Rozdział 13
Legolas zamrugał powiekami, a jego żony już nie było. Przez chwilę wpatrywał się w miejsce, z którego zniknęła, lecz po chwili przeniósł wzrok na swych towarzyszy, którzy byli równie zdziwieni co on. Król otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążył, albowiem drzwi komnaty gwałtownie się otworzyły, a do środka wszedł strażnik.
-Mój Królu!- zawołał.
-Co się stało?- zapytał syn Thranduila, widząc minę elfa.
-Wojska nieprzyjaciela wdarły się to Ithilien- odparł elf.
-Przeklęty Gordbag- warknął Legolas, uderzając pięścią w stół- czego on chciał od tej wspaniałej krainy?
-Wyburzyli pomnik Isildura. Podobno w miejscu, gdzie wcześniej stał, nie zostały nawet kamienie. Wszystko zostało doszczętnie zniszczone.
-A mieszkańcy?- zapytała Daenerys.
-Na szczęście szybko odkryli wojsko nieprzyjaciela i zdążyli się ukryć w Henneth Annûn, ale kilkunastu poległo.
-Henneth Annûn?- powtórzył Gimli, któremu nazwa ta była zupełnie obca.
-Schron za wodospadem- szybko wyjaśnił Legolas, nie przerywając chodzenia w i wewte po komnacie, w tym samym miejscu, gdzie jego żona wcześniej.
-Coś jeszcze zrobili, oprócz wyburzenia tego pomnika?- rzekła księżniczka, próbując ułożyć w głowie wszystkie informacje. Nic jednak nie łączyło jej się w spójną całość.
-Nic mi o tym nie wiadomo- odpowiedział strażnik. Przez chwilę zapanowała cisza.
-Dziękuję za informację- rzekł w końcu Władca Leśnego Królestwa- możesz odejść.
Elf skinął głową, po czym opuścił komnatę.
-To się robi coraz bardziej zagmatwane- powiedział Gimli.
-Miejmy nadzieje, że Miriel czegoś się dowie- odparł Legolas, kiwając głową. Trójka towarzyszy w ciszy czekała na powrót królowej. Syn Thranduila po chwili usiadł z powrotem na krześle. Nie mógł jednak zaznać spokoju i wiercił się na nim co niemiara. Jego palce zaczęły wystukiwać powolny rytm na drewnianym blacie stołu.
-Tato, czy mógłbyś się uspokoić?- powiedziała cicho Daenerys. Irytujący dźwięk momentalnie zniknął. Nie stało się to jednak za sprawą słów księżniczki, tylko przez pojawienie się w komnacie Miriel.
-Czego się dowiedziałaś?- zapytał Legolas, gwałtownie wstając. Królowa spojrzała na niego smutno, po czym podeszła do stołu i usiadła na jednym z krzeseł.
-Też lepiej usiądź- powiedziała cicho. Elf widząc jej bladą twarz, spełnił prośbę od razu.
-Wszystko w porządku?- szepnął, wyciągając rękę w jej kierunku i chwytając ją za dłoń. Kobieta zagryzła wargę i zamknęła oczy.
-Nic nie jest w porządku- rzekła, gwałtownie je otwierając- to, co zaraz usłyszycie, będzie trudne dla nas wszystkich, ale przyszłości nie oszukamy. To musi zostać między nami. Zrozumiano?
-Oczywiście- powiedziała poważnie pozostała trójka. Miriel odetchnęła głęboko, po czym założyła kosmyk włosów za ucho.
-Wszystko zaczęło się dawno temu...
***
Książę Leśnego Królestwa, gdy tylko się ocknął, ujrzał Elesse leżącą na ziemi. Jej ciemne włosy kontrastowały z kamienną podłogą. Przestraszony elf podbiegł do niej, ale kobieta nie miała nawet najmniejszej ranki. Jej klatka piersiowa poruszała się delikatnie, dzięki czemu wiadomo było, że żyje. Elentar ukląkł koło niej i położył jej głowę na swych kolanach. Była bardzo blada. Jej skóra wydawała się tak jasna, jak śnieg. Książę nie zwracał zbytniej uwagi na świat wokół, albowiem w tej chwili to Elessa była dla niego najważniejsza. Przysunął rękę do ściany, czekając aż trochę spływającej nań wody, spadnie mu na dłoń. Chłodne krople przeniósł na jej czoło i czynność tą powtórzył kilkukrotnie. Nie mogąc się powstrzymać, pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się lekko.
