Rozdział 20 [2]

Rażąca siła eksplozji wywołała niemałe zamieszanie. Ludzi ogarnęło przerażenie i palące uczucie szoku. Wszyscy zaczęli się cofać, nie wiedząc, co dalej uczynić. Nie mieli jednak zamiaru się poddać. Co to, to nie! Bali się jednak walczyć z siłą, z którą wiedzieli, że nie mogą wygrać.

Choć dowódcy poszczególnych części wojska próbowali zapanować nad sytuacją, sami nie wiedzieli, co mają dalej czynić. Zdawało się, że tylko Elentar nie stracił zimnej krwi. Rozglądał się wokół, a widząc rozgrywające się próżne zamieszanie, postanowił działać. Wskoczył na mur, nie zważając na to, iż w tej chwili jest łatwym celem dla przeciwnika.

-Spokój! Stójcie!- krzyknął, lecz przez piekielny hałas panujący wokoło, mało kto go usłyszał. Po raz drugi spróbował zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych, jednak skutek był ten sam. Elf chciał już zrezygnować, gdy poczuł napływ dziwnej energii, która przyjemnie łaskotała jego gardło. Uśmiechnął się, szepcząc podziękowanie, po czym nabrał powietrza i po raz kolejny krzyknął: "Spokój"!

Zdawało się, że jego głos niósł się nie tylko przez cały Helmowy Jar, ale i dużo dalej. Nie było tak jednak. Słyszeli go tylko ci, którzy mieli go słyszeć- armie wroga miały pozostać w niewiedzy.

-Ludzie, krasnoludy, elfy, przyjaciele moi!- krzyczał książę, a reszta nie przerywając chaotycznej walki, słuchała go w skupieniu- broń wroga napawa strachem i moje serce. Czymże oni są lepsi od nas?! To tchórze! Pokażmy, jak wielki jest nasz duch walki. Pokażmy, jaka determinacja nami targa. Stawmy czoła wrogom! Wielu z nas zapewne zginie i wielu srogo ucierpi. Ale nie ma dla nas innego wyjścia! Musimy stanąć do walki. To dzień, który przejdzie do historii jako nasze zwycięstwo, albo nasza klęska. Walczcie o honor! Walczcie o bliskich! Walczcie o dzieci! Walczcie o przyszłość! Niech każdy pamięta o waszej odwadze! Walczcie o nieśmiertelność!

Krzyknąwszy ostatnie zdanie, zeskoczył z muru, przy akompaniamencie bitewnych okrzyków. Nie sposób wyobrazić sobie, jaką dumę odczuwał Legolas, widząc syna. Elf wiedział, że kiedy przyjdzie czas, książę zamieni się w spaniałego króla.

-Utwórzcie szyki!- zawołał jeszcze Elentar- spiszemy naszą historię krwią wrogów!

Kto by się spodziewał, że zwykłe słowa mogą dać taki efekt. Wcześniejsze zamieszanie i zdezorganizowanie zniknęło, ustępując miejsca bohaterskiej i planowej walki. Armie stanęły, pokonując przeciwników w zgodnym, wyćwiczonym rytmie. Ostre elfickie miecze przecinały powietrze, nie wywołując żadnego dźwięku, powodując jednak boleść wrogów. Krasnoludy, których wrodzona odwaga i siła wręcz zrównywała z ziemią. Wojownicy Rohanu i Gondoru również nie pozostali bierni. Słychać było rozkazy, krzyki, nawoływania, ale udało się! Walka zaczęła przynosić efekty i w niedługim czasie armia Gordbaga musiała cofnąć się, albowiem została wyparta z Hemowego Jaru.

Na ich przedzie nie stał już dowódca, albowiem ten pewnym krokiem, okrążył twierdzę, szukając wejścia do piwnic. Znalezienie małej, dobrze zamaskowanej klapy w ziemi nie zajęło mu dużo czasu. Potem zostało mu tylko wejść do środka. Zastanawiające jest, jak zdołał tego dokonać, nie będąc zauważonym przez nikogo. Albo raczej prawie nikogo.

