to be superhero.

sporo dziś March na moim profilu,

witam w nowym rozdziale i życzę miłego czytania


Charlie wydawała się jakaś taka zamyślona, stwierdziła March spoglądając na przyjaciółkę męczącą widelcem naleśnika, a jej wzrok błądził sponad jedzenia, na stolik po drugiej stronie stołówki i wracał do dania na które nie miała w ogóle ochoty. Blondynka która która już dawno skończyła jeść swoją sałatkę podpierała się tylko na łokciach i analizowała dogłębnie co może tak rozpraszać siedzącą obok niej szatynkę, a raczej kto. W pewnym momencie powędrowała wzrokiem w tą samą stronę w którą spoglądała jej przyjaciółka, a rudowłosa dziewczyna siedząca wokół grupy dziewcząt, była pierwszą, która rzuciła jej się w oczy. Dokładnie na nią, spoglądała jej sąsiadka i wzdychała głucho, bo popełniła największy błąd w swoim i tak skrzywionym życiu.

– Jak się nazywa? – głos March wyrwał szesnastolatkę z zamyślenia, od razu wróciła do pałaszowania naleśnika, na którego momentalnie znów miała ochotę. Uciekała wzrokiem przed drożącymi dziurę w jej duszy, błękitnymi tęczówkami rówieśniczki. – Coś między wami było?

– Ronny. – odezwała się po chwili spoglądając z powrotem na rudowłosą rówieśniczkę, której piegi, zielone oczy oraz uroczy uśmiech sprawiał, że kolana dziewczyny miękły, chociaż nawet nie miała w nich czucia. Ronny była na rozszerzeniu językowym i chodziła na kółko teatralne, posługiwała się czterema językami, uczęszczała do chóru szkolnego, oraz dawała korepetycje z łaciny. Charlie widziała ją tylko podczas religii, a rozmawiała z nią raz. Dwa razy, jakby policzyć to do czego doprowadziła. – A między nami nie było niczego. Rozmawiam z nią parę dni temu, bo chciałam odpisać notatki z religii, a w napływie adrenaliny zapytałam, czy nie chciałaby pójść ze mną do kina...

– I co? Zgodziła się? Na pewno się zgodziła. – Charlie spoglądając prosto w twarz przyjaciółki, próbowała się nie rozpłakać. Ronny nie była zainteresowana dziewczyną, gdyby kogoś spytała to by wiedziała, a tak to musiała w ciszy, załamana, kierować się wózkiem na parking, gdzie czekał na nią ojciec. – Nie zgodziła się? Och...

– Jest hetero. – wzruszyła ramionami i odgarnęła za uszy swoje kręcone, jasno brązowe włosy. Czuła znów się głupio i obawiała się, że mogła to inaczej odebrać. Oczywiście, większość szkoły wiedziała, że Charlie Stenfield woli dziewczyny i miała to głęboko gdzieś, ale wiedziała, że dziewczęta są różne, w szczególności te, które pociąg czują w męską stronę. – Nadeszła taka niezręczna cisza, a ja takie, no dobra zapomnij o wszystkim, jadę do domku. Najgorsze jest to, że Ronny Ziegler wciąż mi się podoba, chociaż jest dla mnie nie osiągalna. Ty to masz prosto. Mało chłopaków w tej szkole woli chłopców. Czasami sama wolałabym być taka jak inni.

– Nie chciałabyś. Jesteś wyjątkowa i na pewno jeszcze znajdzie się twoja księżniczka. – March położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki, a ta posłała jej jeden z najbardziej uroczych uśmiechów. Szesnastolatka uważała, że dziewczyna ma duże szczęście, ona sama jeszcze szukała. Było wiele aktorów, które przyprawiało nastolatkę o zawrót głowy, ale myśl, że miałaby pójść do kina z dziewczyną jako na randkę też ją nie odrzucała. Chociaż nigdy nie była w związku i nie mogła tego ocenić, a znając ją za prędko się do jakiejś romantycznej relacji nie wpakuje. – A teraz jedz tego naleśnika i zabraniam ci myśleć o Ro. Zapominamy, Cherry Cherry Lady. Bianca tez jest bardzo urocza, nie uważasz? Ciemne, krótkie włosy, oczy jak łania...

