Rozdział 14
Stado kruków gwałtownie wzbiło się w niebo. Ciszę przerwały ich skrzeczące okrzyki.
-Bądźcie cicho!- warknął Elentar jednocześnie wspinając się po średniej wielkości skale i próbując rzucić kamieniem w czarne ptaszyska.
-Co ci one przeszkadzają?- zapytała cicho Elessa, choć nie zwracała uwagi na to, czy uzyska odpowiedź. Kobieta była zbyt przerażona wysokością, na jakiej się znajdowała.
-Nie lubię ptaków- odparł książę, próbując wzruszyć ramionami, przez co, o mały włos nie spadł ze skały.
-Uważaj!- syknął Mirgil, na wszelki wypadek, jedną ręką podtrzymując przyjaciela. Widząc, że nic mu nie grozi, uśmiechnął się lekko- przyznaj się, że boisz się ptaków.
-Nie boję się- odpowiedział elf. Zrobił to jednak zbyt szybko, aby mogło być prawdą.
-Jak można bać się ptaków?- zawołał Drogo, który był kilka metrów niżej, niż syn Legolasa i Miriel.
Elessa znajdująca się nad blond włosym elfem, zachichotała. Po raz pierwszy od rozpoczęcia wspinaczki przestała myśleć o tym, że jeden nie ostrożny ruch może ją zabić.
-Każdy się czegoś boi- powiedział Elentar ze złością. Gdyby nie to, że przed nim wspinała się wyrocznia, uciekłby z pola widoku. Nie mógł jednak zostawić jej, albowiem bał się o jej bezpieczeństwo. Pozostało mu więc się wytłumaczyć- Elessa boi się wysokości, a Mirgil ucieka przed pająkami. Ty Drogo też na pewno się czegoś boisz.
-Nienawidzę ciemności- przyznał mężczyzna, mocno podciągając się do góry, aby być bliżej towarzyszy.
-Ale naprawdę ptaki?- zapytał Mirgil ze śmiechem.
-Mają takie dzioby i dziwne nogi- odparł książę, wzdrygając się. Elessa parsknęła cichym śmiechem. Kobieta uniosła rękę do góry w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do złapania, lecz trafiła na pustkę. Zdziwiona i przestraszona zarazem, uniosła głowę. Otworzyła szerzej usta, słabo się uśmiechając. Udało się. Ostatnia chwila wysiłku i koniec. Usiadła na brzegu skalnej ściany i oddychając głęboko, czekała na towarzyszy. Starała się nie patrzeć w dół, ale nie zdołała. Gdy tylko rzuciła wzrokiem pod siebie i uzmysłowiło sobie, jak wysoko się wspięła, poczuła na plecach zimny pot. Nawet nie zauważyła, kiedy trójka mężczyzn również dotarła na szczyt. Elentar spojrzał na nią badawczo.
-Wszystko w porządku?- zapytał cicho.
-Tak- odparła kobieta słabym szeptem- możemy chwilkę odpocząć?
-Oczywiście- odparł Mirgil łagodnie. Elessa skinęła głową z wdzięcznością, po czym zamknęła oczy. Dopiero gdy poczuła, że mdłości i strach zniknęły, otwarła je na nowo. Ujrzała wpatrzone w nią trzy osoby.
-Możemy iść- powiedziała, gwałtownie wstając. Nie zdołała zrobić nawet jednego kroku, gdy rozległ się głośny huk, a ze zbocza potoczyła się lawina kamieni. Kobieta pisnęła rozpaczliwie, po czym tracąc grunt pod stopami, zaczęła spadać.
-Elessa!- krzyknął przerażony Elentar, skacząc do przodu, aby chwycić dłoń spadającej wyroczni, ale było za późno. Książę poczuł, jakby jego serce rozpadło się na miliony kawałków. Nastała przerażająca cisza, a trójka przyjaciół nie zważając na niebezpieczeństwo, podbiegła do zbocza skały. Jakże ogromna była ich ulga, gdy nie dalej jak dwa metry od nich wisiała Elessa. Kobieta dwoma rękami chwyciła się wystającego konaru i tylko to uratowało ją przed śmiercią. Do ich uszu dotarł cichy płacz. Wyrocznia mogła długo nie wytrzymać, a poza tym sił odbierał jej paraliżujący strach przed wysokością.
