II

Kopnięta puszka przecięła ulicę i zatrzymała się przy hydrancie. Zirytowana Niko szła chodnikiem z rękami wepchniętymi w kieszenie spodenek. Po drodze trącałaa butem wszystko co leżało na jej drodze. Wcześniej o mało nie kopnęła jakiegoś brudnego kota, który wylegiwał się spokojnie. Przestraszone zwierzę syknęło na dziewczynę i czmychnęło w zaułek.
Właściwie nie rozumiała własnego zachowania. Powinna być zdezorientowana, spanikowana albo chociażby przestraszona. A zamiast tego była cholernie wkurzona. Nie wiadomo na kogo. Może na Hannah, która niczego nie pamiętała. Albo na siebie, ponieważ spowodowała cały ten wypadek.

Ale jeżeli miały wypadek, to dlaczego nic im się nie stało? I jakim cudem znalazły się w tym
głupim motelu?

- Przepraszam...

Zaskoczona Niko wzdrygnęła się słysząc obcy głos. Odwróciła się w jego stronę.

Na ziemi, opierając się o witrynę sklepu muzycznego siedział wychudzony staruszek. Wyciągnął do dziewczyny błagalnie dłoń.

- Ma może pani dolara? Bardzo proszę - głos miał słaby i drżący.

Po sekundzie wahania Niko przeszukała kieszenie i wyciągnęła pomięty banknot pięciodolarowy.
Podała go staruszkowi lekko się uśmiechając.

- Prosz...

Nagle mężczyzna złapał ją za nadgarstek. W pierwszym odruchu Niko chciała wyszarpnąć rękę. O dziwo, starzec miał żelazny uścisk.

- Proszę mnie puścić.

- Słuchaj dzewucho - teraz jego głos był niski i zaskakująco silny.

Niko spojrzała w oczy staruszka. Jarzyły się intensywnym błękitem.
Przez chwilę wydawały się jej piękne, nie z tej ziemi. Potem jednak uświadomiła sobie, że były przerażające. Nie posiadały bowiem normalnych, jak u ludzi czarnych źrenic. U niego były one białe. Okropne i szokujące.

- Nie wiem czego chce od was Valentin, ale nie myślcie sobie, że jesteście bezpieczne. My was widzimy. Jeden nieodpowiedni ruch i doświadczycie czegoś dużo gorszego niż śmierć.

Po tych słowach zniknął. Dosłownie. Rozpłynął się w powietrzu. Pozostało jedynie pięć dolarów, które wypadły Niko z ręki.

- Jasna cholera.

Nie wiedząc co dokładnie zrobić w takiej sytuacji, odwróciła się i biegiem pobiegła do kawiarni.
Jak na złość najbliższa kawiarnia znajdowała się cztery przecznice dalej. Zanim do niej dotarła burczalo jej już w brzuchu non stop. A jako, że człowiek głodny to zły, Niko wkurzona zamaszystym ruchem otworzyła dzrzwi.

I dosłownie w tym samym momencie ktoś chciał wyjść. Żaden nie zauważył drugiego. Wysoki chłopak zderzył się z nią, ochlapując od stup do głowy zimną kawą.

- O Boże. Przepraszam!

Dziewczyna wytarła oczy i spojrzała na nieznajomego. A właściwie nieznajomych. Dwóch facetów stało przed nią z szeroko otworzonymi oczami. Jeden, niższy z nich, uśmiechnął się lekko. Natomiast ten drugi miał skruche wpisaną na przystojnej twarzy.

- Nic... się nie stało - zapewniła Niko wycierając mokrą twarz.

Skrzywiła się. Jakoś nigdy nie przepadała za zimną kawą. Nawet w lato piła gorącą.

- Pomogę ci- wyższy mężczyzna zaczął przetrzącać kieszenie aż znalazł w końcu paczkę chusteczek.

- Brawo Sam. Wygrałeś zakład. Czekam w samochodzie - zielonooki poklepał towarzysza po ramieniu i skierował się do wyjścia. Przechodząc obok brunetki mrugnął do niej.

- On tak zawsze? - zapytała ścierając napój z, na szczęście, czarnej koszulki.

Westchnęła, gdy ciemna plama została na białym napisie. Teraz będzie musiała ją wyprać ręcznie. W motelowej wannie. Miała teraz ochotę zacząć warczeć. Lecz znowu nie wiadomo na kogo. Bardzo niepewny i denerwujący dzień dziś miała.

- Niestety. Przepraszam za koszulkę. Zapłacę za pralnię, obiecuję.

Pralnia! Co za genialny pomysł. Dlaczego ona wcześniej na to nie wpadła?

- Dobrze, że tak bardzo się cieszysz - zaskoczona Niko spojrzała na uśmiechniętego bruneta. Na początku nie mogła zrozumieć o co mu chodzi, ale za chwilę ją olśniło.

