XXIX
Przerwa świąteczna minęła mi na prawdę wspaniale. Cały ten czas spędziłam z rodzicami, gotując i śpiewając kolędy. Byłam na prawdę szczęśliwa. Niestety, musiał nadejść dzień powrotu do szkoły. Z wielkim bólem rozstałam się z mamą i tatą. Charlotte przytulała mnie, z tata zmierzwił mi włosy. Odstawili mnie pod peron, a ja z tęsknotą spojrzałam na nich ostatni raz. Pewnym krokiem podążyłam z moim kufrem w kierunku ściany między peronem dziewiątym i dziesiątym. Bonnie dumnie siedziała na walizce przypatrując się przechodzącym. Oto i jest. Ekspres Hogwart! Przyspieszyłam, przepychając się między innymi uczniami. Czułam narastającą ekscytację, w końcu znów zobaczę przyjaciół. I jego. Weszłam do przedziału, zaglądając przez szybę do niektórych, szukając Rachel i reszty. Nie mogłam ich odszukać i napotykałam się na same młodsze roczniki. Nie poddawając się prułam na przód. W końcu zauważyłam moją trójkę przyjaciółek śmiejących się w najlepsze. Otworzyłam drzwi do przedziału.
- Melissa! - Rachel rzuciła mi się na szyję, potem dołączyła się również Miona i Gin.
- Mi też miło was widzieć - uśmiechnęłam się. Miona tylko spojrzała na moją szyję i przegryzła wargę powstrzymując się od uśmiechu. Wisiorek.
- Więc o to chodzi! - złapałam się za głowę, a Nerey i Weasley wymieniły zaskoczone spojrzenia. Brązowowłosa opowiedziała nam jak spotkała Malfoy'a wchodzącego z tym naszyjnikiem do ich Pokoju Wspólnego.
- Że też taki śmieć ma jeszcze serce i uczucia - zastanawiała się Ruda. Też czasem się nad tym zastanawiałam. Jak to zrobił, że z ostatniego dupka zrobił się z niego... sama nie wiem. Ktoś z uczuciami?
*
Jazda minęła mi... Bardzo przyjemnie. Nott upatrzył sobie na świątecznych wakacjach jakąś Irlandkę. Nie mam pojęcia, dlaczego tak poprawiło mi to humor.
Nie mam rywala.
Jak szybko ta myśl pojawiła się w moje głowie, tak szybko zniknęła. Blaise mówił nam, że jego matka postanowiła spędzić święta z nim i jej nowym chłopakiem. Ma na imię Greg, jest łysy i ma pełno tatuaży. Chyba już znałem powód, dla którego nie złożyli nam wizyty. Wygramoliliśmy się nareszcie z pociągu i podążyliśmy ku zamkowi, którego tak dobrze było stąd widać. Dygocąc z zimna, podążaliśmy ku niemu, chcąc znaleźć się w dormitoriach. Blaise, ciągle narzekał, że zaraz zamarźnie mając rozpiętą kurtkę.
- To taki styl Draco, powinieneś to zrozumieć - pokręciłem głową z niedowierzaniem i przyspieszyłem kroku, gdyż Theodore znów zaczął monolog o tajemniczej dziewczynie z Irlandii. Wszedłem do zamku i od razu poczułem jak robi mi się cieplej. Skierowaliśmy się do dormitoriów, a ja ciągle słyszałem bruneta ciągnącego fascynację tą dziewczyną.
- Matko, byście ją widzieli! Te brązowe oczy, ach myślałem, że w nich utonę! - wywróciłem oczami, chociaż w głębi duszy, cieszyłem się, że kogoś znalazł. Przeszedłem przez Pokój Wspólny i dostrzegłem Pansy. Rzuciła mi tęskne spojrzenie, a ja odwróciłem wzrok, kierując się prostu do naszego dormitorium. Wpadłem tam i od razu rzuciłem się na łóżko. Nie spałem za długo poprzedniej nocy, gdyż opracowywałem plan naprawienia szafki. W jakich godzinach dniach i jak się do tego zabrać. Wyszło mi to całkiem nieźle i wiedziałem, że już jestem bliżej wypełnienia zadania, którego tak się bałem. Nie minęło kilkanaście minut, a mnie zmorzył sen.
Obudziłem się mrugając kilka razy oczami. Zauważyłem, że nie było tu chłopaków, a to znak, że kolacja już trwała. Piętnaście po szóstej. Wstałem pospiesznie i nie zamykając drzwi oddaliłem się chcąc jak najszybciej dostać się do Wielkiej Sali. Zbiegałem po schodach, kiedy dostrzegłem niską osobę, podążającą korytarzem. Spojrzała na mnie, a ja przełknąłem ślinę.
Ubrała go.
Poczułem falę gorąca rozchodzącą się po moim ciele. Podążałem w jej kierunku, a ona w moim, będąc trochę spięta. Kiedy staliśmy naprzeciwko z siebie, rzekłem tylko:
- Ładny naszyjnik, Dowell.