Elentar w jednej chwili podjął decyzję. Szybko zszedł na skalną ścianę i w szaleńczym tempie pokonał odległość dzielącą go od biednej kobiety.
-Spokojnie- szepnął- jestem koło ciebie. Tylko chwyć mnie za rękę.
-Nie mogę- zapłakała Elessa- spadnę!
-Nie pozwolę ci spaść- powiedział elf, wyciągając dłoń w jej stronę- zaufaj mi.
Wyrocznia podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. W tej chwili jakby nowa siła wstąpiła w jej ciało. Powoli puściła jedną rękę i nadal wisząc na drugiej, chwyciła za wyciągniętą dłoń Elentara. Książę z niemałym wysiłkiem podciągnął kobietę ku górze. Ta stanęła na skalnej wyrwie. Książę widząc, w jakim jest stanie, objął ją ręką i uniósł w górę.
Gdy potem wspominał to wydarzenie, nie wiedział, jak zdołał wspiąć się ku górze, trzymając na rękach tę ciemnowłosą kobietę. W tej chwili był jednak tak zdeterminowany, że bez większego wysiłku zdołał tego dokonać. Dwójka pozostałych na górze przyjaciół wciągnęła ich do siebie. Nie chcąc więcej niemiłych zdarzeń, odsunęli się od krawędzi. Elessa nadal kurczowo trzymała się torsu Elentara, jej słone łzy moczyły jego poszarpaną koszulę. Książę nie wiedząc, co innego mógłby uczynić, zaczął głaskać ją po plecach.
-Cśś- szepnął jej do ucha- już jesteś bezpieczna.
-Jeszcze chwilka i bym...- załkała kobieta, nie potrafiąc dokończyć.
-Nie pozwoliłbym na to- odparł elf cicho- nie dam cię skrzywdzić.
Powiedziawszy to, pocałował ją w czoło. Wyrocznia lekko się rozluźniła, lecz nadal mocno się do niego przytulała. Książę uśmiechnął się, czując ciepło wkradające się do jego serca.
Pozostała dwójka towarzyszy przyglądała się temu radością. Nagle Mirgil chwycił się za serce, przez co Drogo spojrzał na niego zdziwiony.
-Jakże trudno jest patrzeć na to, jak dzieci dorastają- powiedział syn Lindira z udawanym bólem. Drogo parsknął śmiechem i po chwili śmiali się oboje.
Gdy cała czwórka już się uspokoiła, rozpoczęli dalszą wędrówkę, tym razem przez skalne równiny. Gdy słońce zaczęło skrywać się za horyzontem, wreszcie ujrzeli miejsce, do którego mieli nadzieje dotrzeć, gdy w końcu zdali sobie sprawę, gdzie się znajdują.
-Dziś już odpoczniemy, a jutro powinniśmy dotrzeć do Bree- zdecydował Elentar. Reszta towarzyszy zgodziła się, dlatego po znalezieniu miejsca odpowiedniego do przenocowania, rozpalili ognisko. Po zjedzeniu jadalnych korzonków, które znaleźli wcześniej, podzielili wachty i poszli spać. Pierwszą wartę miał trzymać Elentar.
Elessa nie mogła zasnąć, albowiem wciąż miała przed oczami wcześniejsze wydarzenia. Zrezygnowana wstała, po czym usiadła obok księcia.
-Nie możesz spać?- zapytał elf, podrzucając drewko do ogniska. Kobieta w odpowiedzi skinęła głową. Oboje w ciszy przyglądali się maleńkim iskierką, które wyskakiwały z ogniska i wzbijały się w powietrze, aby po chwili zgasnąć.
-Dziękuję- szepnęła Elessa nagle.
-Za co?