– Wygląda jak Amelia z tego francuskiego filmu. – odezwała się nastolatka kończąc swój lunch. Sąsiadka tylko uniosła brew.

– To dobrze, czy nie dobrze? – spytała przyglądając się rówieśniczce, która tylko pokręciła przecząco głową na, co blondynka siedząca naprzeciwko niej skrzywiła się przygryzając przy okazji wargę, bo w porównaniu do dziewczyny lubiła ten film, a dokładnie muzykę w tle. – To może... Dolores? Chodzi ze mną na biologie i wiem, że jest pan.

– Masz na myśli Dolores Redman? Ona jest pan? – Charlie uniosła wysoko brew, spoglądając na przyjaciółkę, która przytaknęła odpowiadając na oba zadane przez rówieśniczkę pytania. Szatynka pociągnęła łyk soku pomarańczowego i zamyśliła się. Dolores Redman była jak najbardziej w jej typie, bo podobnie jak Ronny była ruda niczym marchew, a jej twarz była pokryta piegami, nawet większą ilością niż w przypadku jej poprzedniego zauroczenia. Kolor oczu tylko się różnił, Dodo miała czekoladowe, ale też ładne. – Problem jest tylko, że zapewne jak cała kula ziemska tak i ona nie będzie chciała się umawiać z dziewczyną na wózku.

– Niby dlaczego? Ja bym się z tobą umówiła. – roześmiała się blondynka chwyciła przyjaciółkę za dłoń na, co ta tylko spojrzał na nią zaskoczona, ale wyraz twarzy zmienił się szybko bo wiedziała, że nie było to podszyte jakimś ukrytym kontekstem. Dziewczynie podobał się Miles Morales i chociaż nie chciała tego głośno przyznać, to widziała jej twarz, kiedy przechodził obok. Policzki starszej jedynie o miesiąc dziewczyny przykrywał delikatny rumieniec, a malinowe wargi zagryzała minimalnie, tak aby nikt nie zauważył. – Mogę pogadać z Dolores, jak chcesz.

– Pogrzało cię? – wyrwała dłoń, a wzrokiem sunęła po ogromnej stołówce i kiedy odnalazła rudą dziewczynę o imieniu Dolores, ubraną tak jak wszyscy w szkolny mundurek, której włosy były zaczesane niczym księżniczka Leia z Gwiezdnych Wojen, poczuła znany ścisk w żołądku. Charlie bardzo szybko pogodziła się z odrzuceniem Ronny, ale tym razem chciała być bardziej ostrożniejsza. Na przykład zaprosiłaby ją do znajomych na Facebooku albo zagadała, kiedy spotka ją gdzieś na korytarzu. – Ty mi się lepiej tłumacz, czemu Miles parę dni temu pisał do mnie, czy wszystko z tobą w porządku? Wiesz, wtedy co pisałaś, że się spóźnisz. Gdy weszłaś do klasy to wyglądałaś jak okaz zdrowia, a Miles pisał, że jeszcze chwilę wcześniej zastanawiał się, czy dzwonić po karetkę, czy od razu po grabarza. Odkąd mi powiedziałaś o tym dniu to się naprawdę martwię.

March zagryzła wargę. Nie chciała okłamywać swojej najlepszej przyjaciółki, ale też obawiała się, że jeśli jeszcze jedna osoba pozna jej sekret, to naprawdę w końcu pozna go cały świat. Wstała po czym wzięła talerzyk od Charlie i położyła go sobie na tackę. Odniosła na miejsce i powoli ruszyła w stronę wyjścia spoglądając, czy nastolatka na pewno za nią jedzie. Gdy tylko opuściły stołówkę, dziewczyna weszła do łazienki, a po przejrzeniu czy wszystkie łazienki są puste odwróciła się do przyjaciółki. Szatynka nie spuszczała swoich zielonkawych tęczówek z nastolatki, która swoim zachowaniem wzbudzała w Cher zakłopotanie, a nawet strach.

