Rozdział 25
Oczy zapiekły ją, gdy mrugała powiekami, czując jakby piasek pod nimi. Dopiero po chwili nieprzyjemne doznanie minęło. Wtedy też w pełni świadomie spojrzała przed siebie. Dostrzegła złoty sufit, który zdawał się pokryty gwiazdami mrugającymi leniwie.
-Obudziła się!- usłyszała radosny okrzyk, po czym poczuła uścisk na dłoni. Przekręciła głowę, spoglądając na uśmiechniętego Ulmo. Niedługo potem obok niego pojawiły się kolejne osoby.
Miriel próbowała się odezwać, lecz z jej gardła wydobył się tylko dziwny skrzek.
-Nic nie mów- rzekł Manwë, spostrzegłszy, cóż takiego próbuje uczynić elfka. Ta jednak nie zaprzestała swych działań i po chwili uwolniła się od chrypki, niepozwalającej jej mówić.
-Dlaczego ja żyję?- szepnęła beznamiętnym głosem. Odpowiedziała jej jednak pusta cisza, powodująca na jej plecach nieprzyjemny dreszcz.
-Dlaczego ja żyję?- powtórzyła głośniej i nie zważając na protesty Vardy — usiadła.
-Było ciężko, ale zdołaliśmy cię uratować- powiedział Król Morza, ostrożnie dobierając słowa.
-Coś jest nie tak- wyszeptała Miriel, kręcąc głową. Po jej policzku spłynęła kryształowa łza, wsiąkając we fioletową sukienkę. Przyjrzała się każdej z trzynastu osób stojących obok niej- co się stało?
-Twoje obrażenia były naprawdę poważne, ale na szczęście udało się. Niestety byłaś nieprzytomna przez... dokładnie dwadzieścia trzy dni- wybełkotała Nessa.
-Nie o mnie chodzi. Co się wydarzyło w Helmowym Jarze? Kto wygrał i... kto zginął?
-Wroga armia została doszczętnie rozbita- zabrał głos Manwe, patrząc na królową z poważnym, wręcz smutnym wzrokiem- wielu jednak straciło życie w tym starciu.
-Kto?- zapytała elfka ledwie słyszalnie.
-Dwalin, Kili, Tauriel, Eomer, Aragorn i...- zaczęła Varda, lecz przerwano jej.
-Nie- wymamrotała Miriel. W jej fiołkowych oczach pojawiła się niema prośba, jasne dłonie zaczęły drżeć- powiedzcie, że się mylę. On nie mógł umrzeć.
-Przykro mi, kochanie- szepnęła Vairë, siadając obok niej i przyciągając do siebie. Reszta nie wiedząc, co robić, odwracała wzrok, szukając czegoś na tyle istotnego, że mogliby zawiesić na tym wzrok.
-Możecie go przywrócić?- powiedziała elfka cicho, jednak bez zbędnych nadziei.
-Próbowaliśmy, ale jego dusza odeszła już za daleko- wtrącił Oromë ze szczerym smutkiem.
Władczyni Eryn Lasgalen tylko pokiwała głową ze zrozumieniem. Spodziewała się tego. Dziwiła się jednak, z jak wielkim spokojem przyjęła wieść o śmierci ukochanego. Z jej oczu nawet nie płynęły łzy. Nie czuła nic, prócz zimnej obojętności.
-Wracam- powiedziała, odsuwając od siebie przytulającą ją Valiere i ostrożnie podnosząc się na równe nogi.
-Dokąd?- zapytał Ulmo.
-Do domu- rzekła elfka. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do wszystkich zgromadzonych- dziękuję. Za wszystko.
Powiedziawszy to, zamknęła oczy. Poczuła, jak jej ciało staje się lekkie i unosi się w łagodnym porywie mocy, by po chwili pojawić się w innym miejscu.
Kobieta zamrugała, po czym rozejrzała się wokół pustym wzrokiem. Świat wydawał jej się szary, a spadające nań liście- irytujące. Była w puszczy, w oddali widziała wieżę leśnego pałacu, dlatego też ruszyła w tamtym kierunku.