-Za to, że mnie uratowałeś- odparła cicho- nawet ci nie podziękowałam, a gdyby nie ty, już by mnie tu nie było.
-Nie mów tak- powiedział Elentar łagodnie, ale poważnie- mówiłem ci, że nie pozwolę cię skrzywdzić.
-Ale... dlaczego?- zapytała wyrocznia, patrząc mu głęboko w oczy, które elf zmrużył lekko, jakby się nad czymś zastanawiając.
-Jesteś dla mnie ważna- odparł w końcu- nie mogę nawet myśleć o tym, że coś mogłoby ci się stać.
-Czuję to samo- szepnęła Elessa, uśmiechając się lekko- nie wyobrażam sobie, co by było, gdybyś umarł.
Książę również się uśmiechnął. Ich twarze zaczęły się do siebie przybliżać, aż w końcu złączyły się w namiętnym pocałunku, od którego zaparło im dech w piersiach. Gdy w końcu się od siebie odsunęli, kobieta z szerokim uśmiechem położyła głowę na jego barku. Była szczęśliwa, ale czuła, że sen nadchodzi.
-Śpij, moja piękna- szepnął Elentar, gładząc ją po plecach. Elessa zamknęła oczy i już po chwili odpłynęła do krainy snów. W jej głowie pojawiły się dwa słowa. Kocham cię. Nie wiedziała jednak, czy to prawda, czy jednak sen.
***
Gdy tylko słońce wyłoniło się zza horyzontu, a ptaki radosną melodią rozpoczęły nowy dzień, czwórka przyjaciół wyruszyła w dalszą drogę. Mieli bardzo dobre nastroje, albowiem widok zamieszkałego, pełnego gwaru miasteczka dodawał im sił. Poza tym Elessa wraz z Elentarem co chwilę wymieniali radosne spojrzenia. Mirgil widząc to tylko, kręcił głową z rozbawieniem, zastanawiając się, jak można być tak ślepym i nie zdawać sobie sprawy, iż ta dwójka po prostu się w sobie kocha. Myśląc o przyjacielu i jego ukochanej, na powrót zaczął zastanawiać się, co w tej chwili robi Daenerys. Czuł pustkę w sercu, nie mając jej blisko. Wiedział jednak, że nie czas na to, aby się rozklejać. Wierzył, że los się do nich uśmiechnie i gdy już cała farsa, jaką jest ta wojna, skończy się, będą mogli w końcu mieć takie życie, jakie sobie wymarzyli.
Podróż zajęła im większą część dnia. Nim przekroczyli bramę miasta, ujrzeli duży, kamienny pomnik przedstawiający mężczyznę na koniu. Elentar im dłużej mu się przyglądał, tym większe miał wrażenie, iż tym mężczyzną był Aragorn. W końcu zdecydował, że jest to możliwe, albowiem nawet tutaj jest on uważany za wielkiego i wspaniałego króla.
Gdy weszli do miasta — po dokładnym wyjaśnieniu, w jakim celu tu są, dla strażnika przy bramie — poczuli, że wszyscy na nich patrzą. Nie dziwili im się, ponieważ sami zdawali sobie sprawę, że wyglądają okropnie.
We czwórkę stanęli przed gospodą, której wdzięczna nazwa "Pod Rozbrykanym Kucykiem" została zapisana na starej, drewnianej tabliczce.
-Czym zapłacimy?- zapytała Elessa, patrząc na towarzyszu z uniesionymi brwiami.
-Później będziemy się o to martwić- odparł Elentar, po czym otworzył drzwi i wszedł do karczmy. Reszta podążyła za nim. Gdy tylko znaleźli się w środku, po raz kolejny poczuli, że wszyscy na nich patrzą, lecz postanowili nie zwracać na to uwagi. Podeszli do baru, gdzie niski, ale barczysty mężczyzna wycierał właśnie szklankę.
-Czym mogę służyć?- powiedział niskim głosem, lustrując nowoprzybyłych badawczym spojrzeniem.
-Chcielibyśmy tu przenocować- odparł Mirgil.
