XXV

Zerwałem się z łóżka, bo ktoś mocno trzasnął drzwiami. Blaise już był na nogach i pakował swoje rzeczy do kufra. To Nott. Mamrotał jakieś obelgi pod nosem, zakładam, że chodziło mu o mnie. 

- Książę wstał! - zaśmiał się Zab i wrócił do pakowania. Thedore gwałtownie odwrócił głowę w moim kierunku i posłał mi wzrok zabójcy. 

- Ta. Niestety - rzucił i wyciągnął płaszcz z szafy - Dobrze się bawiłeś wczoraj? - spytał, jakby właśnie pluł jadem po całym pokoju.

- Żebyś ty go widział! Wrócił jakby dostał tysiąc galeonów... - przerwał gdyż Nott walnął pięścią w stół.

- Świetnie! Cudownie wręcz! Brawo Malfoy, kolejna ci uległa! Tak jak Pansy i połowa innych Ślizgonek! Zajebisty z ciebie podrywacz wiesz? Kurwa, osiągnąłeś nowy cel! Największy skurwiel! - wrzeszczał, a ja wyciągnąłem różdżkę z kieszeni spodni leżących koło łóżka. On wykonał ten sam ruch. 

- Na bokserki Merlina! Ogarnijcie się! - krzyczał Zab. Nigdy. Po tym co powiedział, miałem ochotę rzucić najgorszą możliwą klątwę. Celowałem w jego pierś, a on w moją głowę. Nie miał pojęcia, że Dowell nie należała do dziewczyn, z których nic sobie nie robiłem. 

- Odszczekaj to w tej chwili - warknąłem, a on roześmiał się gorzko. Moja dłoń zadrżała. Byłem bliski zrobienia czegoś, czego bym żałował. Ciśnienie zaskakująco szybko mi się podniosło.

- Jesteś żenujący. Uderzyła cię prawda, co? Smutne Smoczku, że przejmujesz się prawdą, ale w dupie masz uczucia innych! - splunął na podłogę, a we mnie buzowało. Zaciskałem dłoń na różdżce tylko czekając na odpowiedni moment. Nie pozwolę mu mówić takich bredni o sobie.

- Odłóżcie różdżki, pojebało was do końca?!

- Nott, zamknij się do kurwy nędzy, bo nic nie wiesz, rozumiesz? Nic! Jeszcze jedno słowo.. -  Zabini stanął pomiędzy nami, rozkładając ręce. To mnie nie powstrzyma, jeśli brunet przegnie.

- Gardzę tobą. Masz ją kompletnie gdzieś, nie przejmujesz się jej uczuciami, chuj cię ona obchodzi! Co chciałeś tym osiągnąć? Chciałeś mnie wyprowadzić z równowagi? Proszę bardzo! Masz! Jestem wkurwiony, a ty zadowolony! Jak zwykle! - Nie mógł się opanować, a moja klatka piersiowa poruszała się coraz szybciej. Już miałem wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie, gdy Diabeł zainterweniował.

- Nott! Do jasnej cholery! Sam nie jesteś święty, idioto! Zresztą, widziałeś kiedyś Draco szczęśliwego? Nie? Ciekawe czemu! Wiesz co musi zrobić! Dobrze kurwa wiesz! Ta dziewczyna na niego działa jak jeszcze żadna inna - zatrzymał się patrząc w tej chwili na mnie i obniżył ton. Rozluźniłem trochę mięśnie przysłuchując się tego co miał do powiedzenia - Ona dobrze na niego wpływa. Theo, przepraszam, ale nie widzę, żeby jakoś specjalnie interesowała się twoją osobą. Także, proszę zluzuj slipy. Czemu tylko ja tu jestem mądry? Gdyby nie ja, pozabijalibyście się - Odetchnął ciężko i usiadł zrezygnowanie na fotelu. Opuściłem różdżkę, a to samo zrobił brunet. Chwilę potrwało, zanim coś z siebie wydusił. Kilka razy otwierał usta, ale jakby nie miał odwagi nic zrobić.

- Stary, nie wiem co we mnie wstąpiło, po prostu się wkurzyłem - tłumaczył się drapiąc się po karku.

- Zrobiłbym to samo, serio - stwierdziłem, a on lekko się uśmiechnął. Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja od razu ją uścisnąłem. To prawda, nie wiem nawet, czy nie postąpiłbym o wiele gorzej od niego.

- Ludzie, czuję się jak wasza matka - orzekł Zab - Jesteście debilami, jakich mało.

- Z kim przystajesz, takim się stajesz - stwierdził Nott, a ja zaśmiałem się cicho, a potem dołączyła do nas nasza "Matka".

Po godzinie byliśmy już gotowi i wyruszyliśmy w kierunku pociągu. Ja nie przyłączyłem się do rozmowy o Świętej Trójcy i żartowaniu z zębów Granger, czy też znoszonych szat Rudego. W głowie, miałem tylko wczorajszy wieczór. Jej zapach. Dotyk. Spojrzenie. Uśmiech. To działało na mnie strasznie. Stawałem się miękki, jakby ktoś wycisnął ze mnie wszystkie złości, czy też najgorsze cechy. Wtargałem do przedziału kufer i usiadłem przy oknie, patrząc na ludzi idących na peron, doszukując się jej. Tak pięknie wczoraj wyglądała. Jednak najbardziej podobała mi się w mojej marynarce. Może nawet nią pachnie?

