EPILOG
Ten rozdział dedykuję każdemu mojemu czytelnikowi. Kocham was!
Już czas Draco.
Po tygodniu spędzonym z Melissą, zapomniałem o otaczającym mnie świecie. Siadała między moimi nogami, opierając głowę o moją klatkę piersiową i po prostu rozmawialiśmy. O wszystkim. Tak co wieczór. Mówiła mi o jej przyjaciółkach, o tym co lubi ubierać, jeść, robić... A ja słuchałem. Zawsze słuchałem. Wiem, że Rudy zerwał z Lavender i teraz Granger jest cała w skowronkach, że Melissa lubi każdy owoc oprócz wiśni, nie lubi kawy, ma uczulenie na pyłki i wtedy zawsze kicha i ma wysypkę. Dowiedziałem się, że uwielbia duże, luźne ubrania, dlatego dałem jej moją bluzę i koszulkę. Podobno w nich śpi, a ja przed snem wyobrażałem ją sobie w tych rzeczach. To musi być cudowny widok, prawda? Stwierdziła, że lubi transmutację, ale jej ulubionym przedmiotem jest Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, że nie znosi historii magii, że astronomia to dla niej najtrudniejsze wyzwanie. Poznawałem ją lepiej z dnia na dzień. Co więcej, zakochiwałem się w niej z dnia na dzień. Zatracałem się w jej uśmiechu, dotyku, pocałunkach i w tym, jak mnie przytulała. Teraz? To wszystko się skończy. Muszę wykonać zadanie. Zostać śmierciożercą. Zwykłym mordercą. Zostawię ją tutaj. Nie mam nawet czasu na pożegnanie. Nawet na to głupie "Żegnaj, Melissa". Zniknę z jej życia. Czy to przemyślałem? Zdecydowanie nie. Nie sądziłem, że to potoczy się tak szybko, że zdecydują się zaatakować akurat w ten dzień. Byłem jednocześnie przerażony, zrozpaczony i załamany. Moje życie zmieni się dzisiaj na gorsze. A ja? A ja nie miałem wyboru.
*
Harry zniknął gdzieś, więc postanowiłam go poszukać. Musiałam pożyczyć od niego pelerynę niewidkę. Potrzebowałam udać się do Działu Ksiąg Zakazanych i znaleźć potrzebne informacje do tego, by w końcu stać się animagiem. Wybrałam, iż przeobrażę się w psa. Jeszcze nie wiem jakim się stanę, ale to najlepsza alternatywa. Psy są bardzo pospolite, więc jeśli czasem musiałabym gdzieś się znaleźć niezauważona, to pies nie przykuje niczyjej uwagi. Neville powiedział mi, że ostatnio widział Harry'ego jak szedł do profesora Dumbledore'a, gdzie postanowiłam się udać. Draco poczeka, zresztą to jeszcze nie ta godzina, o której do niego przychodzę. To takie urocze jak zawsze obejmował mnie w talii i dokładnie wsłuchiwał się w moje historie dnia, albo po prostu coś o czym akurat z nim rozmawiałam. Okazywał się bardzo empatyczny, co mnie zaskoczyło. Nie wiem, czy jesteśmy razem, ale zdaję sobie sprawę, że pocałunki, obejmowanie się i przytulanie nie znaczą nic. Wręcz przeciwnie, dla mnie znaczą bardzo wiele. Włóczyłam się po zamku, mając cichą nadzieję, że akurat natknę się na roztrzepanego Gryfona. Chyba sama w to nie wierzyłam, ale nie posiadałam lepszego pomysłu na obecną chwilę. Pomyślałam, że przejdę się do Wieży Astronomicznej, tam gdzie Draco wyznał mi wszystko. To będzie od teraz moje miejsce wspomnień, powracania do przeszłości, bo od tamtej pory moje życie się zmieniło. Wspinałam się po schodach, próbując tym razem iść jak najkrótszą drogą. Im bliżej celu się znajdywałam, tym głośniejsza stawała się czyjaś rozmowa. Przyspieszyłam i stwierdziłam, że to z pewnością nie jest rozmowa. Zwolniłam, bo nie byłam pewna, czy na pewno chcę tam pójść na własną rękę.
