party fun.



hehe fun, znacie mnie. nie ma funu w tym opowiadaniu

żeby było zabawnie, poprzednio rozdział pisałam będąc mentalnie w podobnym stanie co bohaterka, ten rozdział także.

Telefon dziewczyny zawibrował więc od razu sprawdziła powiadomienie. Nowa wiadomość od Milesa. Uśmiechnęła się sama do siebie i odruchowo założyła kosmyk za ucho. Od pogrzebu relacja nastolatków zmieniła się. March nie wiedziała w jaką stronę ona pójdzie. Czuła dziwne motylki, kiedy widziała jego zdjęcie profilowe i denerwowała się na myśl, że mieliby się spotkać. Nigdy tak nie miała. Chciała odepchnąć myśl, że nastolatek jej się wcale nie podobał, ale nie mogła zaprzeczyć. Próbowała zaprzeczać wiele razy. Za każdym razem kiedy przyłapywała się na drobnych uśmieszkach podczas pisania z nastolatkiem. Wmawiała sobie, że po prostu go bardzo lubi, oraz ich relacja się nie zmieniła. Tak pisała Charlie, tak mówiła Jane, kiedy spytała o Mulata po tym jak po pogrzebie przywiózł ją do domu. Jednak te uczucie nie dawało jej spokoju.

Co jeśli Miles Morales jej się podobał? Nie chciała psuć zbudowanych relacji między nimi, tylko dlatego, bo w jej głównie nie mogła przestać myśleć o chłopaku w sposób romantyczny. Nie mogła przestać myśleć o tym jak chwycił ją za dłoń po pogrzebie i o tym kiedy przytulił ją, stojąc na klatce schodowej, kiedy to państwo Moralesowie odwieźli March do domu oraz o tysiącach wiadomości, które jej wysyłał non-stop, o jego ciepłym głosie, kiedy rozmawiali przez telefon.

Chciałaby z kimś o tym porozmawiać. Obawiała się, że jeśli wypowie to na głos nie będzie odwrotu. Mówi się, że kłamstwo wypowiedziane tysiąc razy staje się prawdą, więc mówiła głośno o tym, że „Miles jest jej bliskim przyjacielem" z nadzieją, że motyle w żołądku odfruną i dadzą jej spokój.

Kolejną wiadomością okazał się znak zapytania wysłany przez Charlie. Blondynka westchnęła przypominając sobie, że miała odpisać przyjaciółce. Daisy Tapper, rówieśniczka z którą miała parę zajęć, urządzała imprezę dziś wieczorem. March była na nią zaproszona podobnie jaj połowa rocznika. Nie była jednak pewna, czy chciała pójść. Tłum ludzi, alkohol głośna muzyka. Wolała swoje domowe zacisze.

Do momentu, kiedy Miles napisał jej, że też się na nią wybiera.

Szybko odpisała Charlie, że idzie, a szatynka od razu przycisnęła ikonkę z kamerką. March, która była przerażona używania kamerek wpierw chciała przełączyć ją na normalną rozmowę, zagryzła wargę. Przeczesała dłonią blond włosy po czym zmieniła pozycję na łóżku z leżącej na siedzącą i połączyła się z przyjaciółką. Jakość połączenia miała sobie wiele do zarzucenia, bo Charlie co chwilę się pixelowała, ale przynajmniej rozumiała co mówi i mniej więcej wiedziała gdzie jej przyjaciółka się znajduje.

– Przyjadę po ciebie o piątej. Masz mi pokazać, co masz zamiar ubrać. – powiedziała pewnie na co blondynka opadła głową na poduszki. Telefon uniosła nad twarzą. Z tej perspektywy nie wyglądała najgorzej, lecz było niebezpiecznie, bo gdyby opuściła telefon o parę stopni w dół to wyglądałaby jak jajko.– Ja nie żartuję March. Mają być na niej starsze roczniki. Oraz ładne laski, tęczowe laski. Daisy jest zarządza klubem do spraw homofobi w szkole i sama jest literką B. Niestety nie mój typ. Więc na pewno po zaprasza jakieś fajne dziewczyny. Więc... Co ubierasz?

