Rozdział 15 [2]

Blond włosy elf szedł za żoną, śmiejąc się z jej poważnej miny i niekrytej nadziei.

-Miriel, mówię po raz kolejny, że ona się nie zgodzi.

-Legolas, dobrze wiesz, że nie ma innego wyjścia- odparła kobieta, nawet się nie zatrzymując, tylko dalej idąc po schodach — zmierzając do komnaty córki.

-Będzie na nas wściekła- westchnął król, idąc za żoną.

-Przejdzie jej- szepnęła Miriel, wzruszając ramionami.

Miriel delikatnie zapukała do drzwi.

-Proszę- usłyszeli ciche zaproszenie. Królowa wraz z mężem weszli do środka. Ich oczom ukazało się jasne, perfekcyjnie czyste pomieszczenie. Na dość dużym łóżku okrytym ciemnoczerwoną narzutą siedziała Daenerys. Księżniczka uśmiechnęła się do rodziców, lecz widząc ich smutne miny, spojrzała nań pytająco.

-Usiadzcie- powiedziała elfka- co was do mnie sprowadza?

-Nadchodzi ostatecznie starcie- odparł Legolas, nie owijając w bawełnę- walka zbliża się wielkimi krokami i musimy wyjść jej naprzeciw.

-Dobrze- rzekła Daenerys- kiedy więc wyruszamy? I gdzie?

-Do Helmowego Jaru, ale nie "my", skarbie- odpowiedziała jej Miriel łagodnie.

-Nie zostanę tutaj!- zaprotestowała księżniczka, gwałtownie mrugając powiekami- nie macie prawa zakazać mi walczyć!

-Jesteśmy twoimi ro...- zaczął król zimno, lecz widząc wzrok żony, przerwał.

-Masz rację, nie możemy- powiedziała elfka, patrząc na córkę z lekkim uśmiechem- myślę jednak, że jesteś już dorosła i sama podejmiesz najlepszą decyzję. Pamiętaj jednak, że gdyby coś nam się stało, to ty staniesz się Królową Eryn Lasgalen.

-Tęsknię za Mirgilem i Elentarem- szepnęła Daenerys, wpatrując się w podłogę- muszę wiedzieć, czy nic im nie jest.

-Jeden ze zwiadowców rozmawiał z nimi- odparł Legolas szybko- nic im nie jest.

-Naprawdę?- zawołała szczęśliwa księżniczka, a gdy elf skinął głową, rzuciła mu się w ramiona.

-A więc zostaniesz?- szepnął jej król do ucha, jednocześnie delikatnie gładząc ją po plecach.

-Zostanę- rzekła Daenerys niechętnie- ale obiecajcie, że wrócicie stamtąd żywi!

-Obiecujemy- odparła para królewska, zdziwieni tym, jak łatwo udało im się przekonać córkę, wymienili spojrzenia. Nie mieli jednak czasu na dalsze wywodu, albowiem czas ich naglił. Pożegnali się jeszcze z córką, po czym wyszli z komnaty, aby sprawdzić, jak idą przygotowania do wymarszu.

Gdy tylko drzwi komnaty zamknęły się za nimi, Daenerys skoczyła na łóżko i z radością w oczach rozmyślała. Nagle podniosła się i podeszła do dużej szafy, wykonanej z jasnego drewna. Jednym ruchem otworzyła drzwiczki i zaczęła przeglądać jej zawartość. Po wyrzuceniu na podłogę około dwudziestu sukienek, w końcu znalazła to, na czym jej zależało. Uśmiechnęła się przebiegle i pogładziła złoty strój. Plan w jej głowie właśnie rozpoczął swą pierwszą fazę.

***

-Za ile czasu będziecie gotowi?- zapytał Legolas, zwracając się do Limana.

-Razem ze wschodem słońca wyruszymy w drogę.

Król spojrzał w górę. Na niebie pojawiła się pomarańczowa barwa, zwiastująca niedługi wschód. Westchnął, po czym na powrót przeniósł wzrok na przygotowującą się armię. Uśmiechnął się, widząc, jak jego żona pomaga w najróżniejszych pracach. Wszędzie było jej pełno. Raz widział ją pomagającą przy pakowaniu ekwipunku, potem przy ćwiczeniu walki, a obecnie przy zakładaniu zbrój dla wojowników. Jej jasne włosy tylko łopotały na wietrze, gdy chwilę zmieniała miejsce pobytu.

-Boisz się o nią- usłyszał nagle głos Limana obok siebie. Król wzruszył ramionami.

-Jest dla mnie całym światem.

-Chciałbym kogoś kiedyś tak kochać- szepnął elf, uśmiechając się smutno. Legolas położył mu dłoń na ramieniu.

-Pokochasz. Jeszcze wszystko przed tobą.

-Twe słowa napawają me serce nadzieją- zaśmiał się Liman, a król mu zawtórował. Po chwili jednak spoważniał.