***

Drogo wytrącił miecz z ręki przeciwnika, po czym klękając na jedno kolano i okręcając się na nim, zranił dwóch wrogów naraz. Ledwie zdążył się podnieść, gdy niedaleko jego głowy świsnęły strzały. Spojrzał w kierunku, skąd wyleciały, lecz dokładnie w tym momencie dwójka łuczników padła martwa, obrywając od przechodzącego akurat Elentara. Człowiek chciał mu podziękować, lecz elf chyba nawet go nie zauważył. Na jego twarzy widniało napięcie, które nie było chyba spowodowane tylko walką rozgrywającą się wokół. Drogo miał wrażenie, że jego przyjaciel chce zrobić coś głupiego, dlatego czuł, że musi podążyć za nim. Wiedział, iż nie powinien go teraz zostawiać.

-Elentar!- zawołał za nim, lecz szczęk mieczy, krzyki bólu i świsty strzał, zagłuszyły go. Nie pozostało mu nic innego, jak pognać za księciem. Prosto ku podziemią.

***

Unik potem drugi, a na koniec sztylet wbity w gardło. Daenerys miała już dość tej całej wojny. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zmęczona. Miała rozcięty policzek oraz — z tego, co czuła — złamany nadgarstek. Nie zamierzała jednak ustępować z pola bitwy. Chciała pokazać, że być kobietą, to nie znaczy być słabym.

Wcześniej nawet nie przeczuwała, iż może walczyć mieczem, trzymając go w lewej ręce. Jak się okazało — może.

Nie zważając na ból, ruszyła ku kolejnemu przeciwnikowi. Ten uśmiechnął się do niej, pokazując żółte zęby. Księżniczka wzdrygnęła się, a gdy mężczyzna zaatakował, kopnęła go w szczękę. Aby zakończyć to krótkie starcie, wbiła mu jeszcze ostrze w szyje. Z przeciętnej tętnicy wręcz wytrysnęła szkarłatna posoka. Elfka odwróciła wzrok, nie chcąc dłużej na to patrzeć. Nie lubiła, nawet brzydziła się, widokiem krwi i wszystkich poważnych ran. Teraz jednak nie mogła grymasić. Kątem oka widziała Mirgila, który dzielnie stawiał czoło trójce przeciwników. Daenerys chcąc mu pomóc, ruszyła w jego stronę, lecz drogę zagrodził jej wysoki, jasnowłosy mężczyzna. Elfka przełknęła ślinę, nieruchomiejąc ze strachu, jak i zdenerwowania. Nigdy nie zapomni twarzy osoby, która o mało co jej nie zgwałciła. Była tak zszokowana, że ledwo zdążyła uchylić się przed toporem, którym wymachiwał mężczyzna.

-Tym razem zrobię to, co mi kazano- warknął przeciwnik, powodując zimny pot na jej plecach. Czemu on tu jest? Co się stało w leśnym królestwie, że człowiek, który powinien gnić w lochach, stoi naprzeciwko niej?

Królewna spojrzała w zimne oczy swego prześladowcy. W tym momencie coś w niej pękło. Daenerys wyprostowała się, a na jej twarzy pojawiła się chłodna powaga. Od tej chwili nie była już tą samą kobietą. Uniosła miecz i z zabójczą prędkością zaczęła nacierać na wroga. Jego kpiący uśmiech szybko zmienił się w grymas bólu, gdy w jego brzuchu pojawiło się ostrze, wbite aż po samą rękojeść. Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz z jego ust wypłynęła krew.

-Żegnam- rzekła elfka, z zimną obojętnością patrząc, jak z oczu mężczyzny znika blask. W momencie, w którym jego spojrzenie stało się puste, poczuła, jak napięcie opuszcza jej ciało, a ona sama staje się wolna. Dokładnie tego było jej trzeba.

Wytarłszy miecz z czerwonej posoki, rozejrzała się wokół. Ludzie, elfy i krasnoludy umierali całymi tysiącami. Ogrom śmierci przerażał ją, w dodatku najgorsze było to, że już na pierwszy rzut oka widać było, że z każdą chwilą zwycięstwo się od nich oddala.

Księżniczka zamknęła oczy, nie zważając na bitwę wokół. Zdawało się, że latające dookoła ostrza omijają ją. Wyglądało to tak, jakby świat o niej zapomniał. Jakby historia rozgrywała się, a ona w niej nie uczestniczyła.

"Potrzebuję was"- powiedziała w myślach- "Potrzebuje waszej pomocy".

