XXII
Stojąc tak bez ruchu, nadal zszokowany całą zaistniałą sytuacją, postanowiłem schować gdzieś ozdobę. Najlepiej tam, gdzie Nott go nie znajdzie. Zabiłby mnie bez zastanowienia. Tam gdzie nikt go nie znajdzie. Pokój Życzeń? Nie, jeszcze sam nie mógłbym go potem odszukać. Prywatne dormitorium. No jasne! Popędziłem w kierunku znanego mi już miejsca. Delikatnie wyjąłem naszyjnik z kieszeni płaszcza i szepnąłem hasło w kierunku portretu. Wkroczyłem pewnie do Pokoju Wspólnego, jednak nie byłem tu sam. Granger, w mundurku, z książkami pod pachą, zmierzała w kierunku swojego dormitorium. Widząc mnie, oczy wyskoczyły jej z orbit i upuściła wszystkie książki na ziemię. Zaśmiałem się cicho.
- Granger, musisz przyzwyczaić się do takich widoków - powiedziałem kąśliwie, a ona nadal stała jak wryta, a książki leżały porozwalane na ziemi.
- No nie wierzę... - powiedziała strasznie cicho, patrząc na moją prawą rękę... W której trzymałem wisiorek. Cholera, Dowell na pewno o nim powiedziała. Teraz to ja stałem sparaliżowany nie wiedząc jak to skomentować. Mógłbym po prostu odejść, zignorować ją. Ryzyko tego, że wszystko wypapla było zbyt duże.
- Kurwa - skomentowałem przeczesując włosy i przyglądając się Granger, zbierającej książki z podłogi - Nie powiesz jej.
- Gdyż? - Ton podnosił mi ciśnienie, ale nie czas teraz na nerwy - Nie powiem nic - orzekła po krótkiej chwili, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Ale...
- Wiedziałem - prychnąłem, a ona puściła to mimo uszu.
- Ale mi czemu to kupiłeś - Granger jest zbyt sprytna, nie lubiłem tego w niej. Teraz mam się spowiadać o moich uczuciach?
- Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto lubi pogawędki o dziewczynach? Lecz jak chcesz. Kupiłem go, bo chciałem wkurzyć tym Notta, bo sam chciał go kupić. Zadowolona? - warknąłem, a ona po prostu się roześmiała. Spokojnie Draco, musisz z nią dzielić Pokój Wspólny, nie ulegaj emocjom.
- Czyżby? Dobrze, skoro tak uważasz... Wszyscy jesteście tacy sami - pokręciła z niedowierzaniem głową i weszła do dormitorium. Szybkim krokiem skierowałem się do dormitorium. Co ja właściwie robię? Teraz, nawet już Granger wie, że coś jest inaczej niż zawsze. Ona się domyśla... Tylko, że nawet ja nie wiem co się ze mną dzieje. Moje zachowanie. kiedy Nott chciał kupić naszyjnik, kiedy wyobrażałem sobie ich razem... Te wszystkie sytuacje, poświadczały tylko o mojej słabości do niej. Powiesiłem płaszcz na wieszaku i zdjąłem marynarkę, kładąc ją na fotel. Usiadłem na łóżku i przetarłem twarz dłońmi. Co się ze mną dzieje? Czemu jestem taki... inny? Gdyby nie ta zmiana, siedziałbym w Pokoju Wspólnym i flirtował z każdą dziewczyną, która się nawinie i owijałbym je wszystkie wokół palca. Pozwoliłbym Pansy latać za sobą i wyznawać miłość, traktując to jako rzecz całkowicie normalną. Teraz? Olewam ją za każdym razem, nie wspominając nawet o innych Ślizgonkach. A wszystko przez jedną Gryfonkę, której nienawidziłem tak samo jak Świętej Trójcy. Jak bardzo się zmieniłem?
**
Zamek wyglądał coraz piękniej. Zawsze brudna posadzka, teraz lśniła czystością tak, że można było się w niej przejrzeć. Posągi rycerzy, oraz sławnych czarodziei, miały albo na głowie mikołajową czapkę, albo nałożono im złoty łańcuch na choinkę. Choinki wszędzie, gdzie tylko się dało, stała chociażby najmniejsza choineczka oddająca ducha świąt. To wszystko było tak piękne! Kochałam święta, ten zapach świerków, pomarańczy i pierników. Otworzyłam drzwi do Wielkiej Sali i usiadłam obok Rachel przy śniadaniu. Miała znakomity humor. Tak jak ja, kiedy zobaczyłam, że Wielka Sala też jest już przystrojona. Gigantyczne choinki, jeszcze nie ozdobione, stały w czterech kątach, oraz przed nauczycielskim stołem. Z sufitu spadał śnieg, który w połowie drugi znikał, zanim dotknął głów siedzących. Dopiero teraz zauważyłam małe chochliki kornwalijskie z miniaturowymi opaskami z rogami reniferów. Latały pod sufitem, albo przechadzały się po stołach, kradnąc miętówki, winogrona, oraz inne smakołyki. Te zwierzęta zwykle są bardzo żywe, ale jak widać profesor Flitwick, zna kilka dobrych sztuczek, żeby je poskromić. Wiem to, gdyż jestem dobra z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, uwielbiam ten przedmiot. Dowiadywać się nowych rzeczy o innych istnieniach niż nasze, to zawsze mnie fascynowało. To jedna z cech, które odziedziczyłam po tacie.