Słyszała drobne zwierzęta, prowadzące swe normalne, monotonne życie. Szum wiatru hulającego wokół i czyjeś kroki niedaleko. Wiedziała, że została zauważona przez patrolujących strażników, lecz nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Musiała ułożyć sobie wszystko, co się wydarzyło i pomyśleć, co dalej.
Niedużo później wstąpiła na kamienny most. Zeschnięte liście skrzypiały pod stopami, jednak Miriel nie zwracała na to uwagi. Nie zwolniła kroku, jej suknia z cichym szmerem sunęła po szarym podłożu.
-Nanah (mamo)!- usłyszała głośny krzyk, a po chwili ujrzała biegnącą w jej stronę jasnowłosą elfkę. Daenerys miała na sobie czarną, prosto skrojoną suknię.
Valiera przystanęła, przyciągając do siebie córkę, która wpadła w jej wyciągnięte ramiona.
-Bałam się, że ty też...- szepnęła księżniczka, urywając gwałtownie i kładąc głowę na barku matki.
-Uratowali mnie- odparła Miriel beznamiętnie. Nie potrafiła wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu, energii.- Co z Elentarem?
Chwyciła córkę za dłoń, idąc wraz z nią w stronę pałacu.
-Był mocno poturbowany, ale lord Elrond zdołał go wyleczyć- odparła elfka cicho i odetchnęła głęboko, spoglądając na matkę ze smutkiem- wszystkie pogrzeby już się odbyły i... wiem, że powinniśmy zaczekać na twój powrót, ale...
-Ale nie wiedzieliście, czy przypadkiem ja też nie potrzebuję pogrzebu- dokończyła Miriel, przerywając jej. Daenerys pokiwała głową z wahaniem.
Kobiety minęły kłaniających się strażników, a gdy tylko przekroczyły wrota domu, usłyszały radosne, pełne ulgi okrzyki. Wieść o powrocie Miriel zdążyła obejść już całe królestwo.
Elfka czuła się jak szmaciana lalka, podawana z rąk do rąk, przytulana, lecz nie potrafiła spostrzec przez kogo. To było jak koszmar, z którego chciała się wybudzić. Kręciło jej się w głowie, a w piersiach brakowało tchu.
-Przepraszam- szepnęła. Najpierw słabo, jednak, gdy nie przyniosło to efektów — krzyknęła.
Wszyscy znieruchomieli, patrząc na nią. Jedni ze zdziwieniem, inni ze zrozumieniem. Królowa była blada jak śnieg, a jej fiołkowe oczy nie miały już wcześniejszego blasku.
-Przepraszam, ale... muszę odpocząć- powiedziała Miriel cicho.
Razem z Daenerys minęła stojących wokół poddanych i weszła na jasne schody. Czuła wbite w siebie spojrzenia, słyszała szepty.
-Myślicie, że już wie?
-Ciekawe, gdzie była!
-Nie walczyła z nami.
Księżniczka przybrała wściekłą minę i już otwierała usta, aby rozmówić się z plotkującymi, gdy Miriel po raz kolejny chwyciła ją za dłoń. Spróbowała uśmiechnąć się pokrzepiająco, lecz wyszedł z tego tylko krzywy grymas.
-Pogadają, pogadają i przestaną- powiedziała królowa, nie przerywając wchodzenia ku górze.- Gdzie jest Elentar z Mirgilem?
-Uznali, że nie wytrzymają dłużej, nic nie robiąc, więc poszli do lasu.
Elfka pokiwała głową ze zrozumieniem.
Po chwili weszły już na najwyższe piętro. Zrobiły kilka kroków, stając przed drzwiami z jasnego drewna. Miriel zawahała się.
-Pójdę do komnaty dla gości- rzekła niepewnie.
Po twarzy księżniczki spłynęła łza, lecz ta nic nie powiedziała. Rozumiała matkę. Sama kilka razy próbowała wejść do sypialni rodziców, jednak nie potrafiła się na to zdobyć.
Tak się zamyśliła, iż nie spostrzegła nawet, że królowa podeszła do drzwi po drugiej stronie korytarza.
-Zobaczymy się później. Dobrze, skarbie?- Daenerys słysząc jej słowa, wróciła do rzeczywistości.