– Sweter oraz jeansy z wysokim stanem? – March dobrze wiedziała, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała szatynka, bo ta westchnęła teatralnie jakby blondynka dopuściła się najgorszej zbrodni. – Ja się na imprezach nie znam. Kieckę nie wciągnę, zapomnij. Jeansy zostają chociażbyś miała tu przyjechać i mnie zamordować.

– March. – dziewczyna pokręciła głową. Obraz się nieco uspokoił się, nastolatka mogła dokładnie przyjrzeć się co przyjaciółka robi. Telefon musiał być o coś oparty na jej biurku, za to sama dziewczyna malowała paznokcie, co jakiś czas spoglądając w ekran. – March. Jak ty chcesz kogoś znaleźć... Dobra, jeansy zostają pod warunkiem, że ubierzesz tą czarną koronkową bluzeczkę w której wyglądasz jak pani ciemności. Do tego kreski oraz ta pomadka, co ze mną kupiłaś, nie ta mocno czerwona, chociaż też by się w ten komplet wpasowała, ale ta matowa. Buty obojętne.

– No to ubiorę Martensy. – wyszczerzyła się do ekranu. Nastolatka, której wzrok był skupiony na paznokciach, podniosła energicznie aby spojrzeć na przyjaciółkę przy okazji też nim ją spiorunować. March uśmiechała się jeszcze szczerzej widząc reakcję Charlie. – Nie żartuję, bo gdybym żartowała to byś wiedziała. Ubiorę je.

– Niechaj ci będzie. Ale wiesz, że Martensy plus nogawki, które na pewno podwiniesz, tak że będzie widać ci pół łydki, dają jednoznaczne vibesy. – zauważyła nastolatka na, co March wzruszyła tylko ramionami. – Myślałam, że podoba ci się Miles.

– Ty lepiej mi powiedz jak tam ci idzie z Dolores Redman. – zmieniła szybko temat, co rówieśniczka zauważyła i uśmiechnęła się zadziornie. Obie wyciągnęły bardzo niebezpieczne karty i teraz trzeba było poczekać, która odpuści wcześniej. March znała za dobrze Charlie. Prawdopodobnie domyśliła się, że tym razem wpadła po uszy. Chociaż jeśli chodzi o relacje między March a Milsem, Charlie już od dłuższego miała nadzieję, że para przyjaciół w końcu skończy razem. – Daisy pewnie też ją zaprosiła. No chyba, że ty już z nią pisałaś i się mi nie pochwaliłaś.

– Mam zamiar zagadać na imprezie. Za to ty, jak długo będziesz jeszcze zaprzeczała, że Miles ci się nie podoba? Piszesz z nim non-stop. Uśmiechasz się jak głupia, kiedy widzisz od niego wiadomości, już nie wspominając paniki w oczach, kiedy widzisz go w szkole... Mam wyliczać dalej? – uniosła brew na, co Hamilton przewróciła oczami. Mogła zaprzeczać, zapierać się nogami i rękami, ale Charlie Stenfield wiedziała swoje. – Przyznaj się, to ci pomogę. Nie będę zazdrosna, że spędzasz z nim więcej czasu niż zazwyczaj. Chociaż już teraz sporo naszego czasu ukradł.

Drzwi do pokoju nastolatki otworzyły się. Weszła January z ceramiczną mieszczką pełną zielonych winogron. Jedno z nich wcisnęła do ust. Spojrzała na młodszą siostrę, która otworzyła szeroko oczy i dłonią wskazała na drzwi. Jane jako przykładna, starsza siostra zamiast posłuchać się młodszej usiadła na krześle przy biurku i odwróciła je w stronę dziewczyny, która próbowała kontynuować rozmowę z Charlie. Irytowało ją, że starsza siostra weszła akurat w tym momencie w którym miała się przyznać rówieśniczce, bo nie mogła już dłużej trzymać w sobie.

