XXXI
- Reparo! - Wycelował różdżko w szafkę, lecz nic się nie stało. Wzruszył ramionami i spoczął na pobliskim biurku obładowanym jakimiś starymi książkami - Warto było spróbować.
- To już przerabiałem. Inne zaklęcia naprawiające też, uwierz mi. Jej się nie da naprawić zaklęciem, trzeba ją ręcznie zreperować. Gdybym jeszcze wiedział w czym tkwi problem - Zastanawiałem się, czy po prostu nie wsadzić tam czegoś i zobaczyć czy nie zniknie.
- Draco, zdaję sobie sprawę, że za często nie siedzisz przy książkach. Ale tym razem mogą nam się pomóc.
*
Harry powiedział mi, że będziemy uczyć się w bibliotece, gdzie zmierzałam. Bardzo miło z jego strony, że się przejął. Od tamtego felernego dnia, kiedy wypiłam Amortencję, Rachel wybuchnęła. Niektórzy są nerwowi i często krzyczą, dzięki czemu pozbywają się emocji bardzo szybko. Ona do nich nie należy. Trzyma wszystko w środku, uważając, że tak jest lepiej dla niej i dla innych. Trudno mi jest z niej cokolwiek wyciągnąć. Tylko kiedy już nadejdzie ten dzień, kiedy coś ją zdenerwuje... To tak jak wulkan. Gdybym jej nie zatrzymała, poszłaby do niego do Skrzydła Szpitalnego i za dużo by z niego nie zostało. Daję słowo. Jedyne co ją uspokoiło, to szlaban na miesiąc, który dostał od Flitwicka.
Krążyłam już po bibliotece dość długo. Na pewno przyszłam za wcześnie. Postanowiłam, że poszukam tu czegoś, co przyda mi się do wymyślenia mojego planu B. Powiedzmy sobie szczerze, eliksiru nie uwarzę. Nie mam jakiś nadzwyczajnych zdolności w tym przedmiocie. Do tego nie znam żadnego, który mógłby mi się na coś przydać. Jakaś rzecz... Tylko jaka? Nie miałam pomysłu, co może mi się przydać. Postanowiłam się skupić na tym, w czym jestem najlepsza: transmutacja i Obrona Przed Magicznymi Stworzeniami. Przeszłam do działu z książkami od transmutacji. "Gotuj - transmutuj w coś lepszego!", "Pięć sposobów na piękne umeblowanie", "Transmutacja dla zaawansowanych", "Zrób to sam! Transmutacja od A do Z!". Sięgnęłam po "Transmutację dla zaawansowanych" i otworzyłam na spisie treści.
- Melissa! - usłyszałam znany mi głos i podskoczyłam ze strachu. Zamknęłam książkę i spojrzałam na niego.
- To co, ćwiczymy? - spytał Harry, a ja pokiwałam głową z uśmiechem. Spostrzegłam Ginny z Deanem chichoczących za regałem. Miałam dziwne wrażenie, że nie ćwiczymy tutaj bez powodu. Wyjęłam różdżkę i przypatrywałam się jak robi to Potter. Robił to delikatniej, jednak sprawniej niż ja. Starałam się naśladować jak najdokładniej jego ruchy, lecz nic z tego.
- Problem w tym, że źle trzymasz różdżkę. Zrób to, o tak - stwierdził i stanął za mną i złapał mnie za dłoń przesuwając ją inaczej po różdżce.
- Szukajcie pod naprawą magicznych przedmiotów... Grzmotter! Jaka słodka niespodzianka! - Blaise wraz z Malfoy'em i Nottem przypatrywali się naszej scence, a my odskoczyliśmy od siebie.
- Romansujecie po kątach, co Piorunku? - zarechotał znów Blaise, a mi podniosło się ciśnienie. Spojrzałam na Draco. Wydawał się być... spięty? Harry oddychał szybko, a ja modliłam się, by nie zrobił nic pochopnie.
- No proszę! Kogo my tu razem widzimy? Dowell i Potter? Razem? Cudnie! - zakrzyknął Malfoy, a ja wyczułam w jego głosie irytację. Zmierzyłam go wzrokiem, a on wpatrywał się w Pottera, jakby myślał nad torturami dla niego. Co się z nim stało? Pierwszy raz od bardzo dawna go takiego widzę.
- Malfoy, zaszyj się w lochach, albo na siódmym piętrze, gdzie tak często ostatnio przebywasz. Szukasz tam jakiegoś leku na rozjaśnienie cery? Uwierz mi, przydałby ci się. Ostatnio myślałem, że idzie przede mną mleko ubrane w garnitur - Mimo, że nie chciałam, uśmiechnęłam się. Draco to zauważył i spiorunował nas obu spojrzeniem.
- Och tak, Potter? Jednak, jak widzę nie narzekasz na powodzenie. Wybraniec... Na to lecisz, Dowell? - warknął w moją stronę, a ja pomyślałam, że się przesłyszałam i to jakiś głupi żart. Żart czy nie, wyprowadził mnie nim z równowagi. Przez myśl przeszły mi te wszystkie momenty razem. Żałowałam ich.