-Oczywiście, mamo- odpowiedziała, a gdy władczyni zniknęła w komnacie, postanowiła udać się do swojej.
Nie zdążyła zrobić ani jednego kroku, gdy ni stąd, ni zowąd obok niej pojawiła się dwójka elfów.
***
Królowa Eryn Lasgalen położyła się na łóżku i zamknęła oczy.
-Naprawdę wróciła?- usłyszała głos na korytarzu.
-Cśś! Odpoczywa.
-Wiedziała wcześniej?- zapytał Elentar cicho, lecz nie tak cicho, aby Miriel go nie usłyszała.
-Wiedziała- odrzekła Daenerys, pociągając nosem- ona nie jest sobą.
-Co masz na myśli?- zapytał Mirgil zaniepokojonym głosem.
-Jest taka... pusta, taka... niewyraźna- szepnęła księżniczka. Słychać było jej zduszone łkanie, gdy zapewne przytulała się do któregoś z towarzyszy.
-Poradzi sobie?
-Nie wiem. To wszystko jest za trudne. Nie mogę uwierzyć, że już go nie ma.
Potem nastała cisza, albowiem trójka elfów odeszła od drzwi jej pokoju. Miriel natomiast nadal leżała na plecach, mocno zaciskając powieki i z całej siły próbując zasnąć. Jednak bezskutecznie.
"Miriel, córeczko."
Głos lady Galadrieli wypełnił jej głowę, tworząc łagodną tarczę od wszystkich nieprzychylnych myśli.
"Tak, mamo?"
"Wiedziałam, że żyjesz. Czułam to."
"Uznanie dla lady Galadrieli"- pomyślała królowa, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, iż jej rozmówczyni to słyszała- "ups."
"Jak się czujesz?"
"Dobrze"- odrzekła krótko. Władczyni Lothlorien jednak nie dała się na to nabrać.
"Będziemy u was jutro."
"Skoro został wam tylko dzień drogi, to znaczy, że jesteście w podróży już od kilku. Wiedzieliście, że wrócę?"
"Wierzyliśmy w to."
Tymi słowami zakończyły swą umysłową rozmowę. Elfka zamknęła oczy, po raz kolejny próbując zasnąć. Dopiero po długim czasie wykonywania głębokich oddechów — udało się.
***
Królowa otworzyła oczy i przeciągnęła się. Widziała promienie słońca, próbujące przebić się przez osłaniający je materiał. Usiadła na łóżku, po czym z ziewnięciem podeszła do okna i odsunęła zasłaniające je kremowe zasłony. Zamknęła oczy.
-Mirel, zgaś tę świeczkę!- usłyszała zaspany głos ukochanego. Zaśmiała się.
-Nie potrafię zgasić słońca, skarbie- powiedziała rozbawiona, nadal nie odwracając się w jego stronę. Do jej uszu doleciało jakieś naburmuszone mruczenie.
-Mówiłeś coś?- zapytała, oglądając się przez ramię i unosząc brwi. W tym momencie wybuchnęła śmiechem tak głośnym, że leżący na łóżku Legolas, usiadł gwałtownie. Spojrzał na żonę, która właśnie usiadła na podłogę, próbując się uspokoić. Zagryzł wargę, powstrzymując śmiech, lecz na nic się to nie zdało. Po chwili na powrót leżał na łóżku, przykładając głowę do poduszki, która lekko tłumiła wydawane przez niego odgłosy.
-Z czego ty się śmiejesz?- rzekła królowa, odpędzając cisnący jej się na usta uśmiech.
-Pięknie wyglądasz, kocha... zaraz!
Miriel otworzyła szeroko oczy.
-Czy ja wyglądam tak samo?- zapytała.
-Tak samo, jak?
-Tak samo, jak ty!
-Nie. Nie mów, że...
Elfka uniosła brwi, mierząc wzrokiem twarz męża. Przyglądała się czarnym, namalowanym wąsom, brązowym, grubym brwią i krwisto czerwonym policzkom. Odruchowo położyła dłonie na własnej twarzy. Podeszła do posłania, układając się obok Legolasa.
-Co się wczoraj działo?- zapytał elf.
