lost in own mind.


Podczas rozdawania sprawdzonych kartkówek w szczególności z hiszpańskiego chłopak nie obawiał się złej oceny, bo te zawsze, nawet jeśli nie był wystarczająco nauczony, wahały się między A a B. Więc widząc po raz kolejny maksimum punktów uśmiechnął się pod nosem i zapakował test do małej teczuszki. Przez ramię spojrzał na sąsiadkę, która trzymała swój świstek papieru z tak szerokim uśmiechem, że zastanawiał się czy z tego szczęścia się zaraz nie popłacze. Spojrzała tymi swoimi błękitnymi oczami na chłopaka i odwróciła test w jego stronę. Czerwone C widniało w górnym kącie z uroczą uśmiechniętą buźką. Wiedział, że nie powinni się teraz poddawać tylko dalej uczyć, bo jeżeli naprawdę zaszły takie postępy i to tylko w przeciągu dwóch tygodni to kto wie może nawet i uczennica przerośnie mistrza. Usta blondynki poruszyły się bezgłośnie wypowiadając „dziękuję". Przynajmniej tak się domyślił, bo nie był świetny z czytania ruchu warg, ale istniało parę słów, które można od razu rozpoznać a to było jednym z nich.

Spojrzał w stronę nauczyciela, który także posłał mu ciepły śmiech. Przyjemnie było czasem być chwalonym nie tylko kiedy miał strój superbohatera. Nie za to, że musiał ratować ludzi z opresji, babcie od małych złodziejaszków, niewidomych przeprowadzać przez ulicę tylko za drobne rzeczy jak pomoc koleżance. I to Miles Morales był przykładem w tym momencie nie nieznany człowiek pająk, który dla wielu osób nadszedł za szybko i nie dorównywał Peterowi Parkerowi. Wiedział to, bo czasem potrafił podsłuchać jedną albo dwie rozmowy. Był tylko nastolatkiem, który próbował z całych swoich sił i ciągle poznawał nowe możliwości a Peter był superbohaterem jeszcze zanim chłopak poszedł do szkoły i zapewne zaczynał podobnie jak nastolatek, ale już nikt nie potrafił sobie przypomnieć momentów, kiedy to i pierwszy człowiek pająk miał mniejsze lub większe problemy. Każdy zapamiętał go jako bohatera, który oddał życie za cały świat i wiele ludzi dziękowało mu za to. A co zrobił taki Miles? Przez tak krótki czas? Naprawdę dużo, ale nikt tego nie widział.

Zadzwonił dzwonek a ciemnoskóry chłopak chwycił za swoją torbę i pomału ruszył w stronę wyjścia spoglądając co chwila na nastolatkę. Chciał z nią porozmawiać o ocenie, z której, jak można było zauważyć, była zadowolona, ale sam chciał przyjrzeć się kartkówce i przy okazji zobaczyć, gdzie trzeba przy następnych korepetycjach posiedzieć. Wiedział na pewno, że wielkim problemem blondynki jest mówienie po hiszpańsku i jej brak pewności siebie, kiedy była o coś pytana. Dlatego kiedy miała wybierać zawsze wybierała źle albo popełniała naprawdę głupie błędy. W końcu pierwsze na co wpadła mogło być złe a zawsze kończyło się na tym, że to jej pierwsza myśl była poprawna przez co szesnastolatka się denerwowała i prychała za każdym razem, kiedy chłopak musiał ją poprawiać. Lubił z nią pracować. Naprawdę się przykładała a nie wpuszczała informację jednym uchem a drugim wypuszczała.

– I jak? – zaczął Miles, kiedy March wyszła z klasy. Delikatnie szturchnął ją łokciem a dziewczyna zacisnęła wargi, aby po chwili rzucić się na chłopaka i zamknąć go w żelaznym uścisku. – Czy to oznacza, że jesteś zadowolona z tego C? Ale nie rzucasz naszych korepetycji?

