Rozdział 19


Choć książę czuł, jak zmęczenie coraz bardziej go opanowuje, nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Nie spodziewał się, że tutaj- w Helmowym Jarze- nikt jeszcze nie wie, o co toczy się cała gra. Nim wytłumaczył Aragornowi wszystko, poprosił, aby zwołano wszystkich dowódców. Nie miał ochoty ani siły się powtarzać.

Gdy krzesła wokół stołu w wielkiej sali na nowo się zapełniły, Elentar przesunął wzrokiem po zebranych. Wydawało mu się, że są już wszyscy. Obok niego siedzieli kolejno: Aragorn, Elentar, Lindir, Elrond i Celeborn, a po drugiej stronie: Liman, Eomer, Faramir i Dwalin. Elf zastanawiał się, czy kiedykolwiek widział ich wszystkich w jednocześnie w jednym miejscu. Nie przypominał sobie takiej sytuacji.

Odetchnął głęboko, zastanawiając się, od czego zacząć, lecz, gdy nie wymyślił niczego, postanowił iść na żywioł. Podniósł się z krzesła, a ciche rozmowy zgromadzonych zamilkły. Wszyscy wpatrywali się w niego z zaciekawieniem.

-Kto z was słyszał opowieść o tytanach?- zapytał, przerzucając wzrokiem po twarzach zebranych, na których zaczęło malować się zdziwienie.

-Chyba każdy, ale co to ma wspólnego?- powiedział Dwalin.

-A więc wiecie, że według legendy tytani zostali zamknięci gdzieś pod ziemią i po dziś dzień czekają, aż ktoś ich uwolni, aby mogli odegrać się za to, co ich spotkało.

-Elentarze, nie mamy czasu na bajki- westchnął Eomer, kręcąc głową z rozdrażnieniem.

-Właśnie- przytaknął mu Faramir- do rzeczy!

-Przecież mówię!- warknął książę- tu chodzi o tytanów. Gordbag chce ich wypuścić, aby u ich boku zdobyć władzę w Śródziemiu.

-Mój drogi, jesteś zmęczony- rzekł Elrond łagodnie. Elentar spojrzał na elfa ze zdziwieniem, złością i smutkiem w jednym.

-W życiu bym nie powiedział, że będziesz jednym z tych, którzy nie uwierzą w to, co mówię.

-To nie tak, że co nie wierzę...- zaczął Władca Rivendell, lecz syn Legolasa zbył go machnięciem ręki.

-Daruj sobie.

-Jeśli nie masz więcej informacji, to przepraszamy, ale musimy zająć się innymi sprawami- rzekł Aragorn, wstając- armia wroga może zaatakować już dziś.

-Czy wy nie rozumiecie?- krzyknął Elentar wzburzony- oni mają łuk Epirusa!

-Skąd mogą go mieć?- powiedział Celeborn spokojnie, odzywając się po raz pierwszy.

-Zabrali mi go- odpowiedział książę, opadając na krzesło ze smutkiem. Zwiesił głowę na pierś. Reszta po raz kolejny wpatrywała się w niego z zaciekawieniem.

-Co masz na myśli?- zapytał Lindir.

-Ona mi kazała, znaczy powiedziała... żebym ją tam pochował i wtedy go znalazłem- odparła elf nieskładnie. Pozostali przez chwilę układali sobie w myślach jego słowa, rozszyfrowując ich znaczenie.

-Kim jest "ona"?- szepnął Władca Lothlorien, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Elessa- rzekł Mirgil, wchodząc do komnaty- znana bardziej jako wyrocznia.

-Co wy jeszcze wymyślicie?- warknął Eomer, wstając gwałtownie- nie będę dłużej słuchał tych bredni. Wychodzę!

-Nie- rzekł Elentar zimno- to ja wychodzę. Nie będę dłużej słuchał tych oszczerstw.

Jak powiedział, tak zrobił. Trzasnął demonstracyjnie drzwiami, powodując głuchą ciszę w sali narad.

-Jesteście z siebie zadowoleni?- zapytał Mirgil zimno. Chciał cos jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodziły mu słowa Lindira.

-Synu, uspokój się.