-A żebym ja to pamiętała- westchnęła kobieta, parskając śmiechem.
-Przecież nasza rasa nie może się upić!
-Jak widać, po pewnych ilościach wina — może.
-Nigdy więcej nie piję z twoim tatą- rzekł król z udawaną pretensją w głosie.
Miriel obróciła głowę, spoglądając na męża. Nie mogąc się powstrzymać, po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Zacisnęła powieki, z których zaczęły spływać wesołe łezki.
Poczuła łagodną dłoń na policzku, ścierającą kropelki. Kobieta gwałtownie otworzyła oczy, spoglądając na matkę.
Nadal stała przy oknie, trzymając w dłoniach kremową zasłonę.
-Co ty tu robisz?-zapytała.
-Przecież wiedziałaś, że przyjedziemy- odparła lady Galadriela łagodnie.
-Czyli spałam dłużej, niż zamierzałam- powiedziała elfka jakby do siebie.
-Miriel?
-Tak?
-Przestań tłamsić to w sobie. Przestań udawać, że to wszystko cię nie rusza.
-Niczego nie udaję- rzekła królowa, lecz zdradziły ją niesforne łzy, po raz kolejny wypływające spod jej powiek. Szybko je otarła.
-Widzisz? Potrzebujesz tego.
-Potrzebuję jego!- warknęła elfka, cofając się i opierając plecami o ścianę- muszę być silna. Będę silna i nie będę płakać!
-Wyglądasz jak cień dawnej Miriel, nie pozwól, aby smutek tobą zawładnął- powiedziała Władczyni Lothlorien, podchodząc do niej i chwytając za dłoń.
-Nie potrafię- szeptała królowa, upadając na kolana. Każda z odepchniętych wcześniej emocji, właśnie uderzyła w nią ze zdwojoną siłą, boleśnie kłując serce.
Z jej oczu w szaleńczym tempie — niczym z wodospadu — wypływały łzy. Twarz wykrzywiła się w potwornym grymasie, a ona sama wciąż powtarzała te same dwa słowa.
-Każda wylana łza przybliża cię do ukojenia- powiedziała Galadriela, gładząc ją po policzku. Czuła, że po jej twarzy również spływały słone krople.
-Nie, nie, nie!- rozpaczała Miriel- nie potrafię! Nie potrafię! To boli. Dlaczego to aż tak bardzo boli?
Pani ze Złotego Lasu jednak nic już jej nie odpowiedziała, albowiem zdała sobie sprawę, iż żadne słowa nie przyniosą jej córce ulgi. Widząc ją w takim stanie, cierpiała na równi.
Dużo czasu minęło, nim Władczyni Leśnego Królestwa przestała płakać. Oczy przez cały czas piekły ją, a w gardle czuła sporą gulę. Nie miała już jednak siły na wylewanie kolejnych i tak niepomocnych — kropel.
Delikatnie uwolniła się z ramion Galadrieli i powoli wstała. Otarła wilgoć z policzków i pociągnęła nosem, po czym otworzyła drzwiczki od szafy. Oparła się o nie, lustrując wzrokiem znajdujące się w niej szaty.
-Co robisz?- zapytała Pani z Lórien, wstając.
-Muszę się przebrać- odparła królowa, wyciągając białą suknię. Materiał nie miał żadnych ozdób, ciągnął się swobodnie, dosięgając aż do podłogi.
-Mogłabyś poprosić mieszkańców do sali tronowej?
-Mogę wiedzieć, w jakim celu?
-Chciałabym im coś powiedzieć.
Elfka weszła do pomieszczenia obok. Opłukała twarz, pozbywając się pokrywających ją rozgrzanych plam, a następnie założyła przygotowany wcześniej strój. Spojrzała w lustro, mrużąc powieki. Po chwili rozplątywała już drobne warkocze, okalające jej głowę. Teraz wyglądała tak, jak lubiła najbardziej. Nie miała żadnej z tradycyjnych, elfickich fryzur, lecz rozpuszczone, swobodnie zwisające włosy, tworzące grube, sprężyste fale.
Gdy wróciła do komnaty, jej matki już w niej nie było. Miriel pod wpływem impulsu — wyszła na korytarz. Można by rzec, że nogi same prowadziły ją do sypialni naprzeciwko.