– Słuchaj, bo powiem to tylko raz. – March spojrzała na rówieśniczkę, która aż skręciła przednimi kółkami, aby mogła lepiej widzieć przyjaciółkę. Miała nadzieję, że wysłowi się przed rozpoczęciem lekcji, ale szesnastolatka nie do końca wiedziała jak ubrać w słowa to, co chciała jej przekazać. – Nie jestem normalna.

– A to, akurat wiem. – uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równych zębów. Charlie nim zdążyła zareagować, już zauważyła zbliżającą się zaciśniętą dłoń blondynki, która energicznym ruchem poczochrała, już i tak niczym trafione przez piorun, włosy. – No dobra, to co jest w tobie tak nienormalnego, że musiałaś mnie zaciągnąć do łazienki i posprawdzać wszystkie kabiny czy aby na pewno nikogo nie ma? Może sikasz pajęczą siecią i kiedy nikt nie widzi, to jako drugi człowiek pająk ratujesz ludzi? Albo ty i spidey to jedna i ta sama osoba, tylko masz wbudowany modulator?

– Przecież człowiek pająk nie ma cycków. – zauważyła March, zakładając dłonie na piersiach.

– Ty zresztą też. – skomentowała krótko Charlie.

Szesnastolatka otworzyła z niedowierzaniem usta i zamknęła je od razu. Nie miała może miseczki C ani też B, bo jej miseczka naprawdę zamykała się w A, ale żeby od razu prawić herezję, że ich nie ma. Zmierzyła Cher z góry na dół, szykując ripostę, ale trzeba było przyznać, że szatynka miała czym oddychać, czego nie można było powiedzieć o jej rówieśniczce. March po raz kolejny otworzyła usta, tym razem zmotywowana aby wyjawić sekret oraz sprawić, że rozmowa przejdzie na inny tor.

– Nie jestem spider-manem, ale potrafię się przenosić między uniwersami. Chciałam żebyś to wiedziała, bo nie chcę mieć poczucia winy, kiedy pewnego dnia pójdę walczyć z bandziorami i nie wrócę... – zaczęłam, a nastolatka siedząca na wózku inwalidzkim uniosła szeroko brew. Nie do końca uwierzyła, więc jej przyjaciółka wiedziała, co musi zrobić, aby być bardziej wiarygodna. Przeniosła się szybko i pojawiła się za plecami cała pokryta śniegiem. Wciąż nie potrafiła przenieść się idealnie z jednego punktu do drugiego i zawsze musiała mieć przystanki w najdziwniejszych miejscach we wszechświecie. – Obiecaj mi, że nie powiesz nikomu. Opowiem ci wszystko, ale jeśli cokolwiek wyjdzie na światło dzienne, to może się to dla mnie skończyć co najmniej tragicznie. Ludzie nie przepadają za mutantami.

– Obiecuję. – głos dziewczyny uniósł się prawie o oktawę, pochyliła się w stronę przyjaciółki po czym otoczyła ją ramionami, gdy ta tylko się do niej zbliżyła. – Nikt się nie dowie. Dziękuję, że się ze mną podzieliłaś March. Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie znaczy, że ufasz mi w takiej sytuacji.

►►►

Miles czuł, że to może skończyć się tragicznie, ale kiedy udało mu się niezauważony prześlizgnąć przez drzwi wejściowe go miejsca pracy Sarah nie mógł się już wycofać. Momentalnie wpadł na jakąś osobę, która odwróciła się, ale nie widziała nikogo, za to Miles spoglądający prosto w oczy mężczyzny obawiał się, że zaraz ze strachu zwymiotuje. Czekał, aż obcy po prostu odwróci się zawalając wszystko na kawę, albo inną używkę, ale ten pomachał dłonią tuż przed twarzą chłopaka, który powoli wycofywał się, a serce waliło mu jak oszalałe. Usłyszał tylko bąknięcie pod nosem w obcym języku i już widział jak osoba, która prawie go zdemaskowała, zaczęła iść przed siebie.