– Jane weszła mi do pokoju. – Przewróciła oczami na, co Charlie westchnęła głośno.

– O piątej masz być gotowa. Masz trzy godziny, więc zbieraj swoje dupsko z łóżka i się szykuj. – Szatynka rozłączyła się.

March odłożyła telefon na bok i usiadła na łóżku po turecku. Wzrokiem próbowała zamordować siostrę, która zjadała kolejne winogrono. Młodsza z Hamiltonów była świadoma, że nie rozmawiała z rodzicami o imprezie, ale miała jeden argument dzięki któremu na pewno ją puszczą. Po twarzy Jane widziała, że była zaskoczona, bo podobnie jak z rodzicami, tak i z nią nie podzieliła się prawdopodobnym wyjściem oraz zniknięciem na parę godzin. Zirytowana przeczesała włosy. Zsunęła nogi na podłogę i ubrała kapcie. Usiadła na krańcu łóżka. Nie przestawała wbijać wzroku w January która jakby nigdy nic dalej rozkoszowała się owocami.

– Impreza? Rodzice wiedzą? – uniosła brew.

– Nie. – wzruszyła ramionami. Podeszła do szafy i otworzyła ją na oścież. Parę ciuchów wypadło jej na podłogę. Nie podniosła ich. Prawdopodobnie te ciuchy będą tak leżeć aż się o nie przewróci za tydzień. Zaczęła szperać między koszulkami.

– Mogę powiedzieć im, że jesteś u Charlie jak wrócą z roboty. I odbiorę cię, żebyś na pewno nie miała problemów. – uśmiechnęła się delikatnie, na co młodsza siostra zlustrowała ją wzrokiem. Nie do końca ufała January, ale jaki miała wybór? Mogła zadzwonić do mamy i przyznać się, że idzie na imprezę dodając, że przebywanie z ludźmi dobrze jej zrobi po tym jak... Nawet myśl o nagrobku Marigold przyprawiała ją o płacz. – Nie ma sprawy, March. Z Fredem, zawsze tak robiliśmy. Nie byłam taka święta, jak rodzice mnie opisują. Wciąż nie jestem. Pomóc ci z makijażem?

March momentalnie stanęła jakby osłupiała. Jeansy i czarną koronkową bluzeczkę zacisnęła mocniej w dłoni. Dalej próbowała się przyzwyczaić do tego, że Jane starała się robić za drugą Marigold. Zacisnęła szczękę. Nie mogła przecież jej nienawidzić przez całe życie. Prawda? Westchnęła cicho i odwróciła się w stronę siostry. Ciuchy rzuciła na łóżko. Patrząc prosto w błękitne tęczówki Jane, przytaknęła delikatnie. Kiedy tak przyglądała się siostrze zauważyła, że wokół jej oczu robią się drobne zmarszczki kiedy się uśmiecha.

Starsza Hamilton nie czekała długo. Wstała energicznie z krzesła. Zostawiła miskę oraz telefon na biurku, po czym wybiegła z pokoju March mówiąc, że wróci za minutkę, a może za dwie bo nie do końca pamiętała gdzie rzuciła swoją ulubioną maskarę.

Dziewczyna zaczynała się przebierać, kiedy usłyszała dźwięk powiadomienia. Nie był to jej telefon, bo swój od nadmiaru powiadomień przełączyła na wibracje. Podeszła do biurka po czym odblokowała telefon siostry. Nie było ciężkie odgadnąć hasło, bo było takie same jak jej do netflixa. Tapeta była normalna, ona z dwoma przyjaciółkami. W rogu zauważyła zdjęcie dziewczyny, która znajdowała się także na tapecie razem z Jane. Trzy dziewczyny obejmowały się na tle zimowego jarmarku. Jane stała pośrodku w grubej, białej, wełnianej czapce. Po lewej rudowłosa pokazywała język a brunetka po prawej całowała Jane w policzek.