– Dziękuję ci po sto kroć, stary jak tak dalej pójdzie to chyba będę miała dobrą ocenę z tego przedmiotu i nie będę musiała żegnać się ze szkołą. – odsunęła się od chłopaka z uśmiechem od ucha do ucha. Taki widok cieszył chłopaka. Było to o wiele lepsze niż wtedy, kiedy oddał im sprawdzian. – Oczywiście że zostajemy przy korepetycjach. Bez ciebie pewnie znów runę. Ty mnie trzymasz przy tej szkole, jesteś moją pompą, która pompuje we mnie motywację i wiedzę.

– Największą robotę i tak zrobiłaś ty. – wskazał na dziewczynę palcem a ta potrząsnęła mocno głową śmiejąc się delikatnie jakby chłopak opowiedział zabawny żart. Dla nastolatki zdanie nie miało sensu, bo dla niej to chłopak odwalił najwięcej pracy z ich dwoje i w końcu wytłumaczył dziewczynie dobitnie od początku do końca rzeczy, które nigdy nie potrafiła zrozumieć. Miles brnął jednak przy swoim. Gdyby nie chciała to mógłby jej tłumaczyć a i tak niczego by się nie nauczyła, ale starła się, słuchała, powtarzała i zawsze była gotowa na kolejną lekcję z nastolatkiem. – To nie ja nadrobiłem tyle tematów, że głowa mała w dwa tygodnie, Mary.

Chłopak wolał mówić do dziewczyny do imieniu, niż przezwiskiem które March Hamilton kazała się nazywać przez prawie każdego. W końcu było inne, niepospolite i ciekawe. Niestety, kiedy tylko odezwał się inaczej blondynka mordowała go wzrokiem i postanowił pozostać przy Mary, bądź MJ i chociaż drugi skrót jej imion ledwo potrafił wypowiedzieć, pamiętając o żyjącej gdzieś w tej części miasta dziewczynie świętej pamięci superbohatera tak Mary nie była niczym specjalnym a szesnastolatka była zadowolona. Irytowało go tylko że kiedy nadjeżdżała przyjaciółka dziewczyny ta mogła ją zawołać głośno po jej pełnym imieniu a on zawsze był piorunowany nawet kiedy tak naprawdę nikogo nie było. Cóż nie był jeszcze na tym poziomie znajomości co szatynka.

- Ale je we mnie wpoiłeś a za to przyznają Nobla. – dziewczyna parsknęła śmiechem po czym pryknęła go w nos co spotkało się z zaskoczeniem nastolatka jak i samej Mary. Blondynka bywała czasami zbyt impulsywna i ta sytuacja nie należała do pierwszych, ale Miles odbierał to z uśmiechem na ustach wiedząc, że było to po przyjacielsku zresztą jak zwykle. - Powinnam cię zaprosić kiedyś do kina albo do śmiecia w nagrodę.

- Słyszałem, że ma wyjść pewien horror na podstawie powieści Kinga z clownem w roli głównej. - uniósł kącik ust. Był pewny, że dziewczyna się nie zgodzi, bo nie wyglądała na osobę, która wciągała horrorki na śniadanie i podczas jumpscare'ów nawet się nie wzdrygała. - Możemy też pójść do pewnej miejscówki, która wygląda żywcem jak wyciągnięta z lat osiemdziesiątych. I mają tam pac-mana! Oraz w radiu co chwila grają stare piosenki i chociaż to nie do końca moje klimaty to... Można się tam zatracić. I nie mówię tylko o grze na automatach...

- Brzmi świetnie. - Nastolatka położyła dłoń na ramieniu Latynosa i już miała coś powiedzieć, kiedy na korytarz wpadła przyjaciółka blondynki. Ta na swoim wózku cięła niczym wyścigówka po czym zatrzymała się dopiero przy dwójce nastolatków. - Może gdzieś w następnym tygodniu?

