Rozdział 3


Ostrzegam!!! Rozdział:

-pisany na telefonie, więc mogą być błędy (autokorekta i te sprawy) jak jakiś znajdziecie, to piszcie w komentarzach, to poprawie,

-może nie +18, ale +16 na pewno. Czytacie na własną odpowiedzialność.

Elentar składał się, aby ukryta postać go nie zobaczyła. W duchu karcił się za to, że nie ma przy sobie broni. Rodzice zawsze powtarzali mu, iż mimo panującego pokoju, trzeba być przygotowanym na wszystko. Książę widział, że jego ojciec ma miecz przy pasie, a matka na pewno sztylet schowany na udzie. Daenerys też nigdzie nigdy nie rusza się bez, choć najmniejszego ostrza. Tylko on jak zwykle zapomniał się uzbroić.

Zdegustowany pokręcił głową, po czym odpychając od siebie wszelkie obawy, zrobił kolejny krok ku ukrytej osobie. Postać chyba go spostrzegła, albowiem odwróciła się i spróbowała uciec.

-Nie ładnie tak uciekać przed księciem- rzekł Elentar, zagradzając jej drogę. Jakże ogromne zdziwienie go opanowało, gdy ujrzał przed sobą... staruszka. Miał średniej długości, siwe włosy, zaczesane do tyłu. Na jego twarzy odciśnięte było piętno czasu, albowiem była ona przeorana wieloma zmarszczkami. Tylko jego oczy wydawały się nadal młode. Miały kolor butelkowej zieleni, a blask z nich był tak jasny, że wydawał się czystą mądrością.

-Przepraszam, ja nie chciałem uciekać- wyjąkał mężczyzna i chciał coś jeszcze dodać, lecz elf mu przerwał.

-To ja przepraszam, szanowny panie- powiedział ze skruchą, kłaniając się lekko- me zachowanie było karygodne.

-Jesteś szlachetnym młodzieńcem- rzekł staruszek z uśmiechem. Rozluźnił się, gdy zdał sobie sprawę, iż książę się na niego nie gniewa.

-Nie uważam, aby tak było.

-A więc zacznij.

-O co, panu...- zaczął Elentar, lecz tym razem to jemu przerwano.

-Są ci przeznaczone wielkie rzeczy, synu Legolasa i Miriel, bogini wojny i zwycięstwa- ciągnął mężczyzna- od ciebie również będzie zależeć, czy i tym razem to wszystko skończy się zwycięsko.

-Kim pan jest?- zapytał elf poważnym głosem- skąd pan wie o mojej mamie i o jakie " wszystko " chodzi?

-To, kim jestem, nie ma znaczenia. Odpowiedź na to pytanie tylko zamieszałaby w twoim umyśle.

-O co chodzi?- wysyczał Elentar, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny i zaciskając ją w stalowym uścisku.

-Nie nadszedł jeszcze czas, abym mógł ci o tym powiedzieć- odparł staruszek, a w jego głosie można było wyczuć nutę smutku.

-Jeśli mi pan zaraz nie wytłumaczy, o co chodzi, wezwę straże- zagroził książę, lecz jego rozmówca w odpowiedzi tylko zaśmiał się cicho.

-Oboje wiemy, że tego nie zrobisz. Czujesz, że stoimy po tej samej stronie.

-Zrobię- warknął elf i już otworzył szerzej usta, aby krzyknąć, gdy nagle staruszek złapał go za rękę i spojrzał na niego zamglonym wzrokiem.

- Znajdź ją- szepnął tak cicho, że Elentar prawie go nie usłyszał przez grającą muzykę.

-Kogo?

-Twoją siostrę- powiedział mężczyzna poważnie, na powrót stając się normalnym.

-Co jej zrobiłeś?- warknął książę, przyciskając go do ściany. Starał się nie zwracać uwagi na to, że maltretuje staruszka.

-To nie ja. Ratuj ją!

Elentar wiedział, że więcej od niego nie wyciągnie, a nie mógł marnować czasu. Odwrócił się na pięcie, po czym zaczął przeciskać się przez tańczących gości. Wydawało mu się, że wszystko było przeciwko niemu, a zanim dotarł do rodziców, minęły całe godziny, choć było to zaledwie coś koło minuty.

-Gdzie jest Daenerys?- zapytał, stając przed matką. Nie obchodziło go, że jego rodzice właśnie rozmawiają z przyjaciółmi.

-Pewnie gdzieś na sali- odparła Miriel, mierzwiąc włosy syna.

-Nie ma jej!- warknął książę.

-Może poszła już do swojej komnaty- wtrącił Gimli- pewnie uznała, że za dużo tych spiczastych uszu, jak na jeden dzień.