Ciekawość March doprowadziła, że dotknęła ikonki ze zdjęciem dziewczyny, a przed jej oczami pojawiła się cała ich konwersacja. Wzięła głębszy wdech. Przeczytała dodatkowo parę wcześniejszych wiadomości aby się upewnić. To nie była tylko przyjaciółka. Jedyna osoba, która by ich tak relacje opisała, byłaby historykiem, który odnalazłby ich ciała pochowane w jednym grobie i stwierdził że za życia były po prostu „pokrewnymi duszami".

Pierwsza wiadomość na którą się natknęła od Mariny, była, że bardzo za nią tęskni, a gdy przewinęła parę wiadomości wyżej od razu wyłączyła telefon powstrzymując rumieńce. Nigdy nie chciała zobaczyć tego typu zdjęć swojej siostry, chociaż musiała przyznać ciało Mariny było bardzo dobrze zbudowane i swoimi udami mogłaby zgnieść dorodnego arbuza. Spojrzała jednak tylko krótko, bo po sekundzie zauważyła odpowiedź Jane i odłożyła komórkę.

Usiadła na łóżku. Skoro Jane nie wyszła z szafy sama, to ona nie miała zamiaru ją z niej wyciągać na siłę. Ich rodzice różnili się od rodziców Charlie, którzy od razu ją zaakceptowali. To by zniszczyło cały obraz idealnej Jane. Jedna część chciała ją skonfrontować, aby dać sobie satysfakcje, że January Hamilton wcale nie jest taka nieskazitelna, jak ją rodzice opisują, druga jednak karciła blondynkę. Gdyby była na jej miejscu nie chciałaby znaleźć się w takiej sytuacji.

– Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. – Jane weszła do pokoju z całą ogromną kosmetyczką.

– Ktoś do ciebie napisał. – powiedziała, próbowała nie pokazywać po twarzy, że była na tyle wścibska, żeby od razu sprawdzić, kto napisał. Starsza siostra nie potrzebując więcej, jednym krokiem podeszła do biurka i wzięła telefon. Odblokowała go. Na twarzy blondynki było widać przerażenie. Dłonie jej się trzęsły. – Nie musisz nic mówić. Ja... Ja sama mam przyjaciółkę, która...

– March. – Jane wstrzymała oddech. Przełknęła głośno ślinę. Dłonią starła łze, spływającą jej po policzku. Odwróciła się do młodszej siostry. – To tylko bliska znajoma. Przyjaciółka. Nikt więcej.

Dziewczyny nie odzywały się więcej do siebie przez kolejną godzinę, kiedy to starsza siostra zajęła się makijażem i włosami March. Mogła nie mówić, że przyszło jej powiadomienie. Czuła się głupio. Zawsze musiała popełnić jakiś błąd.

Skupiła się więc na własnym telefonie. Napisała parę wiadomości do Charlie, przejrzała wszystkie Memy i śmieszne filmiki, które przesłał jej Miles. Napisała Daisy, że przyjdzie na co dziewczyna wysłała jej mrugającą buźkę. Zaczęła z nudów przeglądać wszystkie swoje aplikacje. Odświeżyła twittera trzy razy, przejrzała wszystkie zdjęcia Milesa z instagrama. Starsza z sióstr zauważyła, że młodsza skupiła się na zdjęciach jej przyjaciela, ale nie odezwała się. Obawiała się, że March może ponownie rozpocząć rozmowę na temat Mariny. Nie była jeszcze gotowa wyjść z szafy, a March to szanowała. Jeśli nie chciała z nią rozmawiać na ten temat to nie musiały o nim mówić.

W pewnym momencie w głowie dziewczyny się zakołowało. Zacisnęła oczy i syknęła z bólu. Coś było nie tak. Nie miała jednak zielonego pojęcia czym były spowodowane bóle. Uniosła błagalny wzrok na starszą siostrę, która wcisnęła jej w dłoń paracetamol mówiąc, że to ciśnienie. Blondynka powątpiewała, aby tak potwory ból mógł być spowodowany ciśnieniem, tak jednak bez słowa wzięła tabletkę i popiła ją wodą.