-Mam do ciebie prośbę, przyjacielu- rzekł cicho.

-Spełnię ją, jeśli tylko będzie to w mojej mocy- odparł elf, kładąc dłoń na piersi w miejsce, gdzie znajdowało się serce.

-Zaopiekuj się Daenerys i Elentarem, ale szczególnie Daenerys- powiedział Legolas błagalnie- czuję, że mój syn poradzi sobie, ale Dany jest wrażliwa. Zajmij się nią, gdyby coś nam się stało.

-Nie pozwalam ci mówić, że coś może się stać tobie, albo Miriel!- warknął Liman. Ku jego zdziwieniu elf zaśmiał się.

-To chyba ja, jako król powinienem ci czegoś zabraniać!

-Wiesz, że mało mnie obchodzą twoje rozkazy- roześmiał się Liman.

-A taki o to sztylecik załatwia sprawę?- niewinnie zapytał Legolas, wskazując na Miriel, która właśnie rzucała bronią do tarczy. Każde z trzech ostrzy wylądowało idealnie w środku celu.

-Chyba czuję się przekonany.

Oboje zaśmiali się, po czym poszli dopilnować ostatnie przygotowania.

***

W niedługim czasie wszystko było gotowe. Złote zbroje świeciły niczym gwiazdy na nocnym niebie. Armia była przygotowana do wyruszenia w drogę. Obok nich dwa piękne konie. Jeden mający szlachetną, białą maść, drugi natomiast jasnobrązową.

Miriel pogłaskała po głowie "śnieżnego" wierzchowca i uśmiechnęła się lekko. Kochała jazdę konną. Ten wiatr we włosach i uczucie wolności, które ona wywoływała, było dla niej czymś więcej niż tylko zwykłą emocją. Było niemą przysięgą, że mimo wszystkiego jest wolna i nikt jej tej wolności nie odbierze, póki sama tego nie dokona.

-Mamo- usłyszała wołanie za sobą, dlatego też odpędziła melancholijne myśli i z uśmiechem odwróciła się w stronę córki.

-Tak, skarbie?- zapytała, lecz nie uzyskała odpowiedzi. Daenerys wpadła w jej ramiona, ściskając ją mocno.

-Uda wam się- szepnęła księżniczka do ucha matki- wierzę w to.

-Hannon le (dziękuję) - odparła Miriel cicho, po czym jeszcze raz uścisnęła córkę, aby po chwili odsunąć ją na długość ramion.

-Coś się sta...

-Obiecaj, że będziesz rozważna- przerwała jej królowa- obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.

Daenerys zawahała się przez chwilę, lecz widząc czujny wzrok matki, pokiwała głową.

-Nie będę działała pochopnie- rzekła u nim Miriel zdążyła jej odpowiedzieć, poszła pożegnać się z Legolasem, a następnie Gimlim. Niedługo później trójka przyjaciół dosiadła swych wierzchowców - Gimli jak podczas poprzednich wypraw, podróżował z Legolasem — i odjechała, aby po chwili zniknąć za horyzontem. Daenerys widząc ich malejące sylwetki, uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową, po czym odwróciła się na pięcie i pobiegła do pałacu.

W tym momencie na niebie pojawiło się słońce. Liman spojrzał na wyłaniającą się jasną kulę, po czym odetchnął głęboko i uniósł dłoń.

-Ruszamy- krzyknął do armii, która tylko czekała na tę słowa. Żwawym i równym krokiem ruszyli do Helmowego Jaru.

Księżniczka w tym czasie pobijała rekord na jak najszybsze pokonanie wszystkich kondygnacji schodów. Czas leciał nieubłaganie i ani myślał na nią czekać, choć bardzo tego w tej chwili potrzebowała.

***

Obie grupy przez cały dzień — bez zatrzymywania — parły naprzód.

W złotej armii nikt się zbytnio nie odzywał i gdyby nie dźwięki miarowych kroków, cisza wokół byłaby przerażająca. Było to przeciwieństwem drogi, jaką pokonywała trójka przyjaciół. Ciągła paplanina Gimliego rozweseliłaby nawet największego gbura, a jego barwne opowieści zaciekawiły nawet najwybredniejszego słuchacza. Krasnolud, gdy już się rozkręcił, był nie do zatrzyma niania, wyrzucał więc słowa z prędkością błyskawicy, które rozbawiona para królewska próbowała zrozumieć.

-Gimli- przerwała mu w końcu Miriel- przyjacielu jutro nie wypowiesz ani słowa, bo ochrypniesz od ciągłego mówienia.

-O moje gardziołko to ty się nie martw- zaśmiał się krasnolud i dla lepszego efektu otworzył szeroko usta- widzisz? Struny głosowe jak u śpiewaka!