-Ha ha ha- powiedział Legolas delikatnie uderzając krasnoluda w tył głowy.

-Coś jej się mogło stać!

-Elentarze, na pewno wszystko w porządku- rzekł Aragorn kojąco, s jego żona pokiwała głową z uśmiechem.

-Możecie przestać gadać, tylko zacząć coś robić- warknął książę takim tonem, że przez umysł jego rozmówców przeszła jedna myśl.

Ma to po Thranduilu.

-Skoro ma cię to uspokoić- szepnęła Miriel, po czym zamknęła oczy. Nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy otwarła je na nowo. Na jej twarzy pojawiał się gniewny, ale i przerażony grymas.

-Ogród- warknęła, następnie z szybkością godną bogini wypadła z sali. Nikt z gości nawet nie zdołał jej zauważyć. Pozostali najpierw spojrzeli na siebie, po czym jak na komendę ruszyli za nią. Szło im to dużo oporniej, lecz po chwili udało im się wyjść na taras. Legolas nie bawił się w schorzenie po schodach, tylko jednym ruchem przeskoczył barierkę i pobiegł w stronę, skąd dobiegały krzyki.

***chwilę wcześniej***

Daenerys wpatrywała się w tańczących gości. Wszędzie panowała wszechogarniająca radość i szczęście. Wszystkie obecne rasy nie zważały na wcześniejsze konflikty i mile spędzały czas. Tylko ona nie potrafiła się bawić. Elfka przykleiła do swej twarzy uśmiech, który wydawał się szczery nawet dla jej najbliższych. Księżniczka jednak w głębi serca cierpiała. Czuła się, jakby coś trawiło ją od środka. Spojrzała na blondwłosego elfa, tańczącego z jakąś piękną kobietą. Choć próbowała, nie mogła oderwać od niego wzroku, a przez spoglądanie w jego kierunku, z każdą chwilą cierpiała bardziej. Mirgil szeptał coś do ucha swej partnerki, na co ona chichotała cicho. Daenerys ze zdziwieniem odkryła, że chciałaby być na jej miejscu. Gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, złapała kieliszek z winem i jednym chłystem wychyliła całą jego zawartość. Chłodny trunek orzeźwił jej umysł. Elfka postanowiła, że nie będzie się dłużej torturować, spoglądaniem na mężczyznę, który i tak nie zwraca na nią najmniejszej uwagi.

Korzystając z tego, iż goście są zajęci spoglądaniem na jej całujących się rodziców, którzy swoją drogą wyglądali bardzo ładnie, opuściła komnatę niezauważona. A przynajmniej tak myślała.

Mirgil przez cały wieczór spoglądał na nią ukradkiem. Gdy tylko wyszła, zamknął oczy i zrezygnowany pokręcił głową. Stracił kolejną szansę na szczerą rozmowę z nią. Choć... . Uśmiechnął się i rozwarł powieki, po czym przeprosił kobietę, z którą właśnie tańczył, a swoją drogą nie wiedział nawet, jak ma na imię i przyciskając się przez setki gości, w tym taranując jednego krasnoluda, wyszedł z sali prosto w chłodną noc. Teraz pozostało mu już tylko znaleźć księżniczkę, albo raczej "aż" albowiem ogród był ogromny, a ona sama mogła być wszędzie.

***

Daenerys szybkim krokiem przemierzała cały ogród. Sama nie wiedziała, co czuje. Wściekłość? Nie. To określenie było zbyt łagodne. Wydawało jej się, że jeszcze trochę a zacznie razić piorunami. Zaczęła powoli i głęboko oddychać, jednak nie dawało to żadnych efektów. Musiała się na czymś wyżyć. Rozejrzała się wokół, lecz nie ujrzała niczego, co mogłoby jej w tym pomóc. Wzrok księżniczki padł na ogromne krzewy, pełne kwiatów. Pokręciła jednak głową. Nawet mimo złości uważała, że pnące, kolorowe róże są piękne i nie może ich zniszczyć. Szła szybko, nie patrząc pod nogi, więc nawet nie zauważyła kupki drobnych kamieni, o którą się potknęła. Daenerys była jednak elfem, dlatego nie wywróciła się, szybko łapiąc równowagę. Spojrzała ze złością na szare drobinki i... uniosła lekko suknię, tak aby nie krępowała jej ruchów, po czym kopnęła najpierw jeden kamyk, a potem następny i następny. Nie obchodziło jej, że buty, które miała na nogach, będą do wyrzucenia. Liczyły się tylko jej emocje, których chciała się pozbyć. Po chwili uspokoiła się, jednak zajęcie tak ją wciągnęło, że nie przestawała go wykonywać. Była tak pochłonięta kopaniem, niczemu winnych kamyków, iż nie zauważyła obserwującej ją grupki mężczyzn. Gdy spostrzegła, co się dzieje, było już za późno. W jednej chwili poczuła dłoń zasłaniającą jej usta oraz kolejne, obłapiające jej drobne ciało. Księżniczka była przerażona, jednak nie zamierzała dać tego po sobie poznać, ani tym bardziej stać się bierną na to, co chciano jej zrobić.