►►►

Miles Morales zabrał się z kumplami. Byłoby to społecznym samobójstwem, gdyby poprosił ojca aby zawiózł go na imprezę gdzie byli nieletni, a na której miał być alkohol i to o wiele bardziej procentowy niż 4 % piwo. Uśmiechnął się pod nosem. Co prawda była to ostania rzecz, którą chciał, to wyobrażał sobie jak jego ojciec musi jego samego wsadzić do radiowozu. Prawdopodobnie dostałby szlaban na wyjścia do końca życia, ale byłby warto zobaczyć jego reakcje.

Muzykę która dobiegała z budynku, w którym urządzona była impreza, można było usłyszeć już przecznicę wcześniej. Jako pierwszy wysiadł z samochodu należącego do Samuela. Srebrny Ford miał swoje lata, ale jeszcze się sprawował. Jak to mawiał Samu, dopóki jeździ, to nie ma się czym martwić, a to że z rury wydechowej wylatywał czarny jak smoła dym, to była inna sprawa. Trzeciorzędna którą się zajmie jak odłoży kasę. Odruchowo chciał zamknąć drzwi do samochodu, ale Martin, który siedział razem z nim z tyłu, zaklął pod nosem i odepchnął na wpół zamknięte drzwi. Samu burknął coś do chłopaka, że to nie drzwi od stodoły na, co Martin tylko pokazał środkowego palca przyjacielowi i podszedł do Moralesa.

– Jakiś plan panie ładny? – Martin szturchnął Milesa, który wyrwany z zamyślenia spojrzał na czarnoskórego. – Laski, chlanie czy po prostu dobra zabawa? A może masz nadzieję, że blondie na niej będzie i ją w końcu wyrwiesz. Zabierasz się, do tego jak ja do mojego eseju z literatury. Właśnie, wiesz może czy Cherry, za znajoma blondie, ma może czas na napisanie jednego eseju więcej?

– Mogę zapytać. – odezwał się Miles i wzruszył ramionami. – Ale nic nie obiecuję.

Martin poklepał przyjaciela po plecach i wyminął go. Miles także powoli zaczął kierować się w stronę domku jednorodzinnego należącego do Daisy, która chodziła z nim na matematykę. Wyróżniała się spośród uczniów kolorowymi włosami. Ostatnio jednak przyszła do szkoły ogolona na zapałkę, a i tak wyglądała według chłopaka znakomicie i wiele osób mogło pozazdrości jej urody. Oczywiście March była dla niego jeszcze ładniejsza, ale tuż za nią znajdowała się Daisy.

Owa dziewczyna stała w drzwiach i widząc mulata uśmiechnęła się szeroko. Uratował jej parę razy tyłek, dając przepisać jej swoje zadanie domowe, więc oczywiście, że musiała go zaprosić. Jej czekoladowe oczy wpatrzone były w szesnastolatka, który krótko przyjrzał się jej stroju. Nagle on w sweterku i jeansach oraz grubej kurtce, wydawał się wręcz niechlujnie ubrany, widząc dziewczynę w czarnej sukience z wyszytymi cekinowymi truskawkami. Gospodyni chwyciła chłopaka pod ramię, co zaskoczyła go i poprowadziła od razu do salonu, do stolika z kubeczkami.

Przez co chwila zamieniające kolor świateł, musiał chwilę zastanowić się nad tym jakie kolory kubeczków widzi. Czerwone miały karteczkę „tęczowi i wolni", zielone miały karteczkę „zajęty", niebieskie „hetero i wolni", a żółty „zostaw mnie w spokoju, jestem tu z przyjaciółmi". Od razu chwycił za jeden z niebieskich, a dziewczyna o ciemno blond włosach, która mocowała się z beczą piwa, chwyciła należący do nastolatka kubek i nalała do pełna zanim nawet szesnastolatek zdołał się odezwać.