Chłopak przykleił się do ściany i pomału szedł nad głową mężczyzny, przy okazji obserwując wszystko dookoła. Od razu przywitały go schody prowadzące do wnętrza ziemi, więc tylko przełknął ślinę i poruszał się dalej. A kiedy wpadł do kolejnego pomieszczenia, naprawdę zaczął się zastanawiać, jak im się to wszystko udało zrobić bez jakichkolwiek problemów. Wszystko było oświetlone przez parę lamp, przez co duża część pomieszczenia była zacieniona. Mężczyzna przywitał się z paroma innymi osobami. Więc chłopak powoli upuścił się siecią na ziemię aby przyjrzeć im się dokładnie. Dwóch z nich wyglądało na naukowców, jedną osobą była Sarah, a obcokrajowiec tylko przytakiwał. Rozmawiali o projekcie, a kiedy kobieta doszła do tego, że jest nią maszyna do podróży w czasie mężczyzna na którego wcześniej wpadł roześmiał się gromko.

– Nie da się zbudować maszyny do podróżowania w czasie. – odpowiedział, a Miles usłyszał charakterystyczny słowiański akcent. Zauważył jak blond włosa kobieta zaciska mocno szczękę, a przyjaciele po jej bokach spoglądają to na obcokrajowca to na ich szefową. – Nie da się.

– Uważa pan? Cóż, lubię zaskakiwać niedowiarków. – uśmiechnęła się pod nosem. – Zaprowadźcie Vladko do maszyny i pokażcie mu, co moje dziecko potrafi.

– Tyle, że teraz nie jest jeszcze stabilna i może to wywołać niechciane komplikacje. – odezwał się siwy mężczyzna, najstarszy z całej grupy. Swoimi błękitnymi tęczówkami uważnie badał twarz swojej szefowej, która wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Miles powoli wycofał się, kiedy zauważył, że kobieta sięga po krótkofalówkę, przez co na twarz naukowca wkradło się przerażenie. – Znaczy, oczywiście możemy pokazać nasz progres, który ostatnio udało się nam uzyskać...

– To brzmi o wiele lepiej. – przytaknęła. – Nie obrazi się pan, jak nie będę przy państwu, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Oczywiście cieszy mnie, że pański szef ma zamiar wspomóc nasz projekt...

– Szefowi nie chodzi o durną maszynę, która i tak nie będzie działać, bo to nie możliwe tylko o broń. Mówił też, że ostatnio się zmieniłaś. Przecież handel bronią to dobrze płatna praca, po co przepuszczać pieniądze na takie pierdoły. – Miles zauważył, że gość ma przy sobie dwa pistolety, co go nie ucieszyło, bo jeśli rozpęta się tu strzelanina, to będzie musiał się ujawnić, a tego nie chciał. Nie teraz. Sarah uniosła wysoko brew. – Możesz zakupić sobie dzieciaka, a nie bawić się w machinę czasu, żeby uratować własne. To tylko pieniądze wywalone w błoto. Oczywiście czytuje tylko mojego pracodawce.

– Gdyby miał pan dzieci, to dobrze by mnie pan rozumiał. Moja praca wpakowała je w niebezpieczeństwo i je straciłam, a teraz mam możliwość ich odzyskania. Nie ważne jest dla mnie, jaką cenę za to zapłacę. – prawie, że odburknęła mężczyźnie, ale ten tylko wzruszył ramionami jakby zdenerwowanie kobiety nie robiło na nim nic.

– Nie moje pieniądze, nie moja sprawa. Tylko, że tym szaleństwem tracisz w oczach klientów, a jak mnie mam potrzebujesz jakieś dofinansowanie aby się utrzymać. To moja opinia o tym wszystkim i możesz z nią zrobić co chcesz. Inwestuj w bronie. Dobra w tym byłaś. – odezwał się pewny siebie.