-Nie wierć się tak- warknął jeden z mężczyzn. Elfka w odpowiedzi kopnęła go w krocze. Jej przeciwnik z cichym krzykiem upadł na ziemię, dosłownie płacząc z bólu. Nie dało jej to jednak żadnej przewagi, albowiem jeszcze trzy postacie trzymały ją w stalowym uścisku, a pozostała dwójka próbowała zedrzeć z niej sukienkę. Kobieta miała unieruchomione ręce, lecz mimo to nadal próbowała walczyć. Została rzucona na twardą ziemię, a korzenie pobliskiego drzewa zaczęły wbijać się w jej plecy.

-Taka piękna- szepnął jeden z mężczyzn- młoda i czysta.

Daenerys usłyszała dźwięk rozrywanego materiału. Chłodny powiew wiatru smagnął jej, prawie że nagie ciało. Myśli dziewczyny poleciały ku sztyletowi, który miała ukryty pod sukienką. Jednak jej nadzieje minęły tak szybko, jak się pojawiły. Oprawcy zdołali go dostrzec. Księżniczka widziała, jak jej broń szybuje w powietrzu, by po chwili spaść kilka metrów dalej. Elfka poczuła się bezsilna. Każdy fragment jej ciała był wręcz oblegany przez szóstkę pożądliwych mężczyzn. Chciała walczyć. Nie chciała być słaba, chciała być jak matka, lecz nie potrafiła. Słone łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Czuła się przegrana. Mocne, twarde ręce zacisnęły się na jej piersiach. Gdyby nie dłoń zasłaniającą jej usta, jęknęłaby z bólu. Poczuła soczyste pocałunki na szyi, obojczykach, piersiach, brzuchu i nogach. A nie był to koniec. Jej oprawcą chodziło o coś innego. Kobieta zamglonym wzrokiem spostrzegła, że jeden z oprychów ściąga spodnie, patrząc na księżniczkę z pożądliwym uśmiechem. Nachylił się nad nią, a jego towarzysze rozstąpili się na boki, robiąc mu miejsce, jednak nadal trzymając swą ofiarę.

-Nie będzie mocno bolało- szepnął człowiek, całując delikatną skórę na jej brzuchu- może nawet ci się spodoba.

Daenerys zamknęła oczy, czując przygniatające ją ciało. Zimna dłoń otarła się o jej najskrytsze i najwstydliwsze miejsce. Czekała na ból. Z jednej strony chciała odwlekać tę chwilę w nieskończoność, z drugiej natomiast chciała już mieć to za sobą. Nagle uścisk na jej ciele zelżał, a obok niej rozległ się donośny trzask i okrzyk bólu. Poczuła, że jest wolna. Otworzyła oczy i z ulgą spostrzegła Mirgila, który z furią wymalowaną na twarzy walczył z jej oprawcami. Jeden z nich, ten, którego spodnie leżały dwa metry dalej, siedział na ziemi, trzymając się za krwawiący nos. Patrzył on na blondwłosego elfa z wściekłością.

Mirgil ogarnięty szałem nie hamował swych ruchów. Zadawał krótkie i celne ciosy, lecz co on sam mógł zdziałać przeciwko piątce ludzi i kolejnemu, który powoli wstawał, aby również go zaatakować. Na szczęście przybyła pomoc. Nikt nigdy chyba nie widział Królowej Miriel tak wściekłej. Ludzie, którzy zaatakowali Daenerys patrzyli na nią z ogromnym przerażeniem, mimo iż nie wiedzieli, kim jest ona naprawdę. Powiedzieć, że wzrok tej elfki był zabójczy, to ogromne niedomówienie. Kobieta stanęła przed pierwszym oprychem, trzymając ręce przy sobie. Wiedziała, że w tej chwili jest gotowa ich wszystkich pozabijać. Mirgil w tym czasie podbiegł do Daenerys, lecz ta nie pozwoliła mu się zbliżyć. Elf na początku nie rozumiał jej zachowania, ale po kilku sekundach prawda do niego dotarła. Księżniczka bała się.