Miles rozglądał się po całym salonie, szukając dobrze znanej mu dziewczyny. I poczuł dziwny ścisk w żołądku, kiedy zobaczył ją siedzącą na kanapie rozmawiającą z dziewczyną w niebieskiej koszuli w ananasy, którą mogła należeć do czterdziestoletniego mężczyzny i ciemnych włosach sięgających jej do ramion. Na raz wypił pół kupka, krzywiąc się, bo gorzałka nie zasmakowała mu. Nigdy wcześniej nie pił alkoholu. Pewnym krokiem podszedł w stronę kanapy i stanął jak wryty widząc, jak pięknie March dziś wyglądała. Blond włosy zakręciła. Na ustach miała matową szminkę która podkreśliła jej drobne usta. Kreska sprawiała, że jej błękitne oczy wydawały się dwa razy większe, podobnie jak ciemno niebieski cień do powiek.

March była, tak skupiona na rozmowie z nowo poznaną dziewczyną, że wpierw nie zauważyła Milesa, który zmierzał w jej stronę. Janet, dziewczyna z którą rozmawiała, była pewna siebie i uśmiechała się niczym gwiazdy Hollywoodu. March była prawie pewna, że nastolatka, która była od niej o rok starsza, z nią flirtowała, a flirt stawał się jeszcze bardziej intensywny po tym jak przyznała się, że słucha „girl in red". Blondynka nie określała swojej seksualności dlatego stwierdziła, że najbezpieczniej będzie jej z żółtym kubeczkiem. Jednakże nikt na niego nie zwracał uwagi. Ludzie i tak podbijali do niej. Może Jane trochę przesadziła z jej makijażem?

Wypiła zawartość kubeczka, na co Janet pochyliła się w stronę butelki z wódką i uniosła brew na blondie, która normalnie nie piła, ale dziś naprawdę chciała trochę zaszaleć. Przytaknęła delikatnie. Dziewczyna wlała alkohol i zalała go sokiem multiwitaminowym, po czym podała dziewczynie przy okazji delikatnie muskając jej dłoń. March nie przeszkadzał flirt Janet, wręcz jej to pochlebiało.

– Zrobiłam delikatny. Pewnie nawet nie poczujesz alko. – Mrugnęła do nastolatki, samej upijając mocniej zrobionego drinka, ze swojego czerwonego kubeczka. Szturchnęła blondynkę delikatnie po czym wskazała na osobę która stała dwa metry dalej.– Ten chłopak patrzy na ciebie.

Dopiero teraz March zauważyła Milesa, który pomachał w jej stronę, a dziewczyna niczym poparzona wstała z kanapy, prawie wylewając zawartość drinka. Wypiła parę łyków dziękując Janet i podeszła do chłopaka z uśmiechem na ustach. Objęła go krótko.

– Myślałam, że się nigdy nie zjawisz. – wyszczerzyła się jak głupia, po czym podała mu swój kubek. – Chcesz łyka? Smakuje lepiej od piwa, ale jest mocniejsze. Janet mi zmieszała.

– Mam swój. – uniósł plastikowy kubek, na co dziewczyna przytaknęła.

March uśmiechnęła się słysząc piosenkę, która leciała z głośników. „All for us" była naprawdę cudowną piosenką, podobnie jak cały serial w którym się ona znajdowała. Napiła się po raz kolejny, a w jej głowie pomału zaczęło szumieć. Czuła się szczęśliwa. Wszystko wydawało jej się zabawniejsze, a Miles pociągał ją jeszcze bardziej niż normalnie. Spojrzała na chłopaka, który uniósł brew. Dziewczyna chwyciła go za dłoń. Nie spodziewał się tego.