-Mam dwie wolne izby. Idźcie po schodach na górę i na koniec korytarza.
Powiedziawszy to, poszedł obsłużyć któregoś z klientów. Czwórka przyjaciół spojrzała na siebie zdziwiona.
-Nawet się nie zapytał o zapłatę- rzekł zdziwiony Drogo.
-Znaczy, że wyglądamy na godnych zaufania- odparł Elentar, uśmiechając się szelmowsko. Elessa uśmiechnęła się lekko, po czym nie czekając na towarzyszy, ruszyła w stronę pokoi. Słyszała jednak za sobą kroki, więc wiedziała, że podążają za nią.
-Śpicie we trójkę, a ja sama- powiedziała wyrocznia, gdy stali przed ich komnatami i nim zdążyli cokolwiek jej odpowiedzieć, z szeroki uśmiechem zamknęła za sobą drzwi.
-Kobiety- westchnęli mężczyźni jednocześnie, po czym kręcąc głową udali się do swojej izby.
***
Każdego dnia, gdy tylko słońce chowało się za lasem, w Bree, a dokładnie w gospodzie "Pod Rozbrykanym Kucykiem" rozpoczynały się śpiewy, tańce i pijańska zabawa. Czwórka przyjaciół nie miała zamiaru pozostać tego wieczoru w swych pokojach. Wszyscy zgodnie postanowili, że pobyt wśród ludzi dobrze im zrobi. Umyci, przebrani i najedzeni nie zwracali na siebie już tak ogromnej uwagi, lecz i tak widok elfów ciągle dziwił mieszkańców. Jednak uciekinierom to nie przeszkadzało. Pierwszy raz od dawna mogli pozwolić smutkom odpłynąć.
W czasie, gdy Mirgil z Drogo i paroma mieszkańcami Bree brali udział w konkursie na picie, Elentar z Elessą skakali po parkiecie w rytm muzyki rozgrywanej przez kilku nastoletnich chłopców.
Książę nie mógł oderwać wzroku od swej towarzyszki, albowiem teraz wyglądała- jeśli to w ogóle możliwe- jeszcze piękniej niż wcześniej. Z jej twarzy nie schodził ogromny uśmiech, przez co Elentar mimo woli się uśmiechał.
-Nie patrz się tak na mnie- szepnęła mu do ucha, stając na palcach, aby w ogóle tam dosięgnąć.
-Dlaczego nie?- zapytał elf z rozbrajającym uśmiechem, po czym okręcił swą partnerkę w powietrzu.
-Bo czuję się dziwnie- odparła, wybuchając śmiechem.
-Ja za to czuję się wspaniale.
-Jakże miło mi to słyszeć, mój książę- rzekła Elessa dostojnie. Elentar roześmiał się, widząc wesołe ogniki błyskające w jej oczach.
-Jesteś niesamowita- powiedział cicho, ale jakby z podziwem.
-Może się przejdziemy?
-Jak sobie życzysz, moja piękna.
Wyrocznia zarumieniła się, a syn Legolasa nie potrafił myśleć o niczym innym, jak to, jak pięknie wyglądała ze szkarłatem oblewającym jej policzki. Po wyminięciu wielu pijanych, jak i trzeźwych tancerzy, wyszli z gospody i zamknęli za sobą drzwi. W ciszy, trzymając się za ręce, zaczęli spacerować po mieście, które o tej porze było kompletnie puste.
Chodzili wszędzie, prowadząc swobodną konwersację na wszystkie możliwe tematy. Gdy już mieli wrócić do karczmy i gdy skręcili w uliczkę, która wydawała im się odpowiednią, spotkała ich niespodzianka. Na ich drodze stanął mur, albowiem uliczka ta była ślepa. Para spojrzała na siebie, po czym jak na zawołanie wybuchnęła śmiechem. Po twarzy Elessy popłynęły łzy, które Elentar starł, tak samo, jak kilka dni temu. Kobieta spojrzała na niego czule, po czym... rzuciła mu się w ramiona i pocałowała z tak dużą namiętnością, na jaką tylko było ją stać. Elf nie pozostał jej dłużny. Przycisnął ją do zimnego muru, który lekko ochłodził jej rozgorączkowane ciało. Nie wiedzieli, przez ile czasu ich wargi pozostały złączone, ale wydawało im się, jakby czas się dla nich zatrzymał, a świat stanął u ich stóp. Czuli, że będąc razem mogli przenosić góry. Cóż takiego mógł zrobić im Gordbag, w chwili, gdy są razem? Co może zrobić armia, przeciwko miłości? Jak się później okazało, bardzo dużo.