Miles przytaknął. Charlie spojrzała to na szesnastolatka do dziewczynę stojącą tuż obok i była pewna, że zauważyła jak policzki March przybierają delikatnie czerwonego koloru, którego najwyraźniej chłopak nie zauważył, bo tylko pomachał jej i ruszył w nieznanym dziewczętom kierunku. Siłą woli powstrzymywał się od spojrzenia przez ramie dla upewnienia, że podobnie jak on też poszły w stronę swoich klas. Co by jednak było, gdyby zobaczył dalej wpatrujące się w niego błękitne tęczówki szesnastolatki? Potrząsnął głową z politowaniem dla samego siebie. Nie rozumiał, dlaczego w ogóle myślał o czymś takim w końcu dobitnie sobie przyznał, że nic nie łączy go z March Hamliton a jednak myśląc o tej uczennicy, która ledwo zdawała hiszpański serce Moralesa zabiło mocniej. Westchnął głęboko. Czekała go długa lekcja historii, na której przynajmniej będzie mógł zebrać myśli i mieć nadzieję, że nauczycielka nagle nie wywoła go budząc z zamyślenia.

►►►

Dłonie March trzęsły się gorzej niż u galarety a świstek papieru wydawał się nagle zrobiony z ołowiu. Piątki to dni, kiedy rodzice dziewczyny wracali wcześniej do domu a Marigold znikała już po czwartej, ponieważ od tej godziny zaczynał się jej weekend. Stała w drzwiach prowadzących do salonu, ale nie potrafiła się ruszyć. Jak zareagują jej rodzice? Będą się cieszyć, że się poprawiła czy wciąż będą zawiedzeni? Nie mogła oszacować. Ferb przecisnął się między siostrą z butelką coli w ręce po czym klapnął na fotelu obok szarej kanapy, na której siedzieli pan i pani Hamilton którzy to po ciężkim dniu w pracy postanowili włączyć coś na rozluźnienie. Jakiś nie wymagający myślenia show którego dziewczyna nie kojarzyła, bo kiedy Mari siedziała w domu to nie pozwalała dzieciakom włączać kablówki. Po części z zalecenia rodziców, ale sama też uważała, że programy robią papkę z mózgu i zabijają kreatywność. Więc April pomimo wielkiego sprzeciwu kończyła z kartką w ręku podobnie jak May czy June i chociaż najmłodszy z rodzeństwa Hamiltonów ograniczał się do kółek i innych wzorków to wykazywał mocne zainteresowanie swoją sztuką. Abstrakcyjną, ale, jednak, sztuką. March miała za to za dużo na głowie, aby w ogóle myśleć o malowaniu już i tak dwoiła się i troiła, aby znaleźć czas na ćwiczenie gry na altówce, bo najczęściej jak zasiadała do zadań domowych i nauki to kończyła na wieczór, kiedy to Mari szykowała się do położenia June spać a jako że rozrabiaka to zapewne nawet ciche pizzicato obudziłoby małego wrednego skrzata.

Blondynka wahała się, ale czuła, że jeśli odłoży to na później to mogło być gorzej, bo mogliby oskarżyć ją ukrywanie jeszcze gorszych ocen niż C z hiszpańskiego. Odgarnęła włosy za uszy i postawiła pierwszy krok w stronę salonu. Prawie przewróciła się przez trzy latka, który spokojnie budował wierze z klocków pośrodku pokoju, że nie można go było ani przejść, ani przeskoczyć. Czuła, jak krew spływa jej z twarz a serce łomotało jak oszalałe. To tylko ocena pomyślała w końcu zawsze mogła ją poprawić. Wymusiła u siebie uśmiech. Przynajmniej January nie było w domu w końcu January to jest ich ulubiona córka. March zawsze była porównywana do najstarszej córki co nie motywowało ją, bo kiedy już opowiadali jaka to Janny nie jest to podkreślali, że i Mary mogłaby brać z niej przykład. Dlatego tak ciężko było jej pokazać ocenę z małej kratówki, która i tak za dużo nie wznosiła do całokształtu, ale w rodzinę Hamilton każda mała ocenka się liczyła.