Sarah przytaknęła spokojnie, wypuściła głośno powietrze, po czym ruszyła w stronę w którą to naukowcy mieli zaprowadzić mężczyznę. Najwyraźniej kobieta musiała się rozmyślić i postanowiła sama pokazać gościowi, co ma w rękawie. Miles ruszył za nimi, a kolejne pomieszczenie było ogromne. Prawie tak samo ogromne, jak te z maszyną Fiska. W środku zauważył pełno naukowców, którzy kręcili się w tą i z powrotem. Zaprowadzili mężczyznę w stronę przezroczystej komory, po czym jeden z mężczyzn wsadził do niego królika, a po przyciśnięciu paru przycisków królik zniknął. Maszyna zrobiła parę bardzo głośnych dźwięków, ludzie zaczęli poruszać się do tyłu, tylko Miles, który jakby był poza zasięgiem, mógł pozostać przyklejony do ściany. Po chwili wszyscy wrócili do pracy, a w komorze pojawił się mały króliczek. Na twarz gościa wpłynął uśmiech.

– To nie możliwe. – spoglądał na małego puszystego kolegę. Czyli jednaj, pomyślał. Miał przed sobą machinę do podróży w czasie, ale z małym paradoksem, bo królik wyglądał jakby miał tydzień, a chwilę temu był dorosły. Obcokrajowiec spojrzał na kobietę, która uniosła brew oczekując przeprosin. – A ludzie?

– Chce pan wypróbować? – roześmiała się cierpko. Wzięła króliczka z rąk mężczyzny i podała go staruszkowi, który spoglądał na całą tą sytuacje mocno zaniepokojony. Kobieta wepchnęła mężczyznę do komory i zamknęła za nim klapę. – Odpalać.

Tym razem efekt zaczynał się jak w przypadku królika. Huk maszyny, cofający się ludzie, ale siła była za mocna i zaczęła oddziaływać na chłopaka, który świadomy zaczął się cofać. Powoli wrócił do wyjścia i nie wiedział, czy mężczyzna wrócił, ale słysząc syreny domyślił się, że raczej nie.

Serce nastolatka łomotało jak oszalałe i klął pod nosem, bo nie sprawdził tego wcześniej. To co zobaczył, było wręcz nieprawdopodobne, a jednak do tego doszło. Podróże w czasie stały się możliwe, a skutki uboczne zobaczył dopiero, kiedy wyszedł. Większość osób spoglądała zdezorientowanie przed siebie. Jedna z nich zauważyła człowieka pająka i pomachała mu. Jakiś samochód wjechał w drugi. Musiał powiadomić drugą super bohaterkę, bo sprawa okazała się o wiele poważniejsza, niż myślał i mógł się tylko domyślać, jak wielką skale osiągnie za parę dni. Kobieta była jedną z tych osób, która nie myślała o bezpieczeństwie całego świata, w pewnym sensie przypominała mu Fiska, bo on też zbudował szaloną maszynę, tylko po to aby ratować swoją rodzinę, ale porównaniu do Kingpina, Sarah wydawała się bardziej ugodową osobą. Kto wie, może uda się mu ją przekonać.

Postanowił jeszcze tego dnia napisać Rosiczce wiadomość i przemyśleć plan działania. Bo jeśli mieliby wysadzić maszynę w powietrze, to skrzywdziłby nie tylko pracowników, ale i niewinnych ludzi mieszkających ponad nią. Czasami superbohaterowie mieli ciężkie wybory nad którymi musieli zastanawiać się całymi dniami. Miles wiedział,że musi powstrzymać kobietę, bo maszyna może spowodować o wiele większe zamieszanie niż drobne zdezorientowanie.

►►►

– DLACZEGO JEJ POWIEDZIAŁAŚ?! – Marigold chwyciła się za głowę. Kręciła nią mocno nie dowierzając, że jej podopieczna była na tyle głupia, aby wyjawić swoją moc obcej osobie. Próbowała zrozumieć, naprawdę, ale nie raz jej wspominała, że takie informacje powinny być poufne. Tu nawet nie chodziło o FBI, które mogło w każdym momencie wbić do mieszkania i zabrać je do strefy 51. Anonimowość było zbawieniem dla superbohaterów. Nikt nie wiedział komu zawdzięczają życie ale tak naprawdę też nikt nie chciał wiedzieć, bo łatwiej uwierzyć, że uratowała go kosmitka, niż sąsiadka z mieszkania obok. – Przepraszam, trochę się uniosłam. March, March, March, nie wiem czy od razu cię udusić, czy poczekać aż popełnisz jeszcze większy błąd.

