XIX

Wpiła się w moja usta, a ja nawet nie odwzajemniłem pocałunku, tylko ją odepchnąłem. Spojrzałem się na nią z wyrzutem nie wiedząc co się właśnie stało.

- Czy ty straciłaś rozum? Kobieto, mówiłem ci tysiąc razy, że nic nas nie łączy, a ty nadal brniesz w to samo? - Próbowałem to rozegrać na spokojnie. Ona nie pozwalała mi na to.

- Draco, proszę - W jej oczach zbierały się łzy. Jak tylko słyszałem "Pansy coś chce Smoku", "Pansy chciała coś od ciebie", "Pansy chce pogadać", dobrze wiedziałem o co chodzi. Tłumaczyłem jej za każdym razem to samo. Bajeczka się powtarza, tyle że teraz rzuciła się na mnie jak jakaś świruska. Nie patrząc na nią już więcej, wyminąłem ją, a Blaise i Nott od razu dołączyli do mnie milcząc. Dobrze wiedzieli do czego ona jest zdolna i już nawet nie komentowali tego.

- Ktoś to widział, czy oszczędziłem sobie wstydu? - zapytałem, a Zab się odezwał.

- Dowell widziała - Powiedziałem "Zaraz wrócę" i popędziłem w kierunku ich Pokoju Wspólnego. Nott posłał mi oburzone spojrzenie, ale ja udałem, że tego nie dostrzegłem. Na prawdę nie mam pojęcia co mną pokierowało. Po prostu czułem, że akurat teraz musiałem za nią pobiec. Dostrzegłem ją, była już przy obrazie Grubej Damy. Wyglądała dziś tak pięknie. 

- Dowell! -zawołałem ją, a ona się odwróciła. Nadal nie wiedziałem, co ja do cholery teraz robię. Po co za nią biegnę i chcę jej to wyjaśniać? Czy mi odjęło rozum? Ale serce podpowiadało mi, że właśnie tak muszę zrobić. Wyjaśnić wszystko. Stałem przed nią, a ona rzuciła mi zaskoczone spojrzenie. W sumie, nie dziwię jej się.

- Ja... Ja po prostu ech... - Zacząłem się jąkać nawet nie wiedząc, jak to zacząć - Pansy pocałowała mnie... Nawet nie wiem czemu, nie chciałem, żeby to tak wyglądało - Musiałem teraz wyglądać jak zdesperowane dziecko. Przełknąłem głośno ślinę czekając na jej reakcję. Ta tylko poprawiła sobie swoje cudowne, długie włosy i spojrzała mi prosto w oczy.

- Czemu mi to mówisz? - zapytała mnie. No właśnie, po co do cholery ja jej to mówię? Zmieszany, nie wiedząc kompletnie co zrobić, wzruszyłem ramionami, a ta przegryzła wargę uśmiechając się do mnie uroczo. Co się właśnie stało? 

-  Na pewno nie masz powodu? Może jednak coś by się znalazło? - zadała mi pytanie, a ja pokręciłem głową. Nawet nie zauważyłem, że była tak blisko mnie. Zaledwie parę centymetrów od mojej twarzy. 

- Nie? - zadała mi pytanie, jakby nie wierzyła w to co właśnie jej przyznałem. Ona oblizała wargi  patrząc się na moje usta. Dobrze wiedziałem co się właśnie wydarzy. Stanęła na palcach i była już coraz bliżej mnie. Nie umiałem odmówić. Z chęcią pozwoliłem jej na kontynuowanie tej czynności. Chciałem tego? Bardzo możliwe, choć w ogóle do mnie nie podobne. Dzieliły nas milimetry, ale ona nie zrobiła tego, droczyła się ze mną. Nie wytrzymując napięcia i pocałowałem ją w końcu, na co widać czekała. Całowałem się z paroma dziewczynami ze Slytherinu, ale jeszcze żadna nie dała mi takiego odczucia, jak ona. Mogłem wręcz powiedzieć, że ten pocałunek był magiczny. Wplotła jej małe ręce w moje włosy, a ja trzymałem ręce na jej talii. Nigdy jeszcze nie poczułem czegoś takiego. Serce zaczęło mi szybciej bić, a dreszcze nie przestawały nadciągać. Nie mogłam nic poradzić na to, że tak na mnie działała. Chciałem, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, żeby trwała wiecznie.

- Draco! 

Ktoś wołał mnie, a ja wstałem z szokiem wymalowanym na twarzy. Złapałem się za głowę nie wierząc w to, jaki przed chwilą miałem sen.  

- A ty co? Śniłeś o nagiej McGonagall że taki przerażony? - zaśmiał się Zab. Przejechałem ręką po twarzy i z powrotem opadłem na poduszkę wpatrując się w sufit.  Co to miało znaczyć? To było tak bardzo nierealne i niemożliwe, że aż uśmiechnąłem się z niedowierzaniem. Owszem, wytarła mi łzy, kochana Dowell i tak dalej, i tak dalej... Ale coś takiego? Bez przesady. Przecież nie mogłoby mi się to podobać. Prawda? Oczywiście, że tak. To Gryfonka, nic nie znacząca w moim życiu. Czemu miałbym ją całować? To kompletnie bez sensu, jeszcze nie dawno spłoszyłem ją z Trzech Mioteł! Draco, musisz się ogarnąć, bo zamiast zająć się tym pieprzonym zadaniem, przejmujesz się jakimiś Gryfonkami. Starałem się w takim razie zapomnieć o zajściu przed lochami, oraz o tym, kiedy płakałem, a ona się zjawiła. Próbowałem. Niestety, nie udało mi się to z pozytywnym wynikiem. Muszę przestać zaprzątać sobie tym głowę. Mam przecież o tysiąc razy ważniejsze sprawy, niż to. Ja i Dowell? Przecież to jakaś kpina. Muszę sobie obiecać, że przestanę myśleć o tych rzeczach. I o niej... 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top