- March Jasmine Hamilton. - Summer, matka dziewczyny odezwała się spokojnie, kiedy szesnastolatka stanęła przed ekranem telewizora słysząc w swoją stronę parę średnio zadowolonych uwag wymienianych między młodszymi siostrami. Pełne imiona były normalne w tym domu w szczególności, jeśli mama albo ojciec nie byli w humorze. - Stoisz nam w ekranie. Masz coś ważnego czy po prostu usiądziesz na kanapie, bo niestety, ale nie jesteś przeźroczysta.

- Czy nie wspominałem coś o tym, aby nie przynosić pracy do domu? To nie wina March, że nie udało ci się obronić klienta Summer. Zdarza się najlepszym prawnikom. - odezwał się Autumn Hamilton a jego czekoladowe oczy spoczęły na drugiej najstarszej córce, która wydawała się bledsza niż sama śmierć. Jednakże nie skupił się na niej długo, bo zauważył świstek papieru w jej chudych dłoniach pokrytych małymi bazgrołami. - Co tam masz March?

- Kartkówkę... - odezwała się słabo. April i jej czekoladowe tęczówki spoczęły na starszej o pięć lat siostrze. Niby ledwo co odrosła od ziemi nauczyła się pisać, ale to był diabeł w czystej postaci który dorzucał swoje dwa grosze w najmniej oczekiwanych momentach, aby tylko dobić ofiarę. W tym przypadku ofiarom była March której nogi miękły i cała się zapadała widząc, że prawie cała rodzina, bez June i May która siedziała w swoim pokoju spogląda na nią z zainteresowaniem. - Dostałam z niej C. Co jak na mnie jest bardzo dobrze, bo...

Nie wiedziała co sobie myślała. Że od razu zaczną ją tulić i cieszyć jej szczęściem? Chciała po prostu parę słów na przykład „jesteśmy dumni" albo „oby tak dalej". Nie była gotowa jednak na okrutną prawdę, która uderzyła w nią prędzej niż się spodziewała. Platynowe, ledwo widoczne brwi jej matki zeszły się do kupy a na twarzy pojawiło się niezadowolenie. Ojciec za to na pierwszy rzut oka wydawał się obojętny na słowa szesnastolatki. Ferb spoglądał to na dziewczynę to na rodziców, ale wiedział, że jego zdanie się nie liczy, bo nie jest prywatnym high school ale już i tak dostał parę propozycji ze collegów więc państwo Hamiltonowie nie mieli się do czego przyczepić. April zmrużyła oczka i czekała, bo sama przynosiła do szkoły same A.

- Tylko C? - odezwała się kobieta na co March poczuła jakby ktoś walnął ją z całej siły w brzuch. Dla niej było aż. Naprawdę się starała, aby dostać te C. Ograniczyła internet aby skupić się tylko na nauce a podczas korepetycji z Milesem męczyła chłopaka tak długo dopóki nie zrozumiała czegoś. Motywacja, którą odnalazła podczas pomocy Milesa zaczęła znikać z każdym kolejnym słowem kobiety. - Gdyby to było A to bym rozumiała twoje zadowolenie, ale z C nie ma co się mi nawet pokazywać. Wiesz, że oboje wypruwamy sobie żyły abyś mogła siedzieć w tej prywatnej szkole bo wiemy że dużo uczniów dostanie stypendium i dostanie się na najlepsze uniwersytety. Spójrz na January. Najwięcej punktów podczas końcowych egzaminów. Stypendium naukowe i to tak duże, że nie tylko nie musimy opłacać jej uniwersytetu, ale też może coś sobie odkładać. I studiuje medycynę. Ach właśnie jak tam w końcu zapisali cię na jakąś olimpiadę z biologi?