Chyba ja to wzruszyło, ponieważ zakryła dłonią usta i... Objęła mnie bardzo mocno w pasie. Gdyby ktoś teraz na mnie spojrzał, zastanawiałby się, czy nie zawołać lekarza. Zmurowało mnie i nie potrafiłem się ruszyć przez parę następnych sekund. Serce momentalnie zaczęło bić mi w piersi z zaskakującą szybkością. W końcu otrząsnąłem się z szoku i również ją objąłem, a ona wtuliła się we mnie mocniej.
Tak jest w raju?
Jej słodki perfum podrażniał mi nozdrza. Usłyszałem ciche łkanie i pomyślałem, że musi być jedną z tych wrażliwych dziewczyn, czego bym się po niej nie spodziewał. Położyłem brodę na jej głowie, czując jej miękkie włosy. Czy ona może to robić codziennie? Najlepiej od rana do nocy? Cały czas? To jeden z tych momentów, których nie pragnąłem skończyć. To powinno trwać wiecznie. Tak bardzo nie chciałem, żeby mnie puściła. Łkanie zrobiło się głośniejsze.
- Ej, ej... Czemu płaczesz, hmm? - zapytałem, kiedy jej klatka piersiowa wciąż się ruszała w jednym, szybkim tempie.
- T-Tak bardzo c-ci dziękuję - wyjąkała pociągając nosem. Pogłaskałem ją delikatnie po plecach i poczułem, że przeszedł ją dreszcz. Nie wiem z jakiego powodu, lecz poczułem satysfakcję.
- No już... Cii... - uspakajałem ją, zastanawiając się, co ja zrobiłem ze starym mną. Gdyby ktoś powiedział mi pół roku temu, że tak zrobię, rzuciłbym na niego jakąś klątwę. Powoli przestała płakać i puściła mnie. Niechętnie też to zrobiłem, już za tym tęskniąc.
- I tylko dlatego płakałaś? - zadałem jej pytanie, kiedy wycierała zaczerwienione oczy rękawem swetra.
- Kupiłeś to jeszcze przed balem - stwierdziła, a ja nie miałem pojęcia co jej na to odpowiedzieć. Zastanawiałem się jak zgrabnie ominąć temat, jednak żaden genialny pomysł nie przychodził mi do głowy. Chyba zrozumiała, że raczej jej na to nie odpowiem.
- Musiał być drogi...
- Nie dbam o to - odparłem od razu, dochodząc do wniosku, że to prawie jakbym jej powiedział, że mi na niej zależy.
- Dlaczego go kupiłeś? - Sam się zastanawiam.
- Pomyślałem, że to dobry sposób, aby zażegnać nasz spór - wybrnąłem z niezręcznej sytuacji, a ona spochmurniała. Miałem wrażenie, że nie tego oczekiwała.
- Myślałam, że to się stało już dawno - Nie dawała za wygraną, a ja byłem coraz bardziej spięty. Nie odzywałem się, nie chcąc się bardziej pogrążać w kłamstwach. Zrobiła kilka kroków do przodu, stojąc bardzo blisko. Patrzyłem na nią wyczekująco. Sięgnęła do mojego krawata i poprawiła go dwoma ruchami ręki. Wstrzymałem oddech, a jej gest przyprawił mnie o ciarki. Jak zawsze.
- Zaniesiemy to Draco, na pewno będzie głod... - Zabini i Nott wyszli z Wielkiej Sali z talerzem pełnym jedzenia. Wpatrywali się w nas, a ja zapomniałem, że ona trzyma mnie za krawat i stoimy bardzo blisko. Melissa odskoczyła ode mnie i rzuciła na nich przestraszony wzrok. Wzięła z talerza, który trzymał Zabini, babeczkę z kremem na wierzchu, ugryzła ją i oddaliła się pozostawiając za sobą zapach jej perfum. Diabeł głośno się roześmiał, a Nott podniósł brwi dwa razy. Prychnąłem i odszedłem od nich. Nie mogli wyjść sali na przykład parę minut później? Podążali za mną, rozmawiając głośno.
- Patrz jaki ogier z niego. Szybko mi rośnie chłopaczyna.
- Jeszcze kiedyś będziemy sypać kwiatki na ich ślubie.
- Mam nadzieję, że będziecie mieli dobry tort, Dracze! Pamiętaj, że nie lubię waniliowego.
- W sumie ja też, więc wykreśl go z listy zakupów.
- Co będzie naszym prezentem ślubnym dla nich, Nott?
- Zastanawiam się nad kołyską, lub śpioszkami.
Przysłuchując się tej rozmowie, miałem ochotę klepnąć się z całej siły w czoło. Miałem wrażenie, że przysłuchuję się dzieciom z drugiego roku.
- Draco jest już za duży na kołyskę, a śpioszki, można transmutować w jakąś niezłą piżamkę...
- Ty masz łeb!
Miałem ochotę rzucić na nich jakieś niezbyt przyjemne zaklęcie, jednak w głębi duszy cieszyłem się,że mnie wspierają. Że nie wypominają mi, iż jest Gryfonką. Mogą żartować, najważniejsze, że w tych chwilach są ze mną.
Twoje oczy mówią co innego.
Słowa matki dały mi do myślenia. Obawiałem się tego. Obawiałem się, że jeśli ktoś spojrzy mi w oczy, po prostu wyczyta z nich wszystko. Że wyczyta prawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top