniem i zmarszczył brwi. Potem ponownie na nią spojrzał. - I chyba wiemy kto porwał twoją przyjaciółkę.
_______________
- Demony?
Pół godziny później siedzieli wszyscy w pokoju motelowym braci, zaledwie dwie przecznice dalej. Po drodze wstąpili do jakiejś knajpki i kupili po hamburgerze oraz kawie. W końcu jej jedzenie wylądowało na chodniku.
Ugryzła wielki kawałek bułki i żuła go w milczeniu. Zastanawiała się nad długą opowieścią chłopaków, pełną potworów, śmierci i walki o życie. Przypominało to trochę jej życie sprzed dziesięciu lat. Tylko zamiast potworór byli ludzie, zamiast śmierci - ciągłe zdrady i rozczarowania, a walka o życie - było walką o życie.
- I sądzicie, że to właśnie one porwały Hannah? - zapytała.
Dean chyba się na nią obraził, bo leżał na jednym z łóżek odwrócony do nich plecami. Sam zajmował drugie łóżko, a ona sama siedziała na stoliku naprzeciw niego. Bezwiednie machała nogami próbując poukładać myśli.
- Jesteśmy tego pewni - Sam wzruszył ramionami.
- Na jekiej podstawie?
- Musisz zadawać tyle pytań? - zirytowany Dean przewrócił się na plecy. Niko łypnęła na niego znad kawy.
- Mam prawo.
- Ale nie musisz z niego korzystać
- odwarknął chłopak.
- A co ci do tego?
- Irytujesz mnie.
- A ty mnie wkurzasz. Żałuję, że nie strzliłam ci w łeb.
Dean podniósł się gwałtownie.
- A ja żałuję, że w ogóle za tobą pojechaliśmy!
- A kto was o to prosił?! - postawiła zamaszyście kawę na stoliku, tak, że parę kropel napoju wyjądowałk na jej nodze.
Nagle Sam skoczył na równe nogi.
- Nie kłóćcie się. Dean, jedź sprawdzić ciało tamtego wampira - spojrzał na brata, który nadal wrogo patrzył na Niko. W końcu podniósł się i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
"Jaaak dziecko" - pomyślała dziewczyna.
- Musisz mu wybaczyć, mamy ciężki dzień w pracy - Sam zajął z powrotem swoje miejsce.
- W pracy, jasne.
Niko zmięła papierek po hamburgerze i wrzuciła go do pustego kubka po kawie.
- Właśnie, Niko - Sam odezwał się do niej. - Ja też muszę do niej wracać.
Niko zeskoczyła ze stolika i chwyciła klucze do jej pokoju motelowego.
- Jasne. Nie zatrzymuję cię już. Idę do siebie - oznajmiła i ruszyła do wyjścia.
Już miała otworzyć drzwi, gdy Sam zatrzymał ją, odcinając do nich dostęp.
- Nie ma mowy. Nie możesz teraz zostać sama.
- Tak. Bo mnie również dopadną demony - zakpiła. Zaraz jednak machnęła ręką uświadamiając sobie głupotę jej słów.
- To co, mam tutaj siedzieć?
Sam zaśmiał się i chwycił granatową koszukę z krzesła. Podał ją Niko z uśmiechem.
- Nie. Pojedziesz ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top