March nie odezwała się, bo nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słówka. Znów January była tą lepszą, w końcu blondynka nie miała nigdy problemów co tam, że po prostu była geniuszem o zerowym słuchu muzycznym która, kiedy śpiewała pod prysznicem przy okazji krzywdziła resztę rodziny. January studiuje na tym samym uniwersytecie co studiował ojciec. I cała rodzina jest dumna. March potrafiła grać na altówce, nazwać dużą ilość zwierząt po łacinie a w rodzinie i tak była przekreślona, bo nie potrafiła zapamiętać akcentów w hiszpańskim. Poczuła, że broda jej drży, a oczy szklą. Miała opowiedzieć o olimpiadzie i o tym, że jest jedną z kandydatek, ale nie potrafiła jasno myśleć. Myśli tłoczyły się wokół tego, że to C z którego była tak dumna jest niczym w oczach jej rodziny a uśmiech April mówił nastolatce jedno. Jazda po March Hamilton i tłamszenie jej z błotem jeszcze się nie skończyła. Może podchodziła do tego za emocjonalnie, ale nie potrafiła inaczej. Chciała tylko pochwały.

- A ja dostałam A z angielskiego za mój esej pod tytułem „czy w tych czasach bajki dla dzieci nie ją zbyt brutalne?". - słodki głos April sprawiał, że wszystko w brzuchu szesnastolatki wywracało się na lewą stronę. Summer przyciągnęła do siebie jedenastolatkę i pocałowała ją w czoło po czym odgarnęła jej platynowe włosy z twarzy. - I nauczycielka mówi, że z takimi ocenami przyjmą mnie do tej szkoły co chodziła January i chodzi March od razu...

Samotna łza spłynęła po policzku nastolatki. Upuściła kartkę na podłogę po tym wyszła z salonu i od razu nie myśląc długo, o tym, że jest już szaro oraz że leje po prostu ubrała kurtkę i buty po czym chwyciła za swój telefon oraz portfel i wyszła z mieszkania. Nie słyszała nawet głosu matki, że ma wracać ale nikt za nią nie wybiegł co złamało dziewczynie serduszko jeszcze mocniej. Wiedziała, gdzie ma pójść i chociaż było to oczywiste miejsce to rodzice nie mieli by ochoty tam szukać bo wiedzieli że potrzebuje chwili i wróci do domu. Blondynka biegła do mieszkania Marigold.

►►►

Deszcz lał jakby płakał nad sytuacją, która spotkała dziewczynę i chociaż czuła w głębi duszy, że to samolubne, że jej problemy są nieporównywalnie malutkie, to teraz niezaakceptowanie przez rodziców z powodu durnej oceny było kroplą, która przelała już od dłuższego czasu pełen kielich. Ile razy mogła tego wysłuchiwać? Pociągnęła nosem i otarła mokre od łez jak i od kropel deszczu policzki. Osoby z boku nie widziały, że płakała, bo pomimo cichego chlipania wyglądała jak przemoczona dziewczynka, która telepała się z zimna i myślała tylko o ciepłym jedzonku.

Budynek, w którym mieszkała Marigold, różnił się od tego, gdzie mieszkała March w końcu musiała jakoś opłacić wynajem, a w Nowym Jorku często nawet za małą klitkę trzeba było płacić nerkami. Weszła na klatkę schodową, bo drzwi okazały się otwarte. W środku śmierdziało dymem papierosowym oraz spalenizną. Korytarz wiał pustkami więc spokojnie wspięła się na drugie piętro i zapukała w mieszkanie numer 5, a w drzwiach pojawiła się jej opiekunka ubrana w bordowe dresy i jakiś wymiętolony t-shirt. Widząc jedną ze swoich podopiecznych w przerażającym stanie wyglądającą, jakby zaraz miała umrzeć nie pytając się nawet dlaczego po prostu chwyciła nastolatkę za ramię i wprowadziła do salono-kuchnio-jadalni po czym usadziła na kanapie. Blondynka nie odzywała się, kiedy mulatka ściągnęła jej płacz i narzuciła na nią kocyk. Miała cel, po prostu dojść do kobiety i w między czasie nie skoczyć pod samochód. Czasem zastanawiała się, czy nie byłoby łatwiej, gdyby po prostu ze sobą skończyła. W końcu nie mieliby na kogo narzekać. Na marzec jako miesiąc też ludzie narzekali, bo brzydki, bury i często ze śniegiem. Może to przekleństwo, które wiązało się z imieniem nastolatki?