***
Elentar nagle się obudził. Podniósł głowę i spojrzał na okno, przez które dostrzegł szarość poranka. Za ciemnymi chmurami chowało się słońce. Przetarł zaspane oczy, z uśmiechem przypominając sobie wczorajsze chwile z Elessą. Nagle usłyszał krzyk jakieś starszej kobiety, który momentalnie zniknął. Drogo i Mirgil podnieśli się ze swych posłań.
-Co się stało?- zapytali jednocześnie.
-Nie wiem- odparł Elentar, który zdołał już podnieść się z łóżka i w szaleńczym tempie zaczął się ubierać. Jego przyjaciele uczynili to samo. Wtedy do ich komnaty wbiegła Elessa.
-Coś się dzieje na dworze- powiedziała szybko- słyszałam odgłosy walki.
-Zostań tutaj- rzekł Elentar, całując ją w czoło- pójdziemy to sprawdzić.
-Ale...- zaczęła, chcąc zaprotestować, lecz poddała się, uznawszy, że będzie dla nich tylko kulą u nogi. Nie potrafiła walczyć, więc byłaby tylko ciężarem. Książę uśmiechnął się do niej czule, po czym pobiegł za przyjaciółmi.
-Kocham cię- szepnęła Elessa, gdy ten już nie mógł jej usłyszeć. Usiadła na jednym z łóżek i w napięciu oczekiwała powrotu trójki towarzyszy.
***
Elentar wybiegł z karczmy, w której nie było w niej nikogo, nawet barmana. To, co ujrzał, sprawiło, że stanął przez chwilę nieruchomo i z przerażeniem rozejrzał się wokół. Wszędzie leżały ciała. Kobiet, mężczyzn i dzieci. Wcześniej zieloną trawę pokrywały kałuże krwi. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, pobiegł szukać przyjaciół. Znalazł ich chwilę później, walczących u boku kilku mieszkańców miasta, z kilkunastoma żołnierzami w srebrnych zbrojach Zrozumiał, co się stało. Jakiś oddział — nie wiedział jak duży — zaatakował Bree, zabijając prawdopodobnie wszystkich, których znalazł na swej drodze. Byli to wojownicy Gordbaga.
Książę przybrał zacięty wyraz twarzy, po czym podniósł z ziemi jakiś stary miecz i zamachnął się nim kilkukrotnie, przyzwyczajając do jego ciężaru. Następnie z bojowym okrzykiem dołączył do walki. Przeciwnicy zdziwili się, widząc go, ale trwało to tylko przez chwilę. Elentar przypomniał sobie, jak przed laty uczył się walczyć. Nigdy jednak zbytnio nie musiał wykorzystać umiejętności w prawdziwym życiu. Teraz jednak nastał czas na pokazanie, co potrafi.
Zgrabnymi i dobrze wyważonymi ruchami miecza wytrącił broń z dłoni pierwszego przeciwnika i nim te zdołał jakkolwiek się odegrać, wbił mu ostrze w odsłonięte miejsce pod pachą. Żołnierz zawył z bólu i zalawszy się szkarłatną posoką, upadł na ziemię. Książę jednak nie zwrócił na niego uwagi, albowiem zajęty był zabijaniem kolejnego z wrogów. Po kilku minutach było po wszystkim. Trójka przyjaciół oraz ci mieszkańcy, którzy zdołali przeżyć, odetchnęli z ulgą.