-Jeśli znowu wpatrujesz mi się w dekolt, to dostaniesz w zęby- powiedziała nagle dziewczyna, na co elf zerwał się jak oparzony. Elessa w ostatniej chwili zdołała zatrzymać głowę i nie uderzyć w twardą podłogę.
-Przepraszam- odparł książę skruszony, widząc, do czego prawie doprowadził.
-Czyli jednak wpatrywałeś mi się w dekolt?- zapytała z błyskiem w oku.
-Ja... nie... to znaczy- zająknął się elf, przez co dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
Wtedy Elentar zdał sobie sprawę ze swego egoistycznego zachowania. Rozejrzał się po komnacie i podbiegł do leżącego Mirgila.W duchu wyrzucał sobie, że nie zajął się przyjacielem od razu. Widząc rany, jakie pokrywały ciało elfa, miał ochotę wybuchnąć płaczem. Jeszcze nigdy nie płakał, a teraz był tego bliski. Elessa w tym czasie otrząsnęła się z pierwszego szoku i zaczęła rwać dół swej sukni. Jeden z małych fragmentów materiału zamoczyła w spływającej wodzie, po czym delikatnie zaczęła przemywać plecy Mirgila.
-Znasz jakieś zaklęcia, które mogłyby go uzdrowić?- szepnęła, patrząc Elentarowi w oczy.
-Znam kilka, ale nie wiem, czy zadziałają.
-Spróbuj- odparła kobieta poważnie- inaczej nie wiem, czy on przeżyje.
-Rany jak to boli- usłyszeli głos z drugiego końca lochu. Spojrzeli na swego towarzysza z celi, który trzymał się za głowę i wykrzywiał twarz z bólu. Przez całe zamieszanie kompletnie o nim zapomnieli. Drogo podniósł się z podłogi, po czym spojrzał na nich i rozszerzył oczy, przypominając sobie ostatnie wydarzenia.
-Co z nim?
-Źle- odpowiedziała krótko Elessa. Spojrzała po raz kolejny na elfickiego księcia- spróbuj!
Ten pokiwał głową, po czym zamknął oczy, przypominając sobie słowa, kiedyś słyszał.
***
-Dlaczego?
-Legolas, nie wiem- powiedziała Miriel- po prostu zło lubi nam się mieszać w życie.
-I ty mówisz o tym tak spokojnie?- zapytał wzburzony elf głosem zahaczającym o krzyk.
-Legolas, nie krzycz na nią- wtrącił Gimli- wszyscy jesteśmy zdziwieni i źli, ale to nie powód, żebyś ją obwiniał.
-Och, zamknij się- warknął król- nie wiesz, co czuję, więc się nie mieszaj.
-Nie kłóćmy się, bo to nie ma sensu- rzekła Miriel głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Mama ma racje- powiedziała Daenerys dobitnie- kłócąc się, niczego nie zdziałamy. Przeznaczenie dopadnie nas, prędzej, czy później i to od nas zależy, jak stawimy mu czoła. Musimy być przygotowani na wszystko. Teraz wiemy, co się dzieje i w końcu możemy zacząć działać. Skoro zbliża się wojna, to musimy być na nią gotowi.
-Co proponujesz?- zapytał Legolas, którego słowa córki "otrzeźwiły". Cała trójka wpatrywała się w księżniczkę z podziwem.
-Trzeba rozesłać wieści o starciu do wszystkich naszych przyjaciół- odparła elfka- na razie nie wiemy, gdzie wszystko się skończy, ale to tylko kwestia czasu. Jeśli będą wiedzieć już teraz, lepiej się przygotują. Potem tylko powiadomimy ich o szczegółach.
-A co, jeśli nie zdążą potem przybyć?- powiedział Gimli cicho.
-Ryzyko, które musimy podjąć. Innego wyjścia nie ma.