- Zaraz nastawię wodę na herbatkę i przyniosę ciasteczka. - odezwała się z kuchni, ale March nie reagowała. Pusty wzrok miała utkwiony w stolik kawowy na którym znajdowały się resztki chińszczyzny w kartoniku i wbite w makaron dwie drewniane pałeczki. Mieszkanie Marigold to idealny opis kawalerki ograniczającej się do pokoju wszystko w jednym, łazienki oraz sypialni tak małej, że ledwo wlazło tam łóżko. Dziewczyna lubiła tu przebywać, zazwyczaj w innych okolicznościach, ale nikt się nie spodziewał, że to się tak skończy. - Zaraz odpalę netflixa na laptopie i podłączę się pod telewizor, to będziemy mogły oglądać Przyjaciół, a wtedy mi powiesz o co chodzi.

Nastolatka kichnęła przerywając niezręczną ciszę, a Mari od razu życzyła młodej Hamilton zdrowia i pomyślności. March nie potrafiła sobie wyobrazić co by zrobiła, gdyby Marigold zabrakło. Tej wiecznie szczęśliwej dziewczyny, której życie dało w kość już za dzieciaka, bo podobnie jak March pochodziła z dużej rodziny. Podobnie jak blondynka była środkowa, ale ona nie miała nawet możliwości, aby dostać się do szkoły, do której uczęszczała nastolatka. Nie narzekała jednak, bo miała prace, którą uważała za najlepszą na świecie. Zapewne niejedna osoba mogłaby pozazdrościć kobiecie. W końcu była opiekunką w dość bogatej dzielnicy i nie zarabiała najniższą krajową. Oczywiście jak wszystko i jej praca miała swoje wady, ale pamiętając o tym, gdzie mogła wylądować to co dziennie dziękowała za to, że ktoś powiedział jej o pewnym małżeństwu szukającym niani na pełen etat.

Młoda dorosła usiadła koło nastolatki, która tylko podciągnęła wyżej koc tak, że przez małą dziurkę można było zauważyć jej oczy. Mulatka postawiła kawę i ciastka na stoliku. Blondynka dopiero teraz zauważyła jak wiele białych plam przykrywała długimi rękawami. Ogólnie zmyła makijaż oraz ściągnęła soczewki, ale kiedy stała przed progiem nawet tego nie zauważyła. Była za bardzo roztrzęsiona całą sytuacją, aby skupiać się na takich rzeczach. Uważała urodę dwudziestoparolatki na niezwykłą i przepiękną. Niestety była jedną z nielicznych osób, które tak myślały widząc Mari.

- No to teraz słucham – zaczęła Marigold spoglądając na szesnastolatkę, która powoli przeniosła swój pusty wzrok na złote tęczówki kobiety. Nadzwyczajne i wręcz hipnotyzujące. – kto mi skrzywdził moją najlepszą przyjaciółkę? Dostałaś wyniki z hiszpańskiego i były kiepskie czy coś w ten deseń? Myślałam że Miles naprawdę ci pomaga bo jak raz cię odpytałam to śmigałaś...

- Nie chodzi o Milesa ani o ocenę z hiszpańskiego... - pociągnęła nosem po czym pochyliła się w stronę ciasteczek i wzięła jedno w obie dłonie. Jej ulubione z dużymi kawałkami czekolady. Obracała je parę razy w palcach po czym wzięła głębszy wdech i zaczęła odpowiadać dalej. – Chociaż właściwie to dotyczy oceny z hiszpańskiego. Dostałam C i byłam z tego dumna, ale... Nie mogę powiedzieć tego o moich rodzicach, którzy byli wręcz mną obrzydzeni. Nawet nie zawiedzeni, March po prostu brzydzili się tym, że byłam zadowolona z takiej oceny. W końcu January...

