XVII

Nie wiedziałem co zrobić. Stała i patrzyła się na mnie. Nie ucieknę teraz, jak ostatni tchórz i tak już widziała moje oczy. Czy może być gorsza kompromitacja? Będzie mi to wypominać do końca mojego marnego życia.  Zaczęła powoli się do mnie zbliżać. Nie odrywałem od niej wzroku. Co zamierzała? Wyśmiać mnie? Mimo wszystko, to dla niej wspaniała okazja. Miała rozpuszczone włosy, które były lekko pofalowane. Ubrała czarną bluzę z kapturem i jasne, obcisłe dżinsy. Dopiero teraz, kiedy stanęła w świetle rzucanym przez lampę, dostrzegłem jej twarz całkowicie wyraźnie. Czy ja widzę.. troskę? Muszę się mylić. Dopiero co się dowiedziałem, że mnie nienawidzi. Z lekkim strachem, patrzyłem na to co robi. Zaciągnęła rękaw od bluzy, tak, że prawie nie widziałem jej palców u dłoni. Nie było aż tak zimno... Będąc ode mnie oddalona o metr, stanęła na palcach i delikatnie wytarła łzy, które spływały po moim policzku. Drgnąłem, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Ona.. Nadal nie wiedziałem co się stało i czemu tak zareagowałem na ten gest. Utkwiłem w jej, pięknych niebieskich oczach, nadal nie wiedząc jak wytłumaczyć, co się właśnie stało. Nie wyśmiała mnie. Nie wyzywała mnie, od ostatnich mięczaków. Nie pytała o nic. Rozumiała. To był pierwszy jej dotyk jaki podarowała mi dobrowolnie. Serce zaczęło mi mocniej bić, nawet nie wiadomo czemu. Dlaczego tak reagowałem na nią? Nie mogłem się oderwać od jej oczu. Chyba właśnie zrozumiała co zrobiła i odeszła trzy kroki dalej, patrząc się na mnie z lękiem.

- Prze-Przepraszam, ja nie wiem co ja... - zaczęła się tłumaczyć, a ja zbliżyłem się do niej i wskazującym palcem pokazałem policzek, którego jeszcze nie wytarła. Uśmiechnęła się najbardziej uroczo jak tylko to można sobie wyobrazić i wytarła również mój lewy policzek. Dlaczego zacząłem o niej tak myśleć? Jak.. nigdy.  Po raz drugi przeszedł mnie dreszcz. nie mogłem wyjaśnić, tego co się działo i tego jak reagowałem kiedy mnie dotykała, nawet przez bluzę.

- Mówiłaś, że mnie nienawidzisz - szepnąłem, a ona zmieszała się.

- Sama nie wiem. Po prostu nie lubię, jak ktoś płacze - To mnie zaskoczyło - A ty? dlaczego mnie nie wyśmiałeś, albo nie zwyzywałeś od wrażliwych i żałosnych Gryfonek? - zadała mi pytanie patrząc się w podłogę.

- Kim bym był? Kim bym do jasnej cholery był, gdybym tak powiedział? - odpowiedziałem całkowicie szczerze, a ona podniosła głowę. Uśmiechnęła się.

- Sobą? - zapytała, a ja pokręciłem głową.

- Nie znasz mnie Dowell. Znasz mnie tylko ze strony ślizgońskiego dupka.

- Więc jaka jest ta druga strona? 

- Taka, której jeszcze nie znasz, Dowell.

*

Mówiąc to odszedł w kierunku łazienki. Gdyby nie to, że przed chwilą moje serce złamało się na kilka kawałków i coś kazało mi otrzeć jego łzy, oraz to co mi przed chwilą powiedział, szłabym sobie dalej w kierunku pani Pomfrey. Po to tu przyszłam. Hermiona źle się poczuła, więc zaproponowałam, że coś jej przyniosę. Ale jeszcze dziesięć minut temu, nie wiedziałam, że coś takiego się wydarzy. Jakby, przełamanie tych wszystkich naszych sporów? Nie wiem, co to miało znaczyć. Nie mam pojęcia, czemu posunęłam się tak daleko. Przecież to mój wróg. Ale czy nadal nim był? 

Przemyłem sobie twarz i zdjąłem krawat. Całe emocje uleciały. I to nie dlatego, że płakałem. Przez to co się przed chwilą wydarzyło. Nadal szokowało mnie jej posunięcie. Podobno jesteśmy wrogami, prawda? Opierałem się o umywalkę i patrzyłem w swoje odbicie w lustrze. Zaczerwienione oczy, pognieciona koszula, potargane na wszystkie strony włosy. Aż dziwne, że się nie przestraszyła, jak mnie zobaczyła. Jednak uspokoiła mnie. Czym? Sam nie wiem. Czy to można było nazwać dotykiem? Jeśli nie, to nie dotykając mnie, działała na mnie zupełnie inaczej. Pansy nigdy tak na mnie nie działała. 

Po prostu nie lubię jak ktoś płacze.

Zastanawiało mnie to. Czyli nawet największemu wrogowi, zapomniałaby wszystko, ponieważ płacze? Może to po prostu była najzwyklejsza na świecie wymówka? Jednak najdziwniejsze z tego wszystkiego to to, że nawet nie skomentowała tego, że płaczę. Nie pytała, dlaczego ja, Ślizgon, po prostu ronię łzy. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i wyszedłem z łazienki.

*

Pani Pomfrey dała mi jakiś eliksir, a ja przyspieszyłam kroku. I tak trochę "zagadałam" się z Malfoy'em. Co we mnie wstąpiło? Wspinałam się po schodach na górę z eliksirem w rękach. 

Taka, której jeszcze nie znasz, Dowell.

On i druga twarz? Skąd mogłam wiedzieć, że mówi prawdę? To 'jeszcze' mnie zastanawiało. Co miał na myśli? Westchnęłam cicho. Pierwszy raz był dla mnie miły. Czy to przez to, że wytarłam mu łzy rękawem? Sama nie wiem, co mną wtedy kierowało. Może zrobiło mi się go żal? Nie interesowało mnie o co chodzi, bo wiem, że jeśli Ślizgon płacze, to musi być coś poważnego. Po prostu zaskoczyło mnie to... Że pierwszy raz był po prostu... Ludzki?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top