– Chyba powoli działa alkohol. – roześmiała się. Pociągnęła go w stronę miejsca gdzie niektórzy tańczyli, a inni podpierali ściany. Kiedy już chciała zacząć z nim tańczyć piosenka zmieniła się. Parę krzyknęło, aby osoba zajmująca się muzyką puściła poprzednią ponownie. March jednak to nie przeszkadzało. Wręcz ucieszyło ją jeszcze bardziej słysząc pierwsze dźwięki Dancing Queen. – Zatańczysz?

– A muszę? – jęknął na, co dziewczyna chwyciła jego kubeczek i odstawiła go na stolik z przekąskami, podobnie jak swój. Wyciągnęła nastolatka w grono tańczących.

– Musisz.

Dziewczyna tańczyła w rytm muzyki nie przejmując się niczym. Nie przejmowała się, że Marigold z nią nie ma, że Sarah gdzieś siedziała ze swoją maszyną, że prawdopodobnie do końca imprezy nie będzie pamiętała niczego, jeśli w takim tempie się upijała, a nie miała zamiaru przestać pić. Takie było niebezpieczeństwo alkoholu, sprawiał on że czuło się dobrze, chciało się go jeszcze więcej aby to uczucie nie minęło.

Teraz dla March ważny był tylko taniec z Milesem, który trochę niezręcznie próbował nadążać za krokami tanecznymi rówieśniczki. Raz próbował ją nawet okręcić, ale ta straciła równowagę i prawie by wpadła na jakąś parę, gdyby nie pajęczy zmysł chłopaka, który w pół sekundy przyciągnął dziewczynę do siebie.

Blondynka uniosła wzrok na nastolatka. Miedzy nimi nie było już miejsca „dla Jezusa" jak to mówiły nauczycielki na szkolnych potańcówkach. Miles był nieco speszony, bo między nimi było tylko parę centymetrów. Ich nosy prawie, że się stykały. Oddech dziewczyny stał się płytszy, a serce biło niczym oszalałe. Chłopak delikatnie chwycił za jej podbródek. Żołądek podskoczył March do gardła. Było jej słabo, dłonie się pociły. Jeśli to zrobi nie będzie odwrotu. Koniec z przyjacielem Milesem, koniec z wypieraniem uczuć.

– March... – odezwał się cicho. Gdyby był dalej, prawdopodobnie nawet by nie usłyszała, że cokolwiek powiedział. Widziałaby tylko jak porusza ustami, ale domyśliłaby się, że wypowiedział jej imię. Nie byłoby to trudne. – Nie chcę zepsuć naszej przyjaźni.

– Nie zepsujesz. – także szepnęła. Czuła, że dłużej nie wytrzyma jeśli będą do jeszcze przedłużać. Każda sekunda wydawała jej się wiecznością, kiedy tak stali wpatrując się sobie w oczy.

Nie było fajerwerków. Świat nie wybuchnął. Jednakże dla March nie było to potrzebne.

Miles pocałował ją wpierw bardzo krótko, jakby obawiał się, że dziewczyna zaraz ucieknie. Nie miała zamiaru uciec. W głowie miała obraz Charlie, która siedziała gdzieś przy ścianie na swoim wózku i była świadkiem zajścia. „Tak mi kłamać w żywe oczy" pokręciłaby głową przypominając wiadomości z dzisiejszego dnia, kiedy to zaprzeczała, że cokolwiek czuła do chłopaka.

Miles był przerażony. Stał pomiędzy nastolatkami, którzy nawet nie zwrócili uwagę na ich dwójkę. Dalej tańczyli i bawili się w rytm jakiejś popowej muzyki. Kiedy już myślał, że dziewczyna go zostawi stojącego pośrodku salonu po tym jak nieudolnie ją pocałował. Dziewczyna dotknęła dłońmi jego policzków i przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go o wiele intensywniej niż on ją. Nigdy nikogo nie całował, więc nie miał porównania, ale mógł szerze powiedzieć, że March potrafiła całować, pomimo, że dla niej także to był pierwszy raz.