- January to January a ty to ty. – Palcem wskazującym dotknęła obojczyk nastolatki, u której w oczach po raz kolejny zalśniły łzy. Kobieta zauważyła nie pierwszy raz presję wywieraną przez państwo Hamilton na dzieciach przez ich oceny. Rozumiała jedną rzecz, fakt, że z dobrymi ocenami oraz punktami na egzaminie końcowym prawdopodobieństwo dostania dofinansowania na dobre studia była większa, a dobre studia często równały się z dobrą pracą. Jednak nagonka, bieg szczurów między dzieciakami uważała za chore. Taka April mogłaby spokojnie bawić się z rówieśnikami a zamiast tego uczyła się u uczyła, chodziła na dodatkowe zajęcia i znów się uczyła. Tyle że April miała z tego satysfakcję. Widząc kolejny max punktów na kartkówce miała poczucie, że jest lepsza. Do tego wszystkie dzieciaki brali przez pryzmat January która była mniej więcej w wieku Marigold i kiedy tylko wracała do domu kobiety potrafiły nie raz spiorunować się wzrokami. – Przynajmniej ty w porównaniu z twoją siostrą, tylko jej tego nie mów, nie jesteś wredną zołzą. O patrzcie na mnie, studiuje i to gdzieś tak daleko, że nigdy cię nie będzie stać, aby tam pojechać, a co dopiero studiować, a ja panna idealna dostałam stypendium. Nie zdziwię się jak nie dostanie tak dobrze płatnej pracy jak tylko sobie wyobraża.

Na usta blondynki wkradł się uśmiech. Sięgnęła po kolejne ciastko, ponieważ podasz narzekania mulatki zjadła pierwsze. Dziewczyna wiedziała, że nigdy nie będzie January i rodzice powinni przetrzeć oczy, bo takim zachowaniem bardzo krzywdzili nastolatkę. Teraz w mieszkaniu swojej niani czuła się bezpiecznie. Oparła się o ramię dwudziestolatki, która pogłaskała ją delikatnie a drugą dłonią przesunęła myszką wskaźnik na ikonkę netflixa i wybrała przyjaciół. Spojrzała na dziewczynę jeszcze raz zanim wybrała pierwszy odcinek pierwszego sezonu. Tak bardzo jej było przykro widząc ją w takim stanie, ale nie potrafiła jej pomóc nie narażając się przy tym na stratę posady a potrzebowała jej. Pieniądze nie rosły na drzewach jak można się było domyśleć a miała dosyć pracowania w restauracjach i fastfoodach. Zapach starego oleju przyprawiał ją o zawroty głowy i mdłości. Wystarczająco długo stała przy frytkach i wdychała toksyczne opary.

Kiedy serial się zaczął nastolatka wydawała się dwa razy bardziej rozluźniona. Można było pomyśleć, że najgorsze już za nimi, ale March wcale nie czuła się lepiej przynajmniej nie za dużo. Była wdzięczna kobiecie, że otworzyła drzwi, kiedy była jej potrzebna, ale jej serduszko wciąż było rozrywane na tysiące kawałków, bo wiedziała, że musi wrócić do domu. Nie potrafiła jeszcze nie teraz. Może jednak powinna zniknąć tak na o wiele dłużej na przykład na zawsze.

Nastolatka postanowiła skupić się na fabule bardziej wtulając w Marigold. Ta tylko mocniej przyciągnęła ją do siebie. March była dla niej jak młodsza siostra, za którą wskoczyłaby w ogień. Rzuciła się za nią z budynku, byleby nie stała się dziewczynie krzywda. Nie potrafiła jednak czytać w myślach i uwierzyła w przybraną przez dziewczynę maskę. Wyglądała na szczęśliwą, nie myślącą o całej tej sytuacji, ale prawdą było to, że wcale taka nie była.


Dobra ludzie trochę czekaliście ale na moje usprawiedliwienie mam to, że musiałam skończyć Demons, a potem zdechł mi komputer. Teraz mam nowy więc tak szybko jak tylko mogłam kończyłam ten rozdzialik.

Mam nadzieję, że się podoba :')))

Za dwa rozdziały w życiu March wydarzy się coś wielkiego, a pod nim dostaniecie parę informacji i jestem strasznie nakręcona, ale dowiecie się później :))))


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top