-Jak śmieliście zaatakować moją córkę?- zapytała Miriel nie podnosząc głosu. Elentar miał po Thranduilu przerażająco zimny głos? Chyba jednak nie. Mężczyzna stojący przed nią wzdrygnął się.

-Ona sama chciała- rzekł kpiąco jeden z nich. Wtedy królowa nie wytrzymała. Z nadnaturalną szybkością podbiegła do niego i jednym ciosem rzuciła o pobliskie drzewo. W tym momencie dołączyli do nich pozostali przyjaciele. Legolas widząc, co uczyniła jego żona, ogromnie się zdziwił.

-Kochanie, spokojnie- powiedział kojąco- co ona ci takiego zrobił?

-On chciał- wywarczała Miriel słabym, ale jednocześnie przerażającym głosem, pokręciła głową, po czym podbiegła do córki i mocno ją uścisnęła. Nowo przybyli dopiero teraz spostrzegli księżniczkę. Legolas zobaczywszy, w jakim jest stanie, zrozumiał, co tu się wydarzyło, lub co prawie się wydarzyło. Opanowała go wściekłość, nad którą ani nie potrafił, ani nawet nie chciał zapanować. Oprawcy jego córki, wiedząc co się zaraz stanie, chcieli uciekać, lecz nie zdołali. Dwóch z nich chwycił Aragorn, kolejnego Gimli, następnego Mirgil, a ostatniego, przytomnego Arwena, której natłok negatywnych emocji dodał sił.

-Panie, wybacz!

-My nie chcieliśmy!

-On nam kazał- zaczęli błagać mężczyźni, mówiąc jeden przez drugiego i próbując upaść na kolana, lecz stalowe uściski im na to nie pozwoliły.

-Kto wam kazał?- warknął Gimli gardłowym głosem.

-Nie wiemy.

-On zapłacił.

-Powiedział, że nas jeszcze sowiciej za to wynagrodzi.

-Kto wam zapłacił, za zaatakowane mojej córki?- wycedził król Elyn Lasgalen, wyjmując miecz i kładąc na szyi jednego z parszywców.

-Nie wiemy- wyszeptał ledwie dostrzegalne oprych- panie, nie zabijaj!

-Myślicie, że puścimy was wolno za to, co chcieliście uczynić?- zapytała wściekle Arwena, uderzając z całej siły swojego więźnia, który krzyknął z bólu.

-Nie zabiję was- powiedział nagle Legolas, a pozostali spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

-Panie, dzięku...- zawołał jeden z mężczyzn, lecz król przerwał mu.

-Nie zasługujecie na to, żeby was zabić- rzekł powoli, akcentując każde słowo. Następnie zwrócił się do przyjaciół- do lochów z nimi.

-Chcesz ich tylko zamknąć w lochach?- krzyknął wściekły Mirgil.

-Tak- odparł Legolas- będą tam siedzieć, puki nie zdechną z głodu.

Jego przyjaciele pokiwali głowami ze zrozumieniem, po czym zaczęli ciągnąć zbójców w stronę wejścia do lochów. Król od razu podbiegł do żony i córki, lecz widząc, w jakim jest stanie, stanął metr od nich.

-Już w porządku, kochanie. Jesteś bezpieczna- szeptała Miriel łagodnym tonem i głaszcząc po plecach łkającą Daenerys. Król widział, iż, mimo że wydaje się silna, sama jest na granicy załamania. Jego żona miała zaczerwienione oczy i ledwo powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć płaczem. Legolas widząc, iż jego córka lekko zadrżała, zdał sobie sprawę, że musi być jej zimno. W gniewie nie zwrócił uwagi na to, jak mocno podarta jest jej suknia. Szybko zdjął z siebie marynarkę i zarzucił ją na jej ramiona. Młoda elfka otuliła się szczelnie materiałem, mocząc go słonymi łzami. Kto był gotowy zapłacić, za to, aby zrobić coś tak strasznego tej pięknej, młodej kobiecie? Kim był staruszek i skąd wiedział, co się dzieje? Ale przede wszystkim, to koniec? Czy może dopiero początek okrutnych zdarzeń?

Pewnie będziecie na mnie źli, za to, co napisałam, ale nie mogłam inaczej. To wydarzenie to taki drobny kamyk, który zapoczątkuje całą lawinę.

Mam nadzieję, że się wam mimo wszystko rozdział podobał. Poza tym chciałabym oświadczyć, że od wczoraj zajmuje się robieniem okładek do książek :-) stworzyłam nową historię na wattpadzie, więc jak ktoś zainteresowany, to proszę wpadać :*** Miłego po południa ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top