Kiedy oderwali się od siebie. Dziewczyna chwyciła za swój kubeczek i wypiła go do dna. Uśmiechnęła się szeroko. Nie wiedziała, co po czymś takim powiedzieć. „Kocham cię?". Patetyczne. Brzmiałaby jak dwunastolatka. „Nie było źle?", pomyśli, że dobrze też nie było. Same odpowiedzi pułapki. Podrapała się niezręcznie po karku. Zaczęła przekładać ciężar swojego ciała z nogi na nogę i kiedy miała już się odezwać syknęła z bólu, który przebił ten w domu.

Chłopak przestraszony chwycił dziewczynę za dłoń.

– Muszę na chwilę na dwór. – powiedziała uśmiechając się słabo. Ból był nie do zniesienia. Jakby ktoś walił w jej głowę młotkiem.

– Idę z tobą.

March mogła się była domyśleć, że będzie chciał z nią wyjść, w końcu chyba teoretycznie byli razem. Nastolatka nie znała się na związkach, ale w książkach i w filmach ludzie przeważnie kończyli razem po pocałunku. Chyba, że był do dupy wtedy bohaterka bądź bohater dawali nogę. Cieszyła się, że z nią wyszedł. Głośna muzyka nie pomagała i kiedy już myślała, że za zamkniętymi drzwiami ból jej minie. Stał się jeszcze gorszy. Dłońmi chwyciła się za nią jakby to miało jej pomóc. Nie pomagało. Skuliła się na trawniku przed domem.

– Pójdę po wodę. Może Daisy ma leki przeciwbólowe. – powiedział chłopak na co dziewczyna przytaknęła lekko. Czuła się jakby, ktoś zaczął zgniatać jej mózg. Coś naprawdę było nie tak.

Uniosła wzrok na ulicę. Światło latarni zaczęło mrugać z każdą nową falą bólu. Na niebie samolot, co chwila leciał ten sam odcinek, kiedy ból na chwilę jej popuszczał. Spojrzała na samochód, który nadjeżdżał w jej stronę. Spróbowała nie zamknąć oczu, kiedy nadeszła nowa fala. Samochód zamiast jechać do przodu zaczął jechać do tyłu. Jakby ktoś stwierdził, że będzie jechać na wstecznym. Dziewczyna poderwała się z ziemi. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Wszystko zaczęło się kręcić.

– Miles! – krzyknęła, brakowało jej tchu. Czasoprzestrzeń zaczęła się psuć i dobrze wiedziała, kto za tym stał. Sama myśl o Sarah przyprawiała ją o dreszcze. Przez nią Marigold straciła życie. Teraz i dla nich nie było ratunku. Świat kończył się przed jej oczami. – Miles!

Kiedy weszła do mieszkania czas stanął, a każdy krok dziewczyny był coraz to cięższy. Przypominało jej to moment we śnie kiedy chciała biec a jej nogi stawały się ołowiane. Nie przestała wołać za chłopakiem. Sunęła nogami po ziemi, jakby były z betonu. Ból głowy prawie przygważdżał ją do ziemi. Nie mogła już. Nie miała siły. Musiała jednak znaleźć chłopaka. Musiała.

Wpadła do kuchni. Zobaczyła chłopaka trzymającego w dłoni szklankę z wodą. Daisy uśmiechała się przyjaźnie w dłoni miała opakowanie leków. Wyglądali jak hiperrealistyczne figury. Nie poruszali się. Nastolatka wyciągnęła dłoń aby chwycić nastolatka.

– Mile-- – nie skończyła nawet wymawiać jego imienia. Poczuła dziwne szarpnięcie w żołądku, a przed oczami miała już tylko ciemność.

---

jestem dumna, udało ci się przeczytać do końca, zabawne że przed poprawieniem miało to 3,2 k a po jego poprawie 3,8 k. nie jest to najdłuższy rozdział, ale nie należy do najkrótszych

pozostało 5 do końca.

obiecuję dodać kolejny jak najszybciej, bo znów zostawiam was z cliff-hangerem

miles i march to takie buby, że się nad nimi rozpływam w szczególności w tym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top