Nałożyłam sobie tosta z serem i nalałam soku pomarańczowego do szklanki. Rachel jedząc jajecznice, zagadnęła mnie nagle.
- Z kim idziesz na ten wasz bal? - zapytała przełykając właśnie jedzenie.
- Raczej tam nie pójdę. Nikt mnie nie zaprosił, a mi nie wypada - stwierdziłam. Dziewczyna zapraszająca chłopaka? To nie dla mnie.
- Już chyba masz partnera, złotko - zachichotała, patrząc się na wprost. Również tam spojrzałam. Nott nie spuszczając ze mnie wzroku, pił sok, a następnie odłożył szklankę na stół i puścił do mnie zalotnie oczko. Momentalnie wróciłam do śniadania. W sumie, nie było to najgorsze rozwiązanie.
*
- Śpiesz się Smoku - szepnął mi Diabeł do ucha. Wiem o czym mówił. Thodore'owi od razu polepszył się humor i z uśmiechem kroił naleśnika.
- A kto powiedział, że chcę z nią iść? -powiedziałem mu na ucho.
- A nie chcesz? Wolisz, żeby on z nią poszedł? Zresztą to dobra okazja, żeby dać jej wiesz co - zaproponował, a ja nie byłem przekonany co do tego pomysłu. Chyba raczej zostanę w dormitorium i pomyślę o zadaniu. Pokręciłem głową i dorwałem się do gruszki leżącej w misie.
- Jesteś straszną cipą, Malfoy.
- Radziłbym ci nie spać dziś w nocy. Kto wie? Może obudzisz się leżący nago na kanapie w Pokoju Wspólnym? - roześmiał się głośno.
- Ślizgonki miałyby ładne widoczki z rana - Tym razem ja się zaśmiałem, lecz sarkastycznie.
- Nie dodawaj sobie, ogierze.
*
Po dwudziestej poszłam oddać książki do biblioteki. Hermiona mnie poprosiła, po tym jak zobaczyła Rona z Lavender. Znowu zaszyła się w swoim prywatnym dormitorium i na pewno nie wyjdzie z niego tak szybko. Czemu on ją tak rani? Do tej pory myślałam, że oboje są w sobie zakochani. Najchętniej bym tam do niej poszła, ale przecież nie znam hasła. Słyszałam czyjeś kroki, więc ktoś musiał patrolować korytarze z prefektów. Na pewno nie Hermiona. Mimo to, szłam do przodu, starając się iść jak najciszej. Niby nic nie zrobiłam, ale miałam wątpliwości, czy nie można chodzi po korytarzach od dwudziestej, czy od dwudziestej pierwszej.
- Dowell, czemu zawsze gdy cię spotykam, szlajasz się wieczorem po zamku? - rozpoznałam ten głos bez dłuższego zastanawiania się. Dlaczego zawsze on?
- Nie wiem, może po prostu lubię się szlajać - odpowiedziałam wymijająco. Od incydentu pod gabinetem Slughorna wolałam go unikać. Chyba to zauważył i zmrużył lekko oczy.
- Podobno idziesz z Nottem na Bal Bożonarodzeniowy - uśmiechnął się kpiąco, a ja zmarszczyłam czoło. Śniadanie. Musiał mu się pochwalić, że mnie zaprosił. Więc tak chcesz grać?
- Podobno idziesz z Pansy na Bal Bożonarodzeniowy - powiedziałam z takim samym tonem. Zaśmiał się krótko i ironicznie.
- Słaby informator, Dowell.
- Doprawdy? Zresztą, ostatnio jakoś nie okazywałeś, że jej towarzystwo ci przeszkadza - Tym razem to ja górowałam. Jednak to wspomnienie nie wywoływało u mnie pozytywnych emocji. On spiął się.
- Nawet mi nie przypominaj. Rzuciła się na mnie jak jakieś zwierzę. Nie myśl, że tego chciałem - W jego głosie słychać było irytację. Postanowiłam to przemilczeć, bo już przekonałam się, że lepiej nie zadzierać z Malfoy'em jak jest zły. Nie boję się go, po prostu nie chcę dostać szlabanu przed świętami.
- Więc idziesz z nim? - dopytywał się. Dziwne, że tak bardzo go to interesuje.
- Zapytał się mnie dzisiaj po śniadaniu... Więc raczej tak - wyznałam, a on posłał mi przelotne spojrzenie, aby następnie patrzeć się w ścianę. Poczułam się trochę niezręcznie. Przeszła mi przez głowę myśl, że może on chciał... Nie... Nie, powinnam przestać mieć takie głupie myśli.
- Czemu chciałeś to wiedzieć? - zadałam pytanie cicho, a on strzepnął sobie włos z marynarki. Każdy jego ruch, taki wyważony, jakby delikatny. Przeszedł mnie dreszcz i to nie dlatego, że miałam na sobie cienką bluzkę.
- To bez znaczenia Dowell - odparł chłodno, a ja przełknęłam głośno ślinę - Ubieraj się cieplej, jest zima - rzucił, patrząc się na moją bluzkę w czarne paski i pewnym krokiem podążył w stronę lochów.
Jeśli by ktoś chciał zapytać o coś, dać mi jakieś wskazówki, uwagi lub po prostu wiedzieć kiedy rozdział, mój tt: homiesxsquad
A no i... Nie bijcie mnie za ten rozdział hahaha
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top