***
-Auć!
-Och nie wierć się tak!- warknęła Elessa, próbując przemyć plecy obolałe plecy Mirgila. Elf na szczęście nie miał już tak strasznych ran, jak wcześniej. Kilka zaklęć, których zdołał nauczyć się Elentar oraz pielęgnowanie przez wyrocznie, zdziałały cuda. Kobieta poświęciła na przemywanie jego pleców kawałek własnej sukni, a elf ku jej niezadowoleniu był bardzo strachliwym pacjentem. Miała wrażenie, że wolałby jeszcze raz przechodzić tortury, niż dać się opatrzyć.
-Jesteś gorsza niż moja mama!
-Elentar, następnym razem go nie ratujemy, prawda?- powiedziała kobieta. Elf spochmurniał.
-Myślisz, że będzie kolejny raz?- szepnął.
-Och, przepraszam- odparła Elessa smutno, po czym delikatnie uścisnęła rannego towarzysza- nie chciałam.
Elentar z Drogo spojrzeli na siebie ze smutkiem, nie wiedząc, co mogliby w tej chwili zrobić.
-Nic się nie stało- odrzekł Elentar cicho. Choć teraz wszystko skończyło się dobrze, to jak będzie następnym razem? Przyszłość jest krucha.
***
Elentar nagle obudził się, albowiem czuł, jakby coś kazało mu to zrobić. Rozejrzał się po komnacie, upewniając, czy jego towarzyszom nic nie jest. Uspokoił się lekko, słysząc ich ciche oddechy i widząc poruszające się klatki piersiowe. Niepokój jednak nie opuszczał jego serca. Zdawało mu się, że czuje magie. Zdawało, albowiem nie był pewny tego, co czuje. To było dużo silniejsze niż wszystko, z czym dotąd miał do czynienia. Jego umysł zaczął się odprężać, lecz karcił się w duchu za to.
Przestań!- mówiły jego myśli- nie daj się nabrać na żadną ze sztuczek Gordbaga!
Ale czy przywódca buntowników może mieć coś tak wspaniałego? Nagle jakby znikąd, ale jednocześnie zewsząd pojawiło się białe światło. Książę zamknął oczy, chroniąc je, przed jego potęgą.
-Powstań, Elentarze- usłyszał głos, dochodzący jakby z nicości- powstań i otwórz swe oczy.
Elf nie wahał się długo, albowiem brzmienie tego głosu przyprawiło go o respekt, ale i jednocześnie uspokoiło go. Wstał i otworzył oczy, a to, co ujrzał, na powrót rzuciło go na kolana. Klęknął, kłaniając się tak nisko, jak tylko zdołał.
-Tyś jest Jedyny- wyszeptał- nie jestem godny, aby stanąć przed twym obliczem.
Świetlista, biała postać, której łagodna twarz zdawała się i żeńską, i męską jednocześnie, uśmiechnęła się i wyciągnęła przed siebie dłoń, która z każdą chwilą coraz bardziej przypominała ludzką.
-Każdy jest godzien, stania przed obliczem każdego- rzekł Eru z powagą i głęboką mądrością- nie ma ciemnych i jasnych oblicz. Są dusze mroczne i czyste, ale nawet najczarniejsze czyny można wymazać, żałując ich. Najważniejsze, aby być godnym stania przed samym sobą.
Powiedziawszy to, pomógł księciu wstać, po czym chwycił jego twarz w swe blade dłonie.
-Na twych barkach spoczywa wiele, a przed tobą droga usiana niebezpieczeństwem i śmiercią.
-O Stworzycielu, ja nie rozumiem- szepnął Elentar. Elf przez cały czas miał opuszczoną głowę, nadal uważając, że nie jest godzien stania przed najwyższym i jedynym bogiem.
-Nie martw się. Przyjdzie czas na zrozumienie i to szybciej, niż myślisz- odparł Ojciec Wszechrzeczy- pamiętaj, że gdy wybije godzina mroku, niech twe serce trwa przy swoim. Musisz wypełnić proroctwo.
-Istnieje proroctwo na mój temat?- zapytał elf cichym głosem.