Elentar postanowił od razu pobiec do Elessy, aby powiadomić ją, co wydarzyło się w mieście. Jego dwójka towarzyszy pognała za nim. Weszli do karczmy, a ich oczom ukazał się straszny widok. Wszystkie stoły były poprzewracane, a drzwiczki szafek pootwierane.
-Elessa- wyszeptał książę, po czym pognał po schodach na górę, przemierzając po trzy schodni na raz. Ujrzał otwarte drzwi ich pokoju. Próbował się przekonać, że to nic nie znaczy, ale nie potrafił w to uwierzyć. Nagle usłyszał cichy trzask, jakby jakiś drobny przedmiot spadł na podłogę. Powoli, unosząc miecz, ruszył ku komnacie. Zajrzał do środka i ujrzał kolejnego z żołnierzy. Wściekły i przestraszony zarazem Elentar obciął mu głowę, nim ten zdołał się zorientować, co się dzieje. Elf rozejrzał się po izbie w poszukiwaniu wyroczni. Dostrzegł ją. Leżącą koło łóżka i trzymającą się za brzuch, z którego lała się krew. Książę w jednej chwili podbiegł do niej.
-O Eru- zapłakał, widząc jej ranę. Musiała zostać kilka razy ugodzona sztyletem w brzuch.
Mimo bladej, pełnej bólu twarzy uśmiechnęła się do niego.
-Wróciłeś do mnie- szepnęła.
-Cśś, nic nie mów- odparł Elentar, mocno uciskając jej brzuch. Mirgil w tym czasie zaczął rwać prześcieradło, tworząc bandaż, a Drogo pobiegł poszukać uzdrowiciela.
-Jeśli teraz przestanę mówić, to już nigdy nie powiem tego, co chciała- rzekła kobieta z trudem.
-Nie umrzesz- warknął książę- nie możesz! Nie pozwalam ci!
-Mój czas nadszedł i musisz się z tym pogodzić.
-Miałem cię chronić- powiedział elf, przyciskając do jej rany kawałek prześcieradła, który momentalnie nasiąkł szkarłatną cieczą. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy- obiecałem.
-Ochroniłeś mnie- odparła ledwie słyszalnie- ochroniłeś mnie przed życiem bez miłości. Kocham cię, Elentarze.
-Też cię kocham- wyszeptał książę, pociągając nosem. Kolejne fragmenty materiału nasiąknęły krwią.
Mirgil wiedział, że Elessy już nic nie pomoże. Wszyscy to wiedzieli, ale nie chcieli dopuścić do siebie tej myśli. Syn Lindira postanowił, że ich zostawi. Jej ostatnie chwile powinni spędzić tylko we dwoje.
-Musisz coś wiedzieć- powiedziała wyrocznia jakby z nową energią- Gordbag chce uwolnić tytanów. Potrzebuje do tego łuku Epirusa, a moje wizje mówiły, że to ty masz go znaleźć- kobieta zakaszlała, a z jej warg popłynęła krew- nie pozwól mu zniszczyć świata. Zostałeś wybrany i tylko ty możesz temu zapobie...
-Nie przemęczaj się- przerwał jej elf płaczliwym głosem.
-Musisz wiedzieć- szepnęła, kręcąc głową- gdy umrę, pochowaj mnie koło pomnika przed miastem. Tam rozpocznie się twoja historia. Zostaw przeszłość za sobą i walcz o przyszłość. Nie tylko twoją, ale i całego świata. Oni są w Helmowym Jarze. Tam się wszystko skończy. Ty musisz to skończyć. Zostałeś wybrany.
-Ja nie chcę, żyć bez ciebie- odparł Elentar, wybuchając płaczem jak małe dziecko. Słuchał jej słów, jednak teraz nie były dla niego ważne- nie zostawiaj mnie!
-Nigdy cię nie zostawię- rzekła Elessa. Z jej brzucha wypłynęła kolejna fala krwi. Kobieta załkała z bólu i zacisnęła mocno powieki. Po chwili jednak otworzyła je i spojrzała ukochanemu prosto w oczy. Uśmiechnęła się.