Powiedziawszy to, uśmiechnął się i zrobił chyba najgorszą rzecz, jaką mógł. Zaczął... śpiewać! Miriel z Legolasem wymienili wesołe i zarazem pełne bólu spojrzenia.

-Co on wypił?- szepnęła królowa bezgłośnie, a mąż tylko wzruszył ramionami, jednocześnie kręcąc głową. Elfka westchnęła i z uśmiechem położyła głowę na szyi swej klaczy i zamknęła oczy, próbując uwolnić się od tego piekielnego dźwięku, jaki wydawał z siebie Gimli.

***

Ostatnie promienie słońca zdążyły zniknąć za horyzontem. Trójka przyjaciół spędzała właśnie chwile przy dźwięku trzaskającego ognia i padającym na nich świetle księżyca.

Miriel położyła głowę na kolanach ukochanego i jednocześnie przyglądając się gwiazdą świecącym na niebie, słuchała rozmowy ukochanego z Gimlim.

-A on mu na to, żeby wyszedł, bo nietrzeźwym alkoholu nie sprzedają- mówił właśnie krasnolud- wtedy człek się wkurzył i powiedział, że te wszystkie karczmy schodzą na psy, bo kto to widział, żeby porządnemu, ciężko pracującemu człowiekowi nawet piwa nie chcieć sprzedać. Wtedy przyszła Diora — właścicielka gospody — i jak mu przy grzmociła patelnią, to aż prawie gwiazdki się pokazały! Potem wściekłe babsko goniło go po całej mieścinie. Ach co to był za widok! A te no... włosy to jej pięknie przy każdym ruchu skakały.

W tym momencie nawet Miriel, którą mało obchodziły ich "męskie" rozmowy, się roześmiała.

-Ja się zastanawiam, przyjacielu- powiedział Legolas, pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a drugim- dlaczego ty jeszcze nie masz żony?

-Żona dla mnie to jak Sauron dla Śródziemia- odparł krasnolud, wzruszając ramionami.

-Znaczy co?- zapytała Miriel, nie wiedząc dokładnie, o co mu chodzi.

-Zbędna- odparł krótko syn Gloina, przez co po raz kolejny się roześmiali. Królowa pokręciła głową i zamknęła oczy. Czuła, że nigdy nie zrozumie krasnoludów.

***

Nie tylko w tamtym miejscu Śródziemia wędrowcy zatrzymali się na odpoczynek. Armia elfów, która tego dnia przeszła wiele mil, postanowiła przeczekać noc. Zorganizowani szybko rozpalili ogniska i posilając się, rozpoczęli rozmowy. Oczywiście nie zaniedbano ostrożności, ustawiają wokół obozu strażników, którzy mieli się zmieniać co kilka godzin.

Liman usiadł przy ognisku i zamknął oczy, rozmyślając. Usłyszał, że ktoś przysiadł się do niego, więc rozwarł powieki i spojrzał na nowoprzybyłą osobę. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, a oczy otworzyły najszerzej, jak się dało.

-Co ty tu...- wyjąkał, patrząc na jasnowłosą kobietę, odzianą w złotą zbroję.

-Myślałeś, że opuszczę bitwę? Jeśli tak, to bardziej pomylić się nie mogłeś.

-Oni mnie zabiją- westchnął elf, kręcąc głową. Daenerys roześmiała się dźwięcznie.

-Z tego, co wiem, moi rodzice nie są tak źli, na jakich wyglądają- odparła, mrugając do niego konspiracyjnie. Liman mimo woli się zaśmiał, lecz zaraz spoważniał.

-Miał przypilnować, żeby nic ci się nie stało, dopilnowując, abyś została w pałacu.

-Przy boku twoim i całej armii jestem pewnie dużo bezpieczniejsza, niż z garstką żołnierzy, którzy pozostali w królestwie- odparła księżniczka mądrze.

-Ale powiesz im, że wcześniej nie wiedziałem o twoim głupim planie?- zapytał elf z błagalną miną. Daenerys po raz kolejny zaśmiała się.

-Jeśli odwołasz to, że jest głupi, to powiem.

-Dobrze. To najmądrzejszy plan, o jakim kiedykolwiek słyszałem. Zadowolona?

-Jak najbardziej.

To zakończyło ich rozmowę. Księżniczka zdjęła z siebie większość elementów zbroi, po czym wyciągnęła ręce w stronę ogniska, aby je ogrzać. Przez cały czas jednak miała przerzuconą przez ramię brązową torbę. Liman wpatrywał się w materiał, mając dziwne, ale jednak dobre przeczucie. Elfka widząc, gdzie spogląda jej towarzysz, zdjęła ją — aby nie wzbudzać podejrzeń — i położyła obok siebie. To, co było w środku, uważała za zbyt cenne, aby mogła to stracić.

Nie wiem, czy dam radę ale postaram się w niedzielę wstawić kolejny rozdział :-)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top