-Jak mam się uspokoić?- wybuchł elf, uderzając pięścią w stół- czy wy nie rozumiecie, co on przeżywa? W dodatku posądzacie go o kłamstwo.

-Co on niby takiego przeżywa?- prychnął Faramir.

-Jak byś się czuł, gdyby Eowina umarła?- powiedział Mirgil, patrząc mężczyźnie w oczy- jak byś się czuł, gdybyś musiał ją pochować a zaraz potem wyruszyć w dalszą drogę i wiedzieć, jak wiele jest na twoich barkach?

-On i ta Elessa...?- szepnął Aragorn.

-Tak. Zabili ją żołnierze Gordbaga.

***

Gdy tylko książę opuścił główną salę, poczuł się wolny. Przestało go obchodzić to, że nikt nie wierzy w to, co mówi. Przecież i tak to by nic nie dało.

Podszedł do kamiennego muru i rzucił wzrokiem na pole przed nim. W myślach widział, jak armia wroga zalewa tę dolinę. Westchnął. Musiał odpocząć. Wojska nieprzyjaciela będą tu najpóźniej jutrzejszego wieczoru. Elentar wiedział, że na niewiele się zda, jeśli nie będzie umieć nawet utrzymać równowagi ze zmęczenia. Odwrócił się, po czym zapytał pierwszej lepszej mijanej osoby, gdzie mógłby znaleźć jakieś miejsce dla siebie. Następnie udał się do wskazanej komnaty.

W całych Helmowym Jarze panowała napięta atmosfera. Obawa wkraczała w serca wszystkich. Jakże ogromna była ich radość, gdy zwiadowca przywiózł pomyślne wieści! Wojska wroga nie miały szans dotrzeć tu w ciągu najbliższej doby. Według starannych wyliczeń uznano, iż mogą się ich spodziewać dopiero następnego wieczoru. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bo choć wierzyli w to, że wygrają, gdzieś tam w sercu czuli niepokój. Żołnierze mogli jeszcze odpocząć, aby jutro z nową siłą stanąć do walki.

Słońce było już wysoko na niebie, w oddali pojawiły się trzy punkty, które z każdą chwilą stawały się coraz większe. W niedługim czasie można były rozpoznać, iż są to trzy konie. Jak to mówią: "historia lubi się powtarzać". Tak było i tym razem. Dziś również na wysokim murze stało wiele osób, próbując, dostrzec kto zmierza w ich stronę.

Elentar mrużył oczy. Nie był pewny, ale wydawało mu się, iż jeden z wierzchowców biegnie bez dosiadającego go jeźdźca. Po chwili miał już pewność, albowiem wiedział już, kim są nowoprzybyli. Szczęśliwy i przestraszony zarazem zaczął zbiegać po schodach, aby jak najszybciej znaleźć się przy głównym wejściu.

-Otwórzcie bramę!- krzyknął, gdy dostrzegł, iż strażnicy niczego nie czynią.

-Nie wiemy, kim oni...- zaczął jeden z krasnoludów, którzy pełnili wachtę.

-To Król Legolas- przerwał mu elf. Brodacz, gdy tylko to usłyszał, złapał w swe ręce dźwignie. Drewniana krata zaskrzypiała, ale dźwięk ten zagłuszyły końskie kopyta stukające o kamienną posadzkę. Książę, jak i wielu innych podbiegli do... trójki przybyłych.

-Gdzie jest Miriel?- krzyknął Aragorn, pojawiając się jakby znikąd.

-Wezwali ją- odparł Legolas spokojnie- odgórnie.

Najbliżsi przyjaciele odetchnęli z ulgą, natomiast reszta rozejrzała się, nie wiedząc, o co chodzi. Elentar uśmiechnął się, słysząc głos ojca, a gdy ten spojrzał na niego, na ich twarze wpłynął szeroki uśmiech. Padli sobie w ramiona, śmiejąc się radośnie.

-Ale mnie nastraszyliście- szepnął syn Thranduila, mierzwiąc włosy syna. Nagle odsunął go na długość ramion- co się stało?

-Co mogło się stać?- powiedział książę, wzruszając ramionami- porwali nas i zamknęli jakiś lochach. Koniec historii.

-Nie o tym mówię. Wyglądasz inaczej. Doroślej.