Z lekkim wahaniem chwyciła za klamkę, po czym otworzyła drzwi i weszła do środka.
Nic się tutaj nie zmieniło. Przywitały ją biało zielone ściany, kremowe zasłony, pięknie rzeźbione meble z ciemnego drewna oraz ogromne łoże, przykryte czerwoną narzutką. Tyle wspomnień, tyle szczęśliwych chwil. Wcześniej myślała, że zacznie płakać, gdy ujrzy tak dobrze znane pomieszczenie, myliła się jednak. Na jej twarz wpłynął uśmiech.
-Mamo- usłyszała za sobą męski głos.
-Elentar- powiedziała radośnie, odwracając się i przytulając syna- tak się cieszę, że nic ci nie jest.
-Nawzajem, mamo- odparł książę, patrząc na nią dziwnym wzrokiem. Nie spodziewał się radości, którą królowa wręcz promieniała.
-Idziemy na dół?
-Właśnie przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że wszyscy czekają.
-Wiesz ty co!- fuknęła elfka z udawanym wyrzutem- myślałam, że przyszedłeś się przywitać, a tu nic!
-To też- odpowiedział Elentar z bladym uśmiechem. Następnie podał ramie swej rozmówczyni- dotrzymasz mi towarzystwa, lady?
-Takiemu przystojnemu mężczyźnie?- udała, że się zastanawia- oczywiście.
We dwójkę wyszli z komnaty, po czym zeszli po schodach. Miriel przez cały ten czas zabawiała syna rozmową. Ucichła jednak, gdy stanęli przed drzwiami prowadzącymi do sali tronowej. Elfka odetchnęła głęboko i dała znak strażnikom, aby rozwarli wrota.
Wraz z księciem wkroczyła do pomieszczenia, zyskując zaciekawione spojrzenia wszystkich zgromadzonych. Mijali setki osób, a każdy miała na sobie czarną szatę. Każdy, prócz Miriel.
Kobieta pocałowała syna w policzek, po czym wstąpiła na podium.
-Witajcie, moi drodzy- zaczęła uroczystym głosem- wielu z was zapewne dziwi się, po cóż to zebraliśmy się to wszyscy. Wielu zapewne jest na mnie złych. Też bym była. Byłabym wściekła, gdyby w tak ważnej chwili zabrakło u mego boku królowej. Macie do tego pełne prawo. Nie walczyłam z wami.
-Przecież tam byłaś!- przerwał jej Elentar, wskakując na podest- byłaś tam i walczyłaś. Nie ważne, że nie byłaś przy nas. Ważne, że też przyczyniłaś się do zwycięstwa. Sam widziałem i wiem, jak wiele zrobiłaś, abyśmy wygrali.
Zgromadzeni elfowie słuchali jego słów jak zahipnotyzowani. Jak mogli mieć jej coś za złe? Jak mogli wierzyć, że ich zostawiła? Przecież zawdzięczali jej tak wiele.
-Dziękuję, synu, lecz nie potrzebuję słuchać komplementów. Poprosiłam was tutaj w innej sprawie- rzekła Miriel, zmieniając temat.- Jak wszyscy wiemy, w ostatniej bitwie zginęło wiele bliskich nam osób. Nie mówię tu tylko o królu, lecz o każdej innej, ważnej nam osobie- zawahała się, przełykając ślinę- wraz z każdą śmiercią, coś się zmienia. I my też potrzebujemy zmian. Potrzebujemy kogoś nowego, kogoś, kto zamieni obecną, szarą rzeczywistość w życie, na jakie zasługujecie. W dniu dzisiejszym, ja, Miriel, córka Galadrieli i Celeborna, żona zmarłego Króla Eryn Lasgalen, zrzekam się tronu.
-Nie!
-Co?
Na całej sali zapanowało ogromne zamieszanie. Poddani zaczęli krzyczeć, nie zgadzając się z jej decyzją. Jednak, gdy tylko elfka uniosła dłoń — nastała cisza.