- A ciebie co to obchodzi, Malfoy? Zajmij się swoim życiem. Może zaopiekuj się twoją dziewczyną, co? - spytałam, a on zrobił typowy dla niego, ślizgoński grymas.
- Tak. Dobry pomysł. Dzięki Dowell, miłej zabawy ze sławnym Wybrańcem. Mam nadzieję, że za bardzo wam nie przeszkodziliśmy gołąbeczki - prychnął sarkastycznie i obleciał mnie wzrokiem.
- Jesteś żałosny - wycedziłam i starałam się ukryć to, że jego słowa bardzo mnie uderzyły. Po tym wszystkim to jak mocny policzek.
- Tak jak ty. - Zagotowało się we mnie, jednak postanowiłam po prostu odejść.
- Chodź Harry, idziemy - Malfoy parsknął, a ja zastanawiałam się co w niego wstąpiło. Ciągnąc Pottera za rękaw, wyszłam jak najszybciej z biblioteki, nie chcąc już go widzieć.
*
Jedyne czego pragnąłem, to wywrócenie jakiegoś regału, albo zniszczenia całej tej przeklętej biblioteki.
- Ale zjebałeś stary - mruknął Zab, a ja z hukiem odsunąłem krzesło i usiadłem na nim.
- Zamknij się.
Nie potrzebowałem kazań. Denerwowali mnie, jakby wiedzieli wszystko najlepiej.
- Co ci wtedy odwaliło? - zadał mi pytanie Nott, rozglądając się po regałach i posyłając mi co chwilę nerwowe spojrzenie.
- Ale ty jesteś ciemny Nott. Naszego Smoczka dopadła chorobliwa zazdrość.
- Co ja przed chwilą powiedziałem? Zamknij ryj - wysyczałem w jego stronę, a on się zaśmiał.
- Myślisz, że po co to powiedziałem? Wiedziałem, że to dobry plan, by pokazać ci, że się zakochałeś i jesteś zazdrosny jak diabli - Mój wzrok momentalnie powędrował na jego wesołą twarz. To kpina, prawda? Zacisnąłem pięści i wziąłem głęboki wdech, aby nie zrobić niczego głupiego.
- Ja? Zakochany? Dawno Cię ktoś nie uderzył? Zresztą, drugi raz wprowadzasz w życie swoje cholerne plany, które mają mi pokazać, jakieś gówna! Wiecie co? Idę stąd.
**
Dali mi jeszcze kilka książek, ale rzuciłem je na kanapę i usiadłem na kanapie w Pokoju Wspólnym. Oby Granger tu nie było. Nie mam ochoty dzisiaj się z nią użerać. Przywołałem do siebie butelkę Ognistej z Prywatnego Dormitorium. Sięgnąłem po szklankę leżącą na stoliku i napełniłem ją. Upiłem łyk i poczułem jak pali mnie w gardle. Co ona z nim robiła? Wyglądało jakby ją obejmował. Kolejny łyk. Zdjąłem krawat i marynarkę, bo poczułem ciepło rozchodzące się po moim ciele. Niech ona robi co chce. Ciecz znów popłynęła po moim przełyku. Odpiąłem dwa guziki od koszuli, bo odniosłem dziwne wrażenie, iż mnie uwierają. Może ona jest w nim zakochana? Kolejny łyk. Przeczesałem ręką włosy wpatrując się w tańczące płomienie w kominku. Może on od zawsze jej się podobał? Kolejna dawka alkoholu. Przejechałem ręką po twarzy. Przecież mu ulegnie. W końcu to jebany Wybraniec. Kończyłem już drugą szklankę. Gardło paliło mnie niemiłosiernie. Sięgnąłem po dzbanek wody i drżącymi rękami, nalałem trochę do naczynia. Czemu ja się nią przejmuje? Przecież ona nigdy mnie nie obchodziła! Wypiłem wodę duszkiem. Następnie znów wypełniłem ją whiskey i upiłem znowu. Wyobraziłem sobie teraz ją, całującą się z Potterem... Bez namysłu sięgnąłem po więcej Ognistej. Co się ze mną dzieje? Na dobrą sprawę nic mnie z nią nie łączy. Zresztą jestem pieprzonym prawie śmierciożercą niezasługującym na nikogo. Już lepiej niech weźmie Wybrańca. Kolejny łyk. Co mi to da? Co mi to da, jeśli przyznam przed sobą, że ją lubię? Następny łyk. Jakie to ma znaczenie? I tak teraz nie chce mnie znać. Powoli zacząłem tracić racjonalne myślenie. Jednak nie przerywałem picia, wręcz przeciwnie. W końcu, kogo ja obchodzę? Jestem skończonym idiotą zakochanym w Gryfonce, którą podrywa mój największy wróg. Usłyszałem trzask. Może to Grzmotuś z nowinkami? Biorą ślub? Dowell w ciąży? Może kupić im pierdolone różowe śpioszki?
- Malfoy?!
Chciałam tylko powiedzieć, że mam nadzieję, że przez szkołę nie będzie was tu mniej, albo zabraknie mi weny :( Jeszcze raz wam dziękuję za tyle gwiazdek i wyświetleń! xx ily!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top