-Kocham cię- zdołała wyszeptać, po czym jej dłoń, wcześniej ściskająca krwawiącą ranę opadła. Oczy straciły dawny blask, patrząc przed siebie. W pustkę.
-Nie!- krzyknął Elentar na cały głos. Jego rozpaczliwy ton sprawił, że po twarzach wszystkich, którzy usłyszeli ten lament, spłynęły łzy. Książę łkał bezdźwięcznie, przytulając do siebie martwe ciało ukochanej. Jego ubranie nasiąkło jej krwią, która jakby otoczyła go, płynąc po większości komnaty. Płakał, żałując przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Czuł, że to była jego wina. To on ją tu zostawił, na pastwę losu. To przez niego umarła. Z obrzydzeniem spojrzał na leżące niedaleko ciało żołnierza, który ją zabił. Ją. Jego ukochaną, piękną Elesse. Ostrożnie podniósł ją i położył na łóżko, całując w zimny policzek. Następnie podniósł z podłogi zakrwawiony sztylet i podszedł do drugiego z ciał. Szybkimi, szaleńczymi ruchami ściągnął górną część zbroi wojownika, a zrobiwszy to, zaczął z dziką żądzą wbijać broń w martwe ciało. Próbował wylać w te ruchu całą złość i żal, jaki czuł, ale nie potrafił. Tych emocji było zbyt dużo. Po chwili nieustających pchnięć upadł na ziemię i po raz kolejny zapłakał żałośnie.
To pokoju wszedł Mirgil i nie mówiąc nic, uścisnął przyjaciela. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Nie było słów, które mogłyby go pocieszyć. Nie w takiej chwili.
-Musimy ją pochować- powiedział Elentar, gwałtownie się uspokajając.
-Gdzie?- zapytał syn Lindira cicho.
-Koło pomnika. Ona mi wszystko powiedziała.
***
Drobne ciało, okryte białym całunem spoczywało na rękach elfickiego księcia. Elentar spojrzał po raz ostatni na twarz ukochanej, po czym włożył ją jasnej trumny. Nie mógł sobie wyobrazić, że to koniec. Już więcej nie zobaczy jej uśmiechu, nie usłyszy jej głosu, ani nie powie jej, jak bardzo ją kocha. Bo kochał ją. Tego był pewny i gdyby miał szansę, cofnąłby czas i zrobił wszystko inaczej. Jednak co się stało, już się nie odstanie. Pocałował ją w blade czoło, po czym zacisnął powieki, powstrzymując cisnące mu się do oczu łzy.
Drogo zacisnął wargę, po czym z bólem wypisanym na twarzy zamknął wieko. Kilku mieszkańców pomogło im umieścić trumnę w dole, który trójka przyjaciół wykopała wcześniej. Przy samym pomniku jeźdźca. Dokładnie tak, jak to sobie życzyła Elessa.
Zasypanie jej grobu trwało chwilę. Niedługo później wszyscy się rozeszli, a została tylko trójka przyjaciół, którzy ze smutkiem wpatrywali się w świeżo wykonany kopczyk.
-Co my teraz zrobimy?- zapytał Mirgil cicho.
-To, co ona chciałaby, abyśmy zrobili- odparł Elentar głosem pełnym poczucia obowiązku- staniemy oko w oko z przyszłością.
We trójkę spojrzeli na szczerozłoty łuk, przewieszony o ramię księcia. Tak, jak powiedziała wyrocznia. W tym miejscu rozpoczęła się ich historia. Wraz z wykopaniem łuku, dotarli do początku podróży, bo końcem tego nie można nazwać. Pokonają zło raz na zawsze. Zrobią to dla niej, dla Elessy. Ale najpierw musieli się dostać do Helmowego Jaru.
Dawno nic nie dodawałam, ale mam nadzieję, że troszkę to nadrobiłam ;-). Płakaliście? Mam nadzieję, że tak, bo ja się popłakałam, pisząc to :-(. Smutek mnie ogarnął, ale to od początku miało tak wyglądać. Nie przedłużając, do następnego rozdziały, kochani :***.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top