Rozdział VI (Zakończenie...)

Pov. El matador

Minęło kilka miesięcy, Shaker był u kresu wytrzymałości, kostucha spojrzała mu w oczy i powiedziała że już czas na niego, wszyscy staliśmy przy łóżku Shakera i czekaliśmy na najgorsze....

Serce Shakera było coraz słabsze, łzy same wypływały mi z oczu tak samo jak reszcie. Tygrys przytulił się do Rasty i płakał, north do ściany, Joe do wielkiego Bo. Shaker spojrzał mi w oczy i pociągnął do pocałunku ostatkiem sił, odwzajemniłem go bez czekania, aż w końcu....... Stało się...... Ekg wydało piszczący dźwięk, sale wypełniły szlochy i krzyki, kiedy oddzieliłem się od Shakera jego usta były już zimne jak lód. Zacząłem płakać, chyba najgłośniej że wszystkich, to koniec.... Odszedł..... Już go nie ma......

Na pogrzebie byli wszyscy od graczy super ligi po ogromną ilość fanów, wszyscy szlochali, łkali i płakali,ja najbardziej, przynajmniej Shaker zobaczy się z tatą, moje życie nie miało sensu bez Shakera, postanowiłem je zakończyć, rzuciłem się z najwyższego mostu w mieście. Pomodliłem się żeby zobaczyć Shakera w niebie albo piekle.

Zrobiłem to.....

Po odzyskaniu przytomności zobaczyłem go... stał przede mną ubrany w biały strój supa strikas, obok niego stał Jomo, jego ojciec, podbiegłem do niego i mocno przytuliłem, jego skrzydła rozparly się na całą długość. Shaker objął mnie nimi wreszcie razem.

Em: hehe... Chyba ci mówiłem że nie opuszczę cie aż do śmierci.?!

Sh: hehe.... Tak.... Tak powiedziałeś.

🤕🤕😩😭😭😭😭 Poniosło mnie.....


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top