Gwałtownie rozwarła powieki, po czym uśmiechnęła się lekko, czując, jak z każdą chwilą staje się coraz spokojniejsza. Teraz pozostało jej tylko czekać.

"Albo raczej — czekać, walcząc" - pomyślała, rzucając sztyletem w atakującego ją człowieka.

***

Nawet nie spodziewał się, że to będzie tak proste. Sądził, że będzie musiał szukać odpowiedniego miejsca, a tu proszę! Jak ludzie mogli być tak głupi? Podłoga piwnicy pod Helmowym Jarze, usypana była z ziemi. Jednak jeden jej fragment był kamienny, wypełniony bardzo starymi rysunkami. Jedno użycie łuku, przy minimalnym napięciu cięciwy, a płyta rozpadła się, niczym rażona piorunem. Oczom Gordbaga ukazały się wąskie schody, które były tak długie, że nie widać było, gdzie się kończą. Mężczyzna rozpoczął żmudną wędrówkę przez ciasne, ciemne przejście, za jedyne światło mając — blask bijący od łuku. Nawet nie wiedział czemu, ale odruchowo liczył schody, po których się przemieszczał. Gdy stanął na równej powierzchni, wynik wynosił 1562 schodki. Gordbag musiał uspokoić przyspieszony oddech, nim ruszył w dalszą drogę. A prowadziła ona przez wilgotny, stary korytarz, na którego końcu znajdowało się jasne światło.

"Nie idź w stronę światła"- pomyślał i zaśmiał się z własnego żartu.

Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że jest już bliski celu oraz że ujrzy zaraz coś, o czym wcześniej mógł tylko marzyć. Jednak to, co zobaczył, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Nie wiedział, gdzie ma patrzeć, albowiem wszystko wokół wydawało mu się równie interesujące. Miał przed sobą największe pomieszczenie, jakie kiedykolwiek widział. Było wysokie niczym góra, a szerokie jak rzeka w swym najbardziej rozłożystym punkcie. Dookoła znajdowało się osiem ogromnych, złotych pomników, przedstawiających trzy kobiety oraz pięciu mężczyzn.

-Aratowie- splunął Gordbag, po czym ruszył do przodu. Wpatrywał się w wielką "dziurę" w podłodze, na środku pomieszczenia. Jego wzrok spoczął na czarnej klatce znajdującej się w centralnym punkcie wgłębienia. Jego cel wreszcie uległ spełnieniu. Czuł na sobie spojrzenia tytanów, którzy po tylu latach zamknięcia, wreszcie znaleźli szanse na wyjście. Gordbag zdjął łuk z pleców, po czym wycelował prosto w klatkę.

-Stój!- usłyszał za sobą. Gdy się odwrócił, ujrzał biegnących w jego stronę Elentara i Drogo.

-Chcecie popatrzyć na mój triumf?- zapytał, uśmiechając się zwycięsko.

-Opamiętaj się- warknął elf, stając niedaleko wroga. Starał się nie zwracać uwagi na palące spojrzenia z dołu pomieszczenia- myślisz, że dasz radę ich kontrolować?

-Będą mi wdzięczni za uwolnienie stąd. Pomogą mi zdobyć władzę w Śródziemiu, a sami zajmą się Valarami.

-Ty nie rozumiesz, że od razu, gdy ich uwolnisz, zostaniesz zabity?- rzekł Drogo z powagą- nie będziesz im potrzebny, więc się ciebie pozbędą.

-Jesteście zazdrośni!- zaśmiał się Gordbag, celując do nich z łuku- patrzcie i podziwiajcie, jak rosnę w siłę!

-Stój!- krzyknęli jednocześnie Elentar i Drogo, lecz było już za późno. Ich przeciwnik napiął cięciwę do granic możliwości, po czym wypuścił świetlisty pocisk, prosto ku czarnej klatce.

Siła wybuchu poderwała ich z ziemi, rozrzucając w różnych częściach pomieszczenia.

Książę stracił przytomność, uderzając o ścianę, lecz nim to się stało, zdążył jeszcze pomyśleć jedno słowo. "Zawiodłem".

Pewnie jest dużo błędów, ale nie chce mi się sprawdzać :-P. Bitwa trwa, tytani uwolnieni- będzie ŚMIERĆ ;-). W nexcie umrą pierwsze osoby :-(. Nie zdradzę jednak, kto :***. Dobrej nocy :-)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top