Zamknęła sobie usta dłonią.

- Powiedziałam to na głos? - spytała spomiędzy palców.

Chłopak zaczął się głośno śmiać. Niko musiała stwierdzić, że na bardzo przyjemny śmiech. Zirytowana poczuła, że policzki szczypią ją od nie pożądanego ciepła.

- Poczekaj, zaraz dam ci na tą pralnie.

- Nie! To znaczy, nie musisz - Niko zaczęła machać rękoma. Chłopak mógł to wziąć za gest zaprzeczenia, ale ona chciała jedynie ostudzić policzki.

- Jesteś pewna? - zapytał.

Niko pokiwała głową.

- Absolutnie. Fajnie się rozmawiało, ale muszę kupić kawę - już wymijała chłopaka, gdy ten odwrócił się i złapał ją delikatnie za ramię.

- Zaczkaj. Wiesz, mój brat nie da mi spokoju jeżeli chociaż nie poznam twojego imienia.

Niko zamurowało. Nie wiedziała czy mówi on serio czy żartuje. Prawda była taka, że minęło bardzo dużo czasu odkąd flirtowała z jakimkolwiek chłopakiem. Tak dawno temu, że nie miała teraz pojęcia czy wysoki brunet jej teraz nie podrywa.

- Niko.

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że się odezwała.

- Naprawdę? - chłopak zmarszczył brwi.

Dlaczego nikt nigdy nie chciał jej w tej sprawie uwierzyć?!

- To zrobienie od Nikolette- mimowolnie skrzywiła się na dźwięk ostatniego słowa. Od ośmiu lat nikt jej tak nie nazwał. Dlatego teraz brzmiało ono tak nierealnie i głupio.

Brunet jednak niczego nie zauważył. W zamyśleniu podrapał się w brodę.

Światło późnego poranka wypadło przez oszkloną ścianę skąpując wszystko w miękkim świetle. Oczy nieznajomego nabrały jaśniejszej, zielono-brązowej barwy. Patrząc na nie przypomniała sobie inne oczy. Bardziej niezwykłe i magiczne. O pięknej, srebrnej barwie.

- Nie wiem czemu, ale nie pasuje ci to imię.

Niko ocknęła się z rozmyślenia i rozbawiona spojrzała na chłopaka.

- A żebyś wiedział.

Uśmiechnęli się do siebie, jakby opracowali właśnie jakiś szatański plan opanowania Ziemi.
Nagle brunet wyciągnął do niej rękę.

- Jestem Sam - powiedział i uścisnął dłoń Niko.

- Samuel czy Sammy? - spytała oglądając ciasta na wystawie. Na widok ogromnego tortu czekoladowego pociekła jej ślina.

- Po prostu Sam.

- A mi tam podoba się Sammy- uśmiechnęła się szeroko.

Patrząc na te wszystkie ciasta trafiła ją cholera. Najchętniej wykupiłaby wszystkie. Szkoda tylko, że nie ma tyle pieniędzy. Trzeba zadowolić się tylko jednym. Ale którym?

- Niko. Przestań kleić się szyby - poczuła jak ktoś klepie ją po głowie.

Odsunęła się od szyby przepraszając kasjerkę, która gniewnie na nią patrzyła.

- Ym... muszę w końcu coś kupić.
Podbiegła do kasy zostawiając za sobą rozbawionego Sama.

Zamówiła dwie duże kawy, tort czekoladowy i dwie ogromne kanapki, dla wiecznie głodnej Hannah.

Czekając na zamówienie usiadła przy niskim stoliku. Sam przysiadł się do niej.

- Bardzo dużo jesz.

- Wcale nie. Połowa z tego jest dla mojej przyjaciółki.

Chłopak zmarszczył brwi.

- Więc nie podróżujesz sama?

- Właściwie wcale nie podróżuje. Prawda jest taka, że nie powinno nas tutaj być.

- Jak to? - Sam odprawił kelnerkę, która z przymilnym uśmiechem chciała zabrać od niego zamówienie. Odchodząc rzuciła Niko wyzywające spojrzenie.

- To... skomplikowane - zawahała się - i zupełnie nierealne.

Brunet oparł się o oparcie kanapy.

- Spróbuj mi wytłumaczyć.

"Ale kiedy to naprawdę nierealne" - pomyślała. Co ma mu powiedzieć? Że ktoś przeniósł je w jedną noc na drugi koniec kraju? Teleportowały się? Weźmie ją za wariatkę.
Jakby odgadując jej myśli, Sam pochlił się i powiedział:

- Nie musisz się martwić, na pewno nie uznam cię za nienormalną. Widziałem już wiele rzeczy, i raczej już nic mnie nie zaskoczy.

Przez chwilę nikt się nie odezwał. Niko toczyła wewnętrzny pojedynek. Rozum nie pozwalał na tak nielogiczne wydarzenie, ale serce wręcz krzyczało o zrozumienie. I najwidoczniej wygrywało.

