7.

***Ibbie***

Mieszkałam z trójką winchesterów już ok kilku miesięcy. Chłopcy na pierwszy rzut oka wydają się być dwójką imbecyli niczym nie różniącą się od innych łowców którzy ślepo dążą ku samozagładzie. Jak nie zostają zabici przez potwora z szafy to zapijają się na śmierć... Smutny los. 

Jednak muszę się przyznać. Pomyliłam się. 

No co? Nie jestem nieomylna! Też jestem człowiekiem. Chyba... 

A wracając do tematu tamtej dwójki. Miło mnie zaskoczyli. Sam jest całkiem inteligentny... I prawie udało mu się skończyć Stamford. Sam jest też przede wszystkim samodzielny. Czego nie mogę powiedzieć o Deanie, który mimo inteligencji większej niż przeciętny łowca, nie dorównuje w tej dziedzinie bratu. Jednak żeby zachować ogólną równowagę świata Dean jest nieco lepszym łowcą i według wielu kobiet, jest "tym przystojniejszym" z braci.

Znowu siedziałam sama w bunkrze. No dobra nie sama. W którymś z pokoi powinna być Lara, która sądząc po zmęczeniu wczorajszym polowaniem, pewnie śpi. Chłopcy są...a właściwie byli w Minesocie,  powinni już wracać...

Układ był taki. Ja szukam ciekawych spraw dla całej trójki Winchesterów, co jakiś czas, kiedy bardzo ale to bardzo się nudzę, zabieram się z nimi. Zwykle zostaję jednak w bunkrze i wertuje stare księgi. Właśnie kończę ostatnią książkę o Aniołach. Kiedy nagle znikąd zjawił się Castiel byłam "nieco" zdezorientowana... Powinnam była właśnie od tej książki zacząć... Jest najbardziej ogólnikowa. 

Został mi jeszcze jeden dział, więc zamiast odnosić ją na jej miejsce wcisnęłam ją na półkę najbliżej mnie. Kiedyś do niej wrócę. Kiedyś...

Usłyszałam trzask drzwi. Mieszkałam tu już tak długo żeby wiedzieć że są to drzwi wejściowe. Charakterystyczny tupot dwóch par butów utwierdził mnie w przekonaniu że w bunkrze mamy już komplet. Chwilę później w bibliotece ukazał się nieco poobijany ale zadowolony z siebie Dean a za nim mniej szczęśliwy Sammy. Miał pęknięty łuk brwiowy a pod dosyć głębokim rozcięciem była zaschnięta krew. Sądząc po jej kolorze miała jakieś 4-5h. Natychmiast dopadłam do Sama i zaciągnęłam go do łazienki gdzie mimo protestów odkaziłam ranę po czym założyłam mu szwy w plastrach. Ręką chciał ich dotknąć i zapewne zdjąć "bo są nie potrzebe" , ale skutecznie mu to uniemożliwiłam mocnym chwytem za nadgarstek

-Jeśli je zdejmiesz- powiedziałam zachowując poważną minę, choć miałam ochotę się uśmiechnąć- to przykuje Cię kajdankami na demony do krzesła- po czym puściłam jego nadgarstek i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do Deana. 

-Oddawaj mój placek!- Krzyknęłam wchodząc do kuchni. Dean właśnie pożerał ostatni placek wiśniowy jaki był w bunkrze. Mój placek. 

-Nneeddan ti woo jen-Powiedział zapchany MOIM plackiem Winchester. Zaraz go chyba zamorduję!

-Spokojnie...-Powiedział Sammy wchodząc do pomieszczenia i kładąc mi dłoń na ramieniu.- Dean nie zjadł by TWOJEGO placka gdyby nie wiedział że kupiłem parę po drodze...- Odwróciłam się do niego- Miał szczęście że szwy były na swoim miejscu. Spojrzałam na pakunek w jego ręce. Podał mi go, a po otwarciu ujrzałam dzieło jakiegoś cukiernika. Wydukałam ciche podziękowanie po czym udałam się do biblioteki.

Zastałam tam Larę szczerzącą się jak głupi do sera... w tym wypadku jest to Lara do komórki.

-Z kim piszesz?-zapytałam widząc jak przyjaciółka rytmicznie uderza palcami o ekran telefonu pisząc wiadomość- Lara podniosła wzrok a jej twarz zrobiła się cała czerwona... Rumieniec!- Chłopak?- Lara nie odpowiedziała, za to zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Tak, jednak to możliwe.- Od kiedy? Czemu ja nic nie wiem?

-Eee...

-Słucham...-powiedziałam czekając aż się wysłowi - No dobra powiesz mi coś o nim?

-No... Ten... -pierwszy raz widziałam żeby się jąkała - Jest wysoki, przystojny...-wydusiła wreszcie- Trochę uroczy...

-Dobrze trafiłaś- Uśmiechnęłam się miło. Tak ja to potrafię...-Życzę miłego związku

-A może chcesz go poznać? Niedługo mam zamiar pojechać do...-Widząc jak lara się rozmarzyła ucięłam jej potok słów

-Lepiej nie. Sama rozumiesz. Ja + ktoś w związku w pobliżu...  To nie najlepsze połączenie. To jeden z powodów dla których wywalano mnie z uczelni.

-Niszczyłaś związki nauczycielom?- zaśmiała się 

-Tak jakby.- wzruszyłam ramionami.- Ja tylko stwierdzałam fakty.

-Na pewno nie chcesz go poznać?- zapytała niezbyt przejmując się moimi słowami.- Jest taki...-O nie! kolejny potok słów...

-Na pewno.-Ucięłam. Zakochani ludzie zachowują się naprawdę irracjonalnie

-W porządku...- powiedziała wyraźnie zawiedziona jednak gdy jej telefon za wibrował oznajmiając kolejną wiadomość uśmiechnęła się i wróciła do stukania w szybkę telefonu 
Jakieś 2h później poszłyśmy na strzelnice. Lara ani razu nie trafiła w tarcze! Kiedy nacisnęła na spust po raz kolejny odezwał się jej telefon. Kula poszła w ścianę... Nawet nie w kulochwyt a ścianę... 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top