-Na moje miejsce wstąpi Danerys wraz z Mirgilem- powiedziała, uśmiechając się do wspomnianych- wierzę, że zaprowadzicie w tej krainie takie szczęście, jakie powinno w niej być- spojrzała na syna- ty natomiast, mój drogi, udasz się do Lothlorien — oczywiście, jeśli będziesz chciał. Na ciebie również czeka tron i ty również masz godnie i sprawiedliwie rządzić, swymi ziemiami. Tak, jak zostało ustalone zaraz po twoim urodzeniu.
Jej łagodny ton wręcz otulał wszystkich. Niektórzy czuli nawet łzy, spływające po policzkach.
Daenerys podbiegła do matki i przytuliła ją, łkając w jej ramie.
-Nie możesz, ja nie poradzę sobie sama- szeptała, ciągnąc nosem.
-Nie będziesz sama, skarbie- odrzekła kobieta, uśmiechając się ciepło do Mirgila- razem możecie nawet dotknąć gwiazd.
-Wiedziałaś?- zapytał Elentar.
-Co?
-Wiedziałaś, co się stanie? Wiedziałaś, że Daenerys z Mirgilem zakochają się w sobie? Że tata zginie?
-Aby przyszłość mogła być przyszłością, musi istnieć wcześniej, abyśmy mieli, kiedy ją tak nazywać- rzekła córka Galadrieli tajemniczo- dacie rade, kochani. To wasza przyszłość, a ja wierzę, ja wiem, że ona się spełni. Wystarczy wierzyć.
Powiedziawszy to, zeszła z podestu i uśmiechając się do poddanych, podeszła do drzwi, a gdy już miała wyjść, nagle się obróciła.
-Niech żyje nowa królowa!- krzyknęła z dumną- niech żyje nowy król!
Opuściła komnatę, słysząc setki głosów, powtarzających jej słowa.
Miriel ruszyła w stronę głównej bramy, a uśmiechnąwszy się ciepło do strażników — wkroczyła na most. Teraz było zupełnie inaczej. Słyszała śpiew ptaków, a szum liści na wietrze wydawał się muzyką. Chwilę później weszła już do lasu, przypatrując się jego pięknu.
Biała suknia sunęła po mięciutkim mchu, a jej długie włosy podskakiwały radośnie.
Elfka przemierzała polany, nucąc pod nosem i z zachwytem rozglądając się wokół. Wybuchnęła śmiechem, gdy na jej ramieniu usiadł drozd, wesoło pogwizdując.
-Witaj, malutki- powiedziała Miriel głaszcząc go delikatnie po maleńkiej główce. Nagle ptak poderwał się do lotu, sunąc prosto ku koronom drzew. Kobieta odprowadziła go wzrokiem, spoglądając ku górze.
Gdy tylko to uczyniła, westchnęła z zachwytem, widząc spadające, różowe, drobniutkie płatki, które tańczyły nad jej głową, niesione przez wiatr.
Zaśmiała się dźwięcznie i zamknąwszy oczy, kręciła się wokół własnej osi, a czując maleńkie drobinki spadające na jej twarz — zaśmiała się po raz kolejny.
Jakże to było piękne! Wszystko zdawało się nabierać barw, świat wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie, niż zwykle.
Szła jeszcze przez chwilę, wreszcie docierając do celu. Uśmiechnęła się do białego pomnika, przedstawiającego piękną kobietę. Po twarzy Miriel spłynęła łza, gdy odgarniała liście pokrywające go. Nie była jednak pewna, czy to łza szczęścia, czy smutku.
Po skończonej pracy usiadła, opierając głowę o kamienny podest. W tym momencie całe życie przeleciało jej przed oczami. Wszystkie szczęśliwe, piękne chwile. Każdy moment godny zapamiętania. Na końcu pojawiła się twarz. Ta przystojna, uśmiechnięta twarz, otoczona długimi, jasnymi włosami. On uśmiechał się do niej, ona do niego.
Tyle razy uciekała z uścisku śmierci. Tyle razy pokonywała ją w nierównym, nierozegranym starciu. A gdy przyszedł czas, poszła na spotkanie z nią, jak ze starą, dobrą przyjaciółką.
Zamknąwszy oczy, wstąpiła w jej wyciągnięte ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top