- No dobrze. Ale ostrzegam. To naprawdę jest głupie...

Kolejne minuty wypełniła opowieść o pojawieniu się jej i Hannah w mieście. Ku jej zaskoczeniu Sam nie zarzucił jej kłamstwa i nie uciekł. Wręcz przeciwnie. Był szczerze zainteresowany sytuacją i zadawał czasami pytania. Niko ze szczegółami opowiedziała mu również o spotkaniu ze staruszkiem. Ominęła jedynie część, w której pojawił się srebrnooki chłopak. Nie wiedziała do końca dlaczego to robi, lecz miała niejasne uczucie, że wzmianka o nim pogorszy sprawę.

- No i właściwie to wszystko.

Skwitowała całą opowieść wzruszeniem ramion.
Podziękowała kelnerce za zamówienie i wstała z miejsca. Sam siedział przez chwilę w milczeniu jakby przetrawiał wszystko. Po chwili jednak wstał i położył rękę na jej ramieniu.

- Wierzę ci. Poczekaj chwilę - sięgnął do kieszeni zielonej kurtki i wyciągnął z niej telefon - Dam ci swój numer. Gdyby stało się coś podobnego, zadzwoń do mnie. Nie ważne co się będzie działo, przyjadę.

Wow. Ma chłopak gadane. Niko stała zaskoczona. Zwykle to ona mówiła coś takiego innym.

- O-okey, dzięki - wybąkała w końcu i podała mu swój telefon. Szybko wystukał na klawiaturze szereg cyfr. Po chwili już miała komórkę spowrotem. Uśmiechnęła się, gdy zobaczył jak się wpisał; '' Sammy, ten od pralni''.

W wyśmienitym humorach wyszli z kawiarni. Na zewnątrz spotkali towarzysza Sama, który opierał się o, zajebiście wyglądający, samochód. Nie mogła się przytrzymać i gwizdnęła pożerając wzrokiem auto.

- Znasz się na samochodach? - zapytał zielonooki chłopak uśmiechając się krzywo.

Niko pokręciła głową.

- Moja przyjaciółka się zna. Ja tylko nimi jeżdżę.

Tylko że ''jeżdżę'' w jej wydaniu wyglądało jak wygrywanie na wyścigach ulicznych.

- Przyjaciółka? Będziesz musiała nas ze sobą poznać. Żeby oczywiście porozmawiać o samochodach...

- Dean. Zamknij się - Sam podszedł do chłopaka i poklepał go po ramieniu.

Odwrócił się do Niko i wskazał na nią ręką.

- Dean, to Niko. Niko, to mój starszy brat Dean - przedstawił ich sobie.

- Starszy? - zdzwiona dziewczyna otaksowała wzrokiem braci.

Sam, wyższy z nich, faktycznie wyglądał na starszego. Miał dłuższe, brązowe włosy i jasnozielone oczy. Szerokie ramiona i klatka piersiowa. I nic dziwnego, że kelnerka tak bardzo się do niego przymilała.

Z kolei Dean był jeszcze bardziej barczysty. Można by powiedzieć, muskuły dodawały mi parę centymetrów. Podobnie do brata miał ciemnobrązowe włosy, z tą różnicą, że przycięte na krótko, oraz zielone oczy.

- Kolejna - Dean machnął na nią ręką i wsiadł do samochodu.

Rozbawiona Niko spojrzała na Sama, który rozbawiony przsłuchiwał się rozmowie. Żałowała, że musi ich (go) opuścić.

- Miło się rozmawiało, ale muszę wracać do przyjaciółki - oznajmiła i wyciągnęła komórkę aby wybrać numer do Hannah.

- Jasne. Do zobaczenia - skinął jej głową na odchodnym i zajął miejsce pasażera.

Niko ruszyła chodnikiem dzwoniąc równocześnie do przyjaciółki. Odebrała po trzecim sygnale.

- Aktualnie twoja droga przyjaciółka nie może odebrać telefonu. Mam nadzieje, że cierpliwie poczekasz aż będzie dostępna.

- Niko!

Niko zatrzymała się raptownie słysząc obcy, męski głos i krzyk przyjaciółki. Sygnał urwał się nagle.
Niko nie mogąc zrobić żadnego ruchu słuchała jak zaklęta nie kończących się sygnałów. Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak naprawdę się stało.

Niko nie mogła logicznie myśleć. Puściła kupione dopiero co jedzenie i ruszyła sprintem do motelu. W głowie kotłowały jej się myśli dotyczące tylko jednego: Hannah. Teraz Niko nie mogła dopuścić żeby coś jej się stało. Nie znowu. I nie przez jej nieuwagę.
Biegnąc ile sił w nogach nie zauważyła nawet, że czarna impala ruszyła jej śladem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top