Blondynka siedząca na krześle przy kuchennym blacie, sączyła przez metalową słomkę sok pomarańczowy i z bezpiecznej odległości, całych czterech metrów, obserwowała starszą dziewczynę. Nie była pewna czy nie wypuści zaraz ze swoich dłoni pnączy, które owiną się wokół jej krtani, pomimo przed chwilą zaprzeczyła, że tego się dopuści.

Nie myślała, że dziewczyna aż tak zareaguje, w końcu Charlie była dla niej bardzo bliską osobą. Znały się niemal jak dwie siostry, więc była prawie całkowicie pewna, że nie wyjawi jej drobnego sekretu. Po za tym, w ostateczności miała też parę haczyków, aby do tego nie dopuścić, chociaż szantaż rówieśniczki był ostatnim na co miała ochotę. Jednak, jeśli miałoby to zagrozić jej albo Marigold, to nie zastanawiała się ani chwileczkę.

– I co, nic nie powiesz? – Dwudziestoparolatka aż kipiała ze złości, chociaż naprawdę próbowała powstrzymać ogarniające ją emocje. Próbowała sobie wmówić, że to po prostu błąd początkującego superbohatera i na pewno już się to czegoś takiego nie dopuści. Nie miała jednak stu procentowej pewności, co doprowadzało ją do nieprzyjemnych skurczy żołądka i mdłości. Możliwe, że wyolbrzymiała sprawę, ale naprawdę nie chciała aby ktokolwiek dowiedział się o jej małym sekrecie. – Bo, to wcale nie tak, że nasza anonimowość jest teraz zagrożona, bo powiedziałaś pewną rzecz, której nie mówi się nawet własnej matce, znajomej.

– Przyjaciółce. – odezwała się nastolatka na, co starsza z dziewcząt tylko przewróciła swoimi złotymi tęczówkami, wznosząc je ku sufitowi. Usłyszała parę przekleństw wymykających się z ust niani. March zmarszczyła nos uważając, że mulatka przeginała już w drugą stronę. To nie tak, że była zadowolona z tego co zrobiła. Miała poczucie winy, a widząc reakcję jej najbliższej przyjaciółki, aż skręcało ją, ale próbowała zachować kamienną twarz. – Charlie jest moją przyjaciółką i na pewno nie wyda mnie byle komu. Mari, wolę mieć osobę, która będzie mi chroniła plecy, bo ile razy mam mówić rodzicom, że idę do ciebie. W końcu cię wywalą z tego powodu, a nie chcę abyś przez mnie straciła pracę. Już i tak masz sporo problemów. Bezrobocie by w tym na pewno nie pomogło.

– Mam tylko nadzieję, że twoje alibi nas nie wsypie. – Założyła ręce na piersiach. Powolnym krokiem ruszyła w stronę blondynki, nie spoglądając w jej stronę. Czuła się delikatnie zawiedziona jej postępowaniem, ale pomysł z osobą, która kryłaby plecy March, kiedy ona by nie mogła, nie było wcale złym posunięciem. Irytowała ją jednak jedna rzecz. Fakt, że nie obgadała tego z nią. Mogłaby jej doradzić, odradzić albo zamknąć w szafie. – A teraz ćwicz.

March odłożyła szklankę na blat, po czym strzeliła kostkami u dłoni i spojrzała na Marigold. Odkąd trenowała, zauważyła ogromne postępy, a podróże między-wymiarowe wcale nie wysysały z niej resztek energii. Mogła śmiało powiedzieć, że w siedemdziesięciu procentach panowała nad mocą, a przynajmniej jej częścią. Pamiętając, co powiedział łysy koleżka, to jej umiejętność nie kończyła się tylko na przenoszeniu się z jednego miejsca w drugie, ale na razie nic innego się nie pokazywało.