-Pewne wydarzenia nas zmieniają- odparł elf ze smutnym uśmiechem. Król przyglądał mu się badawczo i pewnie chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przeszkodził mu krzyk, który usłyszał za sobą.

-Tato!

Legolas odwrócił się, a ujrzawszy córkę, pokręcił głową.

-Ty...- zaczął wściekły, jednocześnie oddychając głęboko, aby się uspokoić- jesteś nieodpowiedzialna! Miałaś zostać w pałacu!

-Oj nie przesadzaj- odparła Daenerys słodko, po czym uścisnęła ojca- nic takiego się nie stało.

-Miałaś być bezpieczna!

-A gdzie będę bardziej bezpieczna niż przy boku tak wielkiej armii?

-Z daleka od przeciwnej armii- odrzekł elf, a zgromadzeni zachichotali- już ja się z nim rozmówię.

-Liman nie ma z tym nic wspólnego- powiedziała księżniczka szybko.

-Nie męcz już jej, przyjacielu- rzekła Aragorn ze śmiechem. Dwójka mężczyzn uścisnęła się.

-Ilu?- zapytał Legolas, wiedząc, że przyjaciel go zrozumie.

-Za mało. A jak u was?

-Wiesz, że mam władczą żonę- zaśmiał się elf- można powiedzieć, że dothraki jedzą jej z ręki.

-Chodźcie, opowiecie nam wszystko na spokojnie- powiedział Król Gondoru, uśmiechając się do Belen. Razem z nowoprzybyłymi, Lindirem, Elentarem i Daenerys ruszył do tej samej sali, w której wczorajszego dnia rozmawiał z księciem.

-Kim jest ta piękność?- szepnął ojciec Mirgila do ucha Legolasa, wskazując na brązowowłosą kobietę.

-Ukochana Gimliego- odrzekł król, a widząc minę przyjaciela, roześmiał się- tylko jeszcze oboje o tym nie wiedzą.

Opowieści zajęły im dużo czasu. Mówił głównie elf, natomiast krasnolud co jakiś czas dodawał swe zabawne uwagi.

-No i jak to Miriel, skończyło się na tym, że była w centrum uwagi- kończył Gimli ze śmiechem- podnieśli ją do góry i nie chcieli odstawić! Żebyście widzieli minę Legolasa! Myślałem, że się na nich rzuci.

-To ty chciałeś się na nich rzucić!

-A może porozmawiamy o tym, jak chcieliście się bić?- warknęła Belen, kończąc spór przyjaciół i wywołując chichoty a sali.

-Jak duża jest ich armia?- zapytał Aragorn. Król zastanowił się przez chwilę.

-Powiedziałbym, że koło pięćdziesięciu tysięcy.

Zgromadzeni otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia.

-Ilu?- powiedzieli jednocześnie.

-Wygramy- szepnął Lindir z uśmiechem.

-Nie cieszmy się na zapas- rzekła Daenerys poważnie- armia wroga przybędzie dzisiaj, a dothraki nawet nie wiadomo gdzie są.

Jej słowa troszkę zmniejszyły radość reszty, lecz nie zniszczyły jej całkowicie.

-A więc co macie zaplanowane?- zapytał Legolas, zwracając się głównie do Aragorna.

-Jak to co?- zaśmiał się Gimli, nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć- zabijać wrogów i pokazać, że krasnoludy są lepsi w walce od elfów!

-Mam na myśli strategię.

-To jest temat sporny- westchnął Król Gondoru, po czym zaczął tłumaczyć wszystko, co wymyślili przez ostatnie kilka dni.

Podczas gdy w głównej sali trwała narada. Wszystkie armie szykowały się do walki. Słychać było dźwięki ostrzonej broni. Stal uderzającą o stal. Żołnierze wkładali zbroję, dokonywali ostatnich poprawek. Choć było głośno, to tak naprawdę było cicho. Prawie nikt nic nie mówił.