-Twoje przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach, ale nie ja opowiem ci o twojej przyszłości- powiedział Eru- to zadanie zostało oddane dla innej osoby.
-Elessa- szepnął książę. Zdawało się, jakby Stworzyciel pokiwał głową.
-Wyrocznia zajmie ważne miejsce zarówno w twej duszy, jak i sercu. Nie marnuj czasu, albowiem on upływa nieubłaganie.
-Co to znaczy?
-Nie zawsze dzieje się to, czego pragniemy. Pamiętaj, Elentarze — Księciu Eryn Lasgalen. Wyrusz do Helmowego Jaru i tam odnajdź odpowiedzi na dręczące cię pytania.
-Jak mamy to zrobić, uwięzieni w nieznanym miejscu, z setkami strażników?
-Armia wyruszyła. Strażnicy zaatakowali wioski, a tylko kilku pozostało tutaj. Pomogę wam. Już czas, Elentarze, zbudź swych towarzyszy. Ale wiec, że nie będą mnie widzieć, ani słyszeć.
-Więc to się nie dzieje naprawdę?- zapytał elf.
-To się dzieje w twojej głowie, ale czy to znaczy, że nie naprawdę?
Książę skinął głową, jakby wiedząc, o co chodzi, po czym podszedł do towarzyszy.
-Elessa- szepnął, przejeżdżając dłonią po policzku kobiety- obudź się.
-Co się dzieje?- powiedziała wyrocznia, gwałtownie otwierając oczy.
-Musimy uciekać, obudź Drogo.
W czasie, gdy zdziwiona kobieta budziła mężczyznę, Elentar kucnął przy synu Lindira i Tamarel. Wystarczyło lekkie dotknięcie w ramie, a elf już się obudził. Wstał gwałtownie, zapominając o nie do końca zagojonych plecach, przez co syknął z bólu. Nagle na jego twarzy pojawił się szok. Przeniósł rękę za siebie i dotknął miejsc, gdzie znajdowały się rany, lecz niczego nie wyczuł. Książę spojrzał na Stworzyciela, który uśmiechnął się do niego łagodnie. Syn Legolasa zrozumiał, że to właśnie Eru uzdrowił jego przyjaciela.
-Słuchajcie- powiedział, do towarzyszy z celi- musimy uciekać.
-Jak... to... się...znaczy?- zająknął się Mirgil, wskazując na swoje plecy, lecz Elentar zbył go machnięciem ręki.
-Nie czas, na to- rzekł z powagą w głosie- nie zadawajcie zbędnych pytań.
Trójka więźniów pokiwała głową, patrząc na niego w głębokim skupieniu, lecz książę przestał zwracać na nich uwagę. Eru zniknął, lecz on jakby nadal czuł jego obecność. Spojrzał na kraty, po czym podszedł do nich. Nie był pewny skąd, ale wiedzieć, co ma robić. Zacisnął dłoń na jednym z prętów, do tego stopnia, że aż zbielały mu knykcie. Zamknął oczy, dając upust magii, jaką czuł w głębi siebie. Dopiero okrzyk zdziwienia, który wydała z siebie Elessa, przywrócił go do świadomości. Rozwarł powieki i uśmiechnął się z zadowoleniem. Metal stopił się. Elf powtórzył czynność tą jeszcze kilka razy, dając im możliwość przejścia na drugą stronę. Czwórka uciekinierów podeszła do drzwi. Mężczyźni chwycili prowizoryczne bronie, jakie mieli pod ręką. A była to nieduża deska, stary i już prawie całkiem połamany świecznik oraz łańcuch, który leżał wcześniej na podłodze. Tak uzbrojeni, jednym, gwałtownym ruchem otworzyli drewniane drzwi i wyskoczyli przez nie. Nie zastali za nimi nikogo. Choć zdziwili się, nie stracili czujności i w bojowych nastojach, z jak największą ostrożnością, zaczęli szukać wyjścia na zewnątrz.