- No dalej Draco! ZRÓB TO! - Stanęłam jak wryta, nie wiedząc jakich słów użyć. Ten kobiecy głos, wcale nie brzmiał zachęcająco. Aż przeszły mnie dreszcze, ale moja chęć odkrycia prawdy, przeważyła i postanowiłam sprawdzić źródło hałasu. Zanim zaczęłam się wspinać na wieżę dotarł do mnie męski i głęboki głos.
- Avada Kedavra - Nigdy jeszcze nie doznałam tak głębokiego szoku. Słysząc jak ktoś schodzi po schodach, błyskawicznie rzuciłam na siebie Zaklęcie Kameleona, nie chcąc by ktoś mnie zauważył. Cała się trzęsłam, nie potrafiłam zebrać myśli. To co się przed chwilą zdarzyło, to jakiś horror. Tu jest zabójca. Zakapturzone postacie wybiegły, a za nimi Bellatrix Lestrange wraz z Fenrirem Greybackiem. Rozpoznałam ich od razu, rodzice często opowiadali mi o śmierciożercach, nazwiskach i to co zrobili. Miało mnie to nauczyć wystrzegania się niektórych osób i ich rodzin. W tych nazwiskach pojawiło się również Malfoy. Kilka razy.
Wyszedł i on. Wraz z dwoma śmierciożercami i profesorem Snapem. Nie... Nie! To nie może być prawda. To niemożliwe. Nadal będąc niewidzialna podążyłam cicho za nimi, nie chcąc zwrócić na siebie jakiejkolwiek uwagi. Musiałam się dowiedzieć, co tutaj się wydarzyło. Przecież... Przecież Draco nie mógł.. To śmierciożercy! On nie może z nimi przebywać. Nie może! Łzy napływały mi do oczu. Podążając po zamku za grupą śmierciożerców czułam się oszukana. Okłamana. Zdradzona. Dotarło do mnie, że nie szanował mojej osoby tak perfidnie utajając coś tak ważnego... Pewnie byłam kolejną, którą okręcił sobie wokół palca. Oddychałam jak najciszej, a oni rozbiegli się po błoniach. Tym razem nie przejmując się niczym, cofnęłam zaklęcie i krzyknęłam na cały głos:
- NIE WIEDZIAŁAM, ŻE OD DZISIAJ JESTEŚ ŚMIERCIOŻERCĄ MALFOY! POKAŻESZ MI SWÓJ MROCZNY ZNAK? - Mój zrozpaczony wrzask usłyszało pewnie całe Hogsmeade, a on odwrócił się przerażony. Fenrir ruszył w moją stronę, a inni nawet nie zwrócili na mnie uwagi, kierując się do chatki Hagrida.
-TCHÓRZ! -usłyszałam obok siebie. To Harry! Chciałam zawołać do niego, krzyczeć, że również tutaj jestem, że wiem co się stało, ale Malfoy biegł ku mnie odpychając Greybacka i karząc mu wracać do reszty. Cała się trzęsłam. Okłamał mnie. Przez cały czas wiedział. Ciekawe od kiedy nim był? Ciekawe jak długo mnie oszukiwał? Stanął przede mną, a ja cofnęłam się z odrazą. Przypomniałam sobie, że mam na szyi naszyjnik. Zerwałam go i cisnęłam mu pod nogi.
- Co tu jeszcze robisz? Dołącz do swoich przyjaciół - wysyczałam w jego stronę, a z jego oczu popłynęły łzy. To jakiś kiepski żart.
- Chcesz mnie wziąć na litość, a później zabić? Może weźmiesz mnie jako zakładnika, dowiesz się niezbędnych dla was rzeczy i potem wypuścisz? Może to wszystko to była jakaś pieprzona gra? Chciałeś mnie wykorzystać dla swoich celów Malfoy? Ha, przecież śmierciożercy mają w zwyczaju niszczyć ludziom życie - szeptałam w jego stronę, a on patrzył się na mnie zaczerwienionymi oczami. Pełnymi bólu. Ale wiem, że to tylko maska i kolejne jego kłamstwo.