Niebo stało się już pomarańczowe, gdy mury twierdzy zapełniły się wojownikami. Mimo złej sytuacji to, co się działo było piękne. Jakże niesamowicie było patrzeć, jak tak wiele ras, których dotąd dzieliły spory i kłótnie, teraz stoją ramię w ramię. Elf u boku krasnoluda. Krasnolud u boku elfa, a między nimi ludzie. Gdzie by nie spojrzeć, widać było złote i srebrne zbroje. Wzrok wszystkich utkwiony był w jednym punkcie. To stamtąd nadchodziły wojska wroga. To w tym miejscu pojawiali się pierwsi wojownicy. Czarna plama nadchodzącej armii powiększała się z każdą minutą. Jakże straszny to był widok! Ludzie stojący na murach zaczęli przełykać ślinę ze strachem. O zgrozo! Jakaż to czarna siła popchnęła w objęcia zła tylu żołnierzy?

Ziemia dudniła od stąpających po niej stóp. Błyszczały miecze, topory. Na twarzach nowoprzybyłych widać było podniecenie i odwagę. Zdawali sobie sprawę, jak ogromną przewagę mieli. Cóż z tego, że armie trzech ras złączyły się? Rozglądając się wokół, wszyscy zastanawiali się, skąd w Śródziemiu wzięło się tylu żołnierzy? Nie spodziewali się tak zastraszającej liczby. Nagle wrogowie zatrzymali się. Choć nie było jeszcze całkiem ciemno, nie wiadomo było, w którym miejscu kończą się ich zastępy.

Jeden z nich wyróżniał się. Był wysoki niczym elf, a potężna budowa jego ciała budziła lęk. Odziany był w piękną, misternie zdobioną, złotą zbroję. Przez ramie przewieszony miał szczerozłoty łuk.

-Gordbag- szepnął Elentar. Nie musiał tego mówić. Wszyscy i tak zdawali sobie z tego sprawę.

-Chcę rozmawiać z wybrańcem!- krzyknął mężczyzna, występując do przodu. Na jego twarzy widniał uśmiech pełen pogardy.

-Stój!- warknął Legolas, chwytając syna za ramię- nie waż się tam schodzić.

-Nie mam wyboru- odparł książę, po czym mijany zdziwionymi spojrzeniami, zsunął się po linie i już po chwili stał przed twierdzą.

-O co chodzi?- zapytał Aragorn, lecz mąż Miriel uciszył go machnięciem ręki. Bał się o syna.

-Spotkajmy się na środku, chyba że się boisz- krzyknął Elentar, zachowując zimną krew.

-Jak sobie życzysz- odparł Gordbag, następnie ruszył do przodu. Elf uczynił to samo. W niedługim czasie stali już niedaleko siebie i mierzyli się wzrokiem.

-Czego chcesz?- zapytał książę zimno.

-Podziękować- rzekł mężczyzna tajemniczo- bez ciebie miałbym problem ze znalezieniem łuku.

Elentar spiorunował go wzrokiem.

-Nie uda ci się- warknął- nie pozwolimy ci na to!

Gordbag zaśmiał się, po czym przesunął wzrokiem po żołnierzach, którzy stali na murach Helmowego Jaru.

-Macie czas do rana- krzyknął tak, aby wszyscy go usłyszeli- możecie się poddać i dołączyć do mnie, albo stanąć do walki- na powrót przeniósł wzrok na elfickiego księcia- uwolnię tytanów. Czy ci się to podoba, czy nie.

Powiedziawszy to, odwrócił się i ruszył z powrotem do swej armii. Elentar uczynił to samo. Gdy tylko wspiął się na górę, ujrzał przepraszający i skruszony wzrok przyjaciół.

-Przepraszam- powiedział Eomer, a reszta mu przytaknęła. Teraz wiedzieli już, co jest prawdą. Nie wiedzieli tylko, co mają z tą informacja zrobić, ale zdawali sobie sprawę z jednego. Nie poddadzą się. Walka rozpocznie się z samego rana.

Wiem, że piszę rzadko i mało, ale... jakoś tak już mi się nie chce pisać. Nie będę kłamać, że nie mam czasu (choć trochę tych prac klasowych mam), bo teraz by się troszkę go znalazło. Po prostu już jakoś nie mam ani weny, ani ochoty. Pisanie chyba mi się znudziło :/. Ale dokończę to opowiadanie. Pewnie trochę mi to zajmie, ale skończę je. Przepraszam, jeśli rozdziały będą wychodzić takie trochę wymuszone, ale... one naprawdę będą wymuszone.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top