Weszli po kamiennych schodach, zakładając, że lochy znajdowały się w podziemiach. Mijając zabytkowe zbroje i zimno urządzone komnaty, parli przed siebie. Budynek był ogromny, dlatego nie wiedzieli dokładnie, ile czasu zajęła im wędrówka. Zdawało się, jakby była to godzina, a minęło pewnie koło dziesięciu minut. Nagle ujrzeli je. Wielkie drzwi, które zdawały się prowadzić na zewnątrz. Powoli, oczekując zasadzki, podeszli do nich i odsunąwszy wszelkie zasuwy, delikatnie je otworzyli i wyszli na zewnątrz. Udało się. Upragniona wolność uderzyła w ich twarze orzeźwiającym podmuchem wiatru. Wszyscy bez wyjątku odetchnęli rześkim powietrzem, a na ich twarze wpłynął lekki uśmiech. Trójka z towarzyszy zastanawiała się jednak, nad tym, gdzie podziała się armia Gordbaga. Mirgil z Elessą i Drogo wymienili zdziwione spojrzenia, z zaciekawieniem przyglądając się Elentartowi, który wydawał się tego spodziewać.
-Armia wyruszyła- powiedział książę, nie mogąc dłużej wytrzymać ich przenikliwych spojrzeń- muszę się znaleźć w Helmowym Jarze.
-Po co?- zdziwił się Mirgil- nie powinniśmy spróbować wrócić do Leśnego Królestwa?
-Wy możecie tam wrócić- odparł książę cicho- ja mam inne zadanie.
-Jesteś tajemniczy, przyjacielu, ale wiem, że skoro tak się zachowujesz, to musisz mieć jakiś powód- odrzekł syn Lindira, po czym położył rękę na piersi- wiesz, że cię nie opuszczę i tak długo, jak żyje, będę u twego boku.
-Ja także- szepnęła Elessa, patrząc na Elentara z czymś na kształt uwielbienia. Elf uśmiechnął się do niej z czułością, a ta odpłaciła mu się tym samym.
-Jeśli nie będę przeszkadzał, również chciałbym wyruszyć z wami- powiedział Drogo.
-Oczywiście, że nie będziesz przeszkadzał- odparł syn Miriel. W duchu cieszył się, iż przyjaciele go nie opuszczali, lecz jednocześnie ubolewał nad tym. Bał się, jaki los może ich czekać podczas tej wyprawy. Słowa Eru były bardzo tajemnicze, ale przez to tym bardziej niepokojące.
-Ja mam tylko jedno pytanie- rzekł Mirgil z wesołym uśmiechem. Trójka towarzyszy spojrzała na niego pytająco- gdzie my, na króla goblinów jesteśmy?
Najpierw Elessa wybuchnęła śmiechem, zaraz za nią Elentar i Drogo, a na końcu Mirgil. Nie pamiętali, kiedy ostatnio tak szczerze się śmiali.
-"Na króla goblinów"?- zapytał książę, nie przestając się śmiać. Syn Lindira tylko wzruszył ramionami.
-Nie miałem lepszego wyrażenia.
Choć wydawało się to niemożliwe, zaczęli się śmiać jeszcze radośniej niż wcześniej. Z oczu wyroczni poleciały łzy. Elentar widząc je, wyciągnął dłoń i delikatnie starł krople. W tym czasie Mirgil i Drogo wymienili znaczące spojrzenia i po raz kolejny wybuchnęli śmiechem. Pozostała dwójka spojrzała na nich ze zdziwieniem. Kompletnie nie wiedzieli, o co chodziło.
Tia... wiem, że jestem do bani. Prawie nic nie piszę, ale szczerze powiedziawszy ani nie mam ochoty, ani nie widzę w tym jakoś sensu. Wstawiam rozdział, siedząc z bratem, bo moi rodzice pojechali do babci, do której wezwano pogotowie :/. Nie wiem. Nic nie wiem. Może mi to "antypisanie" minie, ale naprawdę nie wiem.Zastanawiam się, poco ja to w ogóle robię, skoro i tak nic mi to nie daje. Wcześniej myślałam, że może napiszę własną książkę czy coś, ale przecież... ja i tak tego nie zrobię, bo znam siebie. Błagam o siłę, na chociaż skończenie tej książki. Maer dú.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top