– Jakieś życzenia? – uniosła kącik ust. Ciemnoskóra dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. – Wracam tu za dwie minuty. Mam nadzieję. Z paczką jakiś kosmicznych łakoci.

Nastolatka poczuła lekkie szarpnięcie, a po chwili już stała w barze mlecznym. Może sklep ze słodyczami to to nie był, ale na pewno nie znajdowała się na ziemi. Przez wielkie szyby zauważyła różowe niebo oraz wysokie wieżowce. Między budynkami przechadzali się ludzie oraz najróżniejsi kosmici, a nad ich głowami latały przedziwne pojazdy. Próbowała znaleźć gdzieś zegar i kalendarz aby rozeznać się jak daleko w przyszłość ją wyrzuciło. Kelnerka opuściła tackę z kawą, a parę klientów pisnęło. W końcu nastolatka pojawiająca się pośrodku baru to nie codzienny widok.

Fioletowa kosmitka włączyła alarm, a March już wiedziała, że z jakiś kosmicznych dań nici. Z resztą zapomniała kasę, a już w trzech różnych uniwersach brała dania na krechę. Więc, kiedy wylądowała w tym samym miejscu z którego startowała, odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Marigold nie było, co wzbudziło zaskoczenie szesnastolatki. Trenując dalej, bez przystanku w nowym miejscu, przeniosła się do pokoju kobiety, a kiedy wylądowała przed dziewczyną, ta aż podskoczyła upuszczając materiał, który trzymała w dłoniach.

March jako pierwsza podniosła ubranie z podłogi. Otworzyła szerzej usta, kiedy kłębek rozwinął się ukazując fioletowy kombinezon. Przeniosła zaskoczony wzrok na kobietę, która tylko uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na łóżku.

– Pomyślałam, że może chciałabyś pójść na patrol ze mną. – odezwała się niepewnie, na co blondynka uciekła do łazienki. Marigold roześmiała się promiennie, bo coś czuła, że taka będzie reakcja jej podopiecznej. Oczywiście, że długo zastanawiała się czy to ma w ogóle sens i czy nie narazi tym nastolatkę na niebezpieczeństwo. Chciała zobaczyć dziewczynę w terenie, bo jeśli chłopak z którym rozmawiała ma zamiar wrócić, to będzie potrzebne im wsparcie. – Długo będziesz kazała mi czekać?

Szesnastolatka wpadła do pokoju w stroju, który jak dla niej był trochę za bardzo przylegający, ale mogła od razu powiedzieć, że niezwykle wygodny. Dla sprawdzenia jego wytrzymałości zrobiła szpagat, a że nie usłyszała żadnych strzelających nitek, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. I miał kieszenie do tego na zamek, a tam gdzie znajdowało się serce, materiał był o wiele grubszy.

– No to witam cię w grupie mścicieli. – mrugnęła okiem do nastolatki, na co ta otworzyła usta.

– W innym uniwersum już są mściciele.

– Ale w tym nie ma. – zauważyła mulatka, na co jej podopieczna tylko przewróciła oczami. – Jestem kiepska w wymyślaniu nazw. Lepsze to niż Batman i Robin... Bo skończyłybyśmy jako Rosiczka i Tardis albo Rosiczka i Ms. Universe.

– Patetyczne...

– Jak taka mądra to wymyśl sama. – prychnęła Marigold pod nosem, miętoląc w dłoniach maskę dla dziewczyny, którą nie zdążyła jeszcze jej podać. Na usta blondynki wkradł się zadziorny uśmieszek.

– Mogę skończyć? – March naprawdę podobało się imię, bo jednak oddawała jej umiejętności chociaż nazywanie siebie „Uniwersum" było troszeczkę przesadzone, bo to prawie jakby nazwać się Bogiem, ale Tardis było zastrzeżone. – Patetyczne, ale mi się podoba. Chwytliwe.

– No to Ms. Universe, witamy w świecie superbohaterów.


od razu mówię, orientacja March mimo, że tutaj o niej wspomniałam, to nie ma zbyt dużego wpływu na akcję "sunflower" czego nie mogę powiedzieć o "next to me"

no, ale wszystkiego dowiecie się w przyszłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top