- Melissa, gdybyś tylko wiedziała wszystko... Nawet nie wiesz jak rani mnie to co mów...
- CIEBIE RANI? - wrzasnęłam, a on podszedł do mnie z zamiarem objęcia mnie. Zrobiłam gwałtowny krok do tyłu.
- Nie dotykaj mnie - wypowiedziałam te słowa, a moje serce najpewniej uległo całkowitej eksplozji. Dusiłam się łzami, cofając się coraz dalej. Nie mogłam na niego patrzeć. Upadł na kolana, wpatrując się, jak odchodzę od niego. Fenrir pociągnął go za szatę, zmuszając do powstania. Zaciągnął go do reszty. A ja zostałam. Sama. Słyszałam krzyki Harry'ego w moją stronę. Ale nie słuchałam. Patrzyłam tylko, jak Draco zaciąga ten wilkołak. Jak szarpie go. A ja? Łamię się, staczam, wiedząc, że to wszystko to zwykłe kłamstwo. Że wszystko co się wydarzyło było otoczone bańką, która właśnie pękła odsłaniając prawdziwą twarz Dracona Malfoya, którego kochałam.
*
Po pogrzebie profesora Dumbledore'a, udałam się do jego Prywatnego Dormitorium, zabrać swoje rzeczy. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie czułam się taka.. pusta. Przewrócił moje życie do góry nogami, potem odchodząc zostawiając tylko wspomnienia, które okazały się nic nie warte. Bez znaczenia. Szłam tam z obrzydzeniem, niechęcią i poczuciem, że tam mieszkał ktoś, kto przyczynił się do zabójstwa najlepszego dyrektora, jakiego do tej pory miał Hogwart. Nasz profesor od eliksirów okazał się być zabójcą. Każdy uczeń ubrany w czarne szaty, przemieszczał się po korytarzach bez ducha. Bez życia. Sunęli, jakby wypłynęła z nich cała radość, jakby dementor złożył na nich swój pocałunek... Więc jak musiałam wyglądać ja?
Otworzyłam drzwi do ich Pokoju Wspólnego, podając wcześniej hasło. Przeszłam szybko przez pomieszczenie, otwierając ostrożnie drzwi do dormitorium chłopaka. Nienaruszone. Dźwięki gramofonu docierały do moich uszu. Najwyraźniej się zaciął, a ja nie mogłam już słuchać jednego dźwięku powtarzanego w kółko. Starając się zbytnio nie rozglądać po pokoju, aby nie przywoływać żadnych wspomnień, podeszłam do urządzenia i podniosłam igłę, kładąc ją z powrotem na płycie. Do moich uszu dotarł tekst znanej mi piosenki:
If you leave me, then I will be afraid of everything.
K O N I E C C Z Ę Ś C I P I E R W S Z E J
Moi drodzy...
Miałam napisać jeszcze kilka rozdziałów... Ale zbędne przedłużanie tego na siłę, mijałoby się z celem. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, i że jesteście ze mną od początku, do końca tej części. Muszę przyznać, że to ff dało mi na prawdę wiele radości. Czytając wasze komentarze, patrząc ile jest wyświetleń, czy też gwiazdek pod rozdziałem. DZIĘKUJĘ KAŻDEMU, kto dawał gwiazdki, komentował rozdziały, czy też po prostu czytał moje ff nie ujawniając się w żaden sposób. Brak mi słów, nie sądziłam, że kiedykolwiek, osiągnę coś takiego. To tylko i wyłącznie dzięki wam! Nawet nie wiecie, jaka to była przyjemność pisać dla was tę część. Po prostu chciałam wam podziękować za to wszystko, za to, że byliście przez ten czas ze mną.
Do zobaczenia, w drugiej części! Mam nadzieję, że się tam spotkamy! Kocham was! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top