- Ty, zamyślony! Podaj mi dwa galeony z kurtki, bo jestem głodny! - ocknąłem się z rozmyślań i odwróciłem się w do Diabła. Zacząłem grzebać mu po kieszeniach aż wreszcie natknąłem się na tą z pieniędzmi. Odliczyłem dwa galeony i podałem mu, a on popędził po coś do jedzenia.

- Wiesz... Wiesz Malfoy - odezwał się nagle Theodore siedzący naprzeciwko mnie - Po prostu chcę ci powiedzieć, że wspieram cię. A skoro, już nawet Diabeł uważa, że ona cię zmienia... Odpuszczę sobie. I tak zauważyłem, że ona raczej nie jest mną zainteresowana - posłałem mu uśmiech, a on rozchmurzył się. Do przedziału wpadł Blaise z woreczkiem pałek lukrecjowych. Znajome blond włosy mignęły mi przed oczami, a następnie rozpoznałem Granger i Weasley. Przełknąłem ślinę. 

- Na co czekasz? Na kopniaka? Leć! - zachęcił mnie Zab, a Nott przytaknął pokazując kciuka do góry. Wstałem z miejsca ruszyłem w jej stronę.

- Dowell! - Weasley i Granger odwróciły się w moim kierunku. Ruda, spojrzała na mnie z pogardą, a brązowowłosa z wyraźnym rozbawieniem. Usłyszałem kilka szeptów, a następnie oby dwie weszły do pobliskiego przedziału. Jest i ona. Ubrana w szarą, dużą bluzę, czarne rurki i w takim samym kolorze niskie trampki. Jak to się dzieje, że ubierając się całkiem zwyczajnie, wyglądała uroczo? Szła powoli przepychając się przez tłum uczniów. W końcu staliśmy twarzą w twarz.

- Wesołych świąt, Melissa - szepnąłem, ale wiedziałem, że mimo gwaru, usłyszała moje słowa.

- Wesołych świąt, Draco - odezwała się, a ja poczułem na plecach dreszcz, kiedy usłyszałem z jej ust moje imię. Miałem ochotę przytulić ją, wziąć w objęcia i nie puścić, aż dojedziemy na miejsce. To nie było możliwe. Posłała mi ten swój słodki uśmiech i oddaliła się, a ja wróciłem do chłopaków. 

*

- Melissa, ja byłam zdziwiona po tym, jak zobaczyłam cię z nim na balu. Ale to?! Co tu się dzieje? Ktoś mi może wytłumaczyć? - Ruda oburzona całą sytuacją, Rachel siedziała po mojej prawej stronie z lekko otwartymi ustami, a Hermionę... Hermionę to bawiło.

- Mnie wcale to nie dziwi - oznajmiła, a wszystkie trzy spojrzałyśmy się na nią. Uśmiechnęła się triumfalnie - Zobaczysz o co mi chodzi - zwróciła się do mnie, puszczając mi oczko.

- Hermiona, no błagam cię! Nie możesz nam powiedzieć? - podzielałam zdanie Gin, jednak Miona milczała. Rachel tak samo.

- Ja się poddaje. Mafloy! Też coś. Upadłaś na głowę! Może on ci czegoś dosypał, co? - drążyła temat rudowłosa.

- Ech, przestań, przecież nic się nie dzieje - Młoda zaśmiała się kpiąco, a Hermiona uśmiechała się pod nosem.

- A ty co o tym sądzisz Rachel? - Ginny nie potrafiła po prostu sobie odpuścić.

- Nic. To jej wybór - Tak się cieszyłam, że chociaż ona okazała się po mojej stronie.

- A ty Hermiona? To ciebie ciągle dręczył! A teraz, po prostu podzielasz to wszystko?

- Nic się przecież nie dzieje!

- Jasne!

- Nadal nie podzielam. Jednak powód mojej przychylności w tej sprawie, poznasz niedługo Mel - Nie lubiłam tajemniczej Hermiony. Ginny fuknęła. Nie miałam zamiaru dłużej się sprzeczać. Założyłam ręce na piersiach i przypatrywałam się widokom z okna, które szybko mknęły przed moimi oczami.

- A zresztą, co mi do tego - odezwała się w końcu Ruda. Niczego więcej nie oczekiwałam, więc tylko uśmiechnęłam się pod nosem i dalej podziwiałam krajobrazy.

*

- No, Smoczku mój ziejący ogniem najsłodszy! Wesołych świąt durniu! - pożegnał się wesoło Zabini i poszedł do swojej matki, stojącej nieopodal. Odpowiedziałem tylko "Wesołych świąt" i ruszyłem dalej. Notta dawno wywiało, wiec musiałem radzić sobie sam. Wypatrywałem kobiety w czarnej szacie i platynowych włosach z czarnymi pasemkami. Kiedy pomyślałem, że mogła o mnie zapomnieć gorycz przelała się w moim sercu i zacisnąłem szczękę.

- Draco! - usłyszałem wysoki kobiecy głos. Matka podążała w moim kierunku szybkim krokiem. W końcu uściskała mnie i natychmiastowo deportowała nas do